ѕℓєєριиg ιи!
eighth day
[brak konkretnego au]
•••
— Uciszcie się wszyscy — powiedział zmęczonym głosem Steve, przecierając poszarzałą twarz dłońmi. — Zostajemy dzisiaj tutaj, wynająłem nam trzy dwuosobowe pokoje, dogadajcie się, kto z kim chce być.
— Już chcesz pakować nas w związki? — zakpił James, obrzucając blondyna dość szyderczym spojrzeniem.
Ten wyjazd zdecydowanie nie przypadł do gustu dwójce długoletnim przyjaciołom, którzy niemal od początku misji praktycznie rzucali się sobie do gardeł. Znaczy, kto jak kto – Steve, bądź co bądź, wciąż starał się zachować spokój. Barnes natomiast nawet nie udawał, że próbował to zrobić.
— My chyba bierzemy we dwójkę — mruknął Sam, obrzucając wzrokiem Rogersa. — Lepiej, żebyście nie przebywali w jednym pomieszczeniu całą noc — dodał, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Świetnie — parsknął James, rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę Kapitana Ameryki. — To ja biorę pokój z młodym — oznajmił, kładąc metalowe ramię na barkach osiemnastolatka.
Chłopak obrzucił zdziwionym wzrokiem dłoń mężczyzny, ale nie zareagował jakoś specjalnie na to, co powiedział. Wszyscy wzięli to więc za nieme zgodzenie się, więc blondyn rozdał klucze i już po chwilę cała szóstka kierowała się po schodach w stronę pokoi hotelowych.
Peter obserwował, jak Clint z Natashą idą równym krokiem w stronę jednego z pokoi, cicho ze sobą rozmawiając. To samo zrobili Steve i Sam, którzy dość nerwowo komentowali zachowanie Jamesa. Brunet natomiast walczył z kluczem, z jakichś powodów nie mogąc trafić do zamka.
— Daj — powiedział cicho szatyn, domyślając się, że na głośniejszą uwagę cztery pary oczu zwróciłyby ku nim spojrzenie.
James nie miał zamiaru walczyć, toteż oddał młodszemu przedmiot, opierając się o framugę. Chłopak czuł się odrobinę skrępowany tym, iż brunet tak bardzo obserwował jego palce, ale mimo to szybko udało mu się zwolnić blokadę w drzwiach. Gestem dłoni zaprosił mężczyznę do wejścia, a sam podniósł torbę, które przedtem zsunęła mu się z ramienia. Mimo tego i tak wszedł pierwszy, bo Bucky był zbyt uparty, by nie wpuścić najpierw nastolatka.
Pokój hotelowy nie należał do największych, ale nie był też zupełnie mały. Ładne, proste wnętrze skutecznie przypominało o nie największym standardzie budynku, co jednak nie zmieniało faktu, że Parkerowi od razu spodobał się wystrój – połączenie czarnych mebli z białymi elementami zdecydowanie go urzekł. Podszedł więc do łóżka położonego bliżej dużych okien i po postawieniu torby na podłodze, przechylił się do przodu, by grawitacja mogła zadziałać. Z dość głośnym stęknięciem uderzył ciałem o materac, natychmiast zamykając oczy. Nie lubił hotelowych pościeli – nie były z tego samego materiału co te w domu i wcale tak samo nie pachniały. Peter już wiedział, że nie będzie to przespana noc.
— Suń się — mruknął James, klepiąc nastolatka w łydkę. Na jego ustach wykwitł bardzo mały i krótki uśmiech, kiedy licealista z udawaną niechęcią do ruchu przekręcił się na plecy, by zrobić starszemu więcej miejsca.
— O co pokłóciłeś się ze Stevem? — zapytał z wahaniem Peter, kładąc dłonie na brzuchu.
— O pierdołę, jak zwykle — mruknął Bucky, siadając na łóżku. — Mam wrażenie, że w ogóle mnie nie rozumie. Że po tym czasie zapomniał, kim jestem — dodał po cholernie długiej chwili milczenia, pochylając się do przodu. Jego plecy zgarbiły się, gdy oparł ręce o kolana.
— Powiedz mu to. Porozmawiaj z nim — zasugerował chłopak, patrząc, jak szczęka starszego zaciska się mocno.
Odkąd ściął włosy, Peter dostrzegał na jego twarzy więcej rzeczy. Maleńką bliznę pod nosem, dokładniej z lewej strony. Pieprzyka w okolicy prawego oka. Coś w rodzaju zacięcia się po, prawdopodobnie, pierwszym goleniu. Nie mógł też nie pomyśleć o tym, że zwyczajnie przerażał go fakt, iż w ogóle to zauważył.
— Nie mam najmniejszej ochoty — mruknął, lustrując pomieszczenie wzrokiem. Oprócz kilku mebli, aneksem kuchennym i łazienką, chowającą się za ciemnymi drzwiami, oczom Jamesa rzucił się wiszący na ścianie telewizor. — Możesz podłączyć się do niego telefonem?
— Pewnie tak — mruknął w odpowiedzi Peter, podnosząc się do siadu. — Dlaczego pytasz?
— Pooglądałbym ten film, którym mnie molestujesz już dłuższy czas — stwierdził ot tak, wzruszając ramionami.
Było już po dwudziestej pierwszej, więc po wzięciu szybkich prysznicy, obydwoje znaleźli się w swoich łóżkach, oglądając Gwiezdne Wojny. Peter znał ten film niemal na pamięć i choć bardzo chciał, nie mógł się na nim aż tak bardzo skupić. Jego wzrok wędrował do bruneta, który uważnie śledził akcję produkcji. Kołdra przykrywała jego ciało do połowy brzucha, na którym trzymał splecione ręce i, o Boże, Peter dałby wiele, by to jego palce przeplatały się z tymi Jamesa. Zarumienił się na samą myśl o tak egoistycznym marzeniu, choć nie do końca był pewien, w której jego części znajdowało się coś samolubnego. Potarł lekko policzki, odwracając wzrok w kierunku ekranu i z szokiem zauważył, że powoli zbliżali się do końca. Poczuł się niewiarygodnie głupio z faktem, że przez cały film przyglądał się mężczyźnie.
Cóż, odkąd między nimi zaczęło kreować się coś w rodzaju przyjaźni, do Petera nagle uderzyła myśl, że wcale nie widział Jamesa jako materiał na przyjaciela. Już dawno temu oswoił się z myślą, że w jego mniemaniu dziewczyny nie były pociągające. To jednak było coś innego – tym czymś był James. Parker dobrze wiedział, jak inne orientacje były traktowane za czasów drugiej wojny światowej, toteż nawet nie próbował otwierać się przed Barnesem. Boże, on nie miał pojęcia, jak Parker potrafił się nakręcić na zwyczajne wspomnienie dwudziestosześciolatka, nie mówiąc o samym widoku. Czasami z trudem powstrzymywał swoje ciało przed podejściem czy zwykłym wyciągnięciu w jego stronę ręki.
— Niczego nie zrozumiałem — oznajmił nagle James, głośno ziewając. Gest ten podłapał od razu Peter, zasłaniając usta dłonią.
— Rano ci wszystko wytłumaczę — powiedział z uśmiechem chłopak, odłączając się telefonem od telewizora. Pilotem wyłączył sprzęt. — Padam już na twarz — dodał, choć wcale nie było to prawdą. Chciał po prostu zasnąć, zapomnieć, że myślał tylko o dłoniach Jamesa na jego ciele, o ustach starszego, o tym, co czym marzył zrobić za każdym razem, jak go widział... Znowu policzki ozdobił piekący rumieniec.
— Ja też — przyznał James, wstając do siadu, by poprawić poduszkę. — Więc dobranoc, Parker — rzucił i choć licealista nie widział jego twarzy, wiedział, że ten się uśmiecha.
— Dobranoc James — powiedział Peter, odwracając się plecami do mężczyzny.
Peter jeszcze przez kilka chwil nasłuchiwał, jak materac Jamesa skrzypi przez jego gwałtowne poruszanie się, a kiedy wreszcie przestał, odetchnął. Naciągnął kołdrę na ramię, zmuszając się do zamknięcia oczu, ale nawet to nie pomogło mu w zaśnięciu. Ostatecznie przeleżał w takiej pozycji około pół godziny, modląc się, by sen już przyszedł. Ale cóż, to nie była wycieczka, gdzie specjalnie zmuszali się do wytrwania do rana, a on nie miał przy sobie Michelle, która wpakowałaby się pod jego kołdrę, bo o to prosił. Dziewczyna jako jedna z nielicznych wiedziała o jego problemie z nocowaniem w innych miejscach i wiedziała, że czyjaś obecność pomaga mu w zaśnięciu. Wiedziała też doskonale o jego orientacji i często sama się śmiała, że bezpieczniej jest jej leżeć w jednym łóżku z nim, niż w otoczeniu kilkunastu dziewczyn.
Chłopak podniósł się na przedramionach, przeczesując włosy palcami. Spojrzał w kontur łóżka, który rysował się trzy metry od niego w ciemnościach i zagryzł dolną wargę. Co mu szkodziło spróbować?
— James? — wyszeptał, strzelając nerwowo palcami. — James, śpisz? — zapytał, zanim zdołał ugryźć się w język.
Nie przemyślał tego, więc właśnie w tej chwili postawił na niepewną część dalszych wydarzeń ich znajomość i wszystko to, co udało im się razem osiągnąć.
— Nie — mruknął dość niewyraźnie mężczyzna, co znaczyło, że Parker musiał go obudzić. — Co jest? — zapytał zachrypniętym tonem, przecierając twarz prawą ręką.
— Mógłbym spać z tobą? — zapytał na jednym wydechu, czując, jak serce niemiłosiernie mu przyśpiesza.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho. Peter myślał, że James z powrotem zasnął, ale tak naprawdę bruneta po prostu zamurowało. Zrozumiał to, gdy materac zaskrzypiał.
— Nie bierz tego do siebie młody, ale nigdy w życiu — wydusił po chwili, odchrząkując. — Skąd w ogóle to pytanie? — zapytał dość podejrzliwym głosem jak na kogoś, kto został obudzony.
— Bo, ja, uh, wiesz, nie potrafię nocować poza domem i... nieważne, zapomnij, idź dalej spać — powiedział nerwowo, gwałtownie odwracając się do mężczyzny tyłem.
Peter zakrył dłońmi twarz. Jak mógł być tak głupi? Jak w ogóle mógł pomyśleć, że James się zgodzi? Miał ochotę się rozpłakać nad tym, co zrobił, jednocześnie nie mogąc wydusić z siebie nic na wzór płaczu. Jego policzki znowu nabrały ciemniejszego koloru, gdy wciąż odtwarzał w myślach to, co powiedział James. Wcale mu się nie dziwił, kurwa, przecież sam zareagowałby tak samo.
Huragan wrzeszczących myśli został przerwany przez nagłe ugięcie się materacu jego łóżka. Spiął się, trzymając otwarte szeroko oczy i wstrzymał oddech, gdy poczuł chłód na plecach przez podniesienie kołdry. Na bank Peterowy oddech przyśpieszył, kiedy poczuł tuż za sobą ciało starszego, który jakby nigdy nic oplótł brzuch szatyna, przyciągając go bliżej siebie.
— A teraz śpij — wymruczał, a jego oddech owiał kark nastolatka. Wzdrygnął się, czując go, ale poza tym, nie zrobił zupełnie nic.
To była naprawdę bardzo przyjemna noc w obcym miejscu.
••••••
ehznejznenzk nie wiedziałam za bardzo jak ugryźć sleeping in, ale już x tygodni temu widziałam ostatnią scenę w głowie i po prostu musiałam jej tutaj użyć 😳✌🏻
enyojujcie to urwisy, offspringofHelios napisz coś hot w sleeping in, będzie śmiesznie, mówię Ci
[mamy 13 sierpień, czyli jakieś pięć miesięcy po pierwszej publikacji i wciąż się śmieję z tego, że opis twarzy jamesa to mój ryj XDDD]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro