Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Siedem

- Zgadzam się na przyłączenie do was - obwieściła.

- Innej odpowiedzi się nie spodziewałem.

Wstała spokojnie z krzesła, objęła się ramionami, zastanawiając się jak daleko może posunąć się w tej konwersacji. Miała jeden cel, chciała go jak najbardziej zrealizować, a przynależność do grupy szaleńców i płatnych morderców tylko ułatwiała to. Mogła się zemścić. Mogła podyktować warunki. Od chwili śmierci brata - miała szansę całkowicie zniszczyć swój klan. Od kilku lat uważała, że klan Inukai zagubił się w rękach uzurpatora. Te wszystkie zasady...

Chciała zniszczyć klan, by móc go odbudować.

- Jednak mam jeden warunek. - Pokazała mu palec wskazujący.

- Nie uważasz, że jesteś na takiej pozycji, że nie masz prawa niczego żądać? - spytał surowo Pain, lekko podirytowany nie tylko niezdecydowaniem dziewczyny, ale i jej zachowaniem, gorzej niż małe dziecko. - Czego chcesz?

- Szansy.

- Szansy na co?

- Zemstę. Chcę zabić Shoutaro Inukai.

Pain nie był ani trochę tym zaskoczony. Szczerze, zdziwiłby się, gdyby nie wyszła z tą inicjatywą. Inna sprawa, że spodziewał jej się trochę później. Prosto do konkretów. Mężczyzna uniósł lekko kąciki ust.

- Zgoda. Dostaniesz swoją zemstę.

Hanae uśmiechnęła się triumfalnie i wyciągnęła dłoń do swojego nowego szefa, który po chwili ją ścisnął. Zawarli umowę. Od teraz byli na siebie skazani. Hanae musiała wykonywać zadania Akatsuki, a domyślała się, że to znaczy, że będzie musiała robić rzeczy, z których nie byłaby dumna. Jednak zgodnie z nowym porządkiem była martwa. Zresztą nie czuła wstydu, sumienie także od dawna milczało.

Była pusta, ale jakoś niespecjalnie jej to przeszkadzało. Chciała zemsty i będzie mogła ją wypełnić.

- Konan zaprowadzi cię do twojego nowego pokoju oraz wyjaśni kilka spraw, na które powinnaś zwrócić uwagę - powiedział, siadając ponownie. Konan minęła biurko i stanęła obok rekrutki.

- Pokój? A nie cela?

Pain westchnął znudzony już tą rozmową. Dostał to, co chciał i nie widział sensu prowadzenia dalej tej rozmowy. Od chwili, gdy zobaczył jak dumnie weszła do jego gabinetu, zanim popchnął ją Kakuzu, wiedział, że jest ona uparta, ciekawska. Wszystkie cechy, które niegdyś u kogoś cenił, a teraz był ich przeciwnikiem.

- Jesteś teraz z Akatsuki, nie jesteś więźniem.

Wskazał jej dłonią drzwi, by wyszła. Konan podążyła za nią. Przez ramię powiedziała do Paina tak cicho, by Hanae będąca cztery kroki przed nią tego nie usłyszała, ale Pain już tak:

- Podobna do niego, prawda?

- Nie jest ruda - odparł zadowolony.

Konan uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Prowadziła Hanae do pokoju na czwartym piętrze. Naprzeciw niej mieszkała niebieskowłosa, a po obu stronach Kisame i Deidara. Dla świętego spokoju pokazała też kuchnię. Wyjaśniła, że istnieje kolejka kto, kiedy gotuje. Podała też godziny, kiedy zwykle jadali obiady. Śniadanie i kolacja były sprawą indywidualną.

Prawa ręka Paina kilkakrotnie podczas oprowadzania próbowała nawiązać rozmowę z samej grzeczności. Niestety jej towarzyszka nie garnęła się do rozmowy. Białowłosa wydawana się jakąś nieobecna, zgaszona, zupełne przeciwieństwo postawy, jaką prezentowała w gabinecie przywódcy.

- Nie próbuj - rzuciła oschle dziewczyna. Konan spojrzała na nią obojętnie. - Nie próbuj być ani udawać mojej przyjaciółki.

- Nie zamierzałam... po prostu chciałam, byś jakoś czuła się tu mile widziana.

- Doceniam, ale ja już zostałam ,,miło" przyjęta - odpowiedziała, nie patrząc na rozmówczynię, podchodząc do drzwi nowego pokoju. - Słuchaj... to nie tak, że ja nie chcę kumpeli czy coś, ja po prostu nie mogę. Ludzie mi zbyt bliscy zwykle umierają, także wiesz.

Otworzyła drzwi i weszła do środka. Granatowe ściany z ciemnymi meblami tworzyły ponurą kompozycję, ale jakoś nie przeszkadzało to Hanae. Jaka wioska taki klimat. Konan weszła za nią.

- Czy powinnam coś jeszcze wiedzieć?

- Akatsuki działa w grupie. Dzielimy członków i tworzymy dwuosobowe drużyny. Obecnie jest jedenaście członków.

- Co oznacza, że ja nie mam partnera.

- Zgadza się. Dlatego Pain zadecydował, że będziesz dołączana do drużyn, gdzie twój udział będzie przydatny.

Hanae wyprostowała się, jakby porażona piorunem.

- Zadecydował? Kiedy? - Zdziwiła się. Rudzielec nie miał, kiedy podzielić się tą informacją z Konan, mógł to zaplanować na wypadek, gdyby się zgodziła.  - A co on wróżbita? - Konan nie odpowiedziała. - Ciekawe. Wyobrażam już go sobie z cylindrem, a w środku biały królik i nagle krzyczy ,,Hokus pokus ze dwie żaby, zbawmy ten świat dla zabawy!" Albo... ,,Abrakadabra, bure suki jestem szefem Akatsuki!" I każda impreza jego.

Konan uśmiechnęła się, ale tylko trochę, bo żart z jej partnera co prawda był zabawny to jednak nie na miejscu. Zachowanie Hanae było dla niej kompletnie niezrozumiałe. Zachowywała jak pani świata, której wszystko było wolno. Nie czuła trwogi czy strachu przed Painem, kpiła z niego i miała czelność czegoś żądać. A jednak kobieta widziała w białowłosej coś, co sprawiło, że ze startu ją polubiła.

Inukai nie bardzo widziała się perspektywa zmieniania drużyn. Jeszcze nie daj Mędrcu Sześciu Ścieżek, że trafiłaby do Hidana i tej pacynki. ,,Miło" przyjęta? Mało powiedziane. Duszenie przez Kakuzu było doskonałym symbolem sympatii. Dziewczyna przewróciła oczami, ponownie dostrzegając cień niezadowolenia Konan.

- Możesz poruszać się tutaj swobodnie. Unikaj kłopotów.

- Należę do Akatsuki. Kłopoty będą się mnie trzymać jak ciebie cycki. - Uśmiechnęła się szeroko, a niebieskowłosa zignorowała ten komentarz. Hanae zakładała, że pod tym czarnym płaszczem musiało coś być.

- Dostaniesz płaszcz i pierścień niwelujący wszystkie pieczęci ochronne kryjówki. Na razie także wstrzymaj się z opuszczaniem tego miejsca i chodzeniem do wioski - ostrzegła ją niebieskowłosa, na co Hanae prychnęła, jakby właśnie stała przed nie członkini niebezpiecznej grupy, a własna matka, która gani ją za zwykły bałagan w pokoju.

- Nie ufacie mi.

- A ty nam - odpowiedziała automatycznie Konan, idąc w stronę drzwi. - Nie dziw się, że wolimy trzymać rękę na pulsie.

- Zdziwiłabym się, gdyby tak nie było.

Konan opuściła pokój, pozwalając Hanae opaść na łóżku i przebywać w zaciszu czterech ścian w samotności. Serce białowłosej biło jak oszalałe. Chociaż przez chwilę miała spokój i nie musiała kontrolować swoich emocji. Gdyby eskortowała ją dwójka Akatsuki mogłaby nawiać, ale z czwórką... A teraz przebywała w legowisku węży. 

Żałowała, że nie uciekła, gdy miała okazję. Mogła nawiać, to pies się nawinął i zamiast dać nogę to bawiła się w bohaterkę, a teraz...

- Jestem w dupie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro