Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czterdzieści sześć

Hanae stała przed biurkiem Paina. Nie odezwała się ani słowem, od kiedy skończyła opowiadać to, co dowiedziała się od brata nim ukróciła jego męki. Nie obchodziło ją, że pewnie zdążył się zregenerować, jakby nigdy nic. Nie potrafiła mu wybaczyć, więc pozostało tylko zabicie użytkownika techniki ożywienia. Dziewczyna skubała swoje wydłużona paznokcie, próbując pozbyć się resztek krwi, których po jedenastu próbach mycia rąk nadal czuła. Przywódca Akatsuki nie wydawał się zaskoczony prawdziwą tożsamością Zasuhi, ba w ogóle go to nie poruszyło. Prawdę mówiąc zakładał jakieś większe powiązania z klanem Inukai, od kiedy dostał list od tej starej kobiety. List nie był długi, ale mówił jasno, że wszystkim czego chce to Hanae. Nic nowego. Tego samego domagał się Taidama Inukai oraz Shoutaro.

Pomimo oferowania bogatych ofert, ku rozpaczy Kakuzu, odmawiał. Dla dziewczyny widział lepsze zastosowanie niż przekładanie jej z rąk do rąk. Otworzył lekko usta, gdy na biurku wylądował pierścień członków Akatsuki, zdjęty z palca Hanae.

- Powiedziałeś, że gdy nadejdzie pora, otrzymam swoją zemstę - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. Konan, stojąca po prawej stronie spojrzała na lidera. - To jest ten czas. Wiem już wystarczająco, by wykonać pierwszy ruch. Hizusa, potem Shoutaro, a na deser Taidama. To zabawne - uśmiechnęła się smutno - przecież to wy jesteście organizacją terrorystyczną, walczącą pokracznie o jakiś pokój, a mimo to wyrządzacie ludziom mniej krzywd niż moja własna rodzina sobie wzajemnie.

- Rozumiem, że chcesz odejść z Akatsuki. - Nie zapytał, zatem Hanae nie odpowiedziała. Lider westchnął. - To niefortunne. Jednak zgodnie z umową nie zamierzam cię zatrzymywać. Dość pomogłaś eliminując przeszkody na naszej drodze. Ze względu na naszą misję, nie wesprzemy cię przy walce z przywódcą klanu Inukai, natomiast przez powiązania twoje z Zasuhi i fakt, że ukrywa się w Liściu, również musimy to pozostawić w twoich rękach.

Hanae nie zdziwił ten fakt. Od początku przewidywała, że będzie z własną przeszłością musiała zmierzyć się sama. Zaskoczyły ją słowa lidera, mówiącego, że zawsze może wrócić i miejsce dla niej nie zdoła zająć nikt. Uśmiechnęła się kpiąco, dostrzegając, że przywódca Akatsuki jak i Konan otoczyli ją cienką nicią zaufania oraz sympatii. Konan podeszła do Hanae, oddając pierścień.

- Zachowaj go - powiedziała. - Przede wszystkim pozwala spokojnie przemieszczać się po kryjówce.

- Zabiorę swoje rzeczy i pożegnam się ze wszystkimi, o ile pozwolicie. - Pain przytaknął. - Deidara pewnie chciałby...

- Deidara i Sasori obecnie są w terenie - wtrącił się lider. - Polują na Jednoogoniastą bestię. Bijuu są ci już znane, rozumiem? - Hane skinęła głową. - Dobrze. Możesz zostawić list.

Białowłosa przytaknęła, wychodząc z gabinetu szefa. Nie miała wiele czasu, a pisać lubiła tak bardzo jak większy wysiłek fizyczny. Nie zamierzała jednak zniknąć bez słowa. Wróciła do swojego pokoju, by w niewielki tobołek spakować najpotrzebnie rzeczy. Usiadła przy biurku, chcąc napisać na pożegnanie dla każdego członka Akatsuki coś miłego. Z wyjątkiem Zetsu - ten typ był dziwakiem i jedyne, co Hanae mogła mu napisać to by pamiętał o nawożeniu i unikał szkodników.

Wzruszyła ramionami, sięgając po kolejny list. Ten napisała dość szybko dla Kisame, podkreślając ich wspólny humor. Kolejny był dla Tobiego, przeprosiła go za wrobienie w akcj z sokiem Kakuzu. Starała się w listach nie wyjść na histeryczkę czy jakąś niepoprawną sentymentalistkę. Na pewno Sasori wyśmiałby jej ckliwość, a jeśli więcej nie przyjdzie im się spotkać, wolałaby nie być wspominaną jako mięczak. 

Przedostatni list napisała do Uchichy. O jego treści wolała nawet głośno nie myśleć. Co do Hidana... Tu ołówek zastygł w powietrzu. Nie potrafiła sklecić sensownego zdania, bo ich relacja nie miała najmniejszego sensu. Kim dla siebie byli poza kochankami w łóżku? Może i w którymś momencie pomyślała o nim poważniej, tak wszystkie pragnienia ugasiła natychmiast. Ona i Jashinista? Cholera, może w innym wcieleniu. Zapieczętowała wiadomości i pozanosiła je do pokojów członków organizacji, na szczęście nikogo nie spotkała po drodze. No prawie nikogo.

- Doszły mnie słuchy, że odchodzisz. - Usłyszała za sobą, a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

Hanae odwróciła się, by spojrzeć w czarne jak noc oczy Itachi'ego. Pragnęła zapamiętać te dwa węgielki jak najlepiej. Westchnęła głośno, pokonując odległość między nimi.

- A co chcesz mnie zatrzymać? - Odgarnęła z czoła ciemne kosmyki jego włosów. Nie odpowiedział. - Myślę, że odegrałam tu swoją rolę. Cholera, Itachi... zajebałam własnego brata. Kij z tym, że zaraz się odrodził. Mam walczyć z powalonymi dziadkami, którzy doprowadzili mój klan na skraj upadku. Jeśli przyjdzie nam się jeszcze kiedyś spotkać, będę bardzo szczęśliwa.

- Myślisz o powrocie? - zapytał.

- Hah... szczerze? - Itachi skinął głową. - Nie mam pojęcia, czy wyjdę cało z tych walk. Nie walczę z jakimś smarkaczem, co obraził moją urodę. Mam zabić mistrza Inukai i jego byłą żonę. Dawną kapłankę księżyca. Najpewniej nawzajem się pozabijamy.

- Proszę... - Chłopak położył dłoń na jej ramieniu. - Uważaj na siebie, bądź bezpieczna i... nigdy tu nie wracaj. 

Normalnie zabolałaby ją taka odpowiedź, ale wiedziała, że w jego słowach kryła się troska. Z jakiegoś powodu nie chciał, by wracała do Akatsuki. Uśmiechnęła się łagodnie, odpychając łagodnie od siebie rękę Uchihy.

- Dziękuję, Itachi.

- Za co?

- Za wszystko - odparła z jeszcze większym uśmiechem. - To dzięki tobie tu jestem. - Czarnowłosy uniósł nieznacznie brwi. - Naprawdę myślałeś, że nie wiem? Że tym przystojnym chłopaczkiem z wioski nad rzeką Ikki to ty? Możesz zmienić przynależność, ale nie zmienisz zapachu. - Musnęła dłonią swój nos. - Nie wiem, czy wiedziałeś wtedy, kim byłam, ale to ty naciskałeś Paina, by mnie zostawił. Wiem to. Czy miałeś w tym jakiś cel?

Milczał.

- Nie oczekiwałam odpowiedzi - mruknęła, wymijając go.

- Tamtego dnia... - zaczął ostrożnie, chcąc upewnić się, czy dziewczyna zatrzyma się, by go wysłuchać. - Gdy jeszcze należałem do Anbu w Liściu miałem misję. Już wtedy ścigałem kobietę z księgi Bingo, znaną jako Zasuhi. Teraz wdarła się do wioski pod innym imieniem. Wiedziałem, że tamtego dnia spotkałem dziecko z klanu Inukai. Miałyście niemal identyczną chakrę - wyznał, podchodząc bliżej Hanae. - Gdy dowiedziałem się, że to ty masz być przesyłką dla Taidamy, przekonałem Paina o twej użyteczności.

- Nie rozczarował się.

- Bynajmniej. Był bardzo zadowolony z twoich wyników. To, że dalej żyjesz i masz możliwość odejścia, pomimo poznania naszych sekretów, mocnych i słabych stron to prawdziwy akt zaufania. Ale to nie ja to zrobiłem. Ja otworzyłem ci furtkę, to ty przez nią przeszłaś. - Dziewczyna otarła łzę z lewego oka, ruszając dalej. - Zapytałaś wtedy, co oznacza moje imię. 

- Już to wiem - weszła mu w słowo. - Naprawdę trafnie. Zaiste jesteś sprytny jak łasica - parsknęła śmiechem.

- Ci, którzy zabijają swoich własnych towarzyszy mają zagwarantowane umrzeć w okropny sposób - dodał. - Niech zapłacą za twoje krzywdy i wszystkich.

- Oj zapłacą. Żegnaj... Itachi.

- Bywaj, Hanae.

Obserwował ją do momentu, aż opuściła kryjówkę. Krople deszczu natychmiast zmoczyły jej włosy wystające spod kaptura białego płaszcza, jaki założyła na siebie. Nie mogła mieć na sobie nic wskazującego jej powiązania z Akatsuki. Ten płaszcz kupiła podczas jednej misji, gdy Kakuzu nie patrzył. Zabiłby ją, gdyby dowiedziałby się, ile on kosztował. Zostawiała za sobą kolejny rozdział w życiu i tym razem towarzyszył jej żal. Pamiętał swoją pierwszą podróż do Amegakure.


Hanae wypłynęła na brzeg, gdy pozostali Akatsuki dobiegli do Itachi'ego. Nie chciała uciec - od razu stwierdzili wszyscy zgodnie. Jedną ręką wdrapała się na most, a w drugiej pod pachą trzymała małego psa z łatką na plecach. Uśmiechnięta podała zwierzę dzieciom, które podziękowały i pobiegły w swoją stronę. Hanae popatrzyła z chytrym uśmiechem na swych towarzyszy podróży.

- Przyznajcie, który zsikał się w gacie z obawy, że dałam nogę? - Posłała niewinny uśmieszek w stronę Hidana, który chwycił za kosę i wycelował w dziewczynę.

- Wkurwiasz mnie!

- O, popatrz, jak się złożyło. Ty nie lubisz mnie, ja nie lubię ciebie, więc zabierz swoją zabawkę sprzed mojej twarzy albo wsadzę ci ją głęboko w dupę.

- Starczy, zaraz się rozstaniemy i tyle ją widzieliśmy. W drogę, Pein czeka.

- Oczywiście, kukiełko. Najpierw przedstawicie mnie szefunciowi, a potem uszyję ci parę sukienek, pasuje? - Kakuzu spojrzał na nią. - No wiesz... Nie wstydź się. Kiedyś szyłam swoim lalkom ubranka. A to, że nie miały głów, to zwykły przypadek. - Wyszczerzyła zęby, bardziej przypominające teraz kły.

Skarbnik Akatsuki nie wytrzymał, złapał ją za gardło i wystawił za most. Wystarczyło, że ją puści i wpadłaby znowu do dość głębokiej rzeki. Hanae może nie bała się, ale desperacko próbowała poluzować uścisk mężczyzny. Coraz ciężej było jej oddychać.

- Kakuzu, przestań - odezwał się w końcu Itachi. - Za martwą pieniędzy nie dostaniesz.


Och, co to było za cudowne wspomnienie, wtedy jeszcze nie wiedziała, jak oni wszyscy staną się jej bliscy. Pociągnęła nosem, wyłapując nieco przytłumiony przez deszcz zapach. Zatrzymała się, czekając aż osoba na tyle głupia, chcąca ją gonić, zrówna się z nią.

- Mogłam się domyślić, że będziesz na tyle głupi, by mnie gonić - zachichotała, spoglądając na mokrą twarz Hidana. - Na pożegnanie chcesz mnie wyzwać od suk, kurw czy chcesz upewnić się, że ofiara Jashina wróci, co? No powiedz coś wreszcie, Hidan!

- Zabierz mnie ze sobą.

Co kurwa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro