Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziewiętnaście

- Yogga i jego drużyna zawiodła - oznajmił chłodny głos w ciemności. - Wykorzystanie krwi kogoś z nich było doskonałym pomysłem. Tylko dlaczego nie mogła być to moja krew?

Drewniane krzesło na biegunach zaskrzypiało przy powolnych ruchach. Poza nim dało się usłyszeć cichy pomruk dezaprobaty.

Pomieszczenie spowijała ciemność, którą pokonywała samotna świeczka, stojąca na kamiennym stoliku. Dwie osoby nie patrzyły na siebie, tylko na ten mały płomyk.

- Twoja krew jest zbyt cenna, by ją w taki sposób marnować - odparł wyższy głos, ale mocno zachrypnięty, damski. - Kiedyś pojmiesz, że wszystko, co robię, ma swoją przyczynę.

- Nie twierdzę, że tak nie jest - wtrącił się mężczyzna w czarnym płaszczu, dzięki któremu wtapiał się w bezkresny mrok. - Jak mówiłem Yogga i jego drużyna zawiodła - powtórzył z kpiną. - Akatsuki wszystkich wybiło, Yogga jest ich zakładnikiem, ale szczerze wątpię, czy jeszcze żyje.

- Nie szkodzi. Zrobili, co mieli do zrobienia. Odwrócili ode mnie uwagę, dlatego teraz jestem tutaj. Powiedz mi... czy wśród nich był Itachi Uchiha - spytała z nadzieją.

Mężczyzna pokręcił głową, choć przez ciemności starsza kobieta tego nie zauważyła. Ponownie usłyszał skrzyp krzesła, co wskazywało na to, że kobieta zmieniła pozycję na krześle, po czym znowu zaczęła się na nim bujać. Zawsze ją to uspokajało.

- Uchiha? Nie. Jeśli dobrze słyszałem to wśród tej trójki nie było nikogo z klanu Uchiha.

- Trójki? Akatsuki pracuje w parach - skwitowała gniewnie kobieta, z trudem wstając z krzesła. - A więc? Kim była ta trójka?

Zakapturzona postać odchrząknęła.

- Wyznawca Jashina, Hidan. Słynny Kakuzu, który opuścił wioskę po tym, jak wyrwał serca starszyźnie swej wioski. A trzecia osoba... - zamyślił się. - Nie znam tej kobiety. Najwidoczniej ktoś nowy. Odszedłem, gdy tylko Yogga pozostał przy życiu. Nie chciałem ryzykować wykrycia.

- Dobrze zrobiłeś. Kim jest trzecia osoba?

- Niewysoka kobieta o białych włosach. Uważnie jej się przeglądałem. Prawdopodobnie jest niewidoma na jedno oko. Prawą część twarzy zdobią blizny. Nie nosi opaski z przekreślonym symbolem wioski. Pachniała dość... znajomo.

- Czy dostrzegłeś w niej coś interesującego? - dopytywała kobieta, wykrzywiając usta w grymas, który miał przypominać uśmiech.

- Dość szybka. Brutalna. Mówiła coś o obiedzie.... prawdopodobnie kanibalka lub... - Pokręcił głową. - Agresywna. Przed starciem z Akatsuki, po lesie błąkał się duży biały wilk... z jednym okiem.

- Wilk? Jednooki, jak dziewczyna? - Stojący rozmówca mruknął w odpowiedzi. - Czyżby była z klanu Inuzuka? Nie. Wilk o sierści jak włosy i jednym oku... Musi być z klanu Inukai. Jakie dziewczyna miała włosy?

- Białe.

- Hanae! - krzyknęła zaskoczona kobieta. Zaczęła się głośno śmiać. W jej rechocie pobrzmiewała rozpacz.

- Hanae...? - powtórzył z niedowierzaniem mężczyzna. - Powinna być we wiosce... blizny... jedno oko... - Zacisnął pięści. - Czyżby Shoutaro podniósł nie tylko rękę, ale i sztylet na własną wnuczkę? - Zęby zamieniły się w kły.

- Nie zdziwiłabym się. To zły i bardzo niebezpieczny człowiek.

*****

Ból nie ustępował, a jednak już jej nie paraliżował. Otworzyła zmęczone oczy, dostrzegając jasny płomień wesoło tańczący na cicho trzaskającym drewnie. Chciała natychmiast wstać, ale silne ukłucie jej to uniemożliwiło. No tak... została ranna. Chciała sama wywalczyć sobie wolność podczas walki z Yoggą, ale nie miała siły i została ciężko ranna. Miała spłonąć, ale... Hidan!

Potarła zdrową ręką oczy, by przypomnieć sobie, czy to właśnie on ją uratował. Przekręciła głowę na bok, by dostrzec Kakuzu siedzącego po drugiej stronie ogniska z założonymi rękoma. 

- Pacynka?

- Obudziłaś się - stwierdził bez emocji. - W końcu. Udało mi się trochę cię pozszywać, ale bez medycznej pomocy Sasori'ego będziesz kompletnie do niczego.

Hanae zastanowiła się nad jego słowami i spojrzała na swój wcześniej przebity nadgarstek. Cienkie szwy trzymały ranę. Tak samo było z ramieniem i udem. Popatrzyła to na rany, to na pacynkę i dopiero do niej dotarło, że Kakuzu nie miał, gdzie trzymać apteczki, czy czegoś podobnego, więc te ,,szwy'' to były... Zerwała się do siadu, krzywiąc strasznie.

- Poważnie... - szepnęła do siebie. Wzięła głęboki oddech. - Dzięki.

Kakuzu uniósł brwi ze zdziwienia, ale się nie poruszył. Nic też nie powiedział.

- Nie patrz się tak. Potrafię okazać wdzięczność - fuknęła rozzłoszczona. - Mam tylko nadzieję, że twoje nici są co jakiś czas czyszczone. - Gdzie jest Yogga? - spytała, choć nie interesował ją ten mężczyzna, miała szczerą nadzieję, że zadano mu taki sam ból, jak jej.

- Hidan go przesłuchuje - odparł.

- Raczej składa w ofierze - poprawiła go, uśmiechając się szeroko. - Tak czy siak... dlaczego mnie uratowaliście mnie? Ja wiem, że Akatsuki pracuje w parach, ale nie wierzę, że aż tak troszczycie się o swoich towarzyszy. Szczególnie ty na takiego nie wyglądasz. Nie robisz czegoś, z czego nie ma zysku.

Kakuzu przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Po części to była prawda. Sam osobiście zabił poprzedniego partnera, bo stał mu na drodze. Z Hidanem tego problemu nie miał. Czy podobnie było z resztą? Kisame był gotowy chronić Itachi'ego w razie potrzeby. Podobnie było z Deidarą i Sasorim.

- Zgadza się - powiedział w końcu. - Z twej śmierci nie będzie żadnego zysku. Zwłaszcza, gdy już straciliśmy tyle pieniędzy, abyś dołączyła do organizacji.

- A no właśnie! Ile kosztowałam?

- Co?

- No wiesz, dziewczyna ma prawo wiedzieć, ile jest w tych czasach warta dziewica? - Zachichotała. Jednak uśmiech zniknął z jej twarzy z powodu bólu w całej ręce.

- Dziewica? - Zdziwił się Kakuzu, powoli podnosząc się z miejsca, by zaraz sprawdzić, co u Hidana. Uważnie przyglądał się Hanae. - W sumie, nie jestem jakoś specjalnie zaskoczony twoim nienaruszonym dziewictwie. - Hanae uniosła wysoko brwi, a jej wyraz twarzy zdawał się mówić ,,co to miało znaczyć?" - Mówi się, że kobieta po swoim pierwszym razie pięknieje.

Hanae zrobiła się czerwona, jak krew, którą ciągle była ubrudzona. Gdyby nie to, że ledwo się ruszała, uderzyłaby go. Nim cokolwiek odpowiedziała na tę zniewagę, podszedł do nich Hidan, z kilkoma ranami. Żadnej z nich nie zyskał podczas walki z Yoggą, więc musiał sam sobie je zadać podczas rytuału. Tylko dlaczego aż tyle? Zwykle uderzał od razu tak, by zabić.

Prawdopodobnie tym razem chciał się napawać bólem Yoggi. Był sadyst, uwielbiał torturować i gnębić ofiarę, ale istniał limit. Przez to zadał więcej sobie bólu, choć nie musiał. Kakuzu również zauważył, że jego partnera poniosło bardziej niż zwykle. Pewnie jego morderczy instynkt zapragnął zadania większego cierpienia.

- Zostało coś z niego?

Hidan uśmiechnął się bestialsko, ale tylko wzruszył ramionami.

- O czym gadacie? - spytał od niechcenia, patrząc na prowizorycznie opatrzone rany Inukai.

- O moim dziewictwie - odpowiedziała, oczekając jakiejś reakcji ze strony Kakuzu. Nic.

Hidanowi błysnęły oczy.

- O, super. Jak chcesz możemy dokończyć tę dyskusję u mnie dziś w nocy. - Puścił do niej oczko. - I zobaczymy, co i jak.

- Podziękuję.

*****

- Dlaczego to ja mam ją nieść?!  - warknął wściekły Hidan, niosąc znurzoną Hanae.

- Nie dźwigałbyś jej, gdybyś w grze papier, kamień, nożyce, trzy razy pod rząd nie wybierał nożyc.

Hidan zaczął głośno przeklinać.

- Hidan - mruknęła Hanae - śmierdzisz.

- Zamknij się, suko! W ogóle dlaczego nie wracamy do kryjówki?

- Musimy udać się do pobliskiej wioski. Ktoś wypił mój sok. - Posłał znaczące spojrzenie dziewczynie.

- To był Tobi.

I nim się obejrzała, zasnęła. Hidan zaczął głośniej przeklinać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro