Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

drugie spotkanie

Po spędzeniu całego sobotniego dnia w towarzystwie siatkarzy z drużyny, czułaś się wypompowana. Sama styczność z siatkówką wydzielała w twoim organizmie masowe ilości endorfiny, jednakże dające o sobie znać zmęczone stawy oraz mięśnie skutecznie studziły twój entuzjazm.

Zostając menadżerką Seijoh, nie byłaś przygotowana na taką dawkę ruchu, jaką zafundował ci trener Irihata. Bieganie w tę i z powrotem z bidonami, ręcznikami i papierami bezdyskusyjnie było najgorszą częścią przypisanych obowiązków. Pomimo tego, szybko o nich zapominałaś, gdy tylko przychodziło do bardziej przyjemnym spraw. Pomoc przy wystawach Oikawy, korygowanie błędów w ustawieniu czy inicjowanie nowych taktyk, były częścią treningu, na którą z niecierpliwością czekałaś.

Już nie wspominając o bezwstydnym przywileju jakim była możliwość podziwiania dobrze zbudowanych i błyszczących od potu ciał sportowców. Potrząsnęłaś głową, wypędzając z niej nagie i umięśnione plecy Matsukawy oraz bicepsy Iwaizumiego. Czując zbierający się na policzkach róż, chwyciłaś za komórkę, wykręcając numer do Tooru.

Wybijało już południe, dlatego stwierdziwszy, że szatyn nie powinien o tej godzinie spać, postanowiłaś chwilę mu się ponarzucać. Po trzech sygnałach powitał cię wesoły głos przyjaciela. Od razu zostałaś zbombardowana opowiastkami o tym jak reszta trzeciorocznych zrzuciła mu się na chatę po wyjściu ze szkoły oraz o spontanicznym nocowaniu, które wyniknęło właśnie przez ich wizytę. Fuknął nadąsany, jak to od wczoraj wchodzą mu na głowę i odmawiają powrotu do własnych mieszkań.

Parsknęłaś pod nosem, wyobrażając sobie bałagan jaki musi tam panować.

Oikawa nagle wciągnął powietrze do płuc, wpadając na genialny pomysł jakim było zaproszenie ciebie. Zawahałaś się, nie mając ochoty ruszać się sprzed ekranu laptopa z już załadowanym serialem, gdyż kiczowe komedie romantyczne były właśnie twoim planem na resztę niedzieli. Propozycja jednak była zbyt kusząca, a dobijający się w tle duet żartownisiów, wychwalający wypełnioną po brzegi lodówkę rozgrywajacego skutecznie namówił cię na zwleczenie się z łóżka.

W chwilach takich jak ta, mieszkanie przy tej samej ulicy- a dokładniej kilka płotów od siebie- było czymś nieocenienie wygodnym. Zebranie się zajęło ci kilka minut, narzucenie na siebie bluzę z kapturem parę sekund, a dwie minuty później stałaś już pod domem Oikawy.

— [Imię]-chan! — Brązowooki z szerokim i zadowolonym uśmiechem otworzył drzwi. Rozłożył ramiona z chęcią przytulenia cię, lecz ty obrzucając go krzywym spojrzeniem, wyminęłaś go.

— Przesuń się, przyszłam tu tylko po żarcie.

Wchodząc do środka, napotkałaś Matsukawę i Hanamakiego koczujących na rozłożonym kocu w kuchni, wpychających do ust idealnie okrągłe kuleczki zapewne przygotowane przez mamę rozgrywajacego oraz Iwaizumiego patrzącego na nich z obrzydzeniem i dziwnym grymasem na twarzy.

— Cześć pasożyty, znowu wyżeracie lodówkę Tooru? — Wskoczyłaś między tę dwoje, zauważając ostatni kawałek smakołyku, znikający w dłoni środkowego. — Czy to jest takoyaki cioci? Naprawdę? Zjedliście wszystko?

Issei zerknął na Takahiro i jego wypchane policzki, potem na twoje nadąsane usta i skrzyżowane ramiona, ostatecznie lądując na swojej dłoni.

Wystawił ją przed siebie.

— Chcesz trochę?

— Nie, dzięki. Położyłeś już na tym swoje obrzydliwe paluchy. Udław się.

— Nie to nie. — Siatkarz wzruszył ramionami i wrzucił kulkę do buzi.

Nie miałaś czasami do nich siły. Z ciężkim westchnieniem podniosłaś się z ziemi, czując na sobie intensywny wzrok ciemnowłosego atakującego. Uśmiechnęłaś się ciepło do Hajime, decydując się wskoczyć na blat, o który się opierał. Starałaś się jak najmniej zerkać w dół, ignorując odkryte ramiona siatkarza. Dlaczego musiał wyglądać jak grecka definicja dzieła sztuki?

— Wszystko w porządku?

Iwaizumi pochylił się nieco w twoją stronę, mówiąc na tyle cicho, aby buszująca, tym razem w spiżarce, trójka, czasem się wami nie zainteresowała. Szybko zabrałaś myśli, uspokajając bijące serce.

— Yhym — pokiwałaś głową i kiedy chciałaś się znowu odezwać, z twojego brzucha wydobyło się długie jęknięcie. Twoje policzki spłonęły rumieńcem, a kiedy ciemnowłosy parsknął, rozbawiony twoim zawstydzeniem, sama nie mogłaś powstrzymać chichotu. — Miałam ochotę na to takoyaki...

Twarz siatkarza rozluźniła się, a lekki uśmiech wciąż był widoczny na jego ustach. Wyglądał jakby nad czymś się mocno zastanawiał.

— Nie wiem czy powinienem ci to mówić, ale kiedy Shittykawa wykrzyczał wszem i wobec, że wpadniesz, Matsukawa i Makki od razu rzucili się do lodówki, mówiąc, że muszą zjeść tyle ile mogą zanim przyjdziesz.

Zamrugałaś kilka razy powiekami, odczuwając nagłą potrzebę skonfrontowania swoich przyjaciół.

— Co za wstrętne, niewdzięczne, niewychowane...

Chwyciłaś za klamkę od drzwi, za którymi zamknęli się pozostali trzecioklasiści, kiedy nagle ze środka wydostał się przeraźliwy pisk, dźwięk rozbijającego się szkła i szamocących się ciał. Odskoczyłaś jak poparzona.

— [Imię]-chan, pomóż mi! Oni zaraz wyniosą wszystkie przetwory mojej mamy! Nie, Makki zostaw, to jest mój ostatni dżemik!

Posłaliście sobie z Hajime porozumiewawczy wzrok, niemal w tym samym czasie licząc w myślach do dziesięciu. Nastolatek odbił się od szafek w kuchni, zgarniając przerzuconą przez krzesło klubową bluzę.

— Nagle nabrałem ochoty na coś słodkiego. Idę do sklepu nim wciągną mnie w to gówno.

Zerknęłaś raz na plecy chłopaka, raz na drewniane drzwi, decydując się pójść za starszym uczniem.

— Iwaizumi, zaczekaj na mnie! Idę z tobą.

— Pewnie, oni są nienormalni.

Wicekapitan uśmiechnął się, czekając aż wsuniesz stopy w swoje ulubione schodzone adidasy.

— A kupimy składniki na takoyaki? Możemy zrobić razem nowe. — Zaproponowałaś.

— Dobry pomysł. Zjemy je sami na oczach reszty?

— Nie damy im ani jednego.

— Moja krew. — Wyszczerzył się, tarmosząc ci włosy i kiedy stanęłaś przed nim gotowa, otworzył drzwi, przepuszczając cię w nich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro