∂σιиg ¢нσяє αяσυи∂ тнє нσυѕє!
twenty ninth day
•••
— James — powiedział Peter, stając w progu salonu, w którym mężczyzna próbował skupić się na rysunkach. Mężczyzna podniósł głowę znad kartek, wbijając wzrok w młodszego. — Nasze mieszkanie to burdel.
— Nie widziałem żadnego napaleńca oprócz ciebie, więc w czym problem? — zapytał mężczyzna, odwracając się w stronę szatyna.
Dwudziestolatek przewrócił oczami, szybko podchodząc do Jamesa, by ten nie zaczął wytykać mu czerwonych policzków i opadł na jego plecy, od razu wsuwając palce we włosy starszego.
— Lubię, jak tak robisz — stwierdził brunet, przymykając oczy, gdy tylko opuszki Parkera zaczęły zataczać koła na jego czaszce. — Więc o co chodzi z tym burdelem?
— Musimy posprzątać — westchnął szatyn, opierając głowę o kark starszego. — Nigdy nie chciałem zabrzmieć jak May, zmuszasz mnie do paskudnych rzeczy, Jimmie — mruknął z udawaną złością Peter, popychając lekko starszego.
— Masz rację — stwierdził Barnes, ciężko wstając od stolika. — Twoje zamiatanie okruszków skarpetką pod szafkę już nie przynosi pożądanych efektów — dodał, stając twarzą w twarz z młodszym.
— Odezwał się mistrz porządków — mruknął Peter, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
— Nie chcę psuć twoich dziecięcych marzeń, ale to ja ścielę zawsze po nas łóżko i sprzątam po tobie, kiedy wracasz z uczelni — przypomniał ze śmiechem, zamykając Parkera w niedźwiedzim uścisku, który wydusił z chłopaka głośne stęknięcie.
— Okej, jestem nieznośny — przyznał, przewracając oczami. — Teraz chcę to naprawić, więc pomóż mi z tym — dodał, całując starszego w brodę, bo tylko tutaj mógł aktualnie złożyć pocałunek.
— No to zacznijmy od łazienki — oznajmił po chwili James, puszczając dwudziestolatka z objęć. — Sam chciałeś, nawet nie narzekaj.
— Przecież nic nie mówię — stwierdził nadwyraz spokojnie, smętnym krokiem podążając do łazienki.
Peter usilnie próbował się zamknąć, nie narzekać na wycieranie półek z kurzu, mycie kafelków czy szorowanie prysznica. Wykonywanie tych czynności absolutnie nie leżało w spektrum rzeczy lubianych, toteż nie zadowalał się nimi w żadnym stopniu. Pocieszający w tym wszystkim był jedynie fakt, że James był razem z nim. Zagadywali się nawzajem i tak jakoś mijał im czas sprzątania łazienki. Dawno przepełniony kosz na śmieci dostał nowy worek, a oni po raz pierwszy nie kłócili się, kto zrobi pranie. Na dodatek puste butelki po żelach i szamponach również pożegnały łazienkę. Nawet nie musieli udawać, że kiedyś pamiętali o ich wyniesieniu, bo zdawali sobie sprawę, że o istnieniu opakowań zapomnieli dawno.
— Co robisz Jimmie? — zapytał Peter, kiedy mężczyzna otworzył myte przez szatyna drzwi kabinowe.
— Chcę wyczyścić słuchawkę — odpowiedział, unosząc kąciki ust ku górze. Jego ręka powędrowała jednak w stronę kurków.
— James, nie — powiedział Peter, jednak to wcale nie powstrzymało bruneta przed puszczeniem zimnej wody. — James, przestań! James! — krzyknął, gwałtownie nabierając powietrze, gdy tylko lodowate krople zaczęły spływać po jego sylwetce.
— To za wczorajsze wydziwianie — oznajmił wesoło Barnes, wreszcie zatrzymując lecącą wodę. Nawet nie czuł bólu w przedramieniu po licznych uderzeniach Parkera, satysfakcja skutecznie go przysłoniła.
— Nienawidzę cię — warknął, odgarniając z twarzy mokre włosy. — Spadaj, dzisiaj już się do ciebie nie odzywam — dodał, kiedy rozbawiony James próbował go pocałować.
— Jeszcze zobaczymy, czy dzisiaj się do mnie nie odezwiesz — stwierdził James, puszczając oczko w stronę młodszego i po prostu wychodząc z pomieszczenia. — Idę ogarnąć kuchnię!
Peterowi nie pozostało więc nic innego, jak ściągnąć mokre ubrania i uknuć niecny plan zemsty.
••••••
cienszko mam ochotę napisać coś 😳😏 ale jednocześnie jestem jak eww 🤢 cO ZA GŁUPI WIEK
offspringofHelios dZISIAJ JA JESTEM PIERWSZA!!!!!
[update: minęło tylko to, że chcę napisać o seksie]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro