gαмιиg/ωαт¢нιиg α мσνιє!
thirty third day
[siema, totalnie zmieniłam ten rozdział, bo był obrzydliwy xoxo]
•••
— Do jutra, miłej zabawy! — zawołał z uśmiechem Peter, patrząc, jak grupa Avengersów opuszcza budynek. Natasha pomachała krótko chłopakowi, podobnie jak Clint i Steve. Bruce, nieco poddenerwowany, nie zwrócił na niego uwagi i tylko Tony wbił podejrzliwe spojrzenie w młodego.
— Jeśli usłyszę od Friday, że coś przeskrobałeś, nie będziesz miał tutaj wstępu, zrozumiałeś? — zapytał, mrużąc lekko oczy. Peter pokiwał twierdząco głową, dając tym samym znać, że doskonale rozumie przekaz bruneta. — I pilnuj Jamesa. Albo niech on ciebie pilnuje. A najlepiej, to pilnujcie siebie nawzajem.
— Tony, przecież oni zostawali już we dwójkę w wieży — przypomniała Pepper, przewracając oczami. — Daj im spokój i chodź już — dodała, lekko pociągając mężczyznę w stronę wyjścia.
— Mam was na oku — rzucił jeszcze Stark, zanim wyszedł z budynku, głośno zamykając drzwi.
Peter z niewiadomych sobie powodów postał jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, wsłuchując się w dźwięk odpalanego silnika, a następnie ruszającego samochodu. Po tym wcisnął dłonie w dresowe spodnie, związane na biodrach najciaśniej, jak potrafił, i skierował się do salonu, gdzie swoje miejsce znalazł James. Siedział przy samym końcu kanapy, opierając się o podłokietnik i oglądając jakiś film, puszczany właśnie w telewizji. Peter wiedząc, że brunet już na pewno zorientował się o jego obecności w tym pomieszczeniu, nawet nie próbował go przestraszyć, co lubił robić, gdy był w pobliżu Starka. Podszedł więc do kanapy i bardzo efektownie usiadł po środku, dość blisko Jamesa.
— Co oglądasz? — zapytał, wbijając wzrok w jednego z mężczyzn na ekranie. James westchnął, jakby został właśnie wybudzony z drzemki.
— Nie wiem — odpowiedział, wbijając wzrok w szatyna. — Chciałeś iść z nimi, co?
— Odrobinę. — Wzruszył ramionami. — Chcesz zagrać ze mną na konsoli?
— Pewnie.
Peter wstał więc z kanapy i podszedł do niewielkiej szafki pod telewizorem. Z jej środka wyciągnął dwie konsole bezprzewodowe i po zmienieniu ustawień w telewizorze i włączeniu gry, wrócił na miejsce, podając kontroler starszemu, obok którego usiadł dziwnie blisko.
— W co będziemy grać? — James podciągnął jedną nogę do klatki piersiowej, wbijając wzrok w profil nastolatka.
— W „Need for Speed” — odpowiedział nieco znudzonym głosem, wciskając się w oparcie kanapy. — Zgniotę cię — dodał z zadziornym uśmieszkiem, który bardzo spodobał się Jamesowi.
— Możesz pomarzyć — oznajmił rozbawiony Barnes, czekając, aż Peter wybierze im samochody i włączy wyścig.
Już po chwili James przekonał się, że to on może pomarzyć o wygranej, bo Parker bardzo wziął sobie do serca walkę o zwycięstwo i nie miał zamiaru dać starszemu choćby cienia szansy. Palce zwinnie skakały po przyciskach kontrolera, w który praktycznie w ogóle nie zerkał. James kątem oka widział, jak w skupieniu zagryza koniuszek języka lub dolną wargę i nie mógł się powstrzymać od zagrania nazbyt nieczysto. Akurat pokonywali obydwoje ostatnie kółko, więc bez wahanie złapał za brodę osiemnastolatka i przekrzywił głowę Petera w swoją stronę. Zignorował zdziwienie, wymalowane na twarzy młodszego i przycisnął lekko usta do ust szatyna. Poruszał nimi powoli, spijając pocałunek z zaróżowionych warg brązowookiego, napawając się tym, że może to zrobić i nie zostanie odepchnięty, a jednocześnie zachowując trzeźwość umysłu, która była mu w tym momencie cholernie potrzebna.
Akt niespodziewanej czułości trwał właściwie tylko kilka sekund, po których James jakby nigdy nic odsunął się od młodszego, chwytając mocniej kontroler i z łatwością prześcigając Petera, a także przejeżdżając jako pierwszy przez linię mety. Parker natomiast z szeroko otwartymi oczami, wbitymi w ekran telewizji, nie był zdolny do podjęcia walki o drugie i ostatnie miejsce.
— Miło się z tobą grało — rzucił James, odkładając obok kontroler. — Musimy to kiedyś powtórzyć — dodał, wstając z kanapy i jakby nigdy nic się przeciągając, zanim ruszył w stronę pokoi.
James nie zdążył przekroczyć progu salonu, gdy Peter wstał, wołając za nim „dupek”. A nawet to nie przeszkodziło Barnesowi w ponownym podejściu do młodszego.
••••••
no, i to da się normalnie przeczytać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro