08. »Przyprowadź ją tu«
— Uważaj, bo jak tak dalej pójdzie, to on uwiedzie ciebie, a nie ty jego — dorzucił jeszcze, zanim zdążyłam dać mojej irytacji jasny wyraz.
— Emanuel! — podniosłam głos, sprawiając, że kilka osób spojrzało się w naszą stronę. — Ja nie chcę nikogo uwodzić — dodałam już szeptem, zaciskając wolną od plakatów rękę na jego ramieniu.
— Ała! Nie w szczepionkę! — Odłożył tackę na stojący obok, pusty stolik i rozmasował "zranione" miejsce, zupełnie ignorując moją uwagę.
— Czy to do ciebie dotarło? — powtórzyłam, biorąc głębszy oddech i starając się przywrócić swoją równowagę.
— Tak? To co to była za scena jak z typowego romansidła?
— Sam jesteś typowe romansidło!
— Chyba mam rację, skoro schodzisz na poziom riposty "sam jesteś". Jednak nie mogłaś się oprzeć urokowi CZERWONKI, przyznaj się!
— Czy ja dobrze słyszałem, Emmett? Masz czerwonkę? — rzucił Ilain, który właśnie wyłonił się z zaplecza.
— Nie, ale Lays ma jej syndromy — odparł z wyszczerzem i poklepał mnie po głowie z udawaną czułością. — Zaopiekujemy się tobą, skarbie.
— Dobra... Chyba nie rozumiem tego żartu — przyznał Ilain, z nieskrywanym uśmiechem.
— Nie masz czego żałować — odparłam, chociaż moja godność i tak została zmieszana z błotem, już kiedy Emmett zasugerował, że cierpię na chorobę jelita grubego. — Idziemy — postanowiłam, wciskając trzymane pod pachą plakaty w ręce zdziwionego kelnera.
— A po co mi to?
— Idziesz nam pomóc w rozwieszaniu. Wszystko już ustalone. No i za pozwoleniem — oznajmił beztrosko Ilain.
— "Wypromuj swój film amatorski"? — przeczytał, wytrzeszczając oczy. — O ja, ale super! — Podskoczył dwa razy w miejscu. — Zawsze czułem ciągotki do wielkiego ekranu... Myślicie, że powinienem spróbować swoich sił? Hmm? — Z powrotem wcisnął mi plakaty do rąk, a potem zapozował w swoim fraku niczym typowy badass. — Jestem Hackett. Emmett Hackett...
— Jak skombinujesz scenarzystę, kamerzystę, reżysera, montera i resztę aktorów, to możesz próbować. Jest spora nagroda pieniężna dla całego zespołu no i oczywiście szansa na prestiż.
Oczy Emmetta zabłysły niczym dwie Gwiazdy Polarne.
— To brzmi jak wyzwanie. — Skrzyżował ręce z udawaną nonszalancją. — Dołączasz, Lays?
— Chyba nie w tym życiu. I nie mów na mnie Lays!
— Dobra, dość pogaduszek. Musimy szybko się z tym uwinąć, bo inaczej wkurzony na cały świat Gale zwolni całą naszą czwórkę. Zaczniemy o wejścia na molo, a potem wyruszymy w teren. Wziąłem z zaplecza trzy taśmy, ale nożyczki mamy tylko jedne, więc jakoś będzie trzeba sobie poradzić.
— Obudzimy w sobie pierwotne instynkty i porwiemy taśmę zębami? — zapytał Emmett.
— Eee... Miałem bardziej na myśli, że będziemy sobie pożyczać nożyczki, ale jeśli tak właśnie wolisz, droga wolna.
Tak więc ruszyliśmy do akcji. Emmett naprawdę zdecydował się pokazać, że potrafi poradzić sobie bez pożyczania narzędzi, więc w czasie gdy on oklejał prawą stronę wejścia, ja stałam z Ilainem po lewej i wymienialiśmy się na spokojnie nożyczkami.
— Uważasz Emmetta za przyjaciela? — wyjechał niespodziewanie Ilain, kiedy doklejałam róg kartki nieustannie odklejający się od kamiennego słupa.
— Ile razy trzeba ci powtarzać, nim zrozumiesz, że nie uznaję czegoś takiego jak przyjaźń? — odpowiedziałam, unosząc jedną z brwi i równocześnie usiłując bezskutecznie odnaleźć zakończenie taśmy.
— Myślałem, że są jakieś wyjątki. Wyglądacie na całkiem zżytych. — Wyjął mi taśmę z rąk i bez problemu odnalazł końcówkę.
Przewróciłam oczami, czując się jak mała dziewczynka.
— Poczekaj dwa dni i będzie się przy tobie czuł jeszcze swobodniej niż przy mnie — wyjaśniłam, całkowicie pewna swoich słów. — Emmett nie potrzebuje wiele czasu, żeby zapałać do człowieka sympatią.
— To chyba zupełnie przeciwnie do ciebie, Jaskółko — zasugerował, opierając się o słup i uważnie się na mnie gapiąc. — Ty trochę za szybko spisujesz innych na straty.
— To, że się z nikim nie przyjaźnię, nie oznacza, że nikogo nie lubię.
— Emmett wie, że nie uważasz go nawet za przyjaciela?
Zacisnęłam usta, na chwile przerywając robotę i zerkając Ilainowi prosto w oczy.
— Nie. I wolałabym, żeby tak zostało. Nie chcę, żeby było mu przykro. Prędzej czy później i tak znudzi mu się nasza znajomość i odnajdzie wspólny język z kimś innym. — Spuściłam wzrok.
— Dlaczego nie możesz to być ty? Uważasz się za gorszą od innych?
Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć mu to, co naprawdę myślę. I może dlatego, że był pierwszą osobą, która o to zapytała, a może dlatego, że z jakiegoś powodu wydawało mi się, że zasługiwał na szczerość, zdecydowałam się to zrobić.
— Bo bardziej niż lubię ludzi, nienawidzę poczucia straty. A im mniej osób do siebie dopuścisz, z tym mniejszą ilością osób będziesz musiał się pożegnać.
Niczego nie odpowiedział. Przechylił głowę nieco w bok i wciąż nie spuszczał ze mnie zaciekawionego wzroku. Chyba już zaczęłam się do tego przyzwyczajać.
Uznając temat za zakończony, zawołałam do Emmetta, żeby przyszedł, bo teraz zamierzaliśmy ruszyć w dalsze okolice. Hackett odwrócił się do nas z wyszczerzem i kawałkiem taśmy przyklejonym do brody. Przybiegł i kiedy go oczyściłam, pogrążeni w luźnej rozmowie ruszyliśmy całą trójką, by porozwieszać plakaty poza terenem Palace Pier.
Lubiłam spacerować po Brighton. Zamieszkiwałam to miasto przez większą część życia i mimo niezbyt dobrej orientacji w terenie miałam tu swoje ulubione miejsca. Co prawda dużą część na zawsze skreśliłam z listy tych najlepszych ze względu na wiążących się z nimi ludzi, ale wiele wciąż pozostawało dla mnie ważne.
Kiedy nasza plakatowa trasa zboczyła na ulicę, na której znajdowało się SEAweety i rażący w oczy szyld krwiożerczego delfina, zostaliśmy świadkami bardzo widowiskowej sceny.
— MAM DOŚĆ! DOŚĆ, TY POMARSZCZONA NEONOWA MARCHEWO! TO KONIEC NASZEJ WSPÓŁPRACY! — wykrzyczała dziewczyna w dwóch mysich ogonkach, wybiegając z restauracji, jakby ta właśnie się paliła.
— Jak mnie nazwałaś, gówniaro?! — Po chwili do młodej dołączyła znana nam już pani Willows.
— No nie wmówisz mi, że nie słyszałaś! Na stare lata słuch ci wysiadł?! — kpiła i wściekle wymachiwała rękami dziewczyna w warkoczach. — Mam dość tej zarybiałej speluny! Szukaj innych naiwnych ludzi do pracy w swojej budzie, a już tu nogi nie postawię!
— Zejdź mi z oczu, bezczelna dziewko! — syczała wściekła Willows.
— Z przyjemnością! — wrzeszczała (teraz już zapewne była) pracownica, która bez patrzenia ruszyła na przejście dla pieszych. — Możesz sama stanąć za ladą, tyle że wystraszysz klientów bardziej niż szyld, który swoją drogą jest... — W tym momencie rozległ się zagłuszający ją hałas klaksonów wszystkich samochodów, jakie musiały się nagle zatrzymać. Ta nic sobie z tego nie robiła i wymachiwała rękami, drąc się jeszcze bardziej, dopóki niespodziewanie na ulice nie wybiegł...
Ilain?
W mgnieniu oka pojawił się obok dziewczyny i bez żadnego uprzedzenia podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię. Nawet to nie przeszkadzało jej w tym, żeby dalej wrzeszczeć na Neonową Marchewę. Dopiero kiedy Ilainowi udało się przejść na sąsiednią stronę ulicy i dostać z powrotem do nas, dziewczyna zaczęła go bić i wrzeszczeć, wyzywając od bezczelnych porywaczy.
— Sally, do jasnej cholery! Ogarnij się, bo zaraz osobiście wrócę się na molo i cię z niego zrzucę!
Sally? Skądś znałam to imię... Kilka sekund zajęło mi połączenie faktów z wczorajszych wydarzeń razem z jej osobą.
Przecież to ta sama, miła dziewczyna, która obsłużyła mnie przy kasie, kiedy szukałam pracy!
— Ilain?! Odstaw mnie, debilu! Nie widziałeś, że byłam w trakcie rozmowy?!
— To nazywasz rozmową? Ciesz się, że ci ludzie nie powysiadali z aut, bo wylądowałabyś na komisariacie! Jezu, kobieto, czemu ty zawsze musisz być taka głupia?!
— Uważaj na słowa, paniczu, bo zaraz nie będziesz już miał tych swoich kłaków! — zagroziła i w tym samym momencie zaczęła szarpać jego włosy, jakby miała zamiar wypielić ogródek.
— Ała! — krzyczała jej ofiara, dopóki na ratunek nie rzucił się Emmett, siłą odciągający od Rusha wściekłą Sally.
— Już dobrze, Sally. To tylko Marchewa, nie przejmuj się — zaczął spokojnie i zamiast, tak jak Ilain, przerzucić ją sobie przez ramię, przytrzymał ją na rękach niczym niesforną księżniczkę, ciepło się przy tym uśmiechając.
Sally wybałuszyła oczy, wyraźnie zdziwiona tym nagłym spotkaniem ze swoim jednodniowym eks-współpracownikiem. Momentalnie zamilkła, a jej piegowate policzki zarumieniły się dużo mocniej niż ze wcześniejszej złości.
— Z-zostaw mnie! — wypaliła nagle, wiercąc się na wszystkie strony jakby ktoś jej wrzucił za bluzkę żabę.
— Sally, uspokój się, przecież nic ci nie robię — tłumaczył powoli, jakby rozmawiał z pięciolatką. — Przestań się wiercić, a ja cię odłożę, okej?
Zamilkła, aż w końcu odwróciła wzrok i szybko pokiwała głową. Dosłownie sekundę później, tak jak wcześniej obiecał, Emmett odstawił ją na ziemię.
— Już w porządku? — zapytał dla pewności, a zakłopotana Sally ponownie pokiwała głową, chyba nie bardzo wiedząc, jak mu odpowiedzieć.
— Cześć tak w ogóle — odezwałam się, dotychczas jedynie obserwując całą tę szopkę.
— O, cześć, Lacey — opowiedziała, zapewne dopiero teraz zdając sobie sprawę z mojej obecności. — Skąd się znacie? — zapytała, zerkając to na mnie, to na Ilaina. Emmetta za to wyraźnie unikała wzrokiem.
— Emmett i ja pracujemy od wczoraj w Palace Pier. — Uśmiechnęłam się, chociaż wciąż byłam totalnie zaskoczona taką agresywną odsłoną tej niepozornej, małej istoty.
— O matko, jak wy z nim wytrzymujecie? — zapytała, ostentacyjnie wytykając palcem Ilaina.
— Na pewno lepiej niż ty z tamtą kobietą. — Zirytowany Rush i przewrócił oczami.
— A wy skąd się znacie? — Emmett zerknął na wspomnianą dwójkę z widocznym zaciekawieniem.
— E... Znam całą czwórkę Rushów, bo nasi rodzice się kolegują od naszej kołyski. Co nie, Iluś? — Złapała go za policzek i powyginała we wszystkie strony, póki nie chwycił jej za głowę i nie odsunął na bezpieczną odległość.
— Niestety — westchnął.
— Czekaj, czy wy właśnie usiłujecie powiedzieć, że jest ich jeszcze więcej? Więcej CZERWONKI? — zapytał Emmett, szeroko rozdziawiając usta.
Sally i Ilain zrobili zdezorientowane miny, słysząc nazwę zakaźnej choroby jelit.
— Taki żart, ignorujcie go — uprzedziłam szybko i zaśmiałam się nerwowo. — Ty i Gale macie jeszcze rodzeństwo? — przetłumaczyłam pytanie Emmetta, który chyba dostał depresji związanej z jeszcze większą ilością Cudownie Zarąbistego Ekstremalnego Rodzeństwa Wolnego Od Niedoskonałości Królewskiego Algorytmu, czyli, jak już (niestety) zdążyłam zapamiętać, CZERWONKI.
— Mamy jeszcze dwie siostry — odparł z uśmiechem.
— Siostry? Musimy je poznać! — ożywił się Em, na co dostałam wewnętrznego ataku śmiechu.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, w końcu schodząc z powrotem na temat pracy. Sally, która wreszcie zdążyła ochłonąć po awanturze z właścicielką SEAweety, zdradziła nam, że nie mogła już po prostu wytrzymać ciągłego "biadolenia" pani Willows i że zamierza się teraz rozglądać za inną wakacyjną robotą. Ilain zaproponował, że może przecież porozmawiać z Gale'em i być może znaleźć coś w Palace Pier. W tym samym momencie zadzwonił telefon Rusha, do którego usiłował się dobić wspomniany starszy brat.
— Już idziemy. Tak, wiem, że jesteśmy powolni. No... W większości. — Podrapał się po karku, zerkając na wciąż nierozwieszone plakaty. — Tu obok. Yhym. Do za chwilę. — Rozłączył się i kiwnął głową w stronę, z której przyszliśmy. — Wracamy, jesteśmy potrzebni na miejscu — oznajmił, zerkając na mnie i Emmetta. — Możesz iść z nami, Sally, akurat pogadasz z Gale'em. Chyba już nie jest taki naburmuszony jak wcześniej.
Sally pokiwała głową i zgodnie ruszyliśmy w stronę molo.
— Trzeba gdzieś schować te plakaty. Powiedziałem Gale'owi, że większość już rozwiesiliśmy. — Ilain przygryzł wargę.
— Schowa się na magazynie i rozwiesi jak będziemy wracać do domu — zaproponował Emmett, a ja i reszta zgodnie przytaknęliśmy na ten szachrajski pomysł.
Aż szkoda mi się zrobiło Gale'a i jego skłonności do zatrudniania leniwych i nieodpowiedzialnych ludzi.
Popołudnie przyniosło przyjemny, chłodny wiatr i fioletowo-różowe odcienie nieba. Kiedy dotarliśmy na miejsce, molo, tak jak zwykle o tej porze, roiło się od ludzi. Udaliśmy się prosto do Gale'a, po drodze oczywiście na chwilę zbaczając, żeby schować plakaty. Mieliśmy zapytać go o dalsze czekające nas obowiązki i równocześnie być wsparciem dla Sally, która musiała przekonać starego kumpla z dzieciństwa co do słuszności zatrudnienia jej.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem do prowizorycznego gabinetu Gale'a, skąd usłyszeliśmy strzępki rozmowy.
— Uspokój się, Gale, proszę! Przecież masz całe mnóstwo świetnych filmów do portfolio. — Naszych uszu dosięgnął anielski, kobiecy głos, który skądś już znałam.
— Leah, ale to może być moja szansa, rozumiesz? To nie może być zwykły filmik z widoczkami! To musi być coś innego, coś z przekazem... Potrzebuję całkowicie nowego projektu. Potrzebuję ludzi. Aktorów!
— Mam pracę, Gale. Nasze godziny totalnie się ze sobą nie zgrywają. Nie dam rady, rozumiesz? Zamieść jakieś ogłoszenie, czy cokolwiek i znajdź kogoś innego...
— Nie mam na to czasu. Ja tych ludzi potrzebuję na teraz! Kij z resztą, to może być ktokolwiek, ale potrzebuję dziewczyny do głównej roli, na którą mam już cały pomysł! Leah, byłabyś idelana...
— Nie, Gale. Nie mogę — powtórzyła stanowczo. — I przestań już naciskać, idę do domu — westchnęła i wyszła z pomieszczenia, zastając przed nim całą naszą czwórkę, bezczelnie podsłuchującą.
Stanęła jak wryta, gapiąc się na nas (z odwzajemnionym) zdziwieniem, kiedy kilka sekund później do tej zabawnej sytuacji dołączył Gale. I wtedy stało się TO. Całkowite oświecenie (i to wcale nie mające niczego wspólnego z uzębieniem Gale'a).
Leah i Gale wyglądali jak dwie krople wody!
Te same ogromne, zielone oczy, te same hebanowe włosy i ta sama mleczna cera! Nawet miny mieli w tym momencie takie same... Różnili się chyba tylko płcią i wzrostem. No i Leah miała oczywiście o wiele delikatniejsze rysy i pełniejsze usta.
Ale to nie koniec oświecenia. Rozpoznałam w Leah dziewczynę, która skradła serce Emanuela Emmetta w dniu zakończenia roku. Oto przed nami cudowna sprzedawczyni lodów! Obróciłam się i spojrzałam przez ramię na Emanuela, który dosłownie zaniemówił.
— Cześć, dzieciaki, szukam pracy — przerwała ciszę, niemająca w sobie za grosz wyczucia, Sally.
— Czemu podsłuchiwaliście? — Gale uniósł brew do góry, całkowicie ignorując jej pytanie.
— Skąd znowu taki pomysł! Jesteśmy tu przypadkiem. To co z tą pracą? — próbowała dalej, podczas gdy trybiki mojego mózgu pracowały na najwyższych obrotach. Właśnie wpadłam na pomysł.
— Nie mam teraz na to czasu, Sally. Jestem zajęty...
— Szukasz aktorki? Znam studentkę pierwszego roku aktorstwa mieszkającą w Brighton. Ma tej samej długości włosy i ten sam wzrost, co twoja wybranka.
Cała reszta wciąż milczała, z zaciekawieniem obserwując toczącą się rozmowę.
— Masz jakieś jej zdjęcie albo nagranie? — zainteresował się, na co w środku swojej duszy przybiłam ze sobą piątkę.
Pokiwałam głową i szybko wyszukałam jej profil na facebooku. Był tam link do jej portfolio, w którym mieściło się kilka profesjonalnych sesji zdjęciowych, bo czasem Kaila dorabiała sobie amatorsko na modelingu. Ze względu na swój nietypowy typ urody i naprawdę ładną sylwetkę oraz twarz, nie miała problemu ze znalezieniem ofert.
Włączyłam jej zdjęcia zrobione zeszłej zimy, na tle śniegu. Wyglądała na nich jak najprawdziwszy anioł ( a mając za dom prywatne Los Angeles, wiem, co mówię). Wetknęłam telefon pod nos Gale'a i wstrzymałam oddech, czekając na jego reakcję.
Rozszerzył oczy i lekko przygryzł wargę, z uwagą przeglądając galerię.
— Jutro. — W końcu uśmiechnął się, a w jego oczach dostrzegłam bardzo pozytywny błysk. — Przyprowadź ją tu.
__________________________
Dzisiaj z przyjaciółką odebrałam z Empikfoto ponad 600 zdjęć i spotkała nas ciekawa niespodzianka - nasze zamówienie zostało wywołane podwójnie. Oznaczało to, że Empik się pomylił i wywołał aż 1300 idiotycznych fotek xD Po dyskusji z panią kasjerką udało nam się wytłumaczyć, że chcemy tylko jedno pudło, bo nawet na mejlu miałyśmy wypisany rachunek za jedno. Takim oto sposobem drugie zostało w rękach empika. I wiecie co? Zastanawiam się teraz, co z tym zrobią. Należę do osób cisnących beke ze wszystkiego, więc uwierzcie - 80% tych zdjęć jest zobrazowaniem ludzkiego debilizmu... XD
W ogóle kolejna rozkmina: zastanawiam się, jak wygląda masowe wywoływanie zdjęć? W sensie ci ludzie, którzy to rozdzielają, oglądają te fotki czy to się robi jakoś maszynowo? Hmm xD
Co do rozdziału - jak zwykle mam nadzieję, że się podobało. Dziękuję, że czytacie, komentujecie i w ogóle że jesteście ❤️ od razu łatwiej się zmotywować do pisania ^^
I coś jeszcze - ostatnio DSG dobiło 100k wyświetleń! JUHUU!! ❤️❤️
Do następnego!
~Evil❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro