Dwadzieścia
Hanae leżała na zimnym stole operacyjnym. Syknęła, gdy Sasori zabrał się za ranę na ramieniu i nadgarstku. Domyślała się, że zadawanie jej teraz bólu, sprawia mu wiele zabawy. Nie mógł sobie darować kąśliwych uwag odnośnie jej przykrego stanu. A żeby ją jeszcze dobić, nie podał żadnego środku przeciwbólowego, czy nawet znieczulenia. Nie bo po co! Lepsza operacja na żywca.
Czuła małą ulgę, gdy Sasori wyjmował z jej ciała kawałki Kakuzu, jego nici, którymi ją pozszywał, kiedy znalazła się w opłakanym stanie. Mając dość bólu i nudzenia się na stole, zaczęła mówić do swego doktora różne głupoty. Na co czerwonowłosy nie miał ochoty.
- Jeśli się nie zamkniejsz, obiecuję, że cię uśpię - wtrącił zszywając jej nadgarstek.
Zaklęła paskudnie, gdy silny ból przeszedł jej osłabione ciało. Nie rzucała się już w konwulsjach. I nawet przywykła do uczucia palenia, a jednak i tak nie lubiła tego.
- Wiedziałem, że prędzej czy później wylądujesz na moim stole operacyjnym - powiedział ponownie. - Tylko nie po pierwszej misji. Sądziłem, że ktoś będzie miał cię dość i zajebie.
Oczywiście miał na myśli Hidana albo Kakuzu. Pomimo tego, że Sasori nie był delikatny w zszywaniu ran, to jednak robił to perfekcyjnie. Faktycznie był wyprany z wszelkich emocji czy uczuć, bo wbrew oczekiwaniom Hanae, by go zawstydzić, lalkarz nie reagował na prawie nagie ciało.
Zatrzymał ręce w powietrzu, gdy zostawił jej rękę i przeszedł do uda. Dotknął lekko rany, a Hanae wygięła się w pół, krzycząc, jakby była przypalana żywcem. A to uczucie doskonale znała, bo tego doświadczyła. Jakoś specjalnie tego nie polubiła.
- I co z nogą? - spytała, wpatrując się w biały sufit i wybijając pazury w leżankę.
- Jest do dupy. Nawet jeśli rana się zrośnie, przez dłuższy czas zapomnisz o misjach - powiedział, odsuwając się od niej i podchodząc do stołu. Napełniał strzykawkę dziwnym zielonym płynem, którego zapach dostał się do czułego nosa dziewczyny.
Skrzywiła się przez ten smród.
- Ale jebie...
- Zamknij się. To odtrutka, kretynko - burknął urażony Sasori. - Ratuję ci dupsko, więc okaż trochę wdzięczności.
Złapał ją pod kolanem i uniósł nogę nieco do góry, igła wbiła się ze dwa centymetry od rany. Czuła, jak płyn dostaje się do jej ciała i było to dziwne uczucie. Zamknęła oczy. Po chwili znów je otworzyła. Każda rana została zszyta i obandażowana. Pomijając nieprzyjemny ból, czuła ulgę.
Wstała ze stołu i omal nie upadła płasko na ziemię. Wylądowała na kolanach, mocno trzymając się krawędzi stołu operacyjnego. Sasori popatrzył na nią kpiąco, unosząc nieco do góry brwi. Spodziewał się po dziewczynie wiele głupstw, ale nagłego zrywu zaraz po operacji?
- Co ty robisz? - spytał z wyraźną drwiną w głosie
- Yogę, kurwa, nie widać? - syknęła. - A teraz pomóż mi wstać, zanim przyjdzie jakiś debil pokroju Hidana i pomyśli, że rozkładam przed nim nogi.
Sasori przewrócił oczami i prychnął z irytacją. Nie miał jej zamiaru pomagać, więc zajął się sprzątaniem pozostałych medykamentów. Hanae warknęła gniewnie i z trudem podźwignęła się na równe nogi.
- Oszczędzaj nogę. - Rzucił w jej stronę małą butelką. - Na ból. A tym się zasłoń, ladacznico - prychnął.
- Jak sam mnie rozebrałeś, to mogłeś ubrać - odpowiedziała, uśmiechając się złośliwie. Założyła długi sweter w kolorze nocnego nieba i ciemne spodnie. Nie wiedziała czyj był sweter, ale kimś pachniał. Męski zapach. Sweter nie należał do Sasori'ego. - Dzięki, kukiełko.
- Zjeżdżaj, gówniaro.
*****
Szła, opierając się o przyjemnie chłodną ścianę. Miała ochotę paść na łóżko i przespać cały rok. Albo do czasu, gdy wszystko będzie na tyle dobrze, że ruszy na misję. Ten dreszcz, adrenalina - czuła się wybornie, jakby to było dla niej stworzone. I to miłe zaskoczenie, że jej partnerzy po nią wrócili i ją ocalili. Inna sprawa, że Kakuzu to zrobił głównie przez pieniądze, które przez nią straciła organizacja.
W pomieszczeniu będącym salonem paliła się lampka, a na fotelu przy niej siedział ktoś. Jej zdrowe oko zarejestrowało ciemne włosy zlewające się z półmrokiem, równie czarne oczy i delikatny uśmiech. Wślizgnęła się do salonu i stanęła przed Itachim, mocno wciągniętego we właśnie czytaną lekturę. Przeczytała po cichu tytuł i zastanawiała się, czy nie zacząć jakoś rozmowy. Itachi zamknął książkę i ułożył ją na kolanach, przenosząc spokojne spojrzenie na zgarbioną sylwetkę dziewczyny.
- Coś się stało? - odezwał się, a ją przeszły zimne dreszcze. Pokręciła głową. Zapatrzył się na bandaże zakrywające całą jej rękę, ramię, nadgarstek. Pewnie gdyby mógł patrzyłby na bandaż na udzie, teraz skrytym pod ciemnymi spodniami do kolan. - Jak twoje rany?
- Dzięki lalkarzowi od razu lepiej. - Uśmiechnęła się do niego promiennie i wbrew jej oczekiwaniom, Uchiha odwzajemnił gest.
- Bardzo mnie to cieszy. Nie wróciłaś w najlepszym stanie, ale skoro już lepiej...
- Co czytasz? - odezwała się nagle, spodziewając się, że zaraz Itachi wstanie i wyjdzie. Chciała z nim porozmawiać. Wśród tych wariatów i psychopatów, on jako jedyny wydawał się mieć trochę ogłady. O to samo podejrzewała Konan i Paina, może też trochę Sasori'ego.
- Interesującą powieść podróżnika urodzonego w Kraju Herbaty - odpowiedział Itachi, podając jej książkę do rąk. - Chcesz przeczytać?
- A ty?
- Czytam ją już trzeci raz.
- I... jest ciekawa? - Nie wiedziała, czemu, ale zarumieniła się przez to intensywne spojrzenie Uchihy.
- Czytam ją trzeci raz i nadal mnie intryguje.
- D-dziękuję, Itachi... - wymamrotała, drapiąc się po karku.
- Mam nadzieję, że gdy ją przeczytasz, będziesz miała ochotę na wspólną dyskusję na jej temat. - Jego aksamitny i męski głos niemal związał niewidzialną liną Hanae i sprowadził do parteru. Przez Uchihę jej serce przyspieszyło, a oddychanie stało się prawie niemożliwe.
Usiadła na kanapie obok jego fotela i przeczytała pierwszą stronę, otwierając ze zdziwienia usta. Pierwszy raz jakaś książka zainteresowała ją od pierwszej strony. Zamiast wrócić do pokoju, uważnie zagłębiała się w tą historię, kompletnie nie dostrzegając Itachi'ego, który oparł głowę na dłoni i z zainteresowaniem przyglądał się co chwilę zmieniającej się mimice dziewczyny. Uśmiechnął się lekko na widok iskry w zdrowym oku.
- Itachi, zobacz! - Chłopak podniósł głowę, by spojrzeć na stronę i linijkę, którą wskazywała mu Hanae. - Pisarz jest podróżnikiem i zwiedził Wioskę Ukrytą w Piasku! Tam musi być mnóstwo piasku!
- Byłaś kiedyś w dużej wiosce?
Dziewczyna pokręciła smutno głową. Żyła w złotej klatce, mającej być jej grobowcem. Wszystko z woli jej dziadka oraz największego wroga. Spojrzała a ochraniacz na czole Uchihy, który chyba zapomniał go zdjąć. Przekreślony liść.
- Itachi, jesteś z Konohy, tak?
Itachi skinął głową.
- Jak tam jest?
- Wioska jest ogromna. I jest tam mnóstwo kwiatów.
Hanae zamarła. Poczuła dziwne deja vu. Popatrzyła na Itachi'ego, którego spokojna twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Będąc w Akatsuki zwiedzisz wiele takich miejsc, mogę cię zapewnić - dodał.
- Czy... wtedy będę z tobą i Kisame? - spytała nieśmiało.
- Oczywiście. Dlatego najpierw wykuruj się.
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło. Wstała z kanapy z książką i skierowała się do wyjścia, ciągle odprowadzona przez czarne oczy Uchihy. Hanae postanowiła wrócić do pokoju, nieco zawstydzona. Dlaczego tak dziwnie się czuła rozmawiając z Itachim?
- Dlaczego moje serce tak przyspieszyło? Pewnie przez leki od kukiełki. Pewnie chciał mnie naćpać. Co za idiota! Tak! To przez niego i... - Popatrzyła na książkę, którą niedawno dostała od Itachi'ego - tylko przez ciebie...?
Weszła do swojego pokoju, nawet nie wiedząc, że całą rozmowę z Itachim i podróż powrotną do pokoju ktoś ją obserwował. Miał gdzieś, co się z nią dzieje, a jednak mocno zirytował go fakt, jak Hanae zaczęła reagować na Uchihę. Nie był jakimś geniuszem, a jednak to dostrzegł. Spojrzenie, rumieńce i miał ochotę coś rozwalić.
- Hidan, tu jesteś - powiedział za jego plecami Kakuzu. - Pein nas wzywa, więc rusz dupę i chodź.
- Kurwa... - Podrapał się po głowie i poszedł za skarbnikiem. - Już, kurwa idę.
*****
- Więc chcesz mnie rozśmieszyć? - powtórzyła, unosząc do góry brwi.
- Tak! Tak! Tobi chce poprawić humorek kochanej Hanae! - krzyczał przygłup w pomarańczowej masce. - I popatrz! Tobi upiekł ci babeczki! - Tobi miał na sobie różowy fartuszek w serduszka i stał z tacą pełną babeczek. - Chcesz? Ja wiem, że tak.
- Nie chcę.
- Zjedz babeczkę. - Podał jej jedną.
- Nie chcę.
- Zjedz babeczkę!
- Nie chcę twojej babeczki!
- Zjedz babeczkę!
- Nie chcę, kurwa twojej babeczki!
- Tobiemu jest przykro. - Pociągnął nosem pod maską i mogło się zdawać, że faktycznie płacze. - Hanaś nie chce babeczki Tobiego, a Tobi zrobił specjalnie dla niej.
- Jak ją zjem to umrę, wybacz - mruknęła cicho, a Tobi nagle się wyprostował.
- Trzeba było tak od razu! Tobi jest grzecznym chłopcem, więc da babeczki Deidarze!
- Tobi, ale wiesz... że Deidara to facet, nie? - spytała Hanae niepewnie.
- Jak to?! Przecież wiedziałem. Przyjął prezent na dzień kobiet. Oczywiście, Deidara to swój chłop! Mężczyzna, jak się patrzy!
Hanae zamrugała dwukrotnie.
- Aha?
- Coś nie tak?
- Nie, nie, jest super. - Pokazała mu kciuk do góry. - Tobi, kim tak naprawdę jesteś?
- To tajemnica. - Przyłożył palec do maski tam, gdzie powinny być usta i... wyskoczył przez okno.
- Co kurwa? Aha...? - Patrzyła na otwarte okno. Co z tego, że to chyba było piętnaste piętro wieży... może wyżej. Nagle dobiegł ją zduszony głos, ale nie podeszła do okna, by to sprawdzić.
- Tobi żyje!
Usłyszała, a potem uderzyła otwartą dłonią w czoło. Zamknęła okno i udała, że nic nie widziała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro