Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

009| Zginisz


 - Diana? Bardzo zdolna i spokojna dziewczynka.

- Raymond? Mały geniusz.

- Guy? Guy jest... wygadany. Za bardzo.

- Patrick jest, no cóż, osobliwy.

- Dinah to dobra uczennica, chociaż zdarza jej się wdawać w bójki.

- Clark to złoty chłopak, dobrze go państwo wychowują.

Mężczyzna oparł się o oparcie i spojrzał na listę. Już prawie wszystkich odbębnił. Została tylko czwórka. W śród nich Jordan i Queen. Zaczął się modlić, aby matce tego drugiego coś wypadło, bo wychowawca z podstawówki ostrzegał go przed... jej osobliwym podejściem do wychowywania syna.

Drzwi otworzyły się, wszedł starszy mężczyzna, który od razu usiadł naprzeciwko niego.

- Dzień dobry, pan...?

-Alfred Pennyworth. - przedstawił się, a Shwartz zastanowił się czy staruszek nie pomylił klasy – Opiekun Bruce'a Wayne'a. - wyjaśnił.

- Ach, tak. - uśmiechnął się promiennie – Pański sy-, podopieczny, Bruce, to bardzo mądry, zdolny chłopak, ale... jest dość skryty. Czy wszystko w porządku? Chciałbym podjąć odpowiednie działania, ale...

- Nie ma takiej potrzeby. - przerwał mu. Zapanowała chwila ciszy, a nauczyciel poprawił okulary.

- Rozumiem... - odparł powoli – Ma pan jakieś pytania? Skoro tak, proszę podpisać listę obecności przy nazwisku Bruce'a. A to jest wykaz ocen i zachowania. - podał Alfredowi kartę ocen i poczekał, aż podpisze listę.

Po wyjściu Pennywortha do klasy wsunęła kobieta o brązowych włosach. Szybko zajęła miejsce naprzeciwko Juliusa i uśmiechnęła się promiennie.

- Dzień dobry. Mama Harolda, prawda? - spytał, odwzajemniając jej uśmiech.

- Owszem. - odgarnęła z twarzy kosmyk włosów.

- Poznałem po uśmiechu. Pani syn uśmiecha się dokładnie tak samo! - kiedy nie zastanawia się, jak doprowadzić do eksplozji szkoły – dodał w myślach. Westchnął ciężko, podsuwając sobie pod nos długą listę rzeczy, o których musiał jej wspomnieć. Chyba to zrozumiała, bo skinęła z powagą i rzekła;

- No, niech pan mówi. Co tym razem zrobił? Wrzucił kamerę do szatni dziewcząt? Wpuścił do szkoły stado gryzoni? - zmarszczyła brwi, podczas gdy Shwartz odchrząknął, łapiąc za swoją listę.

- Nastawienie wszystkich szkolnych piekarników i mikrofalówek na maksymalną temperaturę, po wrzuceniu tam wcześniej paczek z kukurydzą do prażenia. Obrzucenie nauczyciela niemieckiego – łysego, należy zaznaczyć – patykami z okrzykiem „Giń, Voldemorcie!", a następnie udał się do gabinetu dyrektora, informując go o zniszczeniu wszystkich horkuruksów i Czarnego Pana. Rzucanie książkami w innych uczniów, przeklinanie, gadanie na lekcjach, pyskowanie nauczycielom- A nie, przepraszam, to akurat nie on. Namawiał też kolegów do zejścia z nim do piwnicy, bo ponoć widział, jak chowa się tam hobbit. - zaczerpnął duży haust powietrza i kontynuował – Pobierał opłaty za wejście do Narnii, która miała kryć się w jego szafce. Próbował zaimponować koleżanką z sąsiedniej szkoły wejściem na dach i skoczeniem z niego, a przed upadkiem miały go uchronić moce pierścienia, nad którymi nadal nie panuje. W porę powstrzymał go kolega, Barry Allen. - sprawdził czy to wszystko i pokiwał głową. Tymczasem Jessica Jordan gotowała się ze złości.

- To wszystko w jeden miesiąc? - wycedziła.

- Yhym. - przytaknął – Ale oceny ma nie najgorsze. Jak do tej pory same czwóreczki i trójki. A nawet jedna piątka z wychowania fizycznego.

- Czy to już wszystko? - zapytała, siląc się na uśmiech, który bardziej przypominał uśmiech diabła, niż matki trójki synów – Chciałabym jak najprędzej wrócić do domu i rozmówić się z Haroldem.

- Ależ oczywiście. Proszę tylko tutaj podpisać i jest pani wolna. - Julius Shwartz z trudem powstrzymywał tryumfalny uśmiech. O jednego nieznośnego ucznia na wycieczce mniej!

Dopiero, kiedy kobieta wyszła, pozwolił swoim emocjom wyjść na zewnątrz. Właśnie był w trakcie przechodzenia z tańca radości do tańca zwycięstwa, kiedy zorientował się, że na krześle dla rodziców siedzi teraz mężczyzna, przypominający starszą wersję jednego z jego uczniów. Ów mężczyzna przyglądał mu się z mieszanką zdezorientowania i oburzenia.

Wychowawca, poprawił swój krawat i usiadł na swoim miejscu, podsuwając sobie listę.

- Pan Queen?

- Owszem.

- Ja bardzo prze-

- Nie, proszę nie kończyć. Nie chcę tego pamiętać. - odparł, marszcząc groźnie brwi. Shwartz pokiwał głową i szybko przeszedł do Olivera.

- Oliver jest zdolny, ale dość leniwy. - zaczął z uśmiechem, na wpół współczującym i na wpół kpiącym – Jego wyniki są w dolnej granicy normy i...

- Jest tumanem i beztalenciem. - wywrócił oczami – Proszę się nie męczyć, pana poprzednicy mówili dokładnie to samo mojej żonie.

- Tego nie powiedziałem. I wątpię, aby jakikolwiek wychowawca tak o nim mówił. - westchnął, poprawiając okulary – Oliver jest zdolny i ma potencjał, ale jakby specjalnie robił wszystko, aby nie zabłysnąć. Jakby chciał, aby uważano go za tumana i beztalencie.

Zapadła krótka cisza.

- Pan sobie kpi, prawda?

- Nie, nie kpię. - odparł ze śmiechem – Tak samo nasz trener, który chciałby zobaczyć pana syna w przyszłym miesiącu na rekrutacji do drużyny rugby. - to mówiąc podsunął Robertowi ulotkę szkolnej drużyny. Ten wziął ją do ręki i przebiegł wzrokiem po tekście.

- Ja rozumiem, że mój syn nie grzeszy inteligencją, ale żeby posyłać go na złamanie każdej jednej kości?

Julius westchnął, zdejmując okulary i rozmasował nasadę nosa. Nie ma to jak wiara we własne dziecko.

* * * *

- No i Hal nie przyszedł do szkoły. - westchnął Clark, gdy razem z przyjaciółmi pakowali swoje rzeczy do plecaków.

- Ciekawe co się stało. - mruknął Arthur, zamykając swoją szafkę i spojrzał na pozostałych – Może jest chory? - zaproponował.

Barry przygryzł nerwowo wargę. Potrzebował Hala. Kto go teraz nauczy walczyć?

- Oliver mówił mi, że jego ojciec widział jak mama Hala wypadła wczoraj wściekła z wywiadówki. - oznajmił Bruce, kończąc pakowanie się i zarzucił plecak na ramiona.

- Czyli odsypia całonocny opieprz i lanie. - Curry nie wyglądał na szczególnie przejętego, a Allen zaczął tupać nogą i przegryzając skórę niemal do krwi. Nie ma mowy, aby pani Jordan pozwoliła synowi pojechać na obóz. A on zostanie bez skrzydłowego...

- Co jest, Bar? - cała trójka spojrzała na niego zmartwiona. Zawahał się przez chwilę i już otwierał usta, jednak zrezygnował i tylko pokręcił głową.

- Nie, nic. Idziemy?

- Jasne.

Upewnili się, że ich szafki są zamknięte i ruszyli do wyjścia. To koniec lekcji na dziś w Gymnasium of Justice. Przy samych drzwiach wejściowych zatrzymał ich pan Shwartz.

- Barry, możemy pogadać? - spytał i zerknął na jego przyjaciół – Na osobności?

- Och, hmm... Tak. - przytaknął i zwrócił się do kolegów – Lećcie. Wrócę sam.

- Jak chcesz. - rzucił Bruce i wyszedł ze szkoły z pozostałymi, pozostawiając chłopaka sam na sam z nauczycielem.

- O co chodzi, proszę pana?

Julius rozejrzał się na boki, sprawdzając czy nigdzie nikogo nie ma i zaczął mówić.

- Nie było wczoraj nikogo od ciebie. - oznajmił – Wszystko w porządku?

Barry zaklął w duchu. Zawsze, kiedy nikt nie zjawia się na wywiadówce, od razu wyskakują z pomysłem, że coś jest nie tak. Jego tymczasowi opiekunowie po prostu nie mieli czasu, a oni już spodziewają się apokalipsy...

- Wszystko jest w porządku, proszę pana. - zapewnił.

Mężczyzna dość niepewnie skinął głową, pożegnał się, zapewnił, że jakby coś, to on zawsze jest, aby wysłuchać jego problemy i odszedł.

Blondynek westchnął ciężko i wyszedł przed szkołę, gdzie w oczy rzucił mu się Oliver stojący przed tablicą ogłoszeniową. Podszedł do niego bliżej i również na nią spojrzał. Dostrzegł tam jedynie ofertę korków z chemii, informację na temat wycieczki, zakaz wnoszenia materiałów wybuchowych na teren szkoły i kilka reklam klubowych. Zmrużył oczy, zastanawiając się, co zainteresowało łucznika.

- Grant chce, żebym zgłosił się do drużyny rugby. - odezwał się półprzytomnie Queen. Barry'm, aż wstrząsnęło. Grant? Przecież on nienawidzi Olivera!

- Nie idź, stary! To na pewno pułapka! Zginisz!

- Zginisz? - powtórzył zdziwiony.

- Co?

- Co?

- Co za „zginisz"?

- No ty powiedziałeś „zginisz"!

- Literówka! - wywrócił oczami – Miało być „zginiesz".

- Literówka w słowie mówionym?

- Co?

- Co?

- Co?

- Co?! - Queen zmarszczył gniewnie brwi i zamrugał oszołomiony, tymczasem Allen uśmiechnął się zadowolony. Uwielbiał drażnić się z Oliverem, który tak łatwo plątał się w dialogach, kiedy tylko z ust jego rozmówcy padało „co?".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro