Jedenaście
Stali naprzeciw siebie w całkowitej ciszy. Tylko szum wody oraz szelest liści towarzyszył im w tamtej chwili. Hanae potarła wierzchem dłoni nos, uśmiechając się przy tym tryumfalnie. Spodziewała się od samego początku, że Itachi wyporzedzi partnera i pierwszy się tu pojawi. W końcu go rozgryzła - zajęło jej to trochę, ale dała radę - i zrozumiała, że jest specjalistą w iluzij i posiada naprawdę potężne oczy.
- Więc węch mnie nie oszukał - oznajmiła, opierając dłoń na biodrze. Itachi milczał, nie zrobił nawet kroku. - Jesteś Uchiha. Mam czuć się zaszczycona, że pokazujesz mi swego potężnego Sharinngana? Nie pogniewasz się, że odmówię i nie porozmawiamy w cztery oczy. Rozumiesz, co nie?
- Koniec zabawy. Wracamy.
Dziewczyna prychnęła. Tak szybko nie chciała wracać, zwłaszcza, że miała jeszcze trochę czasu, by zaznać kochanej wolności, pohasać po lesie oraz rozgryźć, z kim przyszło jej teraz dzielić dach. Złożyła dłonie i wykonała szybko kilka pieczęci, co zaskoczyło Itachi'ego, ale nie przywołało na twarz żadnych emocji. Nie wiedział, ba, nawet wierzył, że Inukai nie jest shinobi - ta kwestia nie podlegała dyskusji - ale żeby znała techniki ninja? Cóż, była użytkowniczką kekkei genkai, przez co na pewno musiała mieć swoje pokłady chakry.
Inna sprawa, że nie spodziewał się, acz brał pod uwagę tę możliwość, że potrafi nie tylko używać technik ninja, ale i z pewnością wyczuwać chakrę. Pozostawał jeszcze jeden smaczek. Rozpoznała w nim Uchihę, ale czy kiedykolwiek miała z kimś takim do czynienia? Musiała, skoro znała zapach. Tylko kogo?
Czyżby skojarzyła go z nim samym podczas ich pierwszego spotkania kilka lat temu? Stanowczo nie. Nie rozpoznawała go, po imieniu, że nie skojarzyła żadne zaskoczenie, skoro wtedy nie podał jej imienia.
Woda pod jego nogami stała się niespokojna. Tuż za Hanae ukształtował się wodny smok, który zaryczał na niego. Gdy krzyknęła, stwór ruszył na Itachi'ego, ale Uchiha szybko go zlikwidował.
Nim się zdążyła zorientować została otoczona nie tylko przez Uchihę, ale i teraz przez Kisame. Uniosła dłonie w geście poddania.
- Dobra, dobra, wygraliście - bąłknęła, wzdychając. Poznając fakt, że przed nią stał ktoś z rodu Uchiha tylko utwierdziła się w przekonaniu, że pojedynku tego nie wygra. Zwłaszcza, gdy zjawił się znów jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza.
- Czy to kolejna sztuczka? - Zdziwił się Kisame, jak łatwo poszło. - A gdzie zabawa? Myślałem, że powalczymy.
Hanae uniosła zdziwione brwi, patrząc na jednego i drugiego, wciąż nie opuszczając rąk. Dostrzegając powagę na ich twarzach, schowała je za sobą. No przecież nie będzie się z nimi naparzać w lesie, ale z chęcią by to zrobiła. Chociaż właśnie dla zabawy. Coś jednak jej mówiło, by wstrzymała swoje zapędy, bo Pain mógłby to odebrać jako akt zdrady - walka z jej niańkami.
- Zabawa? Zabawą nie nazwę jednostronnej masakry - zachichotała. - Widzisz? - Wskazała palcem na Itachi'ego. - Facet ma magiczne paczadełka! Kto wie, co on nimi widzi?! - dodała, a widząc intensywne spojrzenie zaciekawionego Uchihy, zrobiła się czerwona. - Gdzie się gapisz, zwyrolu!
- Kultura wymaga patrzenia na swego rozmówcę - odpowiedział od razu.
- Tak sobie mów. Pewnie teraz patrzysz mi pod płaszcz, zboku.
- Takie właściwości ma Byakugan.
Spojrzała na niego jak na wariata, a Kisame mocno zaskoczony z tego, aż parsknął śmiechem.
- Cholera! Itachi! Nie wiedziałem, że masz poczucie humoru. Myślałem, że zdechło razem z twoim klanem - powiedział Hoshigaki, Itachi zamknął oczy, gdy ponownie je otworzył nie było w nich tej czerwieni jego kekkei genkai, lecz ta ponura czerń.
Słowo ,,klan" odbiło się echem w głowie dziewczyny, ale wiedziała, że raczej to sprawa osobista i historia ta nie zostanie opowiedziana byle komu. Opowiedziana jej. W sumie nawet nie za bardzo interesowała ją przeszłość kogoś, kogo nie darzyła sympatią i najchętniej zobaczyłaby ją martwą.
Lub sama mordując. Poprawiła kołnierz płaszcza i zignorowała kpiącego sobie dalej Hoshigaki'ego, idąc w stronę wyjścia z lasu, prowadzącą ku Amegakure. Itachi spojrzał na nią bez wyrazu.
- Dokąd znowu idziesz? - spytał, a niebieskoskóry od razu zamilkł.
- Wracam? - Wyciągnęła przed siebie dłoń i popukała palcem w swój nadgarstek. - Tik, tak! Ja się najadłam, więc wróćmy do kryjówki.
- Czego tak naprawdę chcesz? - zapytał Itachi, gdy ignorując ich, zaczęła iść przed siebie. Zatrzymała się nie, by odpowiedzieć, ale by poprawnie zinterpretować ton, jakim przemówił mężczyzna. Chłodny i w pełni poważny.
Nie wiedziała, czy od razu wykryją zwykły blef albo znakomite kłamstwo. W sumie jej umowa z Painem była jej sprawą, więc jeżeli chciała, mogła wyjawić warunki dołączenia do Akatsuki. Sądziła, że jest im winna chociaż tyle za cudowną rozrywkę, jaką jej zapewnili goniąc ją oraz wpadając w pułapki. Czuła się, jakby znów bawiła się z bratem w lesie w pobliżu wioski.
Odwróciła się w stronę mężczyzn. Po kolei spojrzała na nich, wiedząc, że same słowa nie wystarczą. Potrzebny jej był argument przedstawiający powagę sytuacji. Rozpięła brudny od zaschniętej już krwi. Potem zdjęła lawendowy pas na brzuchu i podciągnęła do góry białą, jak jej włosy, bluzkę z nieco większym dekoltem. Pokazała im brzuch, na którym widniał duży znak oznaczający księżyc.
- Czego pragnę? Chcę zniszczyć klan Inukai i zabić Shoutaro Inukai - powiedziała i chyba pierwszy raz nie uśmiechnęła się dumnie czy złośliwie. Wykrzywiła twarz w grymasie podobnym do nienawiści i bólu. - Taki warunek postawiłam liderowi.
- Zniszczyć własny klan, ta? - Kisame spojrzał na towarzysza, szczerząc się wesoło. - Co chcesz tym osiągnąć? Zemstę?
- Nie jestem głupia - przyznała. Póki co nie dała im powodu, by zwątpić w te słowa. - Zniszczę klan, by go odbudować.
- Po co tak się trudzić?
- Gdy przyjdzie burza - zaczęła, zakrywając brzuch - i zniszczy domy, ludzie wiedzą, że dom musi być mocniejszy. Coś od nowa zrobione może być lepsze niż poprzednia forma, dlaczego? Ponieważ zauważamy błędy obecnego mechanizmu i jesteśmy w stanie uniknąć ich w przyszłości. W moim klanie nazywa się mnie ,,Księżycową Kapłanką". Ze względu na kolor włosów oraz fakt, że urodziłam się w kekkei genkai.
- Ale przecież jest innych użytkowników, co nie? - dopytywał się szczupak, ciągle nie rozumiejąc.
- Człowiek rodzi się Z kekkei genkai. Ja urodziłam się W. Może dla was to brzmi dziwnie, ale dla mnie oznacza to, że przede mną są wszystkie drogi, a nie tylko te, którymi podążają moi ludzie. Mogę wykorzystać pełnię mocy.
Itachi z uwagą patrzył, jak zasuwa płaszcz i ponownie zostawia ich w tyle. Spostrzeżenia dziewczyny odnośnie zniszczenia w celu odbudowania klanu, zaintrygowały go. Był wdzięczny Painowi, że na jego prośbę odszukał jej oraz zwrócił pokaźną sumę pieniędzy, byleby usatysfakcjonować jego samego. Oczywiście dla jednego ninja nie zrezygnowałby z takiej nagrody. Widział w tym dla siebie korzyści.
Zatem korzyścią musiało być to ,,urodzenie w kekkei genkai".
- Tak swoją drogą, Świeżynko... czym ty się żywisz? - sapnął niebieskoskóry, doganiając ją wreszcie.
W końcu uśmiechnęła się nonszalancko i powiedziała:
- Nie twój, kurwa, interes.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro