fαℓℓιиg ιи ℓσνє!
twenty eighth day
•••
— Halo? Michelle?
— A kogo się spodziewałeś, skoro zadzwoniłeś na mój numer, głąbie?
Peter zachichotał, słysząc cenną uwagę przyjaciółki. Tak, to zdecydowanie było w jej stylu.
— Taa, głupio zacząłem rozmowę — przyznał, przekręcając się z brzucha na plecy. — Mam jutro przyjść do Starka.
— Super. To jakaś konkretna sprawa? — zapytała brunetka i Peter niemal od razu poczuł się wywyższony, słysząc zaciekawienie w głosie rówieśniczki.
— Nie wiem. Nie mam pojęcia, po co mnie wzywa i stresuje mnie to — powiedział, nawijając włosy na palec wskazujący.
Powinien już je ściąć. Urosły za długie i zaczęły się skręcać w dziwne loczki, do których nie był absolutnie przyzwyczajony.
— No to idź spać, szybciej ci minie czas — stwierdziła nastolatka, na pewno wzruszając teraz ramionami.
Peter nie byłby jednak sobą, gdyby specjalnie nie przeciągnął rozmowy, więc rozłączyli się dopiero po trzech godzinach, gdy zegar w telefonie wybił godzinę pierwszą nad ranem. A nawet wtedy nie chciał sie poddać, próbując zatrzymać siedemnastolatkę na wszelki sposób.
Był w trakcie opowiadania kolejnej bezsensownej rzeczy, kiedy usłyszał charakterystyczne bipnięcie, symbolizujące zakończenie rozmowy.
Uśmiechnął się lekko, dziękując w myślach za sobotę i odłożył telefon na szafkę nocną. Kręcił się chwilę po łóżku, zanim zasnął, a nawet wtedy miał wrażenie, że jednak nie do końca śpi całkowicie.
Obudził się kilka minut po ósmej, wywabiody ze swojego pokoju stukaniem jakichś naczyń. Przywitał się z May, nie szczędząc śpiących uśmieszków i w jej obecności zjadł śniadanie, opowiadając jej przy okazji co się działo u niego w szkole. Lubił takie poranki, kiedy po prostu byli we dwójkę i spokojnie prowadzili konwersację pozbawioną większego sensu.
Godzinę później wchodził do windy, pisząc zawzięcie wiadomości do Michelle.
— Tak teraz zachowują się nastolatki? Wiszą w telefonach i nie widzą poza nimi świata? — zapytał nagle ktoś po prawej i Bóg Peterowi świadkiem, że ani przez sekundę nie zarejestrował towarzystwa drugiej osoby.
— Nie, oczywiście, że nie. Znaczy, może część tak, ale ja się do niej nie zaliczam — odpowiedział z lekkim uśmiechem, chowając telefon do kieszeni jeansów. Wtedy też zmusił się do spojrzenia na swojego rozmówcę.
Coś narzuciło sercu Petera większe tempo pracy. I chłopak był pewien, że tym czymś były ciemnobrązowe tęczówki wysokiego bruneta, który z szarmanckim uśmiechem przyglądał się jego osobie.
— Faktycznie, bo przecież wcale nie spędziłeś kilku minut na stanie przed budynkiem i odpisywanie komuś — stwierdził nieznajomy iście rozbawionym tonem, sprawiając, że Peter zmarszczył lekko brwi.
— Czy pan mnie śledził? — zapytał szatyn, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
— To zabawne, że nie bierzesz nawet pod uwagę, że mogę być od ciebie starszy na przykład o dwa lata — stwierdził, odbijając się od ściany. — Nie, nie śledziłem cię. Mojego kolegę rozbawił twój widok.
— Dobrze wiedzieć, że kogoś bawię — stwierdził Parker, przewracając oczami. Mężczyzna zaśmiał się.
— Jestem James i zapewniam, że nie jestem żadnym starszym panem. — Puścił oczko młodszemu, postępując krok w jego stronę.
— Peter — powiedział z wahaniem nastolatek, przekręcając delikatnie głowę.
— Miło było cię poznać, Peter — stwierdził, wyginając usta w najpiękniejszy uśmiech, jaki było dane Parkerowi zobaczyć.
James nie dał mu szansy na odpowiedź – drzwi windy się otworzyły, a on wyszedł, zostawiając Petera samemu sobie. Chłopak poczekał, aż z powrotem niewielki pokoik się zamknie i wyciągnął telefon, gorączkowo wybierając konwersację z Michelle.
— Michelle — sapnął, gdy tylko odebrała połączenie. — Chyba się zakochałem.
•••
jutro napiszę lepiej, słowo offspringofHelios ._
[o co zakład, że wcale tak nie było]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro