002| Podwórko
Bruce siedział w cieniu drzewa i z bezpiecznej odległości obserwował próby zaimponowania Dinah przez Olliego, który wyczyniał różne koszykarskie triki. Wayne znał go na tyle długo, że dobrze zdawał sobie sprawę z tego, iż z koszykówką miał tyle wspólnego, co i z nauką. Bardzo, bardzo mało.
Do tego był zbyt zajęty patrzeniem na dziewczynę, która znowu obserwowała jego wygłupy jedynie z litości. W rezultacie piłka zdążyła mu uciec z sześć razy, a w słup od kosza rąbnął przynajmniej raz.
Nawet Bruce'owi było żal kolegi i już miał zamiar poratować jego honor i dumę, robiąc przed Lance coś na tyle żenującego, aby zapomniała o blondynie, ale nie zdążył. Coś innego zajęło jego uwagę.
- Hej, Bruce. - Diana klapnęła obok niego, przyciskając do piersi książki i posyłając mu przyjazny uśmiech.
- Cześć. - mruknął i odsunął się nieznacznie, zalewając delikatnym rumieńcem.
Prince jednak nie zwróciła na to uwagi i spojrzała na Olivera i Dinah.
- Przyjaźnicie się? - zapytała po chwili - Z Oliverem? - sprecyzowała. Batboy zerknął na blondyna, któremu piłka odbiła się od obręczy i przywaliła w twarz. Jednocześnie skrzywili się, chociaż niewzruszony Kid Arrow wstał na nogi, dalej się szeroko uśmiechając, ale wyglądał tak, jakby lada moment miał znów runąć na ziemię.
- Tak. - westchnął - Bardziej z przymusu, niż z wyboru. - przyznał, mając przed oczami jego zmarłego ojca podającego dłoń Robertowi Queenowi, śmiejąc się przy tym i klepiąc drugiego mężczyznę po ramieniu - Ale go lubię. Tylko mu nie mów.
- Coś ty! Będę cię szantażować! Już to widzę! Batboy i Kid Archer - BFF! - zaśmiała się, posyłając mu kuksańca w bok.
- B... BFF? - powtórzył, masując ramię.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- BFF. To skrót. - mruknęła, dalej nie dowierzając, że Bruce nie wie o czym ona mówi.
- Od Brudne Firmowe Finanse?
- Co?
- Nic.
Wayne odwrócił szybko głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. Diana nie drążyła tematu. Chyba wolała nie wiedzieć.
Chłopak kątem oka zauważył dziurę na rajstopach koleżanki oraz, że jej buty są lekko zabrudzone.
- Co się stało? - zapytał, chcąc uniknąć niezręcznej ciszy.
Wonder Girl spojrzała najpierw na niego, a potem na swoje nogi.
- To nic. Kiedy tu szłam Jack z pierwszej D podstawił mi nogę. - pokręciła głową - Jest kretynem
- Wszyscy z D są kretynami. - odparł, wzruszając ramieniem.
- Ale on w szczególności. - uniosła głowę i spojrzała w błękitne niebo - Mam wrażenie, że całe wakacje spędza w psychiatryku.
- Po czym wnioskujesz? Po psychicznym śmiechu czy obłędzie w oczach? - uśmiechnął się lekko, próbując zażartować. Chyba mu się udało, bo się zaśmiała. Albo jest równie litościwa co Canary Girl.
Nim zdążyła odpowiedź zatrzymała się przed nimi dwójka chłopców. Z pierwszej D.
Pierwszy był rudowłosym młodzieńcem z zawadiackim uśmiechem ubrany w białą koszulkę i czarną kamizelkę ze skóro podobnego materiału. Drugim był chłopiec o ciemnych włosach z nosem, którego nie powstydziłby się żaden ptak. Miał na sobie fioletową bluzę z kapturem, a spod niej wystawała pomarańczowa koszulka. Do czarnych dżinsów miał doczepiony niewielki łańcuszek, a do niego z kolei zieloną kostkę Rubika.
-Wybaczcie, że przeszkadzam. - odezwał się rudzielec - Ale Jack ma ci coś do powiedzenia. - mówiąc to, patrzył na dziewczynę. Popchnął delikatnie w jej stronę wspomnianego Jacka, który cały ten czas trzymał dłonie w kieszeniach bluzy. Skrzywił się lekko i posłał piorunujące spojrzenie swojemu przyjacielowi, a następnie skupił się na Wonder Girl.
- Przepraszam, że podstawiłem ci nogę. - wydukał mało zrozumiale.
Prince uśmiechnęła się, podniosła, otrzepując z trawy i wyciągnęła rękę w kierunku Jacka.
- Nic się nie stało. - odparła.
Obaj przedstawiciele klasy pierwszej D uśmiechnęli się w specyficzny sposób na widok wyciągniętej dłoni dziewczyny, co nie uszło uwadze Batboya. Jack wyciągnął dłoń z bluzy i już miał nią uścisnąć rękę Diany, jednak Wayne mu na to nie pozwolił. Bez problemu zobaczył brzęczyk na jego łapie.
Złapał go za ramię, odpychając od koleżanki i zmusił do przyłożenia ręki do przedramienia rudzielca. Ten wzdrygnął się, czując dużą dawkę elektrowstrząsów przepływającą przez jego ciało.
Bruce złapał obu za przód koszulek i przyciągnął do siebie.
- Luthor, Napier, zabierajcie się stąd póki-
- Co tu się wyprawia? - w ich kierunku zmierzał zdenerwowany Ted Grant. Łypnął po kolei na każdego z nastolatków, a potem jeszcze na Dianę.
Cała trójka zaczęła się przekrzykiwać w zeznaniach, co tylko jeszcze bardziej poirytowało nauczyciela.
- DOŚĆ! - warknął, skutecznie ich uciszając - Wy trzej. - wskazał na nich ręką - Koza. Dziś. Po lekcjach. - oznajmił.
Z ust Jacka i Lexa wyrwały się niezadowolone jęki, a Bruce jedynie puścił ich, krzywiąc się.
- Wujku Te- Znaczy... Proszę pana! - niespodziewanie podbiegła do nich Dinah. Wszyscy wydawali się być zaskoczeni, a sam Grant jakby nieco się uspokoił - Bo Queen chyba uderzył się głową w słup o raz za dużo i stracił przytomność...
Nastała cisza.
- Zostawmy go.
- I pan się nazywa pedagogiem?! - wypalił bez zastanowienia Luthor.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro