Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czterdzieści cztery

Wiatr uderzył mocno w drewniane okno, otwierając je na oścież. Hiroshi nie zwrócił na nie uwagi, ignorując także czarną wronę, przyglądając mu się niezwykle uważnie. Zwykły ptak nie zbudził u nikogo niepokoju. Chłopak przesunął palcem wzdłuż zachodniej granicy wioski. Skończyło się granie w takt muzyki granej przez dziadka. Nie dał się więcej mamić. Zebrał ze sobą małe poparcie - głównie ze strony swoich przyjaciół i dwójki dorosłych mężczyzn, mających największe z nich wszystkich doświadczenie bojowe. Nie było odwrotu. Jedynym problemem w tym wszystkim było...

- Czyli taki jest plan - powiedział, zwijając mapę w rulon. - Każdy zna swoje zadanie.

- Jesteś pewny, że to my mamy zająć Hanae? Dlaczego jej nie wtajemniczyłeś? To twoja siostra.

I dlatego to zrobił. Mieli słabe szanse, że cała ta akcja się powiedzie. Ukradli ważny swój ich klanu, a teraz zamierzali uciec do wioski ninja. Najbliżej znajdowała się chyba Wioska Ukryta we Mgle, choć krwawa sława tego miejsca odrzucała ich. Może Wioska Ukryta w Chmurach? Nieco dalej, ale bezpieczniej. Jeżeli im by się powiodło. W razie porażki czekała ich śmierć. Nie mógł na to narazić swojej siostry.

Gdyby jakimś cudem uciekliby, wróciłby po siostrę znacznie silniejszy. I nawet Shoutaro Inukai nie stanowiłby przeszkody. Nie było już odwrotu, powtarzał sobie w myślach. Popatrzył ostatni raz na swoich towarzyszy, zdając sobie sprawę, że pozostali już zajęli wcześniej ustalone pozycje. Od dawna planowali ten przewrót, chcąc pokazać starszemu pokoleniu, jak ich domniemany przywódca rujnuje to, co zbudowali założyciele. O co dbali rodzice Hanae i Hiroshi'ego. Shoutaro zdeptał ich wartości, rządząc twardą ręką, siejąc w ludzkich sercach strach.

Hiroshi dał znak ręką, nakazując ostatniej dwójce wyruszyć przed nim. Dziadek, pomimo bycia skurwielem, nie był głupi. Gdy akcja się rozpocznie, od razu zwietrzy podstęp. Najpierw skieruje się do niego, a gdy odkryje pusty pokój, połączy wszystkie kropki, więc by zadać mu największy ból - pośle za nim Hanae, by na własne oczy zobaczyła, jakim draniem był jej brat.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że chłopak nie wiedział, kiedy dwukrotnie udało mu się zgubić pościg. Z każdej strony, dzięki doskonałemu słuchowi, słyszał odgłosy walki. Gdzieś za jego plecami ginęli jego krewni, przyjaciele - mordując się wzajemnie. Zamykając oczy, widział obraz Gyunana stojącego nad własnoręcznie zabitym ojcem, którego wielbił i kochał ponad wszystko.

Hiroshi przez chaos w myślach z trudem uniknął kunai'a wystrzelonego w jego stronę. Poczuł tylko lekkie draśnięcie włosów. To dobrze, bo kunai z pewnością był zatruty. Chłopak odbił się od drzewa, zatrzymując. Słyszał powolne kroki myśliwego, pewnego swego zwycięstwa.

- Wystarczy tej dziecinady - rzekł ktoś, otwierając szeroko oczy. Przed nim stał Shoutaro Inukai. Plan zakładał, że Hanae przejdzie przez Utę i Kiyoshi'ego i sama stanie przed nim. Gdzie była jego Hanae? - Nie sądzisz, że pora zakończyć to koło nienawiści? - Hiroshi parsknął na te słowa. - Pomyślałeś, że wzniecisz bunt, zniszczysz to, co twoi rodzic budowali przez lata. Co nasz klan stworzył! - Shoutaro uderzył długą laską o ziemię, po raz pierwszy podnosząc wzrok.

Hiroshi mimo stania na grubej gałęzi drzewa kilkanaście metrów wyżej, czuł się drobny pod surowym spojrzeniem niebieskich oczu dziadka. Przejrzał go...

- Czy to był twój cel? Przez własny młodzieńczy ból, pozwoliłeś, by młode wilki stały się ojcobójcami, dzieciobójcami. Mordercami. Naprawdę sądziłeś, że nie poniesiesz za to konsekwencji?

- Za późno - warknął Hiroshi. - Nie wrócę z tobą.

Shoutaro mruknął coś cicho pod nosem, co się wkrótce okazało szyderczym śmiechem.

- Głupi szczeniaku - powiedział dziadek. - Naprawdę myślałeś, że to jest moim celem? Jak powiedziałem na samym początku: koniec koła nienawiści. Nie mogę pozostawić cię przy życiu, kto wie, kiedy znowu się zbuntujesz?

- Gdzie Hanae?

- Wiernie strzeże ideałów klanu. Chociaż ona.

Hiroshi nie zamierzał słuchać tego starego pryka. Znał go na tyle, by wiedzieć, że Shoutaro poza krwawymi torturami ofiar przed śmiercią, wielbił walki psychologiczne. Właśnie w taką spróbował wciągnąć wnuka. Zamierzał zrobić mu pranie mózgu, wmawiać, co jest dobre a co nie - tak jak robił to przez wszystkie lata od śmierci rodziców.

- Zatem zabijesz mnie, dziadku? - spytał, przechylając głowę i kładąc specjalny nacisk na ostatnie słowo.

- Już dawno powinienem pozbyć się ciebie. Tak jak twoich rodziców.

Hiroshi zadrżał. Nie z lęku czy zimna, lecz ze złości wzbierającej w nim. Zacisnął dłonie w pięści, czując powoli wysuwające się pazury. Powtarzano zawsze, że jego rodzice zginęli przez shinobi z wioski ninja, dlatego trzymali się z dala od walk, shinobi i tego całego bałaganu.

- Zabiłeś mamę i tatę? - wysyczał wściekle Hiroshi, gdy jego oczy błysnęły dzikim blaskiem.

- Patrzyłem z radością, jak konali.

Starzec uśmiechnął się, gdy ogromny, czarny wilk ruszył na niego, nie dostrzegając prawdziwych zamiarów dziadka. Shoutaro nie przybrał postaci wilka, lecz wyciągnął długą katanę ukrytą sprytnie w drewnianej lasce.

- Technika klanu: Egzekucja - powiedział Shoutaro przebijając wilka na wylot. Zwierzę wypluło krew, plamiąc biały płaszcz narzucony na ramiona Shoutaro. - Giń, porażko klanu Inukai.

Hiroshi poczuł jak opuszczają go siły, jak cała adrenalina ustępuje ogromnemu bólowi. Upadł na plecy przed swoim dziadkiem, mimowolnie zmieniając się znów w człowieka. Krew plamiła biały śnieg, a ogromna kałuża powiększała się z każdą chwilą. Hiroshi zakaszlał, dławiąc się łzami i krwią. Tak łatwo dał się pokonać jak dziecko. Zginie, a dziad wciśnie Hanae jakąś bajeczkę. Zostawi ją z mordercą ich rodziców. Porzuci ją...

Poruszył dłonią, wiedząc, że w obecnej sytuacji na więcej nie może sobie pozwolić. Wbił wzrok w błękitne niebo, a przynajmniej wydawało mu się, że właśnie taki odcień ma. Wyobrażał sobie te wielkie oczy, od lat wpatrującego się w niego z uwielbieniem.

,,Braciszku''.

Hiroshi z trudem wyciągnął przed siebie rękę.

- Ha...na...

- Spójrz na siebie, żałosne stworzenie - mruknął Shoutaro, ponownie chowając broń. - Popełniłeś błąd, ale spokojnie zapłaciłeś już za niego swoją śmiercią. Zajmę się Hanae, możesz być tego pewny. - Hiroshi ledwo co rozumiał jego słowa, szukając wzrokiem twarzy swojej siostrzyczki. - I tego, że również zapłaci za twoje błędy.

I odszedł, zostawiając Hiroshi'ego, by dokonał żywotu. Chłopak jeszcze przez pewien czas oddychał. Jego klatka piersiowa falowała niespokojnie. Nie mógł się poruszyć i gonić za Shoutaro, chronić Hanae. Otworzył lekko usta, a po brodzie spłynęła kolejna fala krwi. W końcu oddech ustał, a klatka piersiowa zatrzymała się na zawsze.

Leżał tak kilka godzin, aż gdzieś między drzewami dało się zauważyć poruszenie. Postać poruszała się bezszelestnie, pomimo butów na wysokiej, drewnianej podeszwie. Starsza kobieta popatrzyła z żalem na martwe ciało, lekko trącając go czubkiem stopy.

- Taki młody... Asahara - zwróciła się do towarzyszącej młodej dziewczyny, wtedy liczącej może z trzynaście wiosen. - Zabierzmy go. Nada się doskonale.

*. *. *. *

Wszystko było przygotowane. Asahara osobiście dopilnowała, by Zasuhi niczego nie brakowało. Tak zaczynały, we dwie aż do końca. Starsza kobieta okryła dziewczynkę czerwonym szalem i podeszła do zwłok Hiroshi'ego leżących na stole.

Asahara wręczyła duży, zapieczętowany zwój. Staruszka wiedziała, kto podarował jej go i czego oczekiwał w zamian - odpowiedzi. Chciał wiedzieć czy przekazana technika działa poprawnie. Zasuhi odczytała najpierw po cichu odręczne notatki Orochimaru i westchnęła.

- Dostaniesz zemstę, Hiroshi, obiecuję. Ofiara?

- Dalej nieprzytomna - odrzekła dziewczynka.

- Dobrze, zatem możemy zaczynać.

Kobieta stanęła przed śpiącą kobietą uprowadzoną ze zwykłej wioski, gdzie nie stacjonował nawet jeden ninja czy samuraj. Zasuhi rozwinęła zwój, z którego uwolniła się pieczęć, rozciągająca się wokół porwanej. Oplotła ją niczym wąż.

- Kuchiyose: Edo Tensei!

Szary popiół zaczął otaczać martwe ciało chłopaka, kiedy działo porwanej kobiety zaczęło ulegać rozpadowi. Dziura w klatce piersiowej Hiroshi'ego zarosła się, a krew wsiąknęła w blade ciało, nabierające żywych kolorów. Asahara poruszyła się niespokojnie, widząc jak chłopak nagle nabiera powietrza w płuca. Staruszka uśmiechnęła się tryumfalnie, podchodząc bliżej wskrzeszonego chłopaka. Położyła dłoń na jego ramieniu.

- Witaj wśród żywych, Hiroshi. Możesz mnie nie znać, jestem Zasuhi.

Chłopak nadal przyglądał się swojemu ciału. Przecież powinien być martwy. Cholera, on był martwy! Czuł to! Jakim cudem znalazł się w tym obcym miejscu i rozmawiał z ludźmi, jak gdyby nigdy nic?! Wziął głębszy oddech, chcąc upewnić się, że to wszystko działo się naprawdę. Dotknął miejsca, gdzie niedawno znajdowała się śmiertelna rana.

- Ja żyję... Psia dupa... Ja naprawdę żyję.

- Tak i to dzięki mnie. Musisz być wobec mnie lojalnym. Pstryknięcie palcami - wykonała wspomniany gest - sprawi, że znów odejdziesz, a ja daję ci szansę. Szansę na ponowne spotkanie siostrzyczki i na zemstę.

Hiroshi milczał krótko.

- Zasuhi...? Ha, wiem, kim jesteś.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro