drugie spotkanie
Przerzuciłaś ze znudzeniem następną kartkę w podręczniku, sunąc wzrokiem po linijkach dobrze znanych ci regułek. Nie znalazłaś żadnego lepszego zajęcia na czas dziesięciominutowej przerwy pomiędzy zajęciami.
Twoja najlepsza przyjaciółka postanowiła porzucić cię na rzecz rozchodzącego się jak ciepłe bułeczki puddingu podawanego na szkolnej stołówce. Pokręciłaś głową na myśl o przepychającej się pomiędzy uczniami drobnej szatynce.
Beznadziejny z niej przypadek, pomyślałaś.
Przeczuwałaś, że Aya nie zdąży wrócić przed rozpoczęciem następnej lekcji, a ty nie chciałaś zmarnować reszty wolnego czasu, jaki ci pozostał, na bezczynnym siedzeniu. Z hukiem zamknęłaś książkę i, zerknąłwszy na wiszący nad tablicą zegar, wyszłaś na zewnątrz.
Wciągnęłaś z ulgą świeże powietrze i, rozglądając się po korytarzu, wyłapałaś pulchną dłoń nauczyciela od biologii. Zaczął machać coraz szybciej, gdy tylko dostrzegł, że zwróciłaś na niego swoją uwagę. Uniosłaś sceptycznie brwi, nie wiedząc czy tym gestem mężczyzna chciał cię do siebie przywołać, czy po prostu znowu nazbyt zaangażował się w opowiadanie o peptydach biomimetycznych stojącym u jego boku dwóm uczniom, którzy zmyli się, korzystając z dezorientacji starszego.
Postanowiłaś zaryzykować i udać się na koniec korytarza, powodując tym samym zadowolenie i rozluźnienie na twarzy biologa. Poczułaś, że była to fatalna decyzja już w momencie, gdy nauczyciel otworzył swoje usta.
— Jak to mam uczyć jeszcze jedną osobę? — Wydukałaś, nie mogąc uwierzyć w to, że nauczyciel znowu wykorzystuje twoje nieasertywne sumienie.
— Wybacz, [imie]-san, że tak nagle z tym wyskakuje, ale ostatnio jeden z moich uczniów znacznie się pogorszył, a ja nie potrafię nad nim zapanować. Twój wkład w kształcenie jego oraz Yamagaty na pewno zostanie wzięty pod uwagę przy ocenach końcowych, o to się nie musisz martwić. Zarówno z biologii jak i pozostałych ścisłych przedmiotów.
Pokręciłaś nosem na ostatnie zdanie pana Miyamoto. Gdyby nie ta kusząca propozycja, zdecydowanie musiałabyś mu odmówić.
— No dobrze, mogę spróbować, ale nic nie obiecuję — wyrzuciłaś z siebie, krzywiąc się, gdy usta mężczyzny zaczęły uśmiechać się coraz szerzej. — Uprzedzam, że jak nie będzie mnie słuchał, to nie będę się z nim męczyć.
— Oczywiście, oczywiście, jasna sprawa! Zaraz powinien tu być, więc od razu się poznacie... — Ryohei zatarł zadowolony dłonie. Nie mógł nadziwić się swojemu szczęściu, że trafiła mu się taka uczennica. — O, jest! Już tu idzie!
Biolog skinął głową na wysoką postać za twoimi plecami. Zareagowałaś machinalnie, odwracając się, tym samym rozpoznając dobrze znaną ci osobę, która w podskokach się do was zbliżała. Spięłaś się niewidocznie, kiedy Satori zawiesił z zadowoleniem swój wzrok na tobie, a z jego wąskich ust uciekło ciche mruknięcie.
— Szukał mnie pan, Miyamoto-sensei?
— Dobrze, że już jesteś Tendou-kun. Masz szczęście, że [imię]-san się zgodziła. — Mężczyzna położył lewą dłoń na twoim ramieniu, drugą kładąc na barku znacznie wyższego chłopaka, tym samym nieco go zniżając. Uśmiechnął się i dodał: — Zostawię was samych, żebyście na spokojnie wszystko omówili. Powodzenia!
— To jest chyba jakiś żart... — Szepnęłaś, gdy biolog truchtem skrył się w pokoju nauczycielskim.
Sama nie wiedziałaś, dlaczego wpadałaś w taką panikę, gdy trzecioklasista pojawiał się w zasięgu twojego wzroku. W żaden sposób ci nie zaszkodził, a mimo to powodował u ciebie dyskomfort. Przycupnęłaś na ziemi, opierając się o ścianę.
— Nie martw się, [imię]-chan, na pewno będziemy się razem dobrze bawić! — Czerwonowłosy ukucnął przed tobą, obejmując kolana swoimi długimi rękami i, przekrzywiwszy głowę, zmrużył oczy, łagodnie unosząc przy tym kąciki ust. Z bliska wcale nie wyglądał tak strasznie jak to zapamiętałaś. Nastolatek przez chwilę siedział cicho, mocno się nad czymś zastanawiając. — Wiesz, wydaje mi się, że źle zaczęliśmy.
— Co masz na myśli?
— Boisz się mnie?
Jego nagłe pytanie cię zaskoczyło. Od razu pokręciłaś głową, a Satori zachęcił cię, abyś kontynuowała.
— Nie nazwałabym tego w ten sposób — burknęłaś pod nosem. — To jest coś bardziej jak... lekka presja? To znaczy, twoje zachowanie trochę mnie stresuje. Ale nie boję się ciebie.
— W takim razie wstań. — Brązowooki dźwignął się na równe nogi, przeskakując z nogi na nogę. Wyglądał jakby nie mógł wytrzymać w jednej pozycji dłużej niż dwie sekundy. Podążyłaś za nim, nie wiedząc, co chce zrobić. Sportowiec wyciągnął przed siebie dłoń i zamrugał szybko ogromnymi oczami, łagodnie się do ciebie uśmiechając. Niepewnie uniosaś swoją odpowiedniczkę. Odchrząknął, zakręcił barkami i rozpoczą swoim wysokim, melodyjnym głosem — Jestem Satori Tendou, klasa trzecia...
— Co ty robisz?
— ... gram jako środkowy blokujący, uwielbiam czekoladki i jestem beznadziejny z biologii. — Ostatnią część wymamrotał niewyraźnie, na co parsknęłaś rozbawiona. Domyśliłaś się, że w ten sposób Tendou starał się uspokoić twoje nerwy oraz pokazać się w lepszym świetle, co niewątpliwie mu się udało.
Postanowiłaś pociągnąć zabawę. Wyprostowałaś plecy, zadarłaś nieco głowę ku górze, przybierając poważniejszy ton.
— [Nazwisko] [Imię], klasa trzecia, lubię naukę oraz zimę, nie lubię głośnych miejsc i jestem bardzo dobra z biologii.
— I widzisz? Patrz jak się uzupełniamy! Nie mogę się doczekać wspólnych lekcji, pani profesor.
Czerwonowłosy z szaleńczo bijącym sercem, wybuchnął głośnym piskiem w duchu, nie mogąc uwierzyć, że udało mu się do ciebie zbliżyć. Widocznie oblanie kilku kartkówek jednak się opłaciło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro