Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|| Pierwsze spotkanie II ||

◇────◇────◇────◇────◇
Po długim oczekiwaniu zapraszam was na drugą część pierwszego spotkania! Have fun and enjoy!
◇────◇────◇────◇────◇

•Bokuto Kotarou•

Ostatni raz przeliczyłaś dziewczyny z drużyny, które po kolei wchodziły na halę. Każda z jedenastu licealistek rozpoczęła indywidualne rozciągania i krótką rozgrzewkę.
Do kompletu brakowało jedynie spóźnialskiej libero, ale nie martwiłaś się o nią. I tak zawsze się pojawiała; nie odpuściłaby sobie meczu treningowego, zwłaszcza, że rozgrywka toczyć się miała między placówką, do której uczęszczała, a szkołą jej kuzyna, z którym od małego rywalizowała i ścigała się w osiągnięciach.

Przeciwniczki miały przyjechać dopiero za niewiele ponad dwie godziny, ale mimo to zarządziłaś króciutki trening w celu pobudzenia siatkarek przed głównym punktem dzisiejszego dnia.
Nie mogłaś doczekać się tego meczu. Wywalczyłaś ten sparing dwutygodniowym okupowaniem pokoju nauczycielskiego oraz chodzeniem za waszym trenerem jak cień i byłaś z siebie bardzo dumna. Gdyby nie fakt, że inna szkoła nie mogła zjawić się w tym czasie w Fukurodani, wskutek czego męski klub siatkówki nie mógł odbyć swojego sparingu, wy zajęłyście ich miejsce.

— [Nazwisko]-chan, chodź do nas! — Drugoroczna środkowa zamachała ręką, przyciągając tym samym twoją uwagę.

Pokiwałaś głową na boki, delikatnie się uśmiechając.

— Za chwilę do was dołączę, ale najpierw pójdę sprawdzić czy nasza spóźnialska raczyła się pojawić. — Wywróciłaś teatralnie oczami, a nastolatki zaśmiały się piskliwie.

Postanowiłaś zrobić rundkę do szatni, zakładając, że tam najprędzej znajdziesz trzecioroczną, gdyż Mei powinna już być na terenie placówki.

Nie zwróciłaś większej uwagi, kiedy grupka wysokich i nadzwyczaj hałaśliwych sportowców wyminęła cię, skręcając w stronę hali, z której właśnie wyszłaś. Odprowadziłaś ich kawałek wzrokiem, wzruszając po chwili ramionami. Nie znałaś zbyt dobrze chłopców. Co jakiś czas zdarzało się, że mijaliście się podczas praktyk i wasze relacje, choć przyjacielskie, ograniczały się do krótkiej wymiany zdań bądź pomocy podczas ćwiczeń. Być może chłopcy zbyt wstydzili się podejść do twojego żywiołowego zespołu.

Z nich wszystkich znałaś jedynie Konohę, który był twoim przyjacielem oraz sąsiadem, mieszkającym piętro wyżej nad twoim lokum. Codziennie chodziliście razem do szkoły, a gdy wasze zajęcia zgrywały się czasowo, również z niej wracaliście. Akinori, kiedy nudził się w swoim domu, schodził do ciebie, nękając cię swoją osobą.

Słyszałaś też od niego multum historii związanych z ich kapitanem. Nigdy jeszcze nie udało ci się spotkać Bokuto osobiście, ale z opowieści na jego temat wnioskowałaś, że do nudnych, a tym bardziej spokojnych, nie należał. I miałaś przekonać się o tym wcześniej niż mogłaś sobie wyobrazić.

Tak jak się spodziewałaś, Mei była już w szatni i zdążyła się przebrać w sportowy strój. Pogoniłaś ją do reszty, jak miałaś w zwyczaju, odmawiając przy tym wywód odnoszący się do jej spóźnialstwa i niekonsekwencji.

— [Nazwisko]-san, spójrz kto przyszedł obejrzeć nasz mecz! — Jasnowłosa atakująca zmrużyła swoje wielkie, brązowe oczy i uwiesiła się na twoim ramieniu, kiedy przekroczyłaś próg pomieszczenia. Odkleiłaś ją od siebie i, mówiąc jej na ucho, aby wróciła do rozgrzewki razem z libero, skrzyżowałaś ramiona pod biustem.

— Co tutaj robicie? Nie mieliście dzisiaj zrobić sobie wolnego dnia? Przecież odwołali wam mecz. — zapytałaś stojącą przed tobą grupę licealistów.

— Chyba nie będziemy wam przeszkadzać, pani kapitan? Nie mamy nic do roboty, więc przyszliśmy wam pokibicować. — Pewny siebie uśmieszek Akinoriego powiększył się, kiedy parsknęłaś, nie mogąc się przed tym powstrzymać.

Rzuciłaś okiem, na każdego z osobna, upewniając się, że nie zaczną wymyślać jakichś durnych rzeczy. Chłopcy wbili wzrok w parkiet, kiwając głowami tak, jakby doskonale odczytali twoją wiadomość.

— Jak nie będziecie rozpraszać moich dziewczyn i się wygłupiać, to nie mam nic przeciwko. — Kąciki twoich ust uniosły się ku górze, a ty odwróciłaś Konohę tyłem do siebie i pchnęłaś. — No, to sio na trybuny!

Nie ruszyłaś się do momentu aż sportowcy nie znaleźli się tam, gdzie chciałaś. Koleżanki z drużyny chichotały i wskazywały na zawstydzonych siatkarzy kiedy ci je mijali, na co mruknęłaś z dezaprobatą.

— Dziewczyny, skupcie się i zostawcie ich w spokoju! Bo dostaniecie dziesięć karnych okrążeń!

Ledwo utrzymałaś poważny wyraz twarzy, gdy w jednej chwili wszystkie śmiechy ucichły, a zastąpiły je odgłosy odbijanych piłek. Widząc, że wszystko jest tak jak powinno, odwróciłaś się z zamiarem zamknięcia drzwi do hali. Chwyciłaś za klamkę, jednak zawahałaś się, gdy kątem oka wyłapałaś ogromną sylwetkę, pędzącą prosto na ciebie. Zaraz za nią biegł drobniejszej budowy brunet.

— Bokuto-san, stój, proszę! — krzyknął mniejszy z nich, niemal błagający głosem.

A więc tutaj podziewała się dwójka zawodników, których nie zastałaś z resztą drużyny.

— Nie! Nie zamykaj! Poczekaj! — Jasnowłosy zignorował przyjaciela, kierując swoje słowa do ciebie. Dopiero teraz dotarło do ciebie z jaką prędkością as biegł. Było za późno na unik, kiedy Bokuto cię potrącił.

Poleciałaś do tyłu i zacisnęłaś z całej siły powieki. Byłaś gotowa na bolesne zderzenie z podłogą, jednak zdałaś sobie sprawę, że wylądowałaś na czymś znacznie miększym niż parkiet. Złotooki zdążył cię złapać i obrócić tak, że to on zderzył się z ziemią. Chciałaś się podnieść, lecz silny uścisk na twojej talii ci to uniemożliwił. Uchyliłaś jedną powiekę, w momencie się ożywiając. Byszczące ślepia atakującego uśmiechały się do ciebie.

— Złapałem cię, sówko — zaśmiał się dumny z siebie, podnosząc się do siadu z tobą wciąż w jego ramionach. — Dobrze, że nie zamknęłaś tych drzwi. Inaczej bym się na nich rozpłaszczył!

— Bokuto-kun — zaczęłaś spokojnie, mimowolnie czując pozytywną energię bijącą od chłopaka, która sprawiała, że irytacja powoli z ciebie uciekała. — Możesz mnie puścić? Nie żebym narzekała czy coś, bo jest milutko i w ogóle, ale mam trening. I muszę przygotować się do gry.

Jasnowłosy przekrzywił głowę w bok, raz po raz mrugając swoimi ogromnymi i, jak zdążyłaś zauważyć, hipnotyzującymi tęczówkami.

— Wybacz, [Nazwisko]-chan! — Znacznie wyższy od ciebie siatkarz wysunął się spod twojego ciała, zaraz przychodząc ci z pomocną dłonią. Czując rozchodzące się po twoich policzkach ciepło, podałaś mu swoją odpowiedniczkę. — Będę ci dzisiaj kibicował! Na pewno wygracie!

— Dziękuje, Bokuto-kun. — Spojrzałaś nad sylwetką kapitana i westchnęłaś. — Idź już do reszty. Akaashi-kun się zbliża.

Twarz atakującego zbladła, a widoczne na niej czyste przerażenie wywołało u ciebie drobne poczucie żalu. Nie wiedziałaś co takiego zrobił, ale życzyłaś mu powodzenia. Keiji położył dłoń na barku starszego.

— Bokuto-san...

— Uciekaj — szepnęłaś.

•Kuroo Tetsurou•

Nie lubiłaś przesiadywać w zamkniętych pomieszczeniach. Nieważne czy był to osiedlowy sklep, szkoła, czy twój własny dom. Kiedy przebywałaś w środku nazbyt długo, czułaś się niekomfortowo; wręcz się dusiłaś. Dlatego, gdy tylko nadarzała się okazja, aby wyjść na świeże powietrze, od razu to robiłaś. Od małego wolałaś pożytkować swoją energię na dworze; twoja mama nigdy nie mogła zagonić cię do środka.

Byłaś zdania, że, będąc zamkniętą w czterech ścianach, nie spotka cię nic ciekawego i może ominąć wiele okazji do poznania interesujących osób lub zabawy.

Opuszczając teren liceum po skończeniu zajęć, udałaś się na spacer. Pomyślałaś, że przejście się okrężną drogą, dobrze ci zrobi, a na pewno nie zaszkodzi, zważając na Shouheia, którego, siłą bo siłą, zdołałaś namówić na wspólny powrót do domu. Dreptał obok ciebie, gapiąc się w linie na chodniku, z uwagą omijając je tak, aby na nie nie nadepnąć.

Podczas takiego chodzenia bez celu, miałaś mnóstwo czasu na pomyślenie o nurtujących cię sprawach. Siatkarz działał na ciebie jak melisa na ból głowy; jego cicha i nieco niezręczne zachowanie pomagała ci się wyciszyć.

Mogłaś zwierzyć się chłopakowi dosłownie ze wszystkiego, co leżało ci na sercu i miałaś przy tym pewność, że zatrzyma to tylko dla siebie. Co prawda nie mówił dużo i chociażby kilka pełnych zdań wypowiedzianych z jego ust graniczyło z cudem, to gdy tylko przechodziliście na rozmowę przez internet, zalewał cię tonami bezsensownych rzeczy, i o dziwo, wiadomościami głosowymi. Do tego przyjmujący znał wszystkie szkolne nowinki i plotki.

Byliście swoimi przeciwieństwami, ale jakimś cudem załapaliście ze sobą nić porozumienia i od pierwszej klasy jesteście niczym papużki nierozłączki. Zwykle to ty nawijasz jak katarynka, a on słucha i przytakuje, gdy tylko zawiesisz na nim wzrok, chcąc się upewnić czy nadal zwraca na ciebie uwagę.

Będąc w większej grupie ludzi, łatwo się rozkręcałaś, a nowe tematy do rozmów wychodziły z ciebie jak z karabinu. Byłaś otwartym i pewnym siebie człowiekiem, czym zaskarbiałaś sobie sympatię rówieśników. Fukunaga z uporem maniaka powtarzał ci, że twoja bezpośredniość i brak zahamowań przed obcymi kiedyś źle się skończą.

— Shouhei–kun, wiesz, że język ci nie odpadnie, kiedy powiesz jedno zdanie? Zwłaszcza, że przecież stoję obok ciebie. Nie musiałeś wysyłać mi esemesa. — Ściągnęłaś brwi rozbawiona widokiem Fukunagi, który zamrugał swoimi szeroko rozwartymi oczami i wskazał palcem na wąską alejkę, przy której mieścił się jego dom. Nawet nie zauważyłaś, kiedy przeszliście taki kawałek drogi. Schowałaś swój telefon,  jeszcze przed chwilą ukazujący wiadomość od czarnowłosego i wyciągnęłaś przed siebie dłoń zaciśniętą w pięść. Chłopak zbił z tobą żółwika. — To do jutra!

— Do jutra, [Imię].

Minęłaś skrzyżowanie i poszłaś wzdłuż ulicy. Twoje mieszkanie mieściło się kilka przecznic dalej od mieszkania przyjmującego, ale właśnie teraz, zaczynał się najnudniejszy kawałek trasy. Ruch był tutaj znikomy, a jedyne sklepy jakie znajdowały się w zasięgu dwóch kilometrów to prowadzony przez starsze małżeństwo warzywniak i kiosk sprzedający zboczone gazetki. Aż się skrzywiłaś, gdy nielubiany przez ciebie punkt pokazał się za zakrętem.

Fala obrzydzenia szybko minęła, kiedy dostrzegłaś dobrze ci znany mundurek swojego liceum. Wysoki, dobrze zbudowany uczeń Nekomy z zaciętą miną buszował pomiędzy cienkimi czasopismami. Znałaś wszystkie osoby uczęszczające do waszej szkoły, które mieszkają w okolicy— on na pewno nie był stąd. Z pewnością zapamiętałabyś posiadacza tak charakterystycznej fryzury.

Wiedziona ciekawością, co takiego kupuje nieznajomy, podeszłaś bliżej i zajrzałaś mu przez ramię.

— Jeśli próbujesz kupić świerszczyki, to powinieneś chociaż przebrać się ze szkolnego mundurka. Za rogiem mieszka wicedyrektorka.

Brunet podskoczył przestraszony i, gwałtownie się prostując, uderzył w niski daszek stoiska. Chwycił się za obolałą potylicę, a ty, nie spodziewając się takiej reakcji, ledwo powstrzymałaś się przed zaśmianiem.

— Wow, coś ty taki zlękniony?

Chłopak odwrócił się, wwiercające w ciebie swoimi piwnymi tęczówkami. Musiałaś zadrzeć wysoko głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.

— Wystraszyłaś mnie — burknął. — I to nie są świerszczyki! — Przyłożył dłoń w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce i dodał: — Ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl kupienie czegoś takiego. — głupkowaty uśmiech pojawił się na jego ustach. — Jestem odpowiedzialnym, młodym mężczyzną!

— W takim razie co tutaj robisz? — dopytywałaś. Niezbyt przekonywały cię jego słowa. Wyglądał też niepewnie, choć nie ujmowało mu to urody. Miał naprawdę onieśmielający wzrok.

Gdyby nie słowa, które kilka sekund później wypowiedział, wzięłabyś go za nastolatka cieszącego się ogromną popularnością wśród innych uczniów. Jego twarz rozjaśniła się w podekscytowaniu.

— To jest limitowana edycja komiksu [nazwa komiksu]! Sprzedają ją tylko tutaj! — Obiekt pożądania znalazł się w dłoni czarnowłosego, który z niewiarygodną delikatnością wsunął ci go w dłonie.

— Co to jest (n/k)? — Ciekawsko przekartkowałaś przedmiot i zawiesiłaś przez moment spojrzenie na szerokich barkach nieznajomego, kiedy ten dawał sprzedawcy odpowiednią sumę pieniędzy.

— Nie wiesz co to jest (n/k)?! — ton głosu bruneta skoczył w górę. Odebrał od ciebie nowo zakupioną część serii, którą kolekcjonował, i schował ją do plecaka.

Nie zdążyłaś zareagować, gdy ciężkie ramię ciemnookiego opadło na twoje odpowiedniczki, a on sam z dziarskim uśmiechem powiedział:

— Oh, moja droga, widzę, że czeka nas dłuuuga rozmowa.

•Miya Atsumu•

Przerwy pomiędzy zajęciami były najlepszą częścią szkolnego dnia. Mogłaś w spokoju i samotności spędzić kilka wspaniałych minut, z daleka od rozwrzeszczanych koleżanek z klasy, których jedynymi tematami do rozmów byli sportowcy z waszej szkolnej drużyny siatkówki.

Nie żebyś miałaś coś do samych chłopaków – byli mega zdolni i nawet zdarzyło ci się parę razy zamienić zdanie z Aranem, jednak ich fankluby działały ci porządnie na nerwy.

Podekscytowane i niestabilne emocjonalnie dziewczyny, niebędące w stanie przeprowadzić zwyczajnej dyskusji były ponad twoje siły. A ty nie lubiłaś głośnych ludzi.

Bez względu na to, podczas dwudziestominutowego okienka nawet one nie mogły zepsuć ci humoru. Pogwizdując pod nosem z zadowoleniem, kompletnie ignorowałaś wzrok innych osób posyłany ci na korytarzu. Teraz liczył się dla ciebie jedynie automat znajdujący się przy głównej hali, na parterze. Przez głowę przeleciały ci wszystkie możliwe smakołyki i napoje, które można w nim zakupić. Gdyby nie ten wspaniały obiekt, nie przeżyłabyś w tym miejscu ani sekundy.

Oczy zaświeciły ci się, kiedy stanęłaś naprzeciw maszyny. Sunęłaś opuszką palca wzdłuż każdego rzędu przekąsek, coraz bardziej mrużąc powieki.

— Jak ja mam stąd cokolwiek wybrać? Tego jest za dużo — jęknęłaś, dociskając policzek do zimnej powierzchni.

Najlepiej kupiłabyś wszystko, lecz twoje miesięczne fundusze były już na wyczerpaniu. Przeliczyłaś drobne trzeci raz, doskonale zdając sobie sprawę, że pieniędzy nagle ci nie przybędzie, gdy nie będziesz patrzeć.

— Dobra, skup się. — mruknęłaś do siebie i, po uwczesnym zakupie ulubionego [smak] soczku w kartoniku, wcisnęłaś losowe przyciski. Proteinowy batonik wysunął się ze swojego miejsca i spadł na dół. Wyciągnęłaś smakołyk i z szerokim uśmiechem go rozpakowałaś.

Ciastko zniknęło w mgnieniu oka.

Wbiłaś słomkę w przeznaczone do tego miejsce na pudełeczku i pociągnęłaś porządny łyk napoju. Powoli kierowałaś się w kierunku schodów na pierwsze piętro. Czułaś, jak energia utracona przez spędzenie w klasie sześciu godzin do ciebie wraca.

Nagle drzwi znajdujące się niedaleko ciebie zaskrzypiały i huknęły, kiedy blondwłosy licealista zatrzasnął je za sobą. Twoja lewa brew skoczyła ku górze, rozpoznając w nim jednego z braci Miya. Szczerze, nie wiedziałaś, który z nich przed tobą stał. Nie przykładałaś do nich większej wagi, a ich imiona znałaś tylko dzięki Ojiro – pokrótce opisał ci każdego z członków klubu.

Wyglądał na nieźle wkurzonego. Wzruszyłaś jednak ramionami. Niezbyt cię obchodził; nie chciałaś wchodzić mu w drogę. Obiło ci się o uszy, że, bodajże Atsumu, lubi dramatyzować.

— Cholerny idiota! Co za kretyn! — warknął siatkarz, kopiąc doniczkę z niezbyt żywym kwiatkiem. Zwolniłaś kroku i napiłaś się napoju, czując niespodziewane rozbawienie złością siatkarza. — Ja niby nie potrafię wystawić dobrej piłki? Ha! Jeśli ty nie potrafisz wykorzystać mojego rozegrania, to jesteś gównianym atakującym! Nie zwalaj winy na mnie, Osamu!

Chwilę zastanawiałaś się czy ominięcie go będzie bezpiecznym wyjściem. Nie widziało ci się przestać calusieńkiej przerwy w jednym miejscu dlatego, wzruszywszy ramionami, chciałaś przejść obok wzburzonego, jak domyśliłaś się z jego monologu– z winy Osamu, rozgrywającego. Blondyn pochłonięty wypowiadaniem kolejnych wyzwisk w stronę swojego brata, nie zwracał uwagi na otaczający go świat. To była tylko kwestia czasu, kiedy się ze sobą zderzyliście i odbiłaś się od jego umięśnionego ramienia. Sama uznałabyś to raczej za staranowanie; Miya nawet się nie zachwiał. Miałaś szczęście, że ukochany napój pozostał w nienaruszonym stanie.

— Wybacz — bąknęłaś, chcąc jak najszybciej zmyć się z oczu nastolatka. Odwróciłaś się, ledwo powstrzymując się przed dodaniem paru niezbyt miłych słów opisujących brak jakiejkolwiek kultury. Powiedzenie zwykłego przepraszam, nawet niezbyt szczerego, nic by go nie kosztowało.

— Głupia pokraka. Patrz, jak łazisz! — Machnął ręką i zmierzył cię ostrym oraz pełnym wyższości spojrzeniem, które bardzo ci się nie spodobało.

— Przepraszam, ty mówisz do mnie? — Wskazałaś na siebie palcem i skrzywiłaś się w połowie rozbawionym, w połowie podirytowanym grymasie. — Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Miya! Nie jestem jedną z twoich fanek, którymi możesz pomiatać na prawo i lewo.

— Co, prawda cię boli? Nie potrafisz iść prosto korytarzem, przy okazji nie wpadając na innych ludzi?

— Jedyną osobą, która nie wie jak się chodzi jesteś ty. Z resztą — półuśmieszek zawitał na twoją, już nie tak spiętą, twarz — wystawiać też najwidoczniej nie potrafisz, skoro obrażasz się o najzwyklejsze zwrócenie uwagi.

Atsumu zamrugał, nie spodziewając się, że odważysz się odpowiedzieć na jego nagły wybuch. Trafiłaś go prosto w serce swoim atakiem.

— Ty...

— Weź ochłoń i wróć na trening. Strzelasz fochy jak rasowa paniusia. A teraz żegnam, nie mam zamiaru marnować więcej mojego wolnego czasu.

Zarzuciłaś włosami i, nie oglądając się za siebie, poszłaś w swoją stronę, agresywnie siorbiąc kończący się już soczek.

•Miya Osamu•

Nim znalazłaś się na terenie swojego nowego liceum, kilka razy przeszła ci przez myśl chęć zawrócenia i ucieczka do najbardziej przytulnego i komfortowego miejsca jakie znałaś – swojego pokoju. Na samą myśl o przedstawieniu się przed ponad trzydziestoma osobami w klasie robiło ci się niedobrze.

Twoje życie było uzależnione od pracy rodziców, którzy często zostawali wysyłani do innych placówek. Ciągłe przeprowadzki i zmiana środowiska równała się również ze zmianą szkoły. Brak stabilności uzmysłowił ci, że nawiązywanie przyjaźni nie ma sensu. Wiedziałaś, że głębsze przywiązywanie się do otoczenia, nowego liceum i rówieśników nie przynosi nic dobrego, a na pewno przysparza więcej nieprzyjemnych pożegnań.

A mimo to, wciąż nie mogłaś odpędzić od siebie lęku przed nową klasą oraz nieznanymi ludźmi. Twoja ramię zawisła w przestrzeni, parę centymetrów od gładkiej powierzchni drzwi. A jak z nikim się nie zakolegujesz? Każdy miał już swoją grupkę znajomych; dlaczego mieliby zwracać uwagę akurat na ciebie?

— [Nazwisko]-san? Dlaczego stoisz przed klasą? Wchodź do środka.

Wzdrygnęłaś się, kiedy młoda, niska kobieta, która od dzisiaj miała zostać twoją wychowawczynią, zatrzymała się obok ciebie i z ciepłym uśmiechem skinęła głową na przejście. Lewą dłonią przyciskała do piersi dwa grube tomiszcza podręczników i mały notesik.

— No, szybciutko! Nie ma się czego bać, musisz uwierzyć mi na słowo. Wszyscy są bardzo mili i z pewnością nie będziesz mogła się od nich odgonić!

Nim zdążyłaś się odezwać; nauczycielka z rozmachem otworzyła drzwi na oścież i wciągnęła cię do środka. Śmiechy i hałas w pomieszczeniu ucichły, zamieniając się w ledwo słyszalny szmer. Dosłownie czułaś, jak wypalają w tobie dziurę.

— Dzień dobry, kochani! — Kobieta odłożyła przedmioty na biurko i, poprawiwszy okulary, popchnęła cię do przodu. — Jak zapewne widzicie, wasza nowa koleżanka, o której wam mówiłam, nareszcie się pojawiła! Proszę, przedstaw się.

Dała ci znak, abyś zaczęła mówić. Przełknęłaś głośno ślinę i założyłaś kosmyk włosów za ucho.

— Nazywam się [Nazwisko] [Imię], miło mi was poznać. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy! — Formułka, którą miałaś już wyćwiczoną do perfekcji, płynnie opuściła twoje usta.

— Dobrze, [Imię]-san. Usiądź w czwartej ławce, tej przed Miyą-kunem. — profesorka wskazała palcem na szarowłosego chłopaka, który, słysząc swoje imię, podniósł znudzone, ciemne oczy, wcześniej utkwione w widoku za oknem.

Skinęłaś głową i błyskawicznie kończąc kontakt wzrokowy ze wspomnianym uczniem, zajęłaś swoją ławę. Czułaś jak gapi się centralnie w twoją czaszkę.

Zdenerwowana wyciągnęłaś z torby książki oraz zeszyt do japońskiego. Ściągnęłaś łagodnie brwi, kiedy kolejny raz nie udało ci się odnaleźć w czeluściach torebki długopisu.

Nie mówcie mi, że zapomniałaś czegoś pierwszego dnia... To jest jakaś masakra, zbeształaś się w myślach. Ostatni raz w akcie desperacji zanurkowałaś we wnętrzu tornistra.

— Masz — spokojny głos owiał twoje ucho, gdy Miya nachylił się nad swoim biurkiem, wystawiając rękę ponad twoim ramieniem. Nie spodziewając się tego, wyprostowałaś się jak struna.

— Co?

— Długopis. Nie masz swojego, więc ci pożyczam.

Wzdrygnęłaś się i odwróciłaś, mierząc chłopaka wzrokiem. Przyjęłaś przedmiot od jasnowłosego, od razu wracając do wcześniejszej pozycji. Słyszałaś jak twoje włosy pod wpływem gwałtownego ruchu uderzają w facjatę Osamu.

— Dziękuje. Za długopis — wymamrotałaś, mając ochotę zapaść się pod ziemię.

— Nie ma za co — ton Miyi zmienił się, przybierając nieco rozbawioną barwę.

Zamrugałaś kilkukrotnie, kiedy to do ciebie dotarło. Gdy zobaczyłaś go po raz pierwszy, wydawał ci się oschły i niekoleżeński, za co od razu się zganiłaś. Szarooki wbrew pozorom był najzwyczajniej w świecie spokojny.

— Ale następnym razem zepnij włosy. Trochę boli, kiedy dostaje się nimi po twarzy.

◇────◇────◇────◇────◇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro