I love you (John x Reader)
W skrócie: Dziecko Johna i Reader ma urodzić się lada chwila, lecz następują nie przewidziane komplikacje...
Postacie:John, Reader, Alexander, Hercules, Lafayette, pielęgniarka
Paring: John x Reader
Ilość słów: 680
Ostrzeżenia: śmierć, poród
A/N: Dawno mnie tu nie było, ale wróciłam - może tym razem na dłuższy okres czasu. Opowiadanie napisane podczas rejsu (to właśnie ludzie robią, gdy nie mają internetu przez dwa miesiące.
P.S. Widzieliście oświadczenie? HamilFilm już 15 Października 2021!!
[T/I] siedziała na parapecie w salonie swojego wielkiego domu. Ręce miała złożone na swoim ciężarnym brzuchu w wyrazie zadumy. Kilka dni temu dostała wiadomość, że wojna skończyła się, a jej mąż niedługo wróci do domu. Kobieta miała dość domu, który od wyjazdu John'a był dziwnie cichy. Całe dnie spędzała na czytaniu książek, malowaniu obrazów i haftowaniu, chociaż odkąd ostatni raz widziała męża nie mogła się na niczym skupić. Litery mieszały jej się przed oczami, nici przerywały, a świat wydawał się być zbyt szary, aby przelać go na płótno.
Jedyną pociechą dla kobiety było czytanie listów od męża, szczególnie tego ostatniego, w którym zapewniał ją o tym, że już niedługo będzie w domu, aby zdążyć na narodziny swojego pierwszego dziecka.
Moja najdroższa, [T/I]
Z wielką radością pragnę Cię poinformować, że wojna się zakończyła. Ameryka jest wolna! Już za kilka dni będę mógł wziąć Cię w ramiona i ucałować twe dłonie. Pragę Ci obiecać, że zdążę na narodziny naszego synka – choć wiem, że chcesz powiedzieć, że nic nie wiadomo – ja wiem, że jest to chłopiec.
Całuję Ciebie i nasze dziecko,
J. Laurens
[T/I] czytała ten list przynajmniej dwa razy dziennie. Teraz, gdy jej dziecko miało urodzić się za kilka dni, nie miała siły na robienie czegokolwiek innego. Uwielbiała czuć pod palcami atrament, który zostawiło pióro John'a, uwielbiała papier, który dotykał jej mąż.
Za każdym razem, kiedy ktoś stawał u drzwi, [T/I] szła do drzwi z nadzieją, że we framudze będzie stał jej ukochany. I tym razem, usłyszawszy pukanie, poderwała się, pełna nadziei.
Jakie było jej zdziwienie, gdy zamiast John'a zobaczyła jego przyjaciół. Alex, Gilbert i Hercules stali we framudze z niewesołymi minami. Kobieta, nieświadoma powodu, uśmiechnęła się szeroko i gestem zaprosiła ich do środka.
Przybysze jednak nie chcieli wejść, a przynajmniej nie od razu. Mężczyźni unikali wzroku kobiety, gdy w końcu jeden z nich wyciągnął w jej stronę list.
Droga Pani Laurens
Z przykrością pragnę poinformować panią, że Pani mąż, podporucznik John Laurens, został zabity w potyczce przeciwko brytyjskim oddziałom. Oddziały te nie otrzymały jeszcze wiadomości, że wojna się zakończyła. Pan Laurens zostanie pochowany tutaj, dopóki nie zdecyduje Pani przysłać po jego szczątki. Jak Pani wie, podporucznik marzył o zbrojnym oddziale złożonym tylko z czarnych mężczyzn. To marzenie umiera razem z nim.
Z poważaniem
G. Washington
Alexander podtrzymał kobietę, pod którą ugięły się nogi. [T/I] zbyt bardzo przypominała mu Elizę. Czy ona też by tak zareagowała? Czy to jego dziecko musiałoby dorastać bez ojca? Lafayette bez słowa pochwycił kobietę z drugiej strony i pomógł Alex'owi doprowadzić ją do sypialni. Mulligan również wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi. W głowach wszystkich żołnierzy był obraz przyjaciela, który tuż przed wyjazdem do Karoliny Południowej poprosił przyjaciół, żeby w razie jego śmierci, zaopiekowali się jego żoną.
Od otrzymania druzgocących informacji minęło kilka dni. [T/I] przycichła i zamknęła się w sobie. Nawet, gdy jej dziecko postanowiło przyjść już na świat, kobieta nie zachowywała się w sposób głośny. Cały ból i cierpienie przeżywała w ciszy i, choć po jej czole spływały krople potu, ta nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
Po kilku godzinach na świat przyszło pierworodne dziecko John'a Laurensa. Łzy potoczyły się po policzkach [T/I] gdy usłyszała, że jest to chłopiec. W pokoju obecni byli przyjaciele ojca dziecka, którzy starali się pomóc matce w ciężkich chwilach.
-Jak chcesz go nazwać? – spytała się pielęgniarka.
[T/I] patrzyła na pokój z łzami w oczach. Nie tak to sobie wyobrażała. Koło niej miał stać John, dumny ze swojego pierworodnego syna, trzymający ją za rękę w geście otuchy. Kobieta nie odpowiedziała, starając się przełknąć gulę w gardle.
-John Alexander
Nagle, przez łzy zakłócające wzrok kobiety, przy swoim boku zobaczyła znajomą postać. Mąż uśmiechał się do niej, wyciągając rękę do syna. W chwili, gdy dziecko znalazło się w ramionach matki, postać Johna pogładziła je po główce, żeby kilka chwil później pogładzić żonę po policzku.
-Kocham Cię, John – wyszeptała kobieta. Mężczyzna uśmiechnął się do niej, a w uśmiechu tym dostrzec można było czułość, smutek i przeprosiny. Gdy [T/I] mrugnęła po raz kolejny, John'a już nie było. Ale czy on kiedykolwiek tutaj był? Czy to tylko wyobraźnia kobiety płatała jej figle?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro