drugie spotkanie
W dobrym humorze weszłaś do klasy, zajmując swoje miejsce po przeciwnej stronie pomieszczenia, wysypując niemal całą zawartość tornistra na blat ławki. Wciąż miałaś mnóstwo czasu przed rozpoczęciem zajęć, dlatego, wybierając pierwszą lepszą playlistę, wsunęłaś słuchawki do uszu i zaciągnęłaś się świeżym powietrzem wionącym przez uchylone okno na tyłach sali.
Czerwcowe poranki bywały chłodne, lecz dzięki świecącemu słońcu jak i bezchmurnemu niebu niska temperatura nie była zanadto uciążliwa. Oprócz tego rozgrzać pomagało ci również ciepło, które odczuwałaś w środku na myśl o zeszłodniowym treningu. Uśmiech sam cisnął ci się na usta, kiedy przypomniałaś sobie roztrzepanego kapitana męskiej drużyny siatkówki, jego pobudzone reakcje oraz ogromne, pełne temperamentu, złote tęczówki.
Wzdrygnęłaś się, kiedy nagle nad twoim miejscem rozpostarł się wielki cień, rzucany przez wysoką sylwetkę ucznia. Jednym szybkim ruchem przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem.
— Hej, hej, hej, [__]-san! — Donośny głos Kotarou przebił się przez muzykę w twoich głośniczkach.
Wyjęłaś przedmiot ze swoich uszu, prostując się i szczerząc od ucha do ucha. Konoha często żalił ci się, jaki nieznośny wczesnym rankiem potrafił być kapitan, jednakże trudno było ci w to uwierzyć, widząc, jak siedzący przed tobą siatkarz emanował pozytywną energią.
— Bokuto-kun! Co tutaj robisz? Szukałeś mnie?
Jasnowłosy podrapał się niezręcznie po policzku i wydął usta jak małe dziecko.
— Chciałem upewnić się, że nic ci wczoraj przypadkiem nie zrobiłem... wiesz, kiedy na ciebie wpadłem. — As burknął niewyraźnie, czując, jak robi mu się gorąco. — Akaashi bardzo się przez to na mnie zdenerwował i zrobił mi wykład o moim nieodpowiedzialnym zachowaniu.
— Jak widzisz jestem cała i w jednym kawałku, nie przejmuj się tym — zaśmiałaś się i, podpierając brodę na wierzchu obydwóch dłoni, pochyliłaś się w stronę chłopaka. — Wiesz, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Przecież widziałeś, że czułam się dobrze, w końcu normalnie grałam. Nie musiałeś specjalnie się fatygować, aby mnie o to spytać.
Bokuto spiął się, a jego policzki przybrały wyraźny, rumiany kolor; najwidoczniej nie był przygotowany na zdemaskowanie jego przykrywki. Od waszego pierwszego spotkania nie mógł przestać o tobie myśleć. Od dawna pragnął cię poznać, lecz nigdy nie było dobrej okazji, aby się do ciebie zbliżyć. A teraz, gdy takowa się nadarzyła, pokazał się z najgorszej możliwej strony.
— Oh... to prawda... ale i tak musiałem się upewnić! Na wypadek gdybyś poczuła się później źle. — Nastolatek zapatrzył się w nieokreślony punkt za oknem, marszcząc przy tym swoje krzaczaste brwi, jakby usilnie nad czymś główkował. Nagle wzdrygnął się, odzyskując swoją wcześniejszą ikrę. — Widziałem, jak grałaś! Byłaś świetna! Znaczy wy wszystkie — poprawił się, unosząc gwałtownie ramiona w powietrze — byłyście.
Choć Kotarou wypruwał sobie żyły, chaotycznie tłumacząc swoje zachowanie, wydawał się w tym tak strasznie uroczy, że miałaś ochotę wytarmosić jego czarno-białe włosy i mocno go wyściskać. Nie chcąc dłużej pastwić się nad zestresowanym nastolatkiem, zmieniłaś szybko temat na bardziej komfortowy.
— Spokojnie, rozumiem, co chcesz powiedzieć, Bokuto-kun. Swoją drogą, jak podobał ci się nasz sparing? Dałyśmy czadu, nie?
— Czadu? Całkowicie je rozwaliłyście! Zdominowałyście całe boisko od pierwszego seta, nie mówiąc już o trzecim, a pod koniec meczu kiedy...
Złotooki rozsiadł się wygodniej. Nie przestawał nawijać o atakach i przyjęciach do czasu, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje. Nim wyszedł z twojej klasy, zatrzymał się jeszcze na moment.
— Po treningu idziemy z chłopakami na lody, chcesz do nas dołączyć, [__]? Będzie fajnie, obiecuję!
— Pójdę, ale idź już — zaśmiałaś się, poganiając chłopaka ręką. — Jesteś już spóźniony na zajęcia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro