Dziewięć
Głód nie dokuczał jej jakoś specjalnie. Kilka ścisków i dźwięków godowych jak u wieloryba - na tym póki co się kończyło. Miała ochotę na coś dobrego i świeżego, ale nie pozwalali jej opuścić kryjówki Akatsuki. Konan również jakoś zwlekała z podarowaniem jej pierścienia i płaszcza. Hanae bardziej zależało na tym pierwszym; nie musiałaby znosić efektów ubocznych pieczęci założonych na to miejsce.
Leżała na łóżku i nieobecnym wzrokiem patrzyła na sufit. Wbiła sobie pazury w ramiona, chcąc zastąpić jeden ból drugim. Zaschnięta krew plamiła nie tylko jej bladą skórę ramion, ale i prześcieradło. Rany wyglądały jakby zostały zadane przez dzikie bestie.
Nie wiedziała czy cieszy się, czy jest zła z powodu, że ktoś tu do niej przyszedł. Pukanie przerwało jej bujanie w obłokach. Wstała z łóżka, a do środka weszła niebieskowłosa, trzymająca w rękach czarny płaszcz. Konan nie wydawała się zaskoczona śladami krwi i zadrapaniami.
- Masz zamiar się zabić? - spytała, kładąc starannie złożony płaszcz na komodzie. Srebrny pierścień z czerwonym znakiem położyła na wierzchu.
- Zabijam nudę. - Hanae wzruszyła obojętnie pokaleczonymi ramionami.
- W najbardziej nieodpowiedzialny sposób. Chodź - powiedziała i ruchem ręki nakazała dziewczynie iść za nią, ale najpierw miała założyć pierścień.
Będąc w posiadaniu znaku przynależności do Akatsuki, Hanae miała wrażenie, że znajduje się w ogóle innym miejscu. Powietrze wydawało się lżejsze, a korytarze jakoś niespecjalnie jej się myliły. Teraz porównując chodzenie po kryjówce z wcześniejszym błąkaniem się, uznała to za sukces, że wcześniej dotarła do kuchni. Pomieszczenie, do którego zaprowadziła ją prawa ręka przywódcy, było zaskakująco jasne i czyste.
Konan sięgnęła do jednej z szafek i sięgnęła małą buteleczkę z gazą. Podeszła bliżej do stojącej w kącie, niczym zaszczute zwierzę, Hanae. Dziewczyna spojrzała z wyrzutem na kobietę.
- Sama mogę to zrobić... - mruknęła i wyrwała z rąk Konan opatrunki.
- Zaraz potem przyjdź do kuchni. Obiad jest za dwadzieścia minut. Co prawda dziś gotuje Deidara, to jednak miło gdybyś się pojawiła.
- Dasz mi słowo, że jego jedzenie nie wybuchnie w twarz? - rzuciła konspiracyjnym tonem, co wywołało na twarzy Konan mimowolny uśmiech.
Ale nic nie powiedziała.
I wyszła.
Hanae z trudem odetchnęła i spojrzała jeszcze raz to na swoje ramiona i krew, to na butelkę. Odłożyła wszystko na miejsce i podstawiła sobie ranę pod nos. Powoli zlizywała krew. Nie miała zamiaru odkażać tego, bo wierzyła, że do ran nie dostało się ani jedno zakażenie. Zrobiła to półgodziny temu... Litości. Czy naprawdę w oczach Konan... nie, nie tylko jej. Kisame też posądził ją o celową głodówkę. Czy naprawdę każdy uważał ją za desperatkę, która w każdej chwili może odebrać sobie życie na sto dwa sposoby, byleby tu nie być?
Nie mogła powstrzymać śmiechu, bo to brzmiało tak absurdalnie! Była psychicznie silniejsza niż ktokolwiek mógłby być, więc odebranie sobie życia, a nawet posądzenie jej o to, to dla niej było chyba najgorszą obelgą. Jednak nie winiła ich za takie myśli. Nie znali ją, a ona nie miała zamiaru tego zmieniać. Dotknęła odruchowo swego ślepego oka i zachichotała.
Nikt o niej nic nie wiedział. Nawet klan. Wszystko, co wydarzyło się kilka lat temu pozostawało sekretem. Każdemu z mieszkańców wmówioną inną historyjkę, znacznie różniącą się od oryginału.
Wyszła na korytarz i próbowała ponownie odnaleźć drogę do kuchni. Dobra pamięć okazała się kolejną przydatną cechą. Jak mawiał jej brat: ,,Jeżeli po ciemku i pijany znajdziesz drogę do kibla, znalezienie jej na trzeźwego ponownie to żaden problem''.
Raz tam trafiła. Drugi raz był czystą formalnością. Znalazła się tam kilka minut później. Jak się okazało kilka minut, ale po czasie, bo wszyscy już tam byli przy tym ogromnym stole. Jedno miejsce pozostawało puste. Miejsce dla niej.
Minęła członków Akatsuki, których znała i których miała przyjemność dopiero poznać. Zajęła miejsce między Konan a Kisame. Może sama wpakowała się do paszczy wilka, to jednak miała pewność, że póki co jest otoczona dwójką ludzi, albo człowieka i ryby, którzy jej źle nie życzą.
W ciszy patrzyła jak wszyscy z lekkim dystansem pałaszują zupę Deidary o dziwnej, pomarańczowej konsystencji i drażniącym nozdrza Hanae zapachu. Białowłosa mogła śmiało powiedzieć, że czuje się jak w domu: taka sama grobowa cisza. Gdy żyli jej rodzice oraz brat zapraszano czasem na obiady gości i toczono wiele dialogów, a Shoutaro zamknął drzwi dla wszystkich poza nią i jego ludźmi. Stary, zgrzybiały piernik.
Kątem oka zaczęła nieświadomie przypatrywać się mężczyźnie, który podarował jej słomiany kapelusz. Zastanawiało ją, co się z nim stało. Podczas rozmowy z Painem już go nie miała. Pewnie musiał go zabrać z powrotem.
Zbeształa się w myślach, gdy Itachi przyłapał ją na gapieniu się. Wbiła wzrok w pustą miskę. Kolejna potrawa, która nie może być przez nią zjedzona. Pain zauważył jej brak oznak życia, jakby była nieobecna. Zupełnie, jakby siedziała tu jedna z marionetek Sasori'ego!
- Jedz - powiedział spokojnie, ale głośno i stanowczo. Hanae wyczuła, jak za tym kryje się jakaś niepowiedziana na głos groźba. Spiorunowała rudowłosego jednym okiem. - Masz zamiar się zagłodzić? Albo wykrwawić? - kontynuował. Hanae nie spojrzała na Konan, ale wiedziała, że kobieta prędzej czy później zdała pełen raport szefowi. - Słaba nie jesteś nam do niczego potrzebna.
Wysunięte pazury pod stołem wbiły się w uda dziewczyny, sprawiając jej mały ból, ale na tyle silny, by nie zrobiła czegoś głupiego, jak rzucenie się na samego Paina w towarzystwie całej organizacji. Każdy poza mężczyzną w pomarańczowej masce (bawił się łyżką i widelcem, jak dwoma samolocikami) przerwał swój posiłek, przypatrując się w jakim kierunku biegnie ta rozmowa.
- Nie jestem głodna - odpowiedziała, ale miała ochotę krzyknąć mu w twarz.
- Bzdura. Nie jadłaś niczego od wczoraj. Zjedz to. Zagłodzona jesteś bezwartościowa.
,,Bezwartościowa''.
,,Nie wykonując moich rozkazów jesteś bezwartościowa! '' - przypomniały jej się słowa.
Zdrowe, niebieskie oko zalśniło jasno, ale szybko zgasło. Hanae musiała nad sobą panować. Wstała od stołu i zamierzała wyjść, ale głos przywódcy znów ją dobiegł.
- Jeszcze nie skończyłem.
- Ale ja skończyłam! Masz wgląd do moich papierów? Zajebiście! Głodna, ranna czy niewyspana, takie drobiazgi nie wpływają na moją funkcjonalność! Nie mam zamiaru się głodzić! Ale do jasnej cholery w tym miejscu nie ma niczego, co nadawało się dla mnie do jedzenia! Przecież wiesz... - powiedziała nieco ciszej. Uśmiechnęła się szaleńczo. - Właśnie... ty doskonale to wiesz.
Wszyscy przenieśli wzrok z niej na Paina.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - odparł, krzyżujące ręce na piersi.
- Ty, chuju! Jeszcze masz czelność kłamać w moje jedno oko?! Nie jestem głupia! Doskonale wiesz, że nie mogę jeść waszego ,,ludzkiego'' żarcia! Ale mimo to każesz mi to zrobić... Chcesz zobaczyć. Chcesz patrzeć jak to na mnie działa i wpływa. Choć wiesz, że to nieprzyjemny ból i mogę umrzeć, mimo to nadal mnie nakłaniasz do zjedzenia tego, bo chcesz patrzeć na moje cierpienie. A wiesz co? Chrzań się!
Głupia. Głupia. Miała wyczulone zmysły, a jej instynkt samozachowawczy nie miał sobie równych, a jednak wykrzyczała, postawiła się liderowi Akatsuki przy wszystkich jego członkach. Wyzwała go i zlekceważyła. Instynkt krzyczał i wierzgał nogami w jej głowie, ale go zignorowała i podpisała na siebie wyrok.
- Interesujące wyciągasz wnioski - odezwał się po minucie absolutnej ciszy. - Jak powiedziałem: zagłodzona, osłabiona jesteś do niczego. Podobnie w przypadku twojej śmierci, także nam się wtedy nie przydasz. Nadal uważasz, że robię to celowo?
- Jasne, że tak!
- W takim razie powiedz mi, co możesz jeść, a następnym razem to dostaniesz.
Hanae popatrzyła na każdego członka Akatsuki. Mówienie czegoś takiego przy nich wszystkich...
- Las.
- Co?
- Chcę wyjść do lasu w pobliżu wioski. - Pokazała palec z pierścieniem. - Noszę to, więc uznaj to za dowód, że nie mam zamiaru uciekać.
Pain milczał, więc musiał rozważać to. Może chciał pozwolić jej na tę swawolę, ale wizja, że nadal może dać nogę przysłaniała wszystkie inne argumenty. Jednak mężczyzna nagle westchnął i wskazała dłonią na Kisame.
- Zgoda, ale masz trzy godziny i będziesz pod pieczą Kisame.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro