∂αи¢ιиg!
fifty day
•••
— Cisza! — zawołała kobieta, która na pewno była po pięćdziesiątce, zwracając uwagę każdego nastolatka, który stał przy lustrze, żywo dyskutując. W jednej chwili w pomieszczeniu zrobiło się cicho. — Cieszę się, że wreszcie zwróciliście na mnie uwagę — sarknęła, obrzucając wzrokiem piętnastoosobową grupę.
— Dojebie czymś — szepnął James po spuszczeniu głowy, by kobieta nie zauważyła, że się odezwał. Siedząca obok niego Natasha, najlepsza baletnica w szkole, a zarazem jego przyjaciółka, uniosła jedynie kąciki ust.
— Nie potraficie słuchać — oznajmiła, poprawiając czerwoną chustę. To była jakaś niepisana zasada, posiadanie tego elementu garderoby przez te osoby. — Nawet teraz nie skupiacie się na mnie, kiedy do was mówię. Ale mam pomysł.
Ma pomysł, przebiegło przez myśl Barnesa, a zdanie to miało w sobie tyle jadu i znieważenia, że sam poczuł się niekomfortowo. Kobieta popatrzyła na niego, co jedynie spotęgowało obawę wypowiedzenia tego na głos, ale sądząc po braku reakcji kolegów i koleżanek, nic takiego nie miało miejsca. Ale nie zdziwiłby się, gdyby czytała w myślach. Kiedy była zła, przypominała czarownicę.
Pomysł zawierał przedstawienie tańca w parach. James czuł się niesamowicie swobodnie z tą myślą do momentu, w którym zrozumiał, że nie będzie on tańczył z Natashą. Madame Rede sama zaczęła dobierać pary, niewiadomo w jaki sposób i dlaczego akurat tak, ale zrobiła to, wybijając z rytmu cały świat Barnesa. Bo nie spodziewał się, że będzie musiał tańczyć w parze z chłopakiem. Nie, żeby miał coś przeciwko temu, uwielbiał doświadczać nowych rzeczy, ale bardzo nie spodobał mu się fakt, iż jego partnerem został obiekt jego chyba westchnień, niesamowicie cichy i profesjonalny Peter Parker. Nawet Romanoff nie była tak profesjonalną jak on, a była n a j l e p s z ą tancerką, jaką kiedykolwiek widzieli nauczyciele.
Ale nie narzekał. To znaczy, oczywiście, że to zrobił, ale w myślach, z uśmiechem na ustach witając się bardziej oficjalnie z szatynem i próbując zagadać w bardziej uwodzicielski sposób. Nie wyszło. Jak zawsze zresztą. Ale to nic, mieli na to dwa tygodnie, James mógł zapoznać się z nim i odkochać się, bo kto to widział, żeby chłopak był z chłopakiem.
No cóż, tak się nie stało. Kiedy patrzył na delikatne, płynne ruchy nastolatka, pochłoniętego i zawładniętego przez muzykę, jaka rozbrzmiewała w sali, tracił rozum. Wykonywał ustalone ruchy poprawnie, to prawda, ale nie zastanawiał się nad nimi tak bardzo, jak powinien. Peter absorbował całą jego uwagę.
Podzielił się tym z Natashą. No i co z tego, to normalne, że coś do niego czujesz, powiedziała wtedy, marszcząc brwi. Cieszył się, że tak uważała.
Po dwóch tygodniach przyszedł czas na prezentację. Peter nerwowo uderzał palcami o kolano, pozwalając uspokajać się przez Jamesa i poderwał się zaraz, gdy zostali wywołani przez kobietę.
Więc weszli na scenę. Ustawili się w niewielkiej odległości od siebie, przybierając odpowiednią pozycję i spojrzeli na siebie kątem oka, posyłając ostatni uśmiech przed wejściem w rolę. Kiedy rozbrzmiały pierwsze takty łagodnej, aczkolwiek smutnej melodii, twarze zaczęły wyglądać jak wyryte w kamieniu, nie dające żadnych poszlak, wskazówek dotyczących emocji, jakby zostały wyprane. Ale nie potrzebowali się uśmiechać. Nie potrzebowali przekazać emocji mimiką twarzy, gdy potrafili zrobić to ciałem.
A ich język był piękny. Harmoniczne ruchy współgrały ze sobą, tworząc obraz czystej namiętności, obraz dwóch kochanków o których historii nikt nie chciał napisać. Każdy krok miał znaczenie, gest własną symbolikę, a dotyk tylko to wszystko podsycał i uzupełniał, tworząc piękny kontrast świata rzeczywistego i wymyślonego przez nich. Gdy James tylko mógł, patrzył prosto w oczy Petera, wmawiając sobie, że te rumieńce spowodował on, a nie wstyd, który Parker czuł, tańcząc z drugim chłopakiem przed publicznością. Kłamstwo, ale jakie piękne i cudowne, w mniemaniu Barnesa, się zdawało.
Dlatego gdy skończyli, ciężko oddychając i zbierając gromkie brawa, zdziwił się, gdy Peter nie pozwolił chwycić się za rękę.
— To tylko taniec, nie? — powiedział wtedy, zmieszany jak cholera, patrząc gdzieś obok Jamesa i wzruszając ramionami. — Między nami nic nie ma?
— Oczywiście, że nie. Tylko taniec — skłamał, bo wiedział, że to chciał usłyszeć młodszy, i uśmiechnął się tak, że nawet głupi stwierdziłby, że jest smutny.
Ale Peter nie był aż tak spostrzegawczy. Albo po prostu nie chciał być.
••••••
oh wow, napisałam to w dosłownie 25 minut???? potężny wynik, 670 słów, ktoś może policzyć, ile wychodzi słów na minutę, bo ja nie potrafię X D
offspringofHelios zgodnie z życzeniem
[NIE WIEM, CZY WY TEŻ TAK MACIE, ALE JA MAM WRAŻENIE, ŻE NIE JEST TO NAPISANE PRZEZE MNIE I–]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro