Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

001| Dzień pierwszy


Trzynastoletni chłopiec w szaro-czarnej bluzie wszedł do klasy i na chwilę przystanął przy drzwiach, lustrując wzrokiem wszystkie osoby, które już stawiły się w sali lekcyjnej. Wypatrzył sobie wolną ławkę w rogu sali, gdzie będzie praktycznie niewidoczny i będzie miał najlepszy widok na wszystkich kolegów i koleżanki, po czym ruszył w kierunku wybranego miejsca, poprawiając kaptur z odstającymi uszkami nietoperza.

Opadł na krzesło i zaczął wypakowywać swoje zeszyty potrzebne na pierwszą lekcję. Chwilę później ktoś zajął miejsce obok niego. Powoli uniósł wzrok i dokładnie przyjrzał się sąsiadowi. Rozwichrzone, czarne włosy z charakterystycznym kosmykiem opadającym na czoło, roziskrzone, niebieskie oczy i niebieska bluza z czerwoną peleryno-kapturem. Ach, no i czerwone 'S' na piersi.

Clark posłał mu szeroki uśmiech.

- Cześć, Bruce. - przywitał się, wyrównując dłońmi stosik składający się z jego podniszczonej książki i zeszytu - Jak minęły ci wakacje?

Nastoletni Batma-, Batboy milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Alfred proponował mi wyjazd wypoczynkowy... - brunet skinął ochoczo głową, dając mu do zrozumienia, że słucha - ... ale wolałem skupić się na ważniejszych sprawach. - mina Kenta nieco zrzedła, ale dalej dzielnie brnął w sympatyczny uśmiech.

- Mógłbyś czasem zluzować gumkę od majtek! - oznajmił Hal Jordan, opadając na miejsce bliżej ściany w ławce przed nimi. Chłopiec rozwalił się na swoim krześle, niby przypadkiem rozsuwając skórzaną zieloną kurtkę oraz rozpiętą białą koszulę i eksponując przy tym czarną koszulkę z logiem korpusu Lanternów wraz ze zwisającym z jego szyi nieśmiertelnikiem po ojcu.

Miejsce obok Hala zajął blondynek w czerwonym sweterku z naszytym piorunem na przedzie i wystającym kołnierzykiem starannie wyprasowanej koszuli.

- Cześć, Hal. Cześć, Barry. - rzucił Superboy, posyłając kolegą szeroki uśmiech. Obaj odpowiedzieli tym samym. Szatyn usiadł prosto i położył dłonie na ławce Bruce'a i Clarka.

- Panowie! Gimnazjum! - rzekł szeptem cały podniecony. Allen i Kent zaśmiali się lekko pod nosem, widząc jego entuzjazm - To już nie podstawówka! Jesteśmy niemal dorośli! Yolo!

Wayne westchnął ciężko, kręcąc głową.

- Nikt nie weźmie cię na poważnie, jeśli będziesz nadal mówił „yolo" i „lol". - mruknął - Nawet Oliver, od którego to podłapałeś, przestał tak mówić.

- Yolo. - burknął obrażony Jordan, krzyżując ramiona na blacie i oparł o nie podbródek.

- Nawet nie wiesz co to znaczy. - Batboy zmrużył lekko oczy, patrząc na kolegę, który uciekł wzrokiem w bok, za okno.

- Yolo. - wymamrotał ponownie.

- O co mu chodzi? - zapytał Clark po chwili ciszy między nimi, patrząc na Kid Flasha. Ten tylko wzruszył lekko ramionami, kręcąc głową i patrząc z troską na obrażonego przyjaciela.

- Nie wymawiaj przy nim tego imienia. - poprosił półszeptem, jakby to miało sprawić, że Hal nie usłyszy.

- Jakiego?

- Oliver?

Jordan uderzył zaciśniętą pięścią w ławkę, prostując się gwałtownie. Klasowy gwar ucichł na chwilę i wszystkie spojrzenia momentalnie skupiły się na nich. Zaraz po sali przeszedł szmer pełen zdań pokroju „to znowu oni" i przestali być w centrum zainteresowania. Właśnie wtedy chłopiec postanowił się odezwać, tłumacząc swoje zachowanie.

- Kto by się tam przejmował Queeny'm?! - zapytał podniesionym tonem, wywracając przy tym oczami - Jak mu tylko laski i Dinah w głowie, a nie kumple to... - skrzywił się, nie potrafiąc dobrać słów - Niech wie, że dużo traci! - oznajmił, zamykając oczy i skinął głową.

- Sugerujesz, że Dinah nie jest dziewczyną? - zapytał Barry, patrząc na niego podejrzliwie.

- Co? - sapnął.

- No, powiedziałeś „laski i Dinah". - zauważył - Zupełnie tak, jakby ona nie była dziewczyną.

- E tam! - machnął dłonią - Dziewczyny to jakaś głupota! Nie wiem jak jakakolwiek mogła zawrócić Ollie'emu w gło... - urwał, patrząc maślanym wzrokiem w kierunku drzwi i uśmiechnął się w ten specyficzny, rozmarzony sposób. Jego rozmówcy automatycznie też spojrzeli w tamtym kierunku. Barry przechylił lekko głowę, przybierając na twarz nieobecny, nieznacznie zadowolony wyraz, a Clark oparł głowę na dłoni, również się uśmiechając. Jedynie Bruce siedział, nie pokazując po sobie żadnych emocji - Cześć Diana.

Obok nastolatków przeszła dziewczyna o długich, czarnych włosach z wpiętą w nie szeroką, złotą opaską. Na sobie miała ładną, czerwoną bluzkę i błękitną spódniczkę. Uśmiechnęła się do nich uroczo.

- Cześć, chłopcy. - i przeszła dalej, prosto do swoich koleżanek, zostawiając czwórkę przyjaciół w stanie całkowitego rozmarzenia. Nawet Batboy uśmiechał się do siebie pod nosem.

Gimnazjum - burza hormonów i swąd przepoconych szortów na w-f.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro