✞ ןnɟǝdoɥ ✞
It's too cold outside
For angels to fly
Następny dzień jaki zawitał do ośrodka był zdecydowanie chłodniejszym od poprzednich. Jakby leniwie jesień rozciągała swoje opiekuńcze ramiona, próbując schować w nich mieszkańców Guri przed szaleńczą zimą, która i tak nigdy ostatecznie nie docierała do Korei z swoimi lodowatymi mackami. Lekko przepędzając przy tym lato, jesień zdawała się na dobre zadomowić w swoim ulubionym gniazdku wraz z 15 stopniową temperaturą i delikatnymi opadami deszczu. Ale była ona niemożliwa, przecież dopiero na dobre się lato zaczęło, uczniowie zrzucili mundurki, aby z zadowoleniem biegać i spędzać czas z przyjaciółmi. Nie, to zdecydowanie nie była pora na pochmurną jesień, która mimo wszystko jakby chciała się zadomowić wcześniej niż zwykle.
Większości ludzi nie zrobiło to praktycznie żadnej różnicy, zdawali się przywyknąć do zmiennej temperatury czy też pogody. Aczkolwiek kilka osób zdążyło już zacząć marudzić. „Ta pogoda wcale mi się nie podoba!" z oburzeniem powiedział ktoś z starszej części ludzi. „A dopiero było tak pięknie" ktoś inny rozmarzył się, natychmiast powodując westchnięcie u kilkorga osób.
Przepiękny taras na którym zwykle siedzieli czekając na porę obiadową teraz był zamknięty. Tak ciężko pracujący rehabilitancji z naprawdę ogromną gromadą pacjentów, mieli właśnie swoją krótką przerwę. Pielęgniarki zapewne plotkowały w pokoju socjalnym, a opiekunowie zaglądali do pokoju roznosząc przy tym najnowszy numer jakiegoś darmowego tygodnika. Mimo hałasu i tłoku miejsce zdawało się na chwilę umrzeć, stracić cały wigor, wrzask, pośpiech, który zwykle tu gościł. Niektórzy smętnie posuwali się po korytarzu, inni siedzieli w zamkniętym dziecińcu, zaś kolejni spędzali czas w swoich pokojach. Atmosfera niemalże grobowa. I tylko nad chmurami mogły latać anioły, chociaż dla nich pewnie było za zimno.
I nagle, niespodziewanie dla wszystkich „ciszę" przerwał odgłos czyjegoś biegnięcia. Zapewnie śliskie buty wydawały charakterystyczny dźwięk przy zetknięciu się z suchą podłogą. Małe, brudne ślady tylko upewniły w przekonaniu, że osobnik jeszcze chwilę temu był na zewnątrz. I dopiero przy dłuższym przysłuchaniu się można było usłyszeć, że nie biegnie jedna osoba a dwie. Chociaż bardziej prawidłowym określeniem było to, że ta pierwsza lekko ciągła za sobą drugą, która z jakiegoś powodu zdawała się za nią nie nadążać
- Tae stój! – rozbawiony chichot rozebrzmiał po całym korytarzu, a grupka gapiów spojrzała na dwójkę mężczyzn niczym wygłodniałe lwy na kawałek mięsa. – Tae błagam Cię! Zaraz się wywrócę!
- Jeszcze kawałeczek Chimmy! – chichotowi zawtórował zdecydowanie głośniejszy, bardziej męski śmiech. Spojrzał na bladą twarz zauważając, że kilka czerwonych włosów przykleiło się do mokrego czoła niższego, a jego usta były uchylone, zapewnie przez zwiększoną potrzebę wzięcia oddechu. – Już prawie jesteśmy! – złapał go za obie ręce ciągnąc dalej.
Ludzie wrócili do wpatrywania się w okna, jakby lekceważąc drażniące zachowanie przybyszy. Było nieco dziecinne, na pewno pojawią się z tego plotki na obiedzie i będą się mnożyły niczym dzikie króliki aż do śniadania następnego dnia - może nawet rehabilitacji przed obiadem. Ale to się zdarzy później, na razie ich potrzeba plotkowania nie jest na tyle duża, aby dopiero powstające wiadomości „dnia" wychodziły z ich ust.
Tym czasem mężczyźni dobiegli do swojego celu, jeden z nich zsunął się nieco po ścianie, biorąc serię głębokich wdechów i jednocześnie przeczesując swoje włosy niemalże na wszelkie możliwe sposoby, aby następnie po prostu potrząsnąć głową. Drugi z lekkością dotknął jego ramienia, obserwując przy tym różowe policzki. Kucnął przy nim.
- Ledwo przez Ciebie żyje – wyszeptał ognistowłosy, po chwili oblizując usta. – Cholera, gdzie my właściwie jesteśmy? I czemu jest mi tak cholernie mokro?
- Pada na zewnątrz – Taehyung wzruszył lekko ramionami. – A my jesteśmy w budynku, na parterze. Tutaj jest mała biblioteczka, myślałem, że może chciałbyś coś obejrzeć. Wiesz, palcami. Musisz trenować czytanie nimi.
- Uhmm... może. Ale! – pisnął po chwili zdając sobie sprawę, że jego bieg życia okazał się być całkowicie niepotrzebną częścią. - Mogliśmy tutaj przyjść na spokojnie! Nie musiałeś mnie ciągnąć jak worek kartofli! –powiedział z wyrzutem po chwili podnosząc się z jego pomocą.
- Trochę sportu Ci nie zaszkodzi, uznajmy, że to twoja prywatna rehabilitacja. Jestem super prawda? – zaczął się śmiać, jednocześnie pomagając mu wejść do biblioteki. Pomachał swoim identyfikatorem, witając się z przemiłą kobietą. Omal zapomniałby z kim tu przyszedł i po co gdy chłopak pociągnął go za rękę, mało kulturalnie pytając się kto stoi niedaleko [kutas Yoongiego YOLO] – Ah tak – pokiwał szybko głową. – To jest Pani Kang – uśmiechnął się szeroko, pomagając mu wysunąć dłoń aby przywitał się z szacunkiem. – A to jest Jimin, mój podopieczny. On yhmm... jest niewidomy. Przyszliśmy tu poszukać czegoś pisanego alfabetem braila.
- Ależ oczywiście – kobieta zaklaskała w dłonie, spoglądając na niego spod idealnie równej grzywki. – Musicie iść prosto, a następnie dwa pierwsze regały po lewej będą z książkami pisanymi brailem. Jakby co służę pomocą – uśmiechnęła się jakby kokietacyjnie, jednocześnie zachowując pełen profesjonalizm, jakiego zapewnie od niej wymagali.
Taehyung pociągnął znowu za sobą Jimina, wcale nie zwracając uwagi, że oprócz nich w bibliotece był ktoś jeszcze. Z rozbawieniem posadził go obok siedzącej przy specjalnym do tego stole, postawionym w tym miejscu obok jakiegoś chłopaka, który zdawał się być pochłonięty czymś co czytał a może pisał. Nie zwrócił na to uwagi, zauważył jedynie, że jeździ on na wózku, dlatego nie zdecydował się poprosić go, aby spojrzał na Chimmy'iego, tak na wszelki wypadek. Podszedł do regału następnie wyciągając kilka książek.
Starannie przeglądał tytuły odnajdując wśród nich również ten, który sam niedawno czytał młodszemu, zdecydował się go wziąć. Szukał dalej przejeżdżając już wyćwiczonymi palcami po kolejnych znakach w dobrze znanym mu alfabecie. Zabierając jeszcze dwie książki, a później kolejne. Ostatecznie odłożył jedną z nich z zamiarem „przeczytania" jej później.
Tym czasem siedząca postać zgarbiła się lekko, jej serce zdawało się bić jak szalone, a może nawet galopować. Oddech nieznacznie przyspieszył, dłonie lekko się trzęsły, a on powstrzymywał się ostatkami sił aby nie spojrzeć na bok i raz na zawsze rozwiać swoje wątpliwości, przecież odpowiedź mogła być albo twierdząca, albo nie. Zagryzł lekko wargę, śmiejąc się z siebie w myślach. Przecież miliony osób mają to imię, miliony mogły siedzieć aktualnie obok niego.. lecz.. mimo wszystko coś w nim krzyczało, a może po prostu cicho szeptało, że to jednak jest ta osoba. Schował swój notatnik wraz z długopisem, który od razu wrzucił do jednej z bocznych kieszeni, następnie starał się jak najszybciej ewakuować aby nie spojrzeć, aby ciekawość nie wygrała nad rozumem i złamanym sercem, które odpowiedzi znać nie chciało. I już prawie się udało, gdyby nie krzyk Jeongguka
- Yoongi! On tu jest!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro