Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Osiem

Na zegarze wiszącym na ścianie naprzeciw łóżka, wskazywano godzinę dziesiątą w nocy. Hanae stwierdziła, że pora coś zjeść. Było już dawno po obiedzie, nim jeszcze tu przybyła. Wstała z łóżka i powoli podeszła do drzwi. Nadstawiła ucho i wyczekiwała czy ktoś się nie zbliża. Na szczęście cisza. Wszędzie ona panowała, co wydawało się niewiarygodne przy osobach takich jak Hidan. Było tu cholernie spokojnie. Hanae dawno nie odczuwała takiego spokoju, jednocześnie odczuwając niepokój. Legowisko bestii.

Najciszej jak potrafiła wyszła z pokoju. Próbowała przypomnieć sobie, gdzie była kuchnia. Kilka godzin Konan jej to pokazywała. Próbowała użyć swego czułego węchu, podobnego jak ten w klanie Inuzuka, by wyczuć poszukiwane pomieszczenie. Poruszała się zwinnie, dzięki nie tylko wyuczonej, ale i wrodzonej gracji dzikiej bestii ukrytej w jej wnętrzu. Wcale nie ma tu mowy o bijuu. Bestia potężna, ale nie na tyle, by choć mogła w jakiejkolwiek kategorii z nimi rywalizować. Poza instynktem w niczym im nie dorównywała.

Gdy odnosiła wrażenie, że ktoś się zbliża, przyciskała się do ściany, by jak najbardziej się z nią scalić. Szybko odczuła brak pierścienia Akatsuki, który sprawiłby, że wszystkie pieczęci kryjówki nie utrudniałyby jej tu spaceru. Czuła się ociężała i trudno jej było oddychać, gdy mijała jeden z korytarzy. Przy drugim to okropne uczucie zniknęło. Serce biło jej jak oszalałe, ale głośniej wył tylko jej żołądek. Dziwne, że tego dźwięku nie usłyszał sam Shoutaro Inukai. Wyjrzała zza ściany i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że kamienny łuk prowadzi właśnie do kuchni.

Paliło się tu światło, więc Hanae postanowiła mieć się jeszcze bardziej na baczności. Zajrzała do lodówki i od razu stwierdziła, że jeszcze pewien czas będzie głodna, gdyż nic z tego nie nadawało się dla niej do jedzenia. Sięgnęła po czyjś sok pomarańczowy w kartonie. Przeczytała karteczkę i uśmiechnęła się złośliwie.

,,Kakuzu"

Pociągnęła kilka głębszych łyków, ciesząc się, że to właśnie tego potwora okrada z soku. Spodziewała się, że jej się może za to potem oberwać, ale wzruszyła obojętnie ramionami. Nie ma nic gorszego niż kradzież czyjegoś żarcia. Była samicą, więc potrafiła o swoje walczyć. Śmieszyło ją, jak samce również próbują okazać swoją dominację w jej wiosce. Każdy potem jęczał z bólu.

Przetarła rękawem usta i podeszła do glinianej figurki stojącej samotnie na stole. Przyglądała się postaci jaskółki z niekrytym zainteresowaniem. Szkoda, że ty nie jesteś do zjedzenia, pomyślała gorzko Hanae. Wyprostowała się gwałtownie, wyczuwając za nią czyjąś obecność.

- Kim jesteś, un? - odezwał się ktoś łagodnie, ale stanowczo. Hanae odwróciła się ostrożnie i nieco rozluźniła na widok nowej twarzy. Zastanawiało ją, co z tą osobą musi być nie tak. - A... ty jesteś ta nowa od Paina.

- Ta nowa ma imię - warknęła, opierając dłonie na biodrach.

- Dobra, niech ci będzie. Jak się nazywasz?

- Hanae - odpowiedziała, świadomie pomijając nazwisko, które póki co nic dla niej nie znaczyło.

- Deidara.

Hanae dłuższą chwilę przyglądała się sylwetce długowłosej postaci. Jasne włosy opadały na ramiona, a długa grzywka przysłaniała jedno oko. Inukai pokręciła głową i dosiadła się do stołu, naprzeciwko Deidary.

- To twoja rzeźba? - Wskazała palcem na ptaka, co przywołało na twarzy artysty dumny uśmiech. - Niesamowity. Niemal jak prawdziwy.

- Chcesz zobaczyć prawdziwą sztukę, un? - spytał, a Hanae opierając głowę na dłoni, odpowiedziała mu twierdząco. Deidara wyciągnął jedną rękę przed siebie, uformował pieczęć i krzyknął. - Katsu! - Jaskółka wybuchła, wprawiając w osłupienie Hanae.

- Co to kurwa miało być?! - wrzasnęła, ocierając dłonią ślady dymu z twarzy.

- Prawdziwa sztuka, un! Wybuch to sztuka!

Piromanka... westchnęła Hanae. Faktycznie z każdym w Akatsuki musiało być coś nie tak, nie tylko psychole, mordercy, ale i najprawdziwsze dziwadła! Skąd oni się brali?! Z jednego sklepu?!

- Dobra, sztuka to wybuch - przyznała nerwowo, czując na sobie wyczekujące spojrzenie Deidary. - I tak twierdzę, że masz talent. Trochę pojebany, ale zawsze talent. Swoją drogą nie wiedziałam, że prócz Konan są tu jakieś inne kobiety. - Zdziwiła się Hanae w chwili, gdy Deidara robił kolejną rzeźbę.

Dziewczyna wzdrygnęła się, ale z obrzydzenia, dostrzegając jak glina znika w dłoni blondyna. Pokazał jej swoją dłoń... z ustami i językiem, który mielił spokojnie surowiec. No chyba żartujesz... Dla Hanae był to idealny dowód, że źle wybrała. Mogła przejść z rąk do rąk, a potem kłami i szponami wywalczyć sobie wolność, a tak była skazana na tych szaleńców.

- Fuuuuj! - jęknęła, gdy Deidara wyciągnął do niej ,,tą dłoń" - Zabierz tego grabia albo ci go ujebię - rzuciła ostrzegawczo, a Deidara zabrał dłoń.

- Nie nazwę cię ignorantką, bo doceniłaś moją sztukę, ale czuję się obrażony, bo uraziłaś moje narzędzie pracy.

- Jesteś nienormalna! Język narzędziem... kurwa, co to ma być?!

Deidara wstał, tak samo, jak Hanae.

- Zaraz... - powiedział spokojniej Deidara. - ,,Nienormalna"? Masz mnie za kobietę?!

- Jesteś facetem?!

- Chyba widać!

- Chuja widać! - Wskazała na niego.

- O to chodzi!

- Nie w tym sensie, tranwersie! Wyglądasz jak kobieta!

- Niby z której strony, un?!

- Włosy! Twarz! Głos! - wyliczała, jeszcze kilka razy taksując chłopaka. - Myślałam, że jesteś po prostu najbrzydszą babą na świecie, więc nic nie chciałam mówić!

Patrzyli na siebie ze złością, aż ktoś postanowił im przerwać tę dziecinną kłótnię.

- Co to za hałas? - Hanae od razu rozpoznała zapach ryb i sam głos. - O, to ty. Deidara już drażnisz świeżynkę? - Zaśmiał się chrapliwie.

- Ja drażnię? Ta wariatka wzięła mnie za kobietę! - Wskazał oskarżycielsko na Hanae, na co Kisame ponownie wybuchnął śmiechem.

- Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem też cię wziąłem za kobietę - powiedział z wyraźną kpiną rekin.

Deidara poczerwieniał ze złości i wyszedł z kuchni. Hanae uśmiechała się szyderczo. To starcie wygrała. Głupio jej trochę było, że wzięła blondyna za kobietę, ale każdemu mogło się zdarzyć. Kisame skrzyżował ręce na piersi, którą zakrywała czarna podkoszulka bez rękawów.

- Co to się stało, że wyszłaś ze swej nory? Myślałem, że jak się tam zaszyłaś to spędzisz tam resztę życia, dopóki Pain cię nie wezwie.

- Byłam głodna - mruknęła, mijając go w kamiennej futrynie.

- I co? Najedzona?

- Nie tknęłam tego waszego śmieciowego żarcia - rzuciła. Tylko sok Kakuzu, ale nie powiedziała tego głośniej. - Wolę zdechnąć z głodu niż to zjeść.

- Daj spokój, nie może być aż tak źle. Tak bardzo nie chcesz tu być, że chcesz się zagłodzić?

Hanae pokręciła z niedowierzaniem głową. Miał ją za taką desperatkę? Z drugiej strony nie miał prawa wiedzieć o jej wymaganiach żywieniowych.

- Nie chodzi o smak, głód. Jeśli zjem coś stamtąd to albo będę przez długi czas zwijać się z bólu albo w bólu zdechnę i tak. Mam inne wymagania. Mogę pić, co wy, ale jeść... coś innego.

Kisame o nic nie pytał, spojrzał na jej dłonie i zauważył brak pierścienia.

- Beznadziejnym pomysłem jest tu chodzić bez pierścienia.

- Jak będę chciała rad to się do ciebie zgłoszę, dorszu. - Machnęła do niego dłonią i zniknęła za ścianą. Hoshigaki pokręcił głową.

- Chyba masz do niej słabość, co? - spytał postać skrytą w cieniu korytarza. - Nie spodziewałem się, że będziesz jej tak pilnować.

- Potrafi sama o siebie zadbać. Tylko przechodziłem.

- W porządku. Ty wiesz lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro