Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czterdzieści siedem

Hanae wpatrywała się w ciszy w Hidana, stojącego tylko parę kroków dalej. Po raz pierwszy podczas ich niezbyt długiej znajomości, nie potrafiła zebrać się i wymyślić kpiącego ani mogącego go zranić komentarza. Milczała zatem, czekając, z jakiego to powodu ruszył za nią. Czy naprawdę chodziło o to całe składanie ofiary.

- Zabierz mnie ze sobą.

Jego słowa odbijały się w uszach dziewczyny tak dotkliwie jak deszcz, opadający na jej głowę. Nie potrzebowała ochroniarza i wątpiła by to Pain nakazał mu ruszyć za nią. Prawie nigdy nie słuchał rozkazów, a to znaczyło, że na ten niedorzeczny pomysł wpadł sam. Cóż, mogła się spodziewać, że rozstanie z nim nie będzie tak proste jak to z Itachim. Od kiedy spotkała go kilka lat temu, czasem myślała o hipnotyzujących, czarnych oczach chłopaka, wyobrażając sobie jak cudownie byłoby w nich utknąć. W nicości.

Jednak kiedy przyszło co do czego po większą moc sięgnęła, zapraszając do łóżka Hidana. I nie było to spowodowane tym, że bała się odmowy Uchihy. Coś niebezpiecznego i drapieżnego przyciągało ją do Jashinisty, który, ku jej irytacji, widział w niej przeklętą ofiarę dla durnego bóstwa. Zastukała obcasem buta, ale przez to, że stali na wodzie, nie zrobiło to takiego efektu, jaki zamierzała osiągnąć. Rozejrzała się dookoła, czy ktoś nie zamierzał do nich dołączyć. Najwidoczniej nikt nie zauważył zniknięcia Hidana. Lub po prostu mieli to gdzieś, wiedząc, że Inukai i tak go zawróci z powrotem.

- Nie widzisz, że pada? - prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem. - Miał na sobie płaszcz Akatsuko, ale on nie chronił przed deszczem.

- Idiotko, tu zawsze leje - odparł z przekąsem. - Słuchaj, powtórzę ostatni raz: zabierz mnie ze sobą. Ruszasz na rzeź z tą kurwą Zasuhi i chujem Shoutaro. Może i Pain jest liderem, ale się myli. Nie powinnaś iść sama.

- Może nie zauważyłeś, ale potrafię sobie radzić - syknęła. Uraził ją ten brak wiary w jej możliwości. - Mam moc, po części dzięki tobie, więc żadne z nich nie stanowi żadnego problemu.

Hidan dyskretnie zacisnął ręce w pięści.

- Kurwa! Ja nie o tym! Mówię, że nie powinnaś iść sama, a nie, że nie dasz rady. Ja pierdole! - Złapał się za głowę. - Nie rozumiesz! Widziałem, jak przeżyłaś zabicie brata, mimo że wiedziałaś, że zaraz wróci. Myślisz, że lepiej zniesiesz zabicie tych skurwysynów? Wiesz to, co nie? To nadal twój klan i rodzina. Jesteś pewna swego, ale gdzieś wciąż jesteś tym bachorem, który chce normalnego życia. Pokazałaś mi to, do cholery! Oni to wykorzystają. Jedno słowo i jeb! Mają cię na jebanym widelcu.

- Doceniam troskę, ale obejdzie się. - Hanae poprawiła poły płaszcza z zamiarem odejścia. Nie chciała moknąć, bo Hidana wzięło na myślenie o czymś innym niż on sam, Jashin, gwałty i krew. To coś nowego. - Niech twój wielki Jashin, dobrze słyszałeś dzbanie, Jashin, nie Jan czy Jacek, Jashin. Dostanie ofiarę z białej wilczycy, ale najpierw zabiję tamtych, przecież mamy umowę. Po wszystkim mnie zabijesz.

Jeden krok przed siebie.

Drugi krok.

Trzeci.

Coś mocno szarpnęło za kaptur Hanae, zatrzymując ją. Warknęła wściekła, odwracając się w stronę mężczyzny. Dawny kochanek nie uśmiechał się ani nie wydawał się podekscytowany przyszłą ofiarą.

- Naprawdę odjebało ci - westchnął.

- Zaraz, kurwa co?! - wrzasnęła na niego. - To ty mnie ganiasz i zatrzymujesz, jakbyś odgrywał idiotyczną dramę! Chcesz ofiary, nie chcesz, określ się idioto!

- A nie pomyślałaś, suko, że mi na tobie zależy?

- Komplementami i słodkimi słówkami uwiodłeś mnie.

- Nie żartuję - powiedział z niepasującą do niego powagą. Arogancki uśmiech zniknął z bladej twarzy dziewczyny. - Już dawno przestałem patrzeć na ciebie jak na idealną ofiarę dla wielkiego Jashina. To pojebane. To pierwszy raz, gdy myślę o kimś innym niż o sobie. Nie mam zielonego pojęcia, co powinienem robić. Cholera, nazwać też tego nie umiem.

- Chcesz mi coś wyznać?

- Tak. Kurwa, nie. Nie potrafię. Gdybyś słyszała jak Kakuzu rechotał, kiedy przyłapał mnie, gdy ćwiczyłem przed lustrem. Spierdalasz, masz tam zemstę, przeznaczenie, czy chuj wie co, a ja jak ostatni idiota gryzę się po języku, bo nie umiem powiedzieć czegoś, co nie byłoby seksistowskie. - Wzruszył ramionami.

Hanae zmrużyła oczy, podchodząc bliżej mężczyzny. Dotknęła dłonią jego policzka, czując jak napina mięśnie twarzy. Przechyliła głowę. Wątpiła, by kłamał, ale nie znała z tej strony Hidanam. Ciężko było na niego spojrzeć inaczej niż dupka myślącego fiutem. Ukazywał przed nią twarz, o której istnieniu sam się niedawno dowiedział. Nie radził sobie z własnymi uczuciami i nie potrafił ich przedstawić. Jeśli zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami, faktycznie zachowywał się względem niej bardzo... Ostrożnie. Czaił się jak cień, chroniąc i wspierając, co doskonale chował za maską przekleństw i głupoty. Czy naprawdę to, co poczuł nie było chwilowym kaprysem? Często czytała w sprośnych książkach, że podczas stosunku, zaczynają pojawiać się wyobrażenia zakochania względem partnera. A nic poza seksem ich nie łączyło. Kłócili się.

Ale poszedł dla niej polować na mięso...

Chciał ją ratować, gdy została porwana.

Stał po jej stronie, niemal od początku.

,,Hanae... - Zatrzymał się tuż przed domem. Ciemna grzywka opadła na zielone oczy, całkowicie je przysłaniając. - Jeśli powiem ,,zrezygnuj z tej misji'', zrobisz to? - Hanae uniosła wysoko brwi w niezrozumieniu. On chciał... - Błagam, Hanae. To ryzykowna misja i nie jestem pewien...''

Był przy niej cały czas, gdy rozmawiała z bratem. Bratem, który oszukiwał ją os początku. Przecież to on wykradł zwój z sekretami. Nie chciał go. Jego planem było zrobić zamieszanie. Początkowo nie połączyła faktów, bo przecież Hiroshi towarzyszył jej podczas zebrania klanu. Oboje mieli powstrzymać złodziei. Tyle, że tamten chłopak nie był Hiroshim... Nie sądziła, że ktoś w klanie używa jutsu. I podszywał się pod jej brata, by uśpić czujność.

Chyba tylko Hidan był wobec niej szczery w życiu. Łatwo mówił, co myślał.

- Chroniłeś mnie - rzekła, na co ten skinął głową. - Pilnowałeś i walczyłeś w moim imieniu. - Przesunęła dłonią nieco w dół. Hidan wtulił się nieśmiało w ciepłą rękę. - Nawet nie wiesz, że zrobiłeś dla mnie więcej niż kiedykolwiek ktoś z mojego klanu. Myślisz, że jesteś bydlakiem i skurwysynem, ale kryje się w tobie znacznie więcej. - Drugą ręką dotknęła jego odkrytej piersi. Pazurem zahaczyła na srebrny naszyjnik z trójkątem osadzonym w kole. - Dziękuję, Hidan. Nie mogę być bardziej pazerna i żądać byś ruszył ze mną. Dziękuję, że obdarzyłeś mnie uczuciami. Dla mnie nasze zbliżenia także przestały być tylko zapychaczem czasu... Jeśli się uda, znów się spotkamy. I nigdy więcej nie odejdę.

- Ja...

- Wiem, Hidan. Ja ciebie też. - Uśmiechnęła się czuło, po czym złączyła ich usta w długim pocałunku, mającym zaspokoić ich pragnienie bliskości drugiej osoby. Odsunęli się od siebie niechętnie. - Do zobaczenia. Znajdę cię.

- Będę czekać.

Hanae ostatni raz na niego spojrzała, po czym zmieniła się w białego wilka i pobiegła najszybciej jak potrafiła, nim zmieniłaby zdanie. Hidan dotknął policzka, na którym jeszcze czuł ciepło jej skóry. Chwycił po kosę na plecach, kręcąc nią w dłoni, jak dziecięcą zabawką. Wydął dolną wargę, czekając aż Kakuzu do niego dołączył. Skarbnik nie wydawał się zmieszany, choć był świadkiem całej rozmowy. Wyłonił się z wody, stając o obok Jashinisty.

- Cóż za wzruszające pożegnanie.

- Jesteś zwyczajnie zazdrosny.

- Obrzydliwe.

- Nie dość, że zazdrosny to jeszcze niegrzeczny - prychnął Hidan. - No to ten... Wiesz, gdzie jest ten chuj.

- Wiem, a Pain dał zielone światło. Zdobędziemy sporo pieniędzy za zabicie tego gnoja, książki Bingo.

- Dlaczego mam wrażenie, że masz wobec niego osobistą urazę?

- Nic podobnego - skwitował Kakuzu, sięgając po wspomnianą książkę. - Taidama Inukai. Wkrótce zakończysz swój żywot.

Hidan uśmiechnął się szeroko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro