"Zła bajka" - One shot
Autorem poniższego tekstu jest Maybe_your i jeśli jesteście ciekawi jej przyszłych publikacji, zapraszamy do obserwowania profilu tej autorki!
Wieczorem, przed niedziałającym telewizorem, opiekunka tłumaczyła dzieciom, że powinny już spać. Uparte szkraby nadal nie spały, nie zważając na późną godzinę. Zmrużonymi od zmęczenia oczkami świdrowały książeczki równiutko ułożone na półce. Starały się nie ziewać, zaciskając szczęki jak najmocniej potrafiły.
— Jest już prawie dziesiąta! Już dawno powinniście spać! — próbowała zabrzmieć groźniej Maria, jednak jej sumienie karało ją za to: jak możesz straszyć dzieci? One mają tylko parę lat! Mimo to odgarnęła przeszkadzające jej kasztanowe włosy i postanowiła zrobić coś, na co jej sumienie popełniłoby wewnętrzne samobójstwo. Musiała sięgnąć po radykalne środki, bo te malce nigdy nie zasną!
— Dobrze, niech będzie — rzekła krótko. Zawsze starała się obronić te dzieci przed złem na świecie. Nie ona była ich mamusią, ale musiała również je wychowywać. Wystrzegała się takich metod, ale jak wytłumaczy zdenerwowanym rodzicom nieśpiące i zdeterminowane dzieci? No jak?
— Ciekamyyyy! — odpowiedziała mała Kasieńka, która była jednocześnie najmłodsza. Mimo dwóch lat, czasami zbyt wiele rozumiała. Nikt nie wiedział, czy to inteligentne oczy dziewczynki, czy może jej zdolność bycia wszędzie, bardziej napawało grozą.
Reszta ustawiła się w równym rządku, opierając się o siebie bokami. Szykowała się przemowa przed aż czterema widzami. Maria odetchnęła i w myślach zanotowała sobie, że pójdzie za to do piekła.
— Niebawem nadejdzie straszny czas — rozpoczęła z grozą — będą wojny...
— A cio to fojny? — wtrąciła się Kasia, oglądając swoje malutkie rączki z uwagą.
— Cicho bądź i słuchaj! Jak będziesz starsza, to będziesz wiedzieć — uciszył ją starszy brat, który zawsze z dumą chwalił się, że jeszcze chwila i będzie obchodził siódme urodziny.
— Więc nadejdą wojny. Ludzie będą się bili, znikną zwierzątka, znikną ładne łąki i kwiatuszki. A my? Już nie będzie tak pięknie. Kobiety, mężczyźni i dzieci nie będą się ani troszkę lubić. Śmierć będzie zaglądać wam w szyby o północy, a wy? Już nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzycie światło dzienne. — Przygryzła dolną wargę, obserwując jak słuchają jej z uwagą. Nie powinna była tego robić. Wykreowała dla nich zbyt drastyczny obraz. — I to wszystko przez bycie innym, bo ten i tamten nie ma ładnej kolorowej bluzeczki, to jest gorszy! Bo jeden i drugi kochają się, chociaż nie powinni. To tak jakby waszej mamusi i tatusiowi zabronili miłości! Zabronili lubienia się. I was by nie było, wiecie? Teraz musicie już iść spać. Im szybciej zaśniecie, tym szybciej nadejdzie dzień. Wy przecież kochacie światło?
Utuliła małe dzieci, które najwidoczniej nie były usatysfakcjonowane, bo nie rozumiały bajeczki. Tylko pośród kudłatych czupryn jedna wciąż obracała się to na jedną, to na drugą stronę. Prawie-siedmiolatek nie mógł ciągle zasnąć.
— Co się dzieje, Michał? — zapytała wstrząśnięta. Panował już półmrok, a ona musiała zbierać się do wyjścia.
— Bo, b-bo ja nie chc-cę — jąkał się chłopiec.
Zawsze mówił poprawnie, a teraz zbyt przestraszony nie potrafił się wysłowić. Maria pogłaskała go po czole, jakby sprawdzając, czy nie ma podwyższonej temperatury.
— Ja nigdy nie zniknę prawda? — Patrzył zaszklonymi od łez oczami. — B-bo śmi-mierć to tylko bajka?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro