Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

drugie spotkanie

Po zeszłotygodniowym incydencie w sklepie Ukaia, o którym już tego samego dnia dowiedział się również pan Takeda, drugoroczni przechodzili przez prawdziwe piekło. Nie dość, że nauczyciel do odwołania zmusił ich do sprzątania hali po treningach, to owa dwójka podpadła wściekłemu Daichiemu. Kapitan wpadł w istny szał, wyprawiając Tanace oraz Noyi trwające trzy godziny potężne kazanie na temat demolowania cudzych własności i nieodpowiedzialnego zachowania.

Suga stojący przez cały monolog za plecami Sawamury, z trudnością zachowywał pouczający wyraz twarzy - przytakiwał co drugie słowo, splecione na klatce piersiowej ramiona co chwila zaciskał mocniej na materiale koszuli, a kiedy Daichi zapytał go czy ma coś do dodania, odchrząknął nieco wybity z rozmowy, ściągnął brwi, przygryzając od środka policzki i w nieco innych słowach powtórzył zdanie przyjaciela.

Chłopcy mieli ogromne szczęście, że zdążyłaś ochłonąć po rozmowie z Keishinem. Uniknęli w ten sposób najgorszej z trzech tyrad i masy wyzwisk, które zazwyczaj pojawiały się, gdy zrobili coś głupiego, a ty zdołałaś ich na tym przyłapać.

Mimo tego ilość wstydu, jakiego się najadłaś, nie mogła zostać przez ciebie puszczona płazem. Dlatego postanowiłaś porządnie wykorzystać swoją władzę.

W dłoniach dreptającego za tobą Tanaki znajdował się twój tornister, Nishinoya co chwila potykał się o rozwiązane sznurówki, mając ograniczoną widoczność przez zasłaniające mu widok kartony, a ty, z szerokim i zdecydowanie zbyt zadowolonym uśmiechem, prowadziłaś ich przez szkolny korytarz.

— [Imię]-san — twoje imię wymsknęło się krótkowłosemu atakującemu, który nie zdążył w porę ugryźć się w język. Zerknęłaś przez ramię, unosząc psotnie brwi.

— Hmm?

— Wczoraj minął ostatni dzień, w którym mieliśmy ci... pomagać i zastanawiałem się kiedy nam w końcu odpuścisz. — Tanaka zawahał się, nie wiedząc do końca czy użył dobrego słowa. W jego odczuciu było to raczej perfidne wykorzystywanie. Nie przypuszczał, że w chwili, w której cudem uniknęli awantury, zostali przekazani w twoje perfidne ręce. A ty nie miałaś żadnych hamulców.

Yuu pokiwał żywo głową, zgadzając się z przyjacielem, aż jego blond pasemko wpadło mu do oka. Skrzywił się z dyskomfortu, nie mając jak się poprawić. Odruchowo przeczesałaś mu czuprynę, na co zareagował drobnym rumieńcem.

— Tak, tak! Do tego po co ci te pudła? Nic przez nie nie widzę, a muszę tachać je przez pół szkoły!

— Myśleliście, że tydzień wystarczy? Za taką akcję, jaką odwaliliście w tym sklepiku, powinniście całować mnie po butach i dłoniach. Uratowałam wam dupska. — Powiedziałaś dobijająco, nie słysząc już więcej żadnych sprzeciwów czy narzekań. — Zaraz będziemy na hali, więc nie wydziwiajcie. Te kartony są dla was.

— Co w nich jest?

— Za chwilę zobaczycie.

Rozsunęłaś ciężkie drzwi od budynku, głośno oznajmiając wasze przybycie. Sugawara, choć widział ten obrazek dzień w dzień, wciąż nie mógł opanować swojego śmiechu. Włóczący nogami drugoklasiści z minami jak zbite psy, dreptali za tryskającą energią tobą.

Był pewien, że chłopcy nic nie wyciągnęli z wykładu Daichiego, za to tygodniowa służba pod twoją pieczą z pewnością dała im nauczkę.

Wzrok wicekapitana zsunął się na upuszczone z łoskotem dwa kartonowe pudła, obok których rozłożył się libero.

— Już przyszły? — Zwrócił się do ciebie trzecioroczny, na co podrapałaś się po głowie, wykrzywiając wargi w wesołym uśmieszku.

— Właściwie miałam je od środy, ale dopiero teraz zorganizowałam ekipę pomocniczą. Nie chciało mi się samej tego nieść. — Uchyliłaś wieczka, wyciągając po kolei czarne, rozpinane bluzy, z napisem szkolnego klubu. — Nowiutkie wdzianka dla każdego!

— Waaaah Ryu, nowe bluzy!

Siatkarze rozsypani po całym pomieszczeniu okrążyli was, sięgając po pasujące na nich ubrania, od razu je przymierzając. Z rozbawieniem przyglądałaś się szamocącym o ten sam ciuch Kayegamie i Tsukishime. Dobrze, że założyłaś swoją część garderoby przed przyjściem tutaj.

— Mam nadzieję, że dla mnie również się jedna znajdzie?

Wzdrygnęłaś się, słysząc za plecami lekko zachrypnięty głos mężczyzny. Od razu rozpoznałaś te charakterystyczne przydługawe blond włosy, trzymane za pomocą czarnej opaski, oraz nieco niepewny, acz zaczepny uśmiech. Między wargami kiwał się nieodpalony papieros.

Skinęłaś głową, wyciągając z drugiego kartonu bluzę z nadrukowanym na plecach napisem trener.

— A więc to pan jest tym nowym nauczycielem, o którym słyszałam. Suga mówił mi, że się zaskoczę, ale nie, że aż tak. — Podałaś mu przedmiot, od razu wsuwając dłonie do tylnich kieszeni spodni, jak miałaś w zwyczaju gdy nic w danym momencie nie robiłaś. — Takeda-sensei musiał być bardzo przekonujący.

— Taa... był — Keishin skwasił się, wypalając dziurę w czaszce zdezorientowanego niższego nauczyciela. — Ale nie ważne. Koniec końców dałem się wkopać w fuchę niańki.

— Dobrze pan to określił. Czasami potrafi być tutaj prawdziwy armagedon. Wiem co mówię — Zaśmiałaś się, mimo wszystko czując szczęście na myśl o dziwactwach jakie miały miejsce pomiędzy tymi ścianami.

— Jesteś menadżerką?

— Menadżerką jest Kiyoko, ja jestem kimś w rodzaju asystentki?

— To znaczy? — Dopytywał jasnowłosy, bawiąc się zapalniczką, przekładając ją pomiędzy swoimi dłońmi.

— Pomagam w ogarnięci klubowych i papierkowych spraw, zaganiam co głupszych chłopców do nauki, no i trzymam ich w ryzach gdy zaczynają szaleć. — Wyliczałaś na palcach.

— Masz naprawdę dużo na głowie, [Imię]-san. To musi być męczące, co?

Przeleciałaś wzrokiem po przekomarzających się między sobą sportowcach, zaprzeczając jednym ruchem.

— Kiedy spędziło się z nimi tyle czasu co ja, wszystkie te obowiązki przestają wydawać się takie straszne. Naprawdę dobrze się z nimi bawię.

Ukai zamilkł na moment, w ciszy patrząc jak twoja twarz nabiera żywszych barw. Patrząc na twój entuzjazm, sam poczuł ścisk w brzuchu.

— W takim razie, liczę na ciebie, [Imię]-san. Ja nie jestem tak cierpliwy i sam pewnie sprawie ci, trochę kłopotów. — Podrapał się po głowie, głupkowato się przy tym krzywiąc.

— Niech się pan o nic nie martwi, na mojej warcie nikt nie zginie. — Zachichotałaś, uderzając palcem w swoją pierś.

— Nie mów mi per pan, czuję się wtedy staro.

— Ale należy pan teraz do grona pedagogicznego, muszę mówić do pa...ciebie z honoryfikacjami — Poprawiłaś się, rejestrując jak gęste i ciemne brwi Keishina zaczynają zbiegać się na środku jego czoła, w gniewnej ekspresji.

— Niezbyt mnie to obchodzi. Mów mi po prostu Ukai. Nie krępuj się.

— Dobrze, Ukai-kun.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro