Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hands Up!

Wiatr mocno rozdmuchiwał jego długie kosmyki włosów, które co rusz wpadały mu do oczu lub ust. W normalnych warunkach zapewne przejąłby się tym, złoszcząc na złośliwe podmuchy powietrza, zabawiające się jego już i tak niesforną czupryną, teraz jednak nie bardzo rejestrował ów fakt. Myślami bowiem był w zupełnie innym miejscu, a można było się nawet pokusić o stwierdzenie, iż również w innym czasie - co prawda nie tak odległym ale jednak.

Czasami doprawdy myślał, że pech był jego nieodłącznym towarzyszem, który niczym cień depcze mu po piętach, będąc przy nim zawsze, nawet jeśli go nie widział. Po takim czasie powinien już się do niego przyzwyczaić, traktować jak coś oczywistego i wręcz witać go z otwartymi ramionami, najlepiej nadając mu imię, jak to robił w dzieciństwie z wyimaginowanymi przyjaciółmi. A może w rzeczywistości to faktycznie był jeden z jego dawnych kumpli, który się wściekł na niego za zapomnienie jego osoby? W zamian tamten przysiągł sobie płatanie Tae psikusów tak długo, aż ten ponownie zacznie z nim rozmawiać, obiecując przy okazji, że więcej już nie zerwie ich przyjaźni.

Nie zważając jednak na przyczyny owego pecha, Tae dalej stał na środku plaży, wpatrując się pustych wzrokiem w morze. Fale z charakterystycznym dźwiękiem obijały się o wystające w dalszej odległości skały, niosąc echo po okolicy. Woda pieniła się na piasku, jakiś metr czy dwa od miejsca, w którym stał, a mewy skrzeczały nad jego głową, jakby jedna chciała drugą zagłuszyć.

Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ten dzień. Nie myślał ani przez chwilę, że będzie on idealny, bo bądźmy szczerzy, nie istnieje uniwersalna definicja "idealności". To co dla jednych było czymś obrzydliwym i ohydnym, mogło być uznawane u innych za rzecz najpiękniejszą na świecie, a działało to w obie strony. Nigdy także nie zastanawiał się nad znaczeniem czy dokładnym objaśnieniem tego słowa, gdyż nie uważał tego za potrzebne, przyjmował wszystko w sposób neutralnych choć subiektywny, zresztą jak większość ludzi, i było mu z tym bardzo dobrze. Jednakże chyba nikt nie uważał serii klęsk oraz porażek, za coś choćby bliskie znakomitości, perfekcji. A właśnie tym był jego cały dzień - tragedią i kompromitacją.

Nawet nie starał się zaprzestać powielania co rusz wszystkich zdarzeń w swojej głowie, wiedząc, że jakakolwiek walka z tym nie miała najmniejszego sensu. W takich sytuacjach jedynie muzyka potrafiła ukoić jego dręczony umysł i rozpogodzić zasnute ciemnymi chmurami myśli. To muzyka była tym, co na codzień trzymało go w ryzach, poprawiało humor i pozytywnie nastawiało do życia, bez niej już dawno by zwariował.

Rozwinął więc zaplątane w kieszeni słuchawki, które zawsze nosił ze sobą. Może było dziwnym słuchanie jakiegoś, tak zwanego rzępolenia w otaczającej go scenerii, ale nie należał do osób, które napawały się dźwiękami natury przy każdej możliwej okazji. To nie tak, że nie czerpał przyjemności ze słuchania wzburzonych fal czy śpiewu ptaków. Lubił czasem siąść na trawie, piasku, a nawet śniegu i chłonąć to, co otaczający świat zamierzał mu ofiarować. Teraz jednak okoliczności były nieco inne, więc i metody postępowania musiał odpowiednio do nich dostosować, a że nagrania na telefonie jako jedyne miały szansę na powodzenie... Cóż miał innego zrobić, jak nie wsłuchać się w to, czego w obecnej chwili pragnęło jego serce.

Gdy pierwsze dźwięki dotarły do jego uszu, odprężył się, dając myślom pełną swobodę w swej wędrówce. Te uwielbiały podążać za melodią i słowami, rozbudzając w jego wnętrzu ciężkie do opisania emocje, dreszcze oraz ciepło. Zawsze tak miał. Zawsze poznawał miłość do danej piosenki po drgawkach przebiegających po całym jego ciele. Gdy tak się działo, wiedział, że utwór powodujący ten nie do opanowania odruch, pochłonie go, skonsumuje, zagnieździ się w jego sercu i pozostanie tam na zawsze, a w sytuacjach takich jak ta będzie go wołać i błagać o ponowne włączenie.

Toteż i tym razem słuchał słów, wraz z melodią, które jak zawsze potrafiły wywołać choć niewielki uśmiech na jego ustach. Jego intuicja nieomylnie podpowiadała mu utwory, które wyciągały go z dołka i bolesnej zadumy. Przecież nie było w końcu aż tak źle, prawda? Mimo, że nic nie ułożyło się po jego myśli tego dnia, zawsze mogło być gorzej. Bo nawet jeśli się ośmieszył (nie raz), to nikomu krzywdy nie zrobił, nikogo nie obraził, czyli klęski ostatecznej nie poniósł. Zawsze bowiem była nadzieja, że jednak jeszcze wszystko uda mu się odratować i naprawić. Ale czy nie była to wiara w ułudne? Nie wiedział. Dlatego pozostawał przy jedynej, cieniutkiej niteczce nadziei, która wciąż tliła się gdzieś w jego wnętrzu.

Nim całkowicie pozwolił zbłąkanym myślom pogalopować za melodią grającą nie tylko w jego słuchawkach ale i sercu, westchnął przeciągle, patrząc w niebo i żałując, że ominie go film, na który tyle czekał.

- Jin-hyung! Powiedz mu coś!

- Tae, uspokój się i przestań tak histeryzować.

- No ale powiedz mu coś!

Starszy jedynie westchnął, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jakakolwiek ingerencja w te głupie dysputy nie miała najmniejszego sensu, ale z racji bycia najstarszym, czuł się się odpowiedzialny za te dzieciaki - a przynajmniej tak wszystkim wpajał. W rzeczywistości miał już dość jazgotu Taehyunga i pisków Jimina, którzy nie mieli o czym rozmawiać na początku nowego semestru, jak o Kevinie. No doprawdy, do świąt było spokojnie ze dwa miesiące, więc mogliby sobie na ten czas darować, a nie wydzierać się na cały kampus i przyprawiać go o migrenę.

- Widzisz, Tae? Tylko ty lubisz bardziej pierwszą część Kevina, wszyscy wolą drugą, gdy siedzi w Nowym Jorku. - Niższy powiedział z triumfalnym uśmiechem na ustach.

- Chyba śnisz...

- Taka prawda, pogódź się z tym w końcu. Jako jedyny jesteś fanem jedynki - kontynuował rudzielec. - W dodatku wszyscy na dobrą sprawę mają już dość Kevina. Mo
gliby nakręcić jakiś nowy film świąteczny. Może tym razem fantastyczny? Jin-hyung, co myślisz o saniach Mikołaja ciągniętych zamiast reniferów przez małe smoczki, które...

Reszcie się już Taehyung przestał przysłuchiwać. Jak mógł, skoro znów został zgaszony głupimi teoriami Jimina na temat domniemanej mniejszej popularności pierwszej części Kevina względem drugiej? Przecież to było niedorzeczne. Najgorsze jednak było to, że i tak już nikt nie chciał z nim na ten temat rozmawiać, i nawet niższy, który uwielbiał ten film, miał dość. Każdy inny z jego przyjaciół już dawno odpadł.

No ale co mógł poradzić, że dosłownie szalał na punkcie Kevina? Jedni siedzieli w kuchni godzinami, wypróbowując nowe przepisy kulinarne, drudzy marnowali czas na graniu w LOLa czy inne głupoty, a on mógł bez przerwy oglądać małego McCallistera ratującego święta. Potrafił nawet w środku wakacji urządzić sobie mały maraton, zasłaniając przy tym roletami okna i odpalając małe lampki, które przez cały rok leżały u niego na półce. Wtulał się wtedy w swoją poduszkę i pił cynamonowe kakao, nie zważając na gorąc panujący na dworze - rytuał był niezmienny od lat i jakieś tam upały nie były w stanie go zmienić.

Żałował tylko, że nie znał nikogo z takim samym zamiłowaniem do owej produkcji jak on sam. Już dawno temu stwierdził, że jeśli kogoś takiego spotka, będzie ta osoba najbliższą jego sercu, a z biegiem czasu jedynie się w tym fakcie utwierdzał. Bał się tylko, że życia mu na poszukiwania nie starczy, bo z każdym kolejnym miesiącem było coraz gorzej, a ilość nowych ludzi w jego otoczeniu zaczynała się zmniejszać, przez co tracił powoli wiarę w znalezienie bratniej duszy. Bądź co bądź kryterium było co najmniej oryginalne i wyśrubowane, żeby nawet nie rzec, że dziwne oraz karkołomne. Nie pozostawało mu nic innego, jak mieć nadzieję, że jednak ta osoba gdzieś jest i czeka na niego.

Uśmiechnął się do swoich wspomnień, które za każdym razem pojawiały się w jego głowie, gdy myślał o Kevinie. Bowiem jakby nie patrzeć, wszystko od niego się zaczęło i teraz zarówno przez, jak i dzięki niemu znajdował się w obecnej sytuacji. Ba, gdyby nie on, zapewne przez najbliższe dziesięć lat (jak nie całe swoje życie) nie wybrałby się w zimie nad morze, bo któż normalny odwiedza takie miejsce, gdy wieje i piździ? Raczej niewielu jest takich wariatów, a Tae na pewno się do nich nie zaliczał.

Ale jednak tam stał i patrzył się pustym wzrokiem przed siebie.
Sam.
A chciał przecież przyjść w to miejsce ze swoim chłopakiem, który nie raz opowiadał mu o pięknie tego zakątka, jednak Taehyung nie umiał obecnie go dostrzec. Może było spowodowane to obecną porą roku? W końcu szare niebo i mroźne powietrze nie zachęcały do niczego, co miało związek z wyjściem na dwór. Ale może wpływ na owy brak uroku wynikał z nieobecności osoby, dla której przyjechał do Busan? Mimo wszystko obstawiał tę drugą opcję.

Naprawdę starał się, aby owy wyjazd wypadł jak najlepiej. Robił wszystko co w jego mocy, by odpowiednio się zaprezentować, bowiem oficjalne spotkanie z rodzicami swojego ukochanego było czymś, co zasługiwało na odpowiednie wyróżnienie. Dlatego też specjalnie na tę okazję zaopatrzył się w ubrania mniej krzykliwe i kontrowersyjne, jak te które zwykł nosić na co dzień. Musiał prosić Jina-hyunga, by mu pomógł, bo tylko jemu w tejże kwestii ufał bezgranicznie, a ponadto chciał zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi. Wiedział, że ten kochał go nawet w tych "szmatach" - jak to lubił mawiać Yoongi, ale nie chciał zrobić na teściach (oby kiedyś!) złego wrażenia przez głupie ciuchy. Dlatego poświęcił się i przemęczył pół dnia ze starszym, łażąc po centrum handlowym i dobierając coś bardziej stosownego na imprezę świąteczną.

Efekt był chyba zadowalający, zważywszy na iskierki w tych ciemnych oczach, w których już miesiące temu utonął bezpowrotnie, zatracony w bezdennym oceanie miłości. Rodzice chłopaka również nie mieli zastrzeżeń co do jego ubioru, więc chociaż w tej kwestii nie zawiódł, ale chyba była to jedyna rzecz, która mu się udała. Wszystko inne zdecydowanie mógł wrzucić do pudełka z podpisem "katastrofa".

Zaczęło się oczywiście niegroźnie przez ochlapanie zupą obrusa, co nie byłoby niczym wielkim, gdyby owa plama nie zajmowała jednej trzeciej powierzchni materiału. Jednak incydent ten każdy zbył śmiechem i obrócony został w zwykły żart. Później jednak seria tego typu gaf ciągnęła się, jakby końca nie miała, gdyż jedna goniła drugą. A to przejęzyczenie, które zabrzmiało co najmniej niegrzecznie. To znowuż wymiana poglądów, która wyraźnie nie spodobała się gospodarzowi, sądząc po srogiej minie. A fakt, że jeszcze przy tym się niesamowicie stresował, wcale nie pomagał, bowiem tak mu ręce drżały, że nawet spokojnie posiłku zjeść nie mógł. Co gorsza chyba na wpół pełen talerz, który poszedł do zwrotu, został opacznie zrozumiany przez matkę chłopaka, zapewne jako niesmacznie przyrządzony posiłek. I jakby tego było mało, na końcu chcąc pomóc uprzątnąć naczynia ze stołu, potknął się o dywan, tłucząc przy tym w drobny mak pamiątkę rodzinną. Doprawdy gorzej być nie mogło.

Dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji, ulotnił się z domu, zasłaniając się nieodebranym połączeniem od własnej rodzicielki. Stał więc na plaży, wzrok utkwiwszy gdzieś hen za horyzontem i wsłuchiwał się w muzykę, która z każdą mijaną minutą, powoli koiła zszargane nerwy. Jednak czy całkowicie się jej uda go uspokoić?

Unknow number
Kevin sam w domu. (10:37)

Taehyung rozejrzał się dookoła, nim znów spojrzał na wiadomość. Jakiś nieznajomy gość do niego pisał i to chyba jeszcze szyfrem. Ktoś się pomylił czy to kolejny wariat?

(10:41) Słucham?

Unknow number
Na pytanie Kevin sam w domu czy w Nowym Jorku, odpowiadam: Kevin sam w domu. (10:42)

Nie no, zdecydowanie jakiś świr. Kto normalny w ogóle tak zaczyna rozmowę? I co on ma na to odpowiedzieć?

Toteż Taehyung stwierdził, że pozostawi owe "wyznanie" bez odpowiedzi, nie zaprzątając sobie głowy idiotami. Jednak łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, bo nie wiedzieć czemu, przez kolejne godziny myślami wciąż wracał do dziwnej wiadomości.

Pod wieczór dał za wygraną i wziął telefon do ręki. W końcu miał dać się porwać chwili, zwłaszcza jeśli tyczyła się ona Kevina, prawda?

(19:12) OK
(19:12) Ale czemu?


Chrzanić to, najwyżej przestanie odpisywać jeśli osoba po drugiej stronie okaże się być psycholem.

Świr
Czemu jedynka? (19:13)
No przecież jest lepsza... Dwójka to tylko powielenie pomysłu z pierwszej części. Może i lekko podrasowane, ale już niczym nie zaskakuje.
No i Kevin sam w domu ma ten dreszczyk prawdziwych świąt, czego brakuje w drugiej części. (19:13)

Takiej odpowiedzi się nie spodziewał, lecz ku jego zdziwieniu była ona wręcz identyczna, jak ta której sam udzielał na owe pytanie. Więc albo to przeznaczenie i poznał swą bratnią duszę, albo ma stalkera.

(19:21) Ach...
(19:21) To spoko


Nie wiedział za bardzo, co jeszcze napisać. Jednak wyjaśnienie tego kogoś zrobiło na nim większe wrażenie, niż sam chciałby przyznać, tylko nie wiedział czy było to spowodowane przerażeniem, czy może jednak zaintrygowaniem.

Taehyung przeturlawszy się na łóżku, ukrył głowę w poduszce i wydał z siebie jęk skonfundowania połączonego z niemocą. Drażniło go odczuwanie mieszanek tak różnych emocji, które buzowały w nim niczym wulkan, gotowy do erupcji.

Creepy stalker
Harry czy Marv? (19:23)

Oho, chyba jednak szybko się ta konwersacja nie skończy. Temu komuś zdecydowanie zależało na ciągnięciu rozmowy, skoro zadał takie pytanie.

A Taehyung nie byłby sobą, gdyby nie odpowiedział.

"Może jednak coś z tego będzie" przemknęło mu jeszcze przez myśl, nim całkowicie pogrążył się z pisaniu z tajemniczą osobą.

Podążając za słowami opanowujące całe jego ciało, uniósł ręce w górę, wierząc w każde słowo przewijające mu się przez umysł.

"A-yo! Uwierz w swoje możliwości
wznosząc obie ręce do nieba
w stronę swoich marzeń, hands up!" *

Tak też uczynił, mając przy tym nadzieję, że jednak wszystko jakoś się ułoży, a z rodzicami Jeona kiedyś się dogada. Może nie teraz, bo jednak ani pierwsze wrażenie, drugie czy nawet dziesiąte nie było pozytywne, to w końcu jakimś cudem uda mu się ich do siebie przekonać. Dlatego też wierzył, że kiedyś nadejdzie taka chwila, kiedy wywrze na przyszłych teściach dobre wrażenie.

Wtem poczuł dłonie na swych biodrach i silny tors dociskający się do jego pleców, przyprawiający go o niemały atak serca. Wzdrygnął się i napiął wszystkie mięśnie, rozluźniając je jednak po kilku sekundach, rozpoznawszy sylwetkę osoby stojącej za nim. Po chwili także doszedł do jego nozdrzy silny zapach perfum mężczyzny, kojarzący mu się jedynie ze spokojem i miłością. Naparł więc grzbietem na umięśnioną klatkę piersiową i wtulił się w jedyne ciało, które samą obecnością potrafiło załagodzić wszystkie czarne myśli.

Jedna z dłoni powędrowała wzdłuż jego boku, lekko masując każde dotknięte miejsce, aż doszła do słuchawki w uchu, którą z niezwykłą delikatnością wyjęła.

- Znów uciekłeś i słuchasz swojego muzycznego ukojenia? - Wyższy mruknął mu wprost do ucha, wywołując przy tym przyjemne dreszcze.

Taehyung w odpowiedzi tylko mruknął na potwierdzenie, a uśmiech zawitał na jego ustach, gdy duża dłoń bruneta, powędrowała do tej jego i lekko ją ścisnęła. W tym momencie nie były potrzebne żadne słowa. Wiedział, że Jungkook czyta z niego jak z otwartej książki i kochał to. Kochał to, że nie musiał nic mówić, a drugi mimo tego i tak go rozumiał, i tylko on.

- Chodź, wracamy. - Po kilku minutach ponownie odezwał się wyższy. - Rodzice wołają nas na Kevina, bo wiedzą jak bardzo go uwielbiamy.

I może wyjazd nie zaczął się tak, jakby tego sobie życzył, ale wiedział, że ma u boku najwspanialszego człowieka na świecie, który niegdyś stanął na głowie, by móc go poznać. Teraz natomiast ciągnął go lekko za rękę, w kierunku swojego domu rodzinnego, gdzie czekali na nich jego rodzice, którzy kiedyś będą i dla Tae rodziną.

Toteż Taehyung uśmiechnął się do siebie, podążając za swym ukochanym, a w głowie krążyły mu słowa, kiedyś usłyszane od swojego przyjaciela.

"Jakoś to będzie, Kim. Jeśli nie teraz to może później, ale jakoś to będzie."

I Tae szczerze w to wierzył.

* trans cr: Hello Mate @ youtube

----------------------------------------------------------------------------------------------


Od dłuższego czasu miałam ochotę na jakiegoś soft ficzka, tym bardziej slice of life.

Hope you like it~

Zapraszam do ☆ i komentowania^^

Wszystkiego dobrego w nowym roku i spełnienia marzeń, kochani.

Miłego dzionka~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro