Rozdział 18
Rozdział 18 - sen?
(...)
Twój POV:
- Hanako... Ty też mnie kochasz?
Stałam tam, prubując przetworzyć to, co właśnie powiedział, to były takie same słowa jakie powiedział do mnie Tsukasa. Odtwarzałam je ponownie w mojej głowie, słysząc je z synchronizacją.
Kocham cię.
Czy naprawdę mnie oboje kochają? A ja kogo kocham?
Dbam o nich obu...
Tsukasa jest taki opiekuńczy i miły dla mnie, i stara się dla mnie jak najlepiej. Hanako, cóż, upewnia się, że wszystko jest w porządku i pociesza mnie. Oboje troszczą się o mnie.
Ale kogo kocham? Moje uczucia są takie zagmatwane!
W tym momencie Tsukasa ponownie wszedł do łazienki, uśmiechając się. Jego uśmiechnięta twarz przybrała jednak poważny wyraz, gdy przejmie i Hanako od góry do dołu.
Hanako stał blisko mnie, ściskając mnie za ramię, a jego twarz była lekko różowa.
- [Twoje imię], chodź tutaj. - Tsukasa przemówił, w jego oczach było widać gniew, potem znowu szeroko się uśmiechnął.
- G...gdzie jest Kou?
- Mm, zaopiekowałem się nim. A teraz chodź do mnie.
Przebiegłam koło Tsukasy, lekko go odpychając. Spojrzałam w dół korytarza, rozglądając się za Kou.
Wtedy go zobaczyłam. Leży na ziemi, z głowy leciała mu krew. Wygląda na to, że został znokautowany.
- Mówił ci takie podłe rzeczy [Twoje imię], więc musiałem dać mu nauczkę. Zasługuje na to, nie sądzisz?
Hanako też wybiegł z łazienki, razem ze mną podszedł do Kou.
- Tsukasa, dlaczego musiałeś go znokautować? - Powiedział Hanako, odwracając się, by spojrzeć na swojego brata.
- Och, Amane, znokautowanie to jedno, ale zabicie go, hmm, myślisz, że bym to zrobił?
Tsukasa uśmiechnął się podchodząc do mnie i wziął moją dłoń w swoją.
Hanako spojrzał w dół, zszokowany i zaskoczony.
- Tsukasa...
- Chodźmy, [Twoje imię]. Chcę z tobą porozmawiać w pokoju klubowym.
- Nie... Tsukasa, nie chcę...
- Więc czego chcesz kochanie? Zostać z Amane?
- Nie, po prostu nie! - Odepchnęłaś Tsukasę, biegnąc korytarzem.
To było tak dużo. Oboje mnie kochają i praktycznie o mnie walczą! Yashiro chce Hanako dla siebie, a nawet okłamała Kou! Do wszystko jest takie zagmatwane.
Kontynuowałam bieg. Biegnij, biegnij...
Biegłam.
Po prostu biegłam, chciałam po prostu uciec od tego zamieszania.
- Cóż, [Twoje imię]...? Jak długo potrwa, zanim mi odpowiesz?
Moje oczy gwałtownie się otworzyły.
- Huh?!
Podniosłam głowę i znalazłam się na mojej lekcji matematyki. Spałam na biurku...
- Przepraszam, Tsuchigomori-sensei! O co mnie pan pytał...?
- Nieważne. Po prostu uważaj i nie śpij na lekcji.
Spojrzał na mnie od góry do dołu, po czym odwrócił się plecami do klasy i pisał coś na tablicy.
Wzdycham. Spałam. Czy to był sen? Podskoczyłam słysząc głośny dźwięk dzwonka.
- Koniec zajęć.
Tsuchigomori-sensei rozejrzał się po wszystkich, gdy zaczęli opuszczać klasę. Potem jego oczy utkwiły we mnie, kiedy go mijałam.
- [Twoje imię], czy coś jest nie tak?
Odwracam się, żeby na niego spojrzeć.
- N...nie, wcale, dlaczego pan tak myśli?
- Wyglądasz trochę blado. Może powinnaś odwiedzić pielęgniarkę i trochę odpocząć.
Kiwam mu głową wychodząc z klasy i idąc korytarzem.
Sen...? To nie mogło być, prawda? Prawda?
Prawda?
______________________________________
(...)
483 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro