Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzydzieści sześć

Sasori przystanął w miejscu, a zaraz za nim pozostała dwójka. Przypatrzył się chwilę sześciu mężczyznom w strojach shinobi stojącym w miejscu, w którym powinien być informator. I tyle jeżeli chodzi o wierność. Z pewnością został przekupiony. Ktoś naprawdę głupi musiał przebić cenę, jaką otrzymywali szpiedzy Akatsuki. Z wyjątkiem Kabuto Yakushi'ego, który nie dostawał za to ani grosza.

Pain jak zwykle zacznie zrzędzić, pomyślał jeszcze bardziej zirytowany. Pełzł tutaj sporo kilometrów, parę dni od swojej pracowni po to, by odkryć, że tamta pchła zdezerterowała i nici  informacji. Zasuhi znów miała nad nimi wszystkimi przewagę. Nic jednak nie wskazywało na to, by byli to jej ludzie. Spojrzał na niecierpliwą Hanae.

- Bierz ich- wydał komendę, jak do psa, ale napięcie i pragnienie akcji sprawiło, że dziewczyna to zignorowała.

Zawarczała wściekle i przybrała postać ogromnego wilka, co wzbudziło lekką odrazę ze strony Deidary, szybko przypomniał sobie, że to nadal Hanae Inukai. Ta irytująca znawczyni sztuki z niewyparzoną gębą. Parsknął pod nosem, gdy wilk zbiegł z pagórka, na którym obaj jeszcze stali i dobiega do jednego z shinobi. Przez zaskoczenie udało jej się go ugryźć w przedramię, a siłą paszczy i całego ciała sprowadzić na ziemię. Ostre kły przegryzły rękę i dostały się do krtani. Pozostali stali się czujni i przygotowali na atak wilka, krzycząc coś do siebie. Sasori przewrócił oczami na widok zamieszania, spowodowanego przez białowłosą i skinął na Deidarę.

- Dalej.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i sięgnął do podręcznego tobołka po białą glinę. Dołączając do Hanae, podrzucił wybuchające pająki jednemu z wrogów.

- Inukai!

- Nie atakować!

- Nie!

Mimo rozkazów i krzyków pozostałej piątki, nawzajem przekrzykując siebie, nikt nie zaprzestał walki. Hanae wbiła się w kolejne gardło. Sasori nie mieszał się do walki z byle płotkami. Pozwolił Deidarze ich wysadzić, a Hanae zagryźć. Przy życiu po tej masakrze ostał się jeden shinobi, ledwo żyjący, na swoje nieszczęście.

- No... dobra robota - pochwalił ich lalkarz. - Udało wam się nie zabić wszystkich. Pora na małe przesłuchanie.

Ku uciesze Hanae, przesłuchanie było jak najbardziej przesłuchaniem, a nie torturami, jakie Hidan zafundował Yodze.

- Komu służycie? - powtórzył po raz kolejny Sasori, ale mężczyzna dalej milczał. - Nie lubię czekać...

Powiedział, a Hanae od razu wbiła w nogę kunai, sprawiając, że z ust shinobi wydobył się okrzyk bólu. Dziewczyna wykrzywiła usta w paskudnym uśmiechu, co Deidarze od razu przypomniało o Hidanie. Mimo to nie dostrzegał szaleństwa w jej oczach, a coś na kształt... smutku? Dlaczego uśmiechała się przy zadawaniu bólu, gdy rozpacz wylewała się z jej oka.

- Suko! - wycharczał w końcu. - Dumna z siebie jesteś?!

- Jeszcze jak - mruknęła jak zadowolony kociak.

- Ty zdradziecko dziwko! - Deidara nie wytrzymał i sam wbił kunai w drugą nogę. Sasori spojrzał na partnera, ale nic nie powiedział. - Masz paskudny charakter... zupełnie jak ciało i twarz! Ty kurewska...

Hanae westchnęła i uderzyła pięścią w twarz mężczyzny. Ofiara splunęła krwią na jej nogi.

- Do rzeczy.

- Nie wstyd ci? Zdradziłaś własną rodzinę! Służysz zabójcom! Nawet teraz wybiłaś moich ludzi i...

Szpony wbiły się w drewniany słup, tuż obok jego twarzy. Z przerażeniem podniósł głowę, by zobaczyć puste oko. Pozbawione emocji, zamglone. Był w tym coś strasznego, bo mimo woli przełknął ślinę.

- Rodzina, powiadasz? Ach, tak... pamiętam cię teraz. Z dworu Taidamy. Ach, więc to mój krewny utrudnia nam schwytanie Zasuhi, hm?

- Nie. Taidama sam chce dorwać tę wiedźmę - powiedział spokojniej. - Zasuhi przeszkadza w interesach. Po otrzymaniu od niej wiadomości, że do niedawna świętej pamięci Hiroshi jednak żyje, jej czyny zyskały większą wagę. Dotąd przymykano na to oko, ale skoro ma po swojej stronie twojego brata, to zmusiło Taidame do działania. - Splunął krwią na bok i kontynuował: - Według jego informacji, mieliśmy przechwycić kogoś, kto miał o niej informacje...

Hanae popatrzyła z uniesioną brwią na czerwonowłosego. Z jej spojrzenia dało się wyczytać teraz wiadomo, kto przekupił ci informatora.

- Nie wiedzieliśmy, że zjawi się Akatsuki, a zwłaszcza ty! Myśleliśmy, że Akatsuki cię szantażuje albo nie wiem, coś gorszego. Taidama zapłacił ogromną sumę za uwolnienie cię od głowy rodu i sprowadzenie do niego, ale nagle wasz przywódca unieważnił umowę, twierdząc, że nadeszła zmiana planów! Dlaczego walczysz przeciw rodzinie? Twój brat również! Akatsuki! Zasuhi! A gdzie...

- Słowo - rzuciła sucho, łapiąc go za podbródek szponami i podnosząc głowę. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. - Tylko jeszcze jedno słowo dzieli cię od tablicy nagrobnej i wiecznego spoczynku, zrozumiałeś? - W ciszy skinął głową. - Rodzina, o której tak ciągle mówisz, dla mnie nie ma znaczenia. Spójrz na moją twarz - długą grzywkę zaczesała za ucho i odsłoniła okropne blizny - i powiedz, za co mam jej dziękować? Za blizny? Za koszmary? Za życie gorsze niż więźniowie? Hm? Taidama tak bardzo chciał mnie uwolnić, gdy nadchodzi czas reprodukcji samicy, ciekawe nie? A gdzie był, gdy mała smarkata dziewczynka wołała o pomoc? Mój brat również mnie porzucił. Tym bardziej nie odczuwam więzi z rodem Inukai. Zniszczę tę rodzinę, zaczynając od Shoutaro. A Taidama zapłaci za próbę handlu mną jak towarem i swą pieprzoną obojętność w przeszłości. W tej wojnie są cztery strony: Zasuhi, Taidama, Akatsuki i Shoutaro, ale to ja zwyciężę. A wasze głowy nabiję na ogrodzenie w różanym ogródku.

- Czy wiesz coś jeszcze? - spytał zirytowany brakiem informacji i marnotrawstwem czasu Sasori. - Jeżeli to wszystko to można cię zabić.

Mężczyzna poruszył ustami.

- Ja to zrobię - odparła Hanae. Podniosła mężczyznę za ramię. - Zwłoki gdzieś ukryję. Ruszajcie pierwsi, zaraz was dogonię - dodała szybko i uśmiechnęła się drapieżnie. Akatsuki posłusznie ruszyło przed siebie.

- Zabij mnie, suko! Zabij! Staniesz się celem!

Zaciągnęła go w pobliski las. Ogołocone z liści drzewa okrywał śnieżny płaszcz. Śnieg osiadał na gałęziach i w zagłębieniach. Dziewczyna popchnęła jeńca na ziemię, upadł, szorując twarzą po śnieżnej drodze. Spojrzał na nią ze strachem i ze wściekłością. Zorientował się, że ma wolne nadgarstki. Hanae oparła rękę o bok i znudzona patrzyła na niego.

- Na co czekasz, suko? Zabij mnie!

- Zamknij mordę już, dobra? I spierdalaj stąd w podskokach.

Shinobi popatrzył na nią zdezorientowany, kompletnie ignorując dwie rany na udach, które mimo to pozwalały mu jeszcze chodzić. Wolno, ale jednak.

- Zaraz... co?!

- Otaczają mnie sami debile - powiedziała do siebie. - Spierdalaj i nie pokazuj mi się na oczy. - Wycelowała w niego dwoma palcami. - Bang! I zabiłam cię, a teraz idź się gdzieś zakopać. Nara.

Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.

- Dlaczego mnie oszczędzasz?

- Nie zrozum mnie źle. To nie jest tak, że odezwało się we mnie sumienie. Zabiłam tamtych, bo nie wiedziałam, kim byli oraz stali mi na drodze. Ale nie zamierzam mordować rodu od środka. O nie. Zacznę od korzeni. Od samego króla. Shoutaro Inukai będzie moją pierwszą ofiarą. Gdy po jego śmierci cię spotkam, zabiję. Dlatego nie zmarnuj tego, że teraz uszedłeś z życiem i nie wracaj do Taidamy. A teraz żegnam.

Zmieniła się w wilka i pobiegła. Śnieg zaczął padać tak gęsto, że nie widział już nawet jej śladów, bo zostały przykryte. Zresztą jej śnieżnobiałe futro i tak doskonale ją maskowało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro