Dwa
Podróż wydawała się Hanae strasznie dłużyć. Kilkakrotnie przysypiała i ku swej rozpaczy, za każdym razem, gdy się budziła wciąż była w drodze. Wiedziała, że Tadaima mieszka dość daleko od ich wioski, a może raczej to ich wioska znajdowała się na samym krańcu świata. Zastanawiała się czy może w rezydencji Tadaimy znalazłaby kogoś silnego, zasługującego na miano jej partnera. Widząc daleko już dach domu, poprawiła białą grzywkę, by jak najbardziej zasłaniała od kilku lat nie potrzebne oko.
Powóz zatrzymał się, jeden z elitarnej jednostki dziadka Hanae otworzył jej drzwi i pomógł wysiąść. Musiała się przy tym głupio uśmiechać, bo właściciel domu oraz jego mieszkańcy patrzyli na nią. Nie mogła zrobić złego wrażenia, warczeniem. Ale irytowało ją, jak delikatnie się z nią obchodzono, jakby była ze szkła. Tadaima jak zwykle ubrany w dostojne niebieskie szaty, uśmiechał się szeroko.
- Dobry dzionek, krewniaczko! - Rozłożył szeroko ręce. - Witam cię oraz twe jakże przyjemne z twarzy towarzystwo w moich wcale nieskromnych, a bajecznie bogatych progach! Jak ci minęła podróż?
- Stanowczo za długa - jęknęła zdenerwowana. - Dziadek ma wiadomość i...
- Cisza, cisza, moja gazelo. - Machał dłonią w jej stronę.
- Gazelo?
- Opowiesz mi o wszystkim, ale nie tu - szepnął. - Zbyt wiele świadków.
W ciszy poprowadził ją samą w kierunku swej faktycznie majestatycznej rezydencji. Jej piękno mógł przerosnąć tylko urok ogrodu pełnego kwiatów i drzew. Zamknął za sobą drzwi i pozwolił usiąść Hanae po jednej stronie stołu. Gdy chciała coś powiedzieć uciszył ją ręką. Do pokoju weszła służąca z dwoma filiżankami zielonej herbaty. Wyszła, a wtedy Tadaima odetchnął, jakby przez cały ten czas wstrzymywał oddech.
- Powiedz, moja droga... - mruknął - kto ci tak poznaczył tę śliczną buźkę, hm?
Hanae zmrużyła gniewnie oko, pozwalając grzywce jeszcze bardziej opaść na to, na które nie widziała.
- Nie martw się, nadal jesteś diabelnie piękna. Ach, aż sam diabeł ci pewnie zazdrości. No powiedz mi, czy ktoś, kto ci to zrobił zapłacił za to? Z tego, co mi powiedziano... zrobił to dziki pies, jakiś dawny czas temu. Ale nie oszukujmy się. Nie zrobił tego pies. Swój swego nie skrzywdzi. Nawet wilk cię nie tknie. Na tym ,,dworku'' jest dwunastu obdarzonych Kekke Genkai. Niestety mnie ominęło - rzekł smutno, upijając łyk herbaty. - Co u dziadka? Wciąż męczy cię zamążpójściem?
Dziewczyna pokiwała smętnie głową.
- Nie daje mi żyć. Położyłam niemal wszystkich facetów we wiosce, bo są słabi i ma o to do mnie żal...
- Może tu kogoś znajdziesz? - zasugerował, na co dziewczyna prychnęła. - Widzę, że charakter masz ojca i brata. Jak dynamit, wybuchowa. Aż przypominasz mi... jednego z moich pracowników.
- Pracownika? Masz na myśli przestępców...
Tadaima wzruszył leniwie ramionami, uśmiechając się coraz to chytrze.
- Nazywaj ich jak chcesz. Ja im płacę, oni robią swoje.
- A póki płacisz, łba ci nie ujebią - zauważyła złośliwie, na co Tadaima tylko napił się po raz kolejny herbaty. - Czy ten interes jest tego warty?
- Ludzie od brudnej roboty zawsze się przydadzą, a od nich nie ma lepszych - zapewnił, pocierając dłonie. - Wracając do twoich spraw. Jaką wiadomość ma dziadek?
Hanae nagle przypomniała sobie o celu swej podróży i wyjęła z biustu zwój, uśmiechając się zawadiacko. Tadaima czerwony odwrócił głowę, wyciągając dłoń po zwój. Po chwili zaczął go czytać. A z każdą linijką bladł.
- Ten stary piernik ma krew na rękach od lat, wiesz o tym? - spytał znad zwoju. Hanae skinęła głową. - To bardzo zły człowiek, musisz być ostrożna. - Zamrugał dwukrotnie, bo wydawało mu się, że przez chwilę dziewczyna chichotała, ale teraz siedziała, tak zwyczajnie z kamienną twarzą. - Zniszczy nasz klan.
- Wkrótce ja zostanę głową klanu, a wtedy go zmienię. - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie wątpię. Masz siłę, upór, determinację ojca, piękno i spryt matki. Te cechy czynią ciebie dobrym przywódcą, ale i niebezpiecznym przeciwnikiem. Wierzę, że przywrócisz nam dawną świetność. Co do męża... we Wiosce Ukrytej w Liściach klan Inuzuka ma syna. Chyba w twoim wieku. A może starszy? Młodszy? Ach, nie pamiętam. Ale ma psa.
- Popatrzę na twych ludzi. Kilku obiję, może coś wybiorę. - Puściła oczko i wyszła z pokoju Tadaimy, zostawiając go całego gorącego w środku.
*****
Późnym wieczorem wszyscy zebrali się w większej jadalni przy jednym dębowym stole. Ściany były wyłożone elegancką jasną tapetą, którą zdobiły kwieciste wzory. Okna o ciemnej ramie przysłonięto czerwonymi zasłonami. Tylko jedno pozostawiono odsłonięte i to właśnie przez nie Hanae mogła podziwiać księżyc w pełni.
,,Córka księżyca'' o niej mówiono, gdy patrzono na jej nienaturalnie białe jak śnieg albo księżyc włosy. Ale tak naprawdę były one odziedziczone po matce, która wcześnie zmarła na chorobę. Tak jej mówiono, ale czy była to prawda? Nie wiedziała. Teraz po upływie tylu lat nie miało to dla niej znaczenia. Wiedziała, że każdy, kto się dla niej liczył, umierał, a ona pozostawała sama. Z bólem i łzami. Oraz żałobą.
Całkiem sama.
Wciąż czuła na sobie czujne spojrzenia członków elitarnej jednostki dziadka. Zupełnie jakby w ten sposób chcieli się dowiedzieć, czy powiedziała o jedno zdanie za dużo Tadaimie. Wyraźnie przekazano im, by pilnowali ostrego jak kunai języka.
- Więc wyruszacie o poranku? Nawet nie pozostaniecie na śniadaniu? A Nisamika miała zrobić swoje popisowe danie! Ciasto ryżowe z wiśniami... Wiecie, na śniadanie dobre są słodkości! - Zarumienił się. - Bo ważne jest by zjeść.
Spojrzał na Hanae, szukając u niej poparcia, ale ta była zbyt zajęta delektowaniem się jedną z licznych potraw, węgorz w sosie pomidorowym bardzo ładnie pachniał, ale ona zadowoliła się rybą bez żadnych przypraw. Tadaima sięgnął po granatowy wachlarz i zaczął się wentylować, udając urażonego.
- No panowie... pijcie! - Uśmiechnął się szeroko, gdy dwie służące podały eskorcie dziewczyny kieliszki z mocnym sake. Zmrużył dumnie oczy i zasłonił usta, patrząc jak panowie delektują się alkoholem. Zdziwiony spojrzał na dwóch mężczyzn stroniących od trunku. - Wy nie pijecie? - obruszył się.
- Wolimy zachować trzeźwość umysłu, gdy będziemy odstawiać panienkę do domu - powiedział jeden.
- To słabiutki alkohol. Do rana będziecie trzeźwi, jak nigdy.
- Podziękujemy - odparli chórem, na co Tadaima mlasnął niezadowolony.
- No nic. Wasza strata.
*****
Hanae nie znosiła pożegnań. Wszystkie zwykle kończyły się zakopywaniem ciał. Po prostu podziękowała krewniakowi za gościnę, a ten przeprosił, że dziewczyna musiała się tu pofatygować, by dostarczyć wiadomość i otrzymać odpowiedź. W dodatku żaden z tutejszych młodzieńcy nie okazał się jej godnym narzeczonym.
Wyruszyli pospiesznie, jakby huragan ich ścigał. I to po części była prawda. Byli ścigani, a może raczej śledzeni. Ktoś czekał na dogodną chwilę, by zaatakować. Zwłaszcza, że teraz po jakże wspaniałej i gościnnej nocy u Tadaimy, mieli znacznie ułatwione zadanie.
Czarne peleryny z czerwonymi chmurami wyszytymi na nich powiewały na wietrze. Jeden z tajemniczych mężczyzn trzymał dłoń z pierścieniem na słomianym kapeluszu, by wiatr go nie zdmuchnął.
- Atak?
- Jeszcze chwila. Czekaj.
- Nie lubię czekać.
- Hidan, uspokój się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro