black. the end.
- To znowu ja, wasz ulubiony muzyk! Kto z was tęsknił najbardziej? Nie musicie odpowiadać, chyba się domyślam.
Michael usadowił się w krzesełku, nawet nie czekając, aż powita go któryś z pracowników. Wszyscy spojrzeli zgodnie w kierunku Kate, która w tej chwili miała ochotę pójść do gabinetu szefa i natychmiast się zwolnić. Podeszła do stanowiska pracy, nie kryjąc niezadowolenia z kolejnej wizyty Clifforda. Jak długo zamierzał ją jeszcze męczyć? Czy nie wyraziła się jasno, że nie chce z nim nigdzie wyjść? Był uparty jak osioł.
- Dzisiaj jaki? Znowu zielony, niebieski, rudy? Może różowy z czarnymi pasemkami? I do tego odrobina brokatu? - sarknęła.
Chłopak spojrzał na nią w lustrze i posłał jej triumfalny uśmiech; wiedział, że ją irytuje i wykorzystywał to przy każdej nadarzającej się okazji.
- Dzisiaj poproszę czarny.
- Jak twoje serce?
- Hmm?
Nie odpowiedziała. Michael przyglądał się jej przez cały czas. Denerwowało ją jego natarczywe spojrzenie, ale nie zwróciła mu uwagi. Wiedziała, że jeśli się do niego odezwie, on obróci to na swoją korzyść. Miała ogromną ochotę zrobić coś, co sprawi, że chłopak raz na zawsze się od niej odczepi, ale do jej głowy nie wpadł żaden sensowny pomysł.
- Kate, nie bądź uparta. - Zmrużył lekko oczy. - Daj się gdzieś zaprosić.
- Nie - burknęła.
- Dlaczego? Przecież jestem dla ciebie miły, grzeszę urodą i kasą, jestem sympatyczny i dobry.
Dziewczyna roześmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Miał wysoką samoocenę, wyglądał na narcyza i właśnie tak się zachowywał.
- Nie lecę na kasę, a co do twojej dobroci mam spore zastrzeżenia.
Muzyk uniósł brwi - fryzjerka najwyraźniej go zaciekawiła. Kate skończyła zlecenie i podeszła do lady, by wydrukować rachunek. Chciała podać go chłopakowi, ale ten złapał za leżący na blacie telefon, który niestety należał właśnie do niej. Zaczął coś w nim szukać i na nic zdały się jej próby wyrwania mu komórki.
- Teraz przynajmniej będę miał twój numer. - Clifford zaśmiał się i spojrzał na nią ze zwycięskim błyskiem w oku. Wpisał kilka cyferek do swojego telefonu i nacisnął zieloną słuchawkę. - Zadzwonię do ciebie.
Mike wbił wzrok w znajdujący się na wyświetlaczu napis informujący o zapisanym kontakcie. Tuż przy nim widniała data z 2014, gdy chłopak znajdował się w Los Angeles z powodu trasy koncertowej.
- Zadzwonisz?
- Ale... - Michael uniósł głowę i spojrzał na nią.
Wyglądał na zdezorientowanego, ale Kate miała to gdzieś. Nawet jej nie pamiętał.
- Tak jak dwa lata temu, gdy zabrałeś mnie na świetną randkę, bajerowałeś pięknymi słówkami, a później przeleciałeś w drogim hotelu, zapewniając, że wcale nie jesteś zwykłym, pieprzonym kobieciarzem, który znika nad ranem? Zadzwonisz, Mike? No powiedz - zakpiła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Czy jeśli z tobą wyjdę, zadzwonisz jak wtedy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro