Trzydzieści dwa
Dzika krew wrzała jej w żyłach, wołając o przyspieszenie pędu. Adrenalina dudniła w głowie, pragnąc więcej i więcej. Ta wolność, której doznawała tylko w tej postaci, zwierzęca część jej serca skakała z radości. Wiatr dmuchający w wydłużony pysk i przyjemny dźwięk wydeptywanej ziemi czterema łapami z pazurami ostrymi jak diabli.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby ten głupi mężczyzna nie otworzył jadaczki. Może Akatsuki to była tylko organizacja terrorystyczna z pokręconą wizją zbawienia świata, ale stanowili także jej miejscem, do którego mogła wracać. Niektórzy zaczęli tolerować jej obecność a nawet darzyć względną sympatią jak na przykład Deidara, Kisame czy Itachi. Opinia worka zgnilizny, wyrośniętego drzewa czy narcystycznego fanatyka jej nie interesowała. Natomiast nie była pewna relacji z Tobim czy Sasorim. A Konan i Pain tolerowali ją, bo była pożyteczna. Ale nie teraz, więc?
Gdy tylko wydepcze sobie miejsce, ktoś zaraz przyjdzie to zniszczyć. Za każdym cholery razem był to Hidan.
Zatrzymała się,dostrzegając przybitego kunai'em martwego zająca do drzewa. Po zapachu wniosła, że zwierze zginęło niedawno. Woń tajemniczej osoby była znajoma. Tylko skąd? Wilk zrobił kilka kroków w kierunku, w którym łowca poszedł. Silniejszy zapach krwi i samej osoby uderzał ze zdwojoną siłą w podświadomość dziewczyny. Kolejny zabity zając zmusił ją do myślenia. Ktoś zastanawiał pułapkę. Pytanie tylko, czy akurat na nią? Czy ktoś chciał, aby za nim pójść? To nie włożyło nic dobrego. Spodziewała się też, że Pain nie będzie cierpliwie czekać, aż się sama połasi i wróci, wyśle za nią kogoś.
Już miała zawracać, kiedy wybuchowa notka, zostawiona na pniu drzewa, swą ogromną mocą zniszczyła dwa drzewa, blokując drogę powrotną. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Dym dostał się do czułego nosa wilka, przytępiając jego zmysły. Ruszyła przed siebie, ale wokół unosił się czarny dym. Kolejna notka wybuchła, ograniczając jej drogę i kierując ją w konkretną stronę .
*****
Itachi stał na środku polanki, obserwując okolicę z lotu kruka. Kakuzu nie był zadowolony z udziału w misji, z której nie będzie żadnego zarobku. Hidan z kolei, będący sprawcą tego zamieszania, opierał się o pobliskie drzewo. Dobra, dał ciała, ale to nie było jego winą, że zamiast zachować się dojrzale, uciekła.
- I co, znalazłeś ją, Itachi? - spytał Kisame, stając obok partnera.
Uchiha pokręcił głową.
- Będę dalej szukał.
- Już nie musisz - powiedział Hidan, wskazując na północ. - Kurwa, zostawić ją na pięć minut, a już wywoła pożar w pieprzonym lesie.
- To nie Hanae. Mam ją - wtrącił się Uchiha. - Szybko.
*****
Dusiła się. Chciała uciec, ale dym drapał ją w gardle. W końcu udało jej się uciec na otwartą przestrzeń, bez ognia i dymu. Upadła na ziemię, chcąc cieszyć się każdym czystym i głębokim oddechem. Wyczuła czyjąś obecność stanowczo za blisko i zerwała się do góry.
Mężczyzna w ciemnym płaszczu wyciągnął ręce do góry w geście poddania.
- Waruj! Spokojnie, nie warcz. Dobry pies! Już, już, spokojnie.
Wilk zawarczał głośniej, podchodząc bliżej ofiary, w której wnętrznościach miał się zaraz zatopić. Dym powoli zaczął docierać i tutaj.
- Hanae! Uspokoj się!
Na dźwięk własnego imienia zatrzymała się. Mężczyzna zdjął kaptur, pokazując jej piękną, przystojną twarz z lekkim zarostem oraz ciepłymi zielonymi oczam, które patrzyły spod czarnej krzywo ściętej grzywki.
- Siad! Psia dupa, jak tresować wilka? Trzeba było słuchać ojca, a nie patrzeć panienkom pod spódniczki. - Zaczął gładzić szorstką brodę. - Niemniej nie żałuję, było co oglądać. Chociaż potem nieźle dostawałem w łeb. - Ponownie spojrzał na wściekłego wilka. - No co? Na mnie warczysz? Na mnie? Na, psia dupa, własnego brata?
Co?
Kłapnęła szczęką i szybko zmieniła się w człowieka. Mimo to źrenica wciąż pozostała pionowa.
- Twoje poczucie humoru jest tak samo martwe jak on.
- Czuję się dobrze, dziękuję. - Puścił do niej oczko. - No co, mała? Swego przystojnego, czarującego, już dawno nieprawicznego, sprytnego, bystrego, szybkiego, utalentowanego, opiekuńczego i...
- Daruj se kurwa, człowieku. Znam podobne zestawienie u innego typa i jedyne co jest prawdą to to, że nie jest prawiczkiem. Chociaż jest debilem. W dodatku nieśmiertelnym, czego nie mogę powiedzieć o tobie. - Wysunęła pazury.
- Brata... - dokończył poprzednią wypowiedź. - Jak zwykle przerywasz wypowiedź starszych. Kulturka nie wchodzi w ciebie tak prędko, jak ciasteczka mamy, co?
Uśmiechnęła się złośliwie.
- Niby jesteś moim bratem, więc powinieneś wiedzieć, że nie mogę jeść niczego innego niż surowe mięso - powiedziała z przekąsem, wysuwając pazury drugiej dłoni, gotowa rzucić się na niego. Pociągnęła nosem i skrzywiła się. - No tak. Znajomy zapach... To ciebie czułam wtedy. Jesteś koleżką Yoggi, co?
Przechyliła na bok głowę, odsłaniając ślepe oko i całą pokaleczoną prawą twarz, naznaczoną bliznami. Mężczyzna ułożył usta w dziubek.
- Co ci się stało w twarz? - Wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona cofnęła się. - Hm? Hanae? Co ci się stało w twarz? Hanae, kto ci to zrobił? - Jego źrenice zwężyły się diametralnie, niemal przypominając te węża. - Hanae czy to zrobił...
- Jeszcze słowo, a cię zabiję. Skoro trzymasz się z Yoggą...
- Trzymałem. Jakoś ostatnimi czasy mu się zdechło. - Wzruszył ramionami, jakby mówił o pogodzie. - Zaraz zostaną z nas niezłe szaszłyki lub grillowane mięsko, jeśli nie odejdziemy.
- Jesteś przydupasem Zasuhi.
- A ty Akatsuki. Bo w rodzinie nic nie ginie, prawda? Spadajmy, Hanae.
- Przestań ze mnie kpić, gnoju.
- G-gnoju?! Kurwa do brata?! Kurwa! I znowu klnę, a miałem, kurwa, być grzeczny i kur... psia dupa nie wyszło. Jasna cholera, no kobieto no!
- Do jakiego brata?! Mój brat zginął! Ale jak chcesz możesz go chuju pozdrowić!
- Od kiedy, gówniaro, klniesz?! - Pociągnął nosem. - Zaraz tu będą, chodźmy. Potem ci wszystko wyjaśnię.
- Nigdzie nie idę, ale przekaż Zasuhi, że wkrótce zginie. Taka wola Paina - wywarczała przez zęby.
- Hana... przepraszam. Ja wiem, że to tak mogło wyglądać. Upozorowana śmierć, ale spójrz mi w oczy! Nie kłamałbym! Nie okłamałbym mojej ukochanej siostrzyczki! Hana... czy to ten staruch to zrobił? Twoje oko! Jesteś ślepa! Hana, psia dupa! Mów coś!
Po policzku Hanae spłynęły lzy. Tępo wpatrywała się w mężczyznę, w którym coraz badziej dostrzegała brata. Jednak to było niemożliwe. Trzymała jego martwe ciało w ramionach. Błagała, by się obudził, a potem by ocalił ją przed karą Shoutaro. Żaden problem przybrać odpowiedni wygląd za pomocą jutsu lub po prostu dobrej stylizacji. Po takim upływie czasu to było możliwe. Jaka była prawda? Kim on naprawdę był?
- Ech... nie dajesz mi wyboru. - W jego dłoni pojawiły się senbony, ale nie rzucił nimi. Na widok ciemnych żył na ciele dziewczyny, skamieniał. - Czy to... psia dupa! Masz truciznę Yoggi. A więc to starucha miała na mysli! Hana musimy się jej pozbyć, bo twój wilk szaleje. Wracamy!
- Odejdź! - warknęła, a dym znów oplatał jej gardło, wnikając w jej ciało. Skutki trucizny ponownie dały o sobie znać. Nie widziała już jednej postaci a kilka. - Odejdźcie! Wszyscy! - Machała pazurami przed sobą, chcąc odpędzić te zjawy. - Zniknijcie! - Zatkała dłońmi uszy, próbując przestać słyszeć te głosy, oskarżenia i wyzwiska.
- Biedactwo...
- Potwór.
- Szkaradctwo...
Poczuła jak w jej ciało wbiła się jedna igła senbon, a potem wszystko zalała ciemność. Upadła na ziemię. Mężczyzna podszedł do niej, chcąc zabrać ze sobą i ocalić przed ognie. Wziął ją na plecy. Tuż za nimi pojawiła się czwórka Akatsuki.
- O kurwa. Psia dupa i znowu... nieważne. Co za zaszczyt! Słynny morderca klanu Uchiha Itachi, zdobywca serc, niekoniecznie kobiecych, Kakuzu, Jashinista Hidan i wychędożona ryba. Komitet pożegnalny pełną gębą.
- To poczucie humoru brzmi znajomo, co? - syknął Hidan.
- Wychędożona ryba, co? - powtórzył zirytowany Kisame.
- Pogadałbym z takimi legendami i w ogóle, no ale wiecie... kobiety... to narka!
- Ej, draniu! Oddawaj ją tu natychmiast!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro