Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[ERERI] Rywalizacja

To był naprawdę piękny środek czerwca, gdzie żaden uczeń już nie myślał nawet o szkole, a już na pewno nie Eren Jaeger i Jean Kirstein. Ci właśnie rzucali sobie gniewne spojrzenia z sąsiednich ławek, próbując nie dać się wyprowadzić z równowagi. Z tym, że posiadacz koka trzymał w dłoni ołówek, który ledwo co wytrzymywał od ucisku, ale jasny szatyn posiadał bardziej opanowany wyraz twarzy, choć nie do końca. Mimo wszystko ten zachowywał większy spokój niż impulsywny Eren. A wszystko to przez pewną brunetkę siedzącą na przodzie, przez co dwójka miała doskonały widok na jej piękne, czarne włosy. Obydwaj od dawna rywalizowali o nią i żaden nie zamierzał odpuścić. Każdy z nich miał swoje uzasadnienie, dlaczego to akurat on powinien być z Mikasą, bo tak się nazywała dziewczyna. Otóż Jaeger od zawsze był przyjacielem brunetki, choć bardziej zostało im to narzucone przez rodziców. Za to Jean w pewnym momencie spędził z bladoskórą wiele czasu, co zbliżyło ich do siebie. Dzisiaj dwójka była wyjątkowo bojowo nastawiona, a wszystko przez to, że Ackermann ubrała się w  uroczą, czarną sukienkę odkrywającą jej ramiona i trochę pleców, a do tego idealnie pasujący naszyjnik. Jeszcze na włosach miała spinkę, co już totalnie dopełniło pełnię jej uroku, a dwóch rywali od razu to zauważyło. Nagle dziewczyna drgnęła, a chłopcy gwałtownie spojrzeli w jej stronę. Niemal w tym samym momencie pomyśleli o tym samym, co zamierzali ogłosić drugiemu:

- Dam jej moją bluzę! - jednocześnie rzekli stanowczo do siebie.
- Nie, ja jej dam - warknął Eren, marszcząc brwi.
- Moja będzie jej lepiej pasować - stwierdził Jean z równie nieprzyjaznym tonem.
- Nie zaszkodzi jej trochę czerwieni...
- Czarny lepszy.
- Zapomnij.

Nagle zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli szybko wychodzić z klasy. Tymczasem Mikasa jeszcze nie zdążyła spakować wszystkich rzeczy, a przed nią stało już dwóch wysokich chłopaków z minami poważniejszymi niż na jakimś apelu. Brunetka spojrzała na nich pytająco, a wtedy ci rzucili sobie gniewne spojrzenia, a następnie oderwali je, chcąc jak najszybciej zaproponować swoją pomoc.

- Masz, okryj się - pierwszy powiedział Eren, wyciągając swoją górną odzież w stronę dziewczyny - Widziałem, że... - Jean mu przerwał.
- Moja bluza jest cieplejsza - wtrącił wyższy ciepłym tonem, ale zaraz skrzywił się nieco, czując szturchnięcie ze strony szatyna.
- Zauważyłem, Mikasa - kontynuował Eren, ignorując Jeana - że ci zimno. Możesz wziąć moją bluzę. Będzie ci ciepło i wygodnie - uśmiechnął się uroczo.
- Ojej, Eren... - dziewczyna miała słabość do min chłopaka, przez co teraz onieśmielona nie wiedziała co powiedzieć.
- Mikasa! - nagle zabrzmiał jakiś niski, dość zimny głos.

Wtedy brunetka uśmiechnęła się do dwójki, po czym od razu pobiegła za drzwi. Eren jak i Jean byli szczerze zdziwieni, kto mógłby wołać ich wybrankę serca. Żaden z nich nigdy wcześniej nie słyszał podobnego głosu ani w szkole, ani nigdzie indziej. Był dość... wyjątkowy. Tylko spojrzeli po sobie, po czym natychmiast wybiegli za dziewczyną. Wtedy ich szok urósł jeszcze bardziej, bo Mikasa stała z jakimś niższym od siebie brunetem, na pierwszy rzut oka starszym. Ten patrzył na nią trochę wyniosle, a jednak dość troskliwie. Brunetka już zdążyła okryć się ubraniem, jakie przyniósł jej nieznajomy. Znaczy jej był bardzo znajomy, ale Eren i Jean nie wiedzieli, kto to.

- Mówiłem ci dzisiaj rano, żebyś nie szła tak ubrana - mówił brunet.
- Przepraszam, Levi... Śpieszyłam się... - była wobec niego uległa.
- Tak, na pewno... Teraz się śpieszyłaś, a zaraz będziesz chora.
- Nie będę!
- Dobra, chodź już do auta.

Kiedy Mikasa poszła ze starszym chłopakiem, Eren zaczął się zastanawiać, zresztą Jean też.

- Kto to? - spytał blondyn.
- Skąd mam wiedzieć... - warknął Eren - Może jej brat...
- Brat? - zdziwił się - Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby miała brata...
- Mi to mówisz? Znam ją całe życie i też nie wiedziałem o tym... - chwilę myślał, po czym rzekł pewnie - Skoro jest mu taka posłuszna, trzeba z nim gadać! Wtedy na pewno zdobędę Mikasę!
- Ja zrobię to pierwszy!

Dwójka znów spojrzała po sobie groźnie, po czym pobiegła za rodzeństwem.

Tymczasem niejaki Levi wraz ze swoją młodszą siostrą zdążyli wyjść poza teren szkoły i ruszyli w kierunku, gdzie starszy zaparkował. Tuż za nimi ścigali się Jean z Erenem, wzajemnie próbując sobie przeszkodzić. Nagle brunetka spojrzała do tyłu, zauważając swoich wielbicieli. Najpierw otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, a chwilę później skupiła wzrok na Erena, do którego znacząco pokręciła głową. Chłopak od razu zrozumiał o co chodzi, więc natychmiast się zatrzymał. Z tym, że wyższy blondyn nie dostał sygnału, a że był trochę dalej, to nie zaprzestał biegu. Przez to też nie zdążył zahamować, kiedy na swojej drodze zauważył Erena, w efekcie czego wpadł na niego. Całe szczęście, że szatyn stał twardo i pewnie, i skończyło się tylko lekkim zachwianiem, bo inaczej upadliby obydwaj. Mimo to Jaeger od razu zmarszczył brwi w irytacji i odwrócił ciało w stronę Kirsteina, po czym złapał go za kołnierz, zaciskając zęby: 

- Pojebało cię czy co? Mikasa pokazała jasno, że mamy nic nie robić!
- Nie widziałem - odpowiedział spokojnie, choć twardo i gniewnie.
- Trzeba było być szybszym - jakby wraz z wymawianiem tego zadarł nos.
- To ty jesteś taki narwany - warknął Jean.
- Wolę coś robić niż mówić!
- Raczej najpierw robisz, potem myślisz - wyśmiał go wyższy.
- Zamknij się!

Konflikt dwójki zaogniał się z sekundy na sekundę, a ci coraz bardziej warczęli na siebie. Jeszcze nie wpadli w bijatykę, ale do tego dążyli. Już Eren miał zadać cios Jeanowi, kiedy ktoś go powstrzymał. Chwilę później dwójka stała już dalej od siebie, blondyn trzymał się za bok, a szatyn za kolano. Teraz łączył ich ból, a wraz z tym marszczenie przez to twarzy. Eren chwilę oswajał się z aktualnym stanem rzeczy, po czym spojrzał przed siebie, próbując poznać swojego oprawcę. Właśnie wtedy ujrzał bladoskórego bruneta o zimnym wyrazie twarzy wraz z wyraźną irytacją. Ten, jakby specjalnie skupiał spojrzenie na szatynie, na co on onieśmielony otworzył szerzej oczy. Powoli wyprostował się, nie spuszczając wzroku. Czar prysł, kiedy nieznajomy rzekł:

- Ulica to nie plac zabaw.
- To on zaczął! - wrzasnęli obydwaj, wskazując na siebie.
- Nie obchodzi mnie to.
- Chciałeś z nim gadać! - nagle Jean zwrócił się do Erena.
- Hm? - brunet spojrzał pytająco na szatyna.
- Ja? - zaśmiał się nerwowo, po czym nerwowo zmarszczył brwi - To on chciał! - wskazał na blondyna, a wtedy zirytowany wzrok starszego przeszedł na drugiego chłopaka.
- Pizda! - wrzasnął Kirstein.

Eren spojrzał na wyższego groźnie i znów zaczęli na siebie wrzeszczeć, ale to równie szybko się skończyło, a dwójka skończyła z czerwonymi śladami na policzkach, za które się trzymali.

- Nie obchodzi mnie czy będziecie się bić czy nie, ale róbcie to gdzieś indziej.
- Nie będzie mi jakiś krasnal rozkazywał! - nagle Eren uniósł się dumą.
- Eren, nie... - rzekła Mikasa z przejęciem.
- Stoisz przed samochodem tego krasnala - dodał ze znudzeniem brunet.
- Co?!

Chłopak spojrzał za siebie, a wtedy okazało się, że starszy ma rację. Mimo to Jaeger nie miał zamiaru dać się tak poniżać. Znów spojrzał na bruneta i posłał mu zadziorny uśmiech, opierając się o maskę czarnego auta:

- I co z tego?
- Zejdź mi z drogi.
- A jak nie to co, maluszku?

Ackermann przewrócił oczami, po czym podszedł do wyższego i szybkim ruchem odwrócił go na drugą stronę, złapał nadgarski do tyłu i przyparł do maski. Zaskoczony Eren otwierał szerzej oczy, nie wiedząc jak powinien teraz zareagować. Pierwszy raz ktoś jest wobec niego aż tak bezwzględny...

- Będę musiał cię przejechać - przyznał sucho Levi.
- Przejechać? - zaśmiał się niewinnie chłopak, próbując ukryć lekki stres - Po co od razu przejeżdżać? Wystarczy, że mnie puścisz, a ja sobie pójdę...

Wtedy brunet natychmiast zrobił to, co zaproponował szatyn, chociaż mógł być delikatniejszy niż był... Zaraz po tym, ignorując już dwójkę, wsiadł do samochodu, poczekał na siostrę, a następnie zdecydowanie odjechał.

Tymczasem Eren i Jean obserwowali porządny pojazd, który oddalał się od nich. Potem blondyn spojrzał na szatyna z wrednym uśmiechem:

- Wciąż masz zamiar rozmawiać z bratem Mikasy o niej?
- Spadaj! - warknął Eren, po czym odszedł.

Wieczorem, już po kolacji, Eren leżał w swoim łóżku, patrząc w sufit. Coś wyraźnie zajmowało jego myśli, przez co on marszczył brwi i pocierał palce u ręki, którą trzymał nad głową. Wprawdzie oddychał dość spokojnie, ale mimo wszystko często wzdychał pozornie bez powodu. Lecz tak naprawdę wciąż myślał nad tym, co się wydarzyło w ciągu dnia. Do tej pory był przekonany, że to Mikasę lubi w ten wyjątkowy sposób i to o nią chciał się bić. Ale teraz... Teraz myślał o niej i nie czuł kompletnie nic, co zaburzało jego równowagę. Jednak jego serce wciąż biło ciut szybciej, a ciało trwało w mimowolnym pobudzeniu. Nie takim wielkim, po prostu coś zakłócało jego spokój... Kiedy chłopak przypomniał sobie twarz brata Mikasy, poczuł nagłe, gwałtowne uderzenia ciepła rozchodzące po jego skórze, aż otworzył szerzej oczy. Nawet brzuch go jakoś rozbolał, a kiedy odruchowo dotknął policzków, na tych utrzymywały się wypieki o podobnej temperaturze, co reszta ciała. Jaeger nie mógł zrozumieć, co mu się dzieje... Dlaczego jego organizm zaczął tak reagować na myśl o drugim mężczyźnie i to jeszcze kimś takim... Nagle złapał się na usta, nie mogąc uwierzyć, że taka sytuacja ma w ogóle miejsce. Szybko zaprzeczył samemu sobie, kręcąc nerwowo głową. Następnie ukrył się pod kołdrą i postanowił jak najszybciej zasnąć.

Następnego dnia niewyspany szatyn ledwo rozumiał, co się dookoła niego dzieje. Nie zwracał uwagi na nic, po prostu chciał jak najszybciej wyjść z tego miejsca zwanego szkołą. W końcu nie liczył dzisiaj na swój mózg, bo on nie za bardzo chciał współpracować. Chłopak wiedział doskonale i czuł, że potrzebuje snu, bo przez większość nocy myślał i nie mógł wpaść w objęcia Morfeusza.

Kiedy znalazł się w klasie, leniwie opadł na krzesło przy ławce i nie zauważył nawet Jeana, który jak zwykle lustrował atrakcyjną koleżankę. Jednak, kiedy dostrzegł, że szatyn nie podziela jego zajęcia, przestał i zaczął się przyglądać niższemu z wrednym uśmiechem:

- Całą noc płakałeś, że nie mogłeś usnąć?
- Co? - spytał Eren zmęczonym głosem, marszcząc twarz - Czemu miałem płakać?
- Bo zniszczyłeś sobie szansę na bycie z Mikasą.
- Mikasa już mnie nie interesuje... - burknął, kładąc się na ławce górną częścią swojego tułowia - Weź ją sobie...
- Nie chcę - odpowiedział obojętnie blondyn.
- Przecież ją lubisz...
- Chyba mi się znudziło... - spojrzał w bok.
- I dobrze, bo nie potrzebuje takich pajaców jak ty. Ale skoro znudziła ci się taka dziewczyna - nagle sam złośliwie uniósł kąciki ust w górę - to znaczy, że jakaś inna ci się spodobała.
- Zamknij się! - warknął, a po dłuższym zdenerwowaniu dodał - A tobie czemu się znudziła?!
- Mi? - zrobił minę, jakby odrzucał od siebie winę - Ja po prostu chcę się skupić na czymś innym...
- Po prostu pogodziłeś się, że nie dasz rady jej poderwać!
- Co powiedziałeś?! - wstał - To ty odpuściłeś pierwszy!
- Skąd wiesz, że ja?!

Dwójka znów się kłóciła na całego, kiedy nagle do klasy weszła nauczycielka. Jednak nie weszła sama, bo obok niej stał tajemniczy gość. Kobieta od razu zaczęła go przedstawiać, czemu przysłuchiwała się klasa, z wyjątkiem Jeana i Erena. Ci niby już siedzieli spokojnie, ale wciąż patrzyli na siebie groźnie i tylko czekali na pretekst, zupełnie olewając co się dzieje dookoła. Coś jednak przerwało ich bitwę... Przed nimi właśnie przeszedł ten cały gość, który okazał się być studentem. Miał sobie usiąść gdzieś z tyłu i obserwować, jak są prowadzone lekcje. Zaskoczona dwójka spojrzała zza ramion, a wtedy przeżyła jeszcze większy szok. Za nimi siedział ten słynny Levi, starszy brat Mikasy. Brunet trzymał nogę na nodze, a do tego krzyżował ręce na torsie i patrzył obojętnie przed siebie. Kiedy zwrócił uwagę na Jeana, ten natychmiast odwrócił wzrok, zawstydzony. To natychmiast otworzyło oczy szatynowi, który aż podniósł brwi do góry, robiąc grymas zdziwienia.

- To o brata Mikasy chodzi! - Jaeger wyciągnął palec w stronę blondyna.
- Może! - wrzasnął Jean.
- No chyba nie!
- Dlaczego nie?!
- Zamknijcie się wreszcie - nagle rzekł Levi opanowanym, lecz zirytowanym tonem jak to miał w zwyczaju.

Jednak powiedział to w taki sposób, że dwójka od razu drgnęła, po czym usiedli prosto w kierunku tablicy. Ani śmiali wydusić z siebie choćby jeszcze jednego słowa, za to dalej patrzyli na siebie kątem oka w sposób oczywisty.

Po lekcjach wszyscy szybko wybiegli jak zwykle. Nawet Levi już kierował się do drzwi pewnym, ale spokojnym krokiem. Nagle przed nim stanął wysoki śniadoskóry chłopak opierający się ręką o framugę. Posyłał mu figlarny uśmiech, jakby flirtował, na co brunet patrzył z wyraźną konsternacją na twarzy. Zaraz wyższy wypadł z klasy, będąc popchniętym przez drugiego chłopaka, który oparł się całym ramieniem. Eren zmarszczył brwi w złości i za nic nie miał zamiaru odpuszczać. Za chwilę oddał cios, przez co Jean zmuszony był opuścić miejsce blisko bruneta. I w ten oto sposób znowu wpadli w kłopoty, napadając na siebie nawzajem. Na szczęście na miejscu wciąż był Levi, ale on po prostu patrzył na dwójkę. Po krótkim zastanowieniu jednak westchnął ciężko:

- Będziecie się tak zawsze bić?
- Co?! - nagle Eren zignorował Jeana, który przez to właśnie spadł na podłogę.
- Nic innego nie potraficie?
- Ja potrafię! - zawołał Jean, wstając z podłogi.
- Ja też! - dodał Eren.
- O co wy tak walczycie ciągle? - spytał brunet.
- Bo ten debil chce mi ciebie zabrać! - odpowiedział szatyn.
- Co? - zaśmiał się ironicznie najstarszy - Od kiedy masz wyłączność do mnie?
- Byłem pierwszy! A poza tym jestem lepszy!
- No chyba nie! - zaprotestował blondyn.

Dwójka znów zaczęła sobie skakać do gardeł, a przy tym byli bliscy bójki. I tylko brunet mógł to przerwać.

- Skoro tak bardzo mnie chcecie - zaczął Ackermann z kpiną w głosie - Dzisiaj o 19:30 chcę mieć jedzenie z najlepszej restauracji w mieście.
- Żaden problem - zaśmiał się szatyn.
- Mogę cię zabrać na kolację - przyznał zupełnie naturalnie Kirstein.
- Nie zrozumieliście mnie. Musicie mi to przynieść. O tej godzinie, jaką podałem. Ten, kto będzie szybciej, z tym pójdę na randkę.
- Naprawdę? - zachwycił się Jean.
- Naprawdę... - przewrócił oczami. W środku już żałował.

Eren i Jean uśmiechnęli się czule do bruneta, potem spojrzeli na siebie z wrogością, po czym uciekli z klasy, chyba w celu rozstrzygnięcia, kto szybciej opuści szkołę. Levi na to tylko pokręcił głową, znów wzdychając ciężko.

Wieczorem brunet już nie pamiętał nawet, co powiedział dwójce. Aktualnie siedział w kuchni, a dokładnie obserwował, co ciekawego zostało w lodówce. O tyle dobrze, że Mikasa wyszła na noc do koleżanki, więc nie musiał się specjalnie starać. Nagle ktoś zadzwonił do domofonu, na co brunet zmarszczył brwi. Nie lubił, kiedy ktoś przychodził bez zapowiedzi... Lecz za moment spojrzał szybko w pustą przestrzeń, uświadamiając sobie coś. Zaraz jeszcze przeniósł wzrok na zegarek na nadgarsku, a wtedy był już pewny.

- No i po co ja im to powiedziałem... - rzekł Levi z niechęcią.

Mimo to podszedł do drzwi, po drodze jeszcze trochę marudząc. Normalnie otworzył, a chwilę potem zauważył przed sobą wysokiego blondyna trzymającego siatkę, prawdopodobnie z jedzeniem. Brunet spojrzał na zegarek, po czym rzekł do chłopaka:

- Jeszcze trzydzieści minut.
- Nie wpuścisz mnie? - zaśmiał się Jean.
- Nie.

Chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale brunet zamknął mu drzwi przed nosem, na co ten przez chwilę stał zaskoczony sytuacją, po czym postanowił zaczekać. Usiadł gdzieś na schodach przed mieszkaniem starszego i uzbroił się w cierpliwość. Tymczasem gdzieś z dołu było słychać ciężkie kroki połączone z szybszym oddechem, jakby ktoś biegł. Faktycznie. Zaraz na piętro dotarł zmachany Eren trzymający w ręce siatkę tak samo jak Jean. Ledwo postawił nogi na równej powierzchni, a od razu zauważył blondyna. Spojrzał pytająco:

- Za wcześnie przyszedłem - odpowiedział Jean, na co Eren sprawdził godzinę.
- Faktycznie...
- I tak możesz już iść. Byłem pierwszy.
- Miałem mu przynieść jedzenie, i przyniosłem. Ciekawe co wybrałeś... Pewnie coś niedobrego - prychnął z wyższością.
- A ty co? - spytał złośliwie.
- Spaghetti.
- Oklepane... - skomentował sucho.
- To ulubione danie Levi'a.
- Co? - wyśmiał pewność chłopaka - Skąd to wiesz?
- Ja w przeciwieństwie do ciebie myślę. Skoro Levi chciał stamtąd, prawdopodobnie tam często jada. Znają go. Więc odpowiednio zagadałem i się dowiedziałem.
- To jest oszukiwanie!
- Levi nie powiedział, że nie mogę tak robić...
- Dobra tam - warknął - I tak byłem pierwszy.

Reszta czekania minęła dwójce w ciszy. Żaden się nie odzywał, a nawet nie chcieli. W końcu nie mieli, o czym rozmawiać. Jedynie czasem westchnęli ciężko, spojrzeli na siebie jak zawsze, a finalnie już odpuszczali sobie. W końcu wybiła ta jakże wspaniała godzina.

Teraz już dwójka zadzwoniła niby, że razem. Czekali przed drzwiami niczym biedne pieski szukające domu, który miał im zapewnić ten z pewnością miły pan. Jednak ten kazał na siebie czekać dłuższą chwilę, aż wreszcie otworzył. Znów był zaskoczony. Tym razem tym, że nie było tylko Jeana, ale również i Eren. Szybko złapał się za czoło i zaczął myśleć, próbując zachować cierpliwość. Tymczasem blondyn protestował:

- Levi, wpuść mnie! Byłem pierwszy!
- Tak, tak... - przyznał bezmyślnie.
- A ja mam spaghetti, Levi... - zawołał Eren zachęcająco.
- Hm? - brunet spojrzał na niego uważnie.
- Wpuść mnie - uśmiechnął się szatyn - Widzę jak ci ślinka cieknie...
- W sumie... - myślał Ackermann - Mogę mieć randkę z... - spojrzał na blondyna.
- Z Jeanem - uśmiechnął się blondyn.
- Z Jeanem - powtórzył. - Ale nie powiedziałem, że będziemy sami...
- Co? - zaśmiał się - Randka oznacza, że będziemy sami.
- Zamknij się i słuchaj Levi'a! - Eren niemal, że wprosił się do bruneta, a ten o dziwo nie zatrzymywał go.

Kirstein prychnął w odpowiedzi na prostackie zachowanie kolegi z klasy oraz na taki obrót spraw. Inaczej sobie wyobrażał ten wieczór, a na pewno w jego planach nie było szatyna. Mimo to również wszedł do środka z miną niby obrażonego chłopca.

W środku dwójka od razu zaczęła bajerować Levi'a, częstując go swoim jedzeniem. Wprawdzie Ackermannowi nawet nie dokuczał jakiś wielki, tragiczny głód, ale z kultury spróbował jednego dania i drugiego. Z tym, że tutaj zdecydowanie zatrzymał się na dłużej przy talerzu ze spaghetti, co niesamowicie cieszyło i satysfakcjonowało Erena. Nawet patrzył znacząco na Jeana, a ten tylko odpowiadał marszczeniem brwi w wiadomy sposób.

Wszyscy spokojnie sobie jedli, chociaż Jean może trochę mniej, kiedy nagle zadzwonił mu telefon. Zniechęcony blondyn szybko wyjął urządzenie i odebrał:

- Jestem teraz zajęty... - odpowiedział bardzo szybko - No nie mogę..... Naprawdę nie dacie sami rady?.... Ehh, dobra. Zaraz będę - po czym rozłączył się.

Jean wstał, oznajmując:

- Mam problemy w pracy. Muszę iść.
- Nikt cię nie trzyma - uśmiechnął się niewinnie Eren.
- Mówiłem do Levi'a - warknął.
- Jasne, jasne, idź - dodał brunet - Uważaj na siebie po drodze. I powodzenia.
- Ta, dzięki... Narazie.

Levi rzucił jakieś szybkie pożegnanie w przerwie między jedzeniem i rozmową z jakże uroczym szatynem. Kirstein jeszcze spojrzał na rywala zabójczo, po czym wyszedł.

I teraz dwójka została całkiem sama. Eren wykorzystał to do bliższej rozmowy:

- Wiesz co świetnie pasowałoby do tego?
- Co?
- Masz może jakieś wino?
- Coś się znajdzie...

Levi odłożył jedzenie, po czym wstał i zaczął szukać butelki z wiadomym napojem. Na ich szczęście szybko znalazł skarb, a do niego dwa kieliszki. Szybko zaniósł je do salonu, gdzie czekał Eren, a kiedy zaczął je napełniać, przyznał:

- Dobrze, że nie ma tego drugiego... Jeana?
- Co? - zaśmiał się chłopak - Czemu?
- Mam tylko dwa kieliszki - mówił, podając napełnione naczynie młodszemu.
- Wiesz - wziął duży łyk - My moglibyśmy pić z jednego...
- Normalny jesteś?
- Niekoniecznie...
- Właśnie widzę.

Szatyn zaśmiał się, popijając kolejny raz, a brunet szedł w jego ślady. Przy okazji chłopak rozglądał się po całym salonie, zauważając ładny wystrój. Nawet, jeśli Levi lubił mieszkać nowocześnie, co zabijało rodzinną atmosferę wnętrza. Ale nikt nie mówił, że ta ma istnieć. Zresztą dom tworzą ludzie...

- Ładnie tu - przyznał szatyn.
- Może być - odpowiedział brunet.

Wtedy chłopak spojrzał zdumiony na starszego, jakby ten powiedział coś faktycznie dziwnego... Wprawdzie Ackermann mieszkał w jednym z piękniejszych mieszkań, jakie istniały w tej okolicy, więc jego stosunek do niego faktycznie budził szok... Mimo to śniadoskóry zwrócił uwagę na co innego. Otóż jego obiekt westchnień wciąż zdawał się być sztywny, chociaż trochę już wypił, a chłopak myślał, że to rozluźni bruneta. Przez chwilę myślał i myślał, przyglądając się bladoskóremu, po czym radośnie uniósł kąciki ust w górę. Szybko odłożył kieliszek, również odstawił ten Levi'a, a wtedy złapał go za rękę i optymistycznym krokiem wybiegł z mieszkania, ciągnąc za sobą starszego.

Brunet marszczył brwi w irytacji, zastanawiając się, co ten narwaniec właśnie wymyślił. Tak, Eren w oczach starszego był narwańcem tak samo jak myślał o nim Jean. Z drugiej strony Ackermann pomyślał, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, a to zawsze jakaś rozrywka, dlatego po prostu wzruszył ramionami, oddając się w ręce młodszego.

Szybko jednak zmienił zdanie, kiedy dwójka weszła na sam dach budynku. Mimo sprzeciwu Levi'a, Eren nie zatrzymywał się i dalej go prowadził bez żadnego słowa. Z czasem na twarzy starszego zaistniał lekki strach, bowiem miał lęk wysokości. Przez to też ścisnął mocniej dłoń chłopaka, jakby bał się spaść. Wtedy zaskoczony szatyn spojrzał kątem oka za siebie, a jednocześnie uniósł kąciki ust w górę, czując drobną przyjemność z gestu starszego. Aż poczuł w środku wypełniające go ciepło, które zmieszało się z tym wyjątkowym uczuciem, jakie odczuwamy przy kimś, z kim chcemy spędzać czas.

Jeszcze chwilę szli, kiedy nagle Eren odważnie wysunął bruneta naprzód, od razu łapiąc go mocno w pasie.

- Co to ma być? - warknął brunet, marszcząc brwi i udając, że wcale się nie boi.
- Spójrz w górę - szatyn użył ciepłego tonu.

I starszy faktycznie spojrzał. Wtedy otworzył szerzej oczy wraz z lekkim rozchyleniem warg. Niebo tego wieczoru spłodziło wyjątkowo dużo gwiazd, które razem świeciły naprawdę jasno, tworząc przepiękny obrazek. Przy tym zawiał lekki wiatr, drażniąc policzki Levi'a, na których zawitały delikatne wypieki w reakcji na aktualny moment. Do tego brunet z niepewnością, subtelnie uniósł kąciki ust w górę, podziwiając niezwykły kolor nieba. Tymczasem szatyn wpadł w podobny stan, z tym, że jego onieśmielało co innego, a dokładnie zachowanie Levi'a. Sam poczuł ciepło pod oczami, ale nie tylko tam... Jeszcze atakowały go różne inne odczucia, z którymi nie chciał walczyć, bo te pieściły jego wnętrze. A oprócz tego, przecież jego aktualny widok również łapał za serce, w końcu nie bez powodu pokazał go komuś, o kogo postanowił zabiegać.

Nagle gdzieś w tle zaczęła grać klimatyczna muzyka, jakby specjalnie się wpasowała w okoliczności. Jednak Eren postanowił to wykorzystać, dlatego pewnie wsunął rękę w dłoń bruneta, na co ten natychmiast odwrócił się przodem do młodszego. Patrzył pytająco, a ten odpowiedział mu uśmiechem. Następnie chwycił go w taki sposób, jaki jest wygodny do tańczenia. Za chwilę zaczęli tańczyć w rytm muzyki, podczas czego brunet niepewnie ułożył rękę na ramieniu wyższego. Teraz niepewnie patrzył w te zielone oczy, a jednocześnie nie mógł się oderwać. Eren sprawiał wrażenie szczerego, a do tego wzbudzał w starym poczucie bezpieczeństwa. To go onieśmielało... Po dłuższej chwili zdezorientowany brunet po prostu ułożył policzek przy ramieniu śniadoskórego, wzdychając ciężko i schodząc dłonią gdzieś na bok młodszego. Wtedy Eren uśmiechnął się czule, a jego dłoń sama wpełzła gdzieś we włosy starszego.

- Co się stało, Levi? - spytał chłopak ciepło.
- Ja nawet nie wiem jak masz na imię...
- Eren. Tak mam na imię.
- Eren... - powtórzył cicho, po czym spytał z wrażliwością w głosie - Czy ty bierzesz mnie na poważnie?
- Co? - był zaskoczony takim pytaniem, aż otworzył szerzej oczy, próbując uspokoić szybsze tętno - Ja... Szczerze mówiąc, nie wiem... Po prostu kiedy cię zobaczyłem, poczułem coś...
- Coś?
- No weź... - zaśmiał się - Jestem tylko nastolatkiem, nie znam się na tym wszystkim...
- Jeśli chcesz się tylko pobawić, nie będę tracić czasu...
- Nie chcę się tylko bawić! - zabrzmiał dość nerwowo - Ale chcę spróbować!
- A Jean?
- Nie! - teraz zabrzmiał z irytacją, a przy tym złapał mocniej starszego, ale nie w niebezpieczny sposób - Jean to frajer! Nie interesuj się nim! Jestem lepszy!

Brunet aż uśmiechnął się delikatnie, a następnie spojrzał na chłopaka. Ułożył dłoń na jego ciepłym policzku, po czym rzekł czule:

- Nie martw się, Eren. To ty zrobiłeś na mnie wrażenie... Pozwalam ci starać się o mnie.
- Naprawdę? - aż zaświeciły mu się oczy.
- Tak. Czeka cię długa podróż.
- Nic nie szkodzi! To sama przyjemność!

Po czym przytulili się do siebie, kontynuując taniec w rytm muzyki. Później Eren wyszeptał jeszcze:

- A mogę buzi, jeśli ci się podoba czas spędzony ze mną?

Brunet pokręcił głową z uśmiechem, po czym stanął na palcach i złożył krótki pocałunek na policzku chłopaka, na co ten poczuł szybsze bicie serca, mimo to odwzajemnił uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro