Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To Może Boleć


Świdrował ją spojrzeniem, jakby liczył, że dzięki temu dowie się co myśli lub zmusi ją do udzielenia pomocy. Szloch Toby'ego przycichł, prawdopodobnie z przerażenia, kiedy Niebieska, nie opuszczając łuku, zbliżyła się do nich o dwa kroki. Widział niepokój w jej oczach - zapewne Dziwa zdążyła już nauczyć ją nadmiernej nieufności. Na pewno zdążyła... Inaczej byłaby martwa. Przyglądała im się z ostrożnością, z jaką obserwuje się jadowitego węża. Była w tym pewna doza zafascynowania, jakby po raz pierwszy od dawna miała styczność z innymi ludźmi.

- Skąd mam wiedzieć, że nie zaatakujesz mnie, gdy tylko dostaniesz to, czego potrzebujesz? – zapytała, chociaż w jej słowach bardziej było słychać zwierzęcy warkot niż głos człowieka.

Rafael w niepokoju obserwował rosnące zdenerwowanie Niebieskiej. Czuł jak przyspieszyło mu serce, a ciało przygotowało się do ucieczki, która prawdopodobnie nie doszłaby do skutku. Dziewczyna strzelała zbyt szybko i zbyt celnie. To, że nie trafiła w jego głowę, wynikało jedynie z założenia, że da radę doskoczyć.

– Po co miałbym cię atakować? Dziewczyno! – Postanowił zmienić taktykę. Skoro nie odczuwała litości, może zrozumie twardą logikę. – Po prostu potrzebuję pomocy dla brata! Jeśli nie chcesz jej udzielić, to daj nam odejść, czas nagli.

Patrzył na nią twardo, jednak czuł narastający niepokój. Co jeśli rzeczywiście każe im odejść? Nie zdąży znaleźć nikogo innego na tym przeklętym pustkowiu, a nawet gdyby doszło do spotkania – osobnik może być agresywny. Tych w okolicy nie brakowało. Pogładził brata po głowie, chcąc go uspokoić.

Łuk Niebieskiej nagle opadł. Przestała w nich mierzyć. W jej dziwnych, atramentowych oczach pojawiło się coś na kształt smutku, jednak uczucie znikło równie szybko, co się pojawiło. Przez chwilę zdawała się walczyć ze sobą, jednak w końcu zdjęła strzałę z cięciwy.

– Zaczekaj tutaj. Tylko nie zawiedź mojego zaufania – warknęła.

Rafael odetchnął z ulgą. W bezruchu obserwował, jak Niebieska spięła mięśnie nóg i bez wysiłku doskoczyła do okna, po czym, wpierając się na mocnych rękach, wciągnęła ciało do środka. Zaufanie, jakim go obdarzyła, nie było aktem odwagi – w obecnym świecie można je nazwać głupotą i dlatego tak bardzo doceniał, że ostatecznie zdecydowała się na tę głupotę. Prawdopodobnie w tej chwili zastanawiała się, czy zeskok na żółtą trawę nie będzie ostatnim w jej życiu.

– Raffi, boję się – wyszeptał Toby, chwytając go mocniej za nogę.

Walcząc z instynktem, Rafael odwrócił się plecami do miejsca, w które prawdopodobnie zeskoczy Niebieska i pogłaskał brata po policzku, ocierając jednocześnie jedną z łez. Jaki świat jest na tyle okrutny, by pięcioletnie dziecko musiało płakać ze strachu o życie oraz z powodu bolesnej, niezaleczonej z braku środków rany? Ogon ciężko uderzył o ziemię, zdradzając tłumioną irytację. Grunt, że zdołali przekonać Niebieską do współpracy.

– Nie masz czego, mały. Ona nam pomoże i noga przestanie cię boleć.

– Oby – odpowiedział zbyt ponuro i zbyt pesymistycznie jak na tak młody wiek, co wywołało gęsią skórkę u Rafaela. Twarde życie szybko odbiera dzieciństwo.

Ciche tąpnięcie dało mu do zrozumienia, że dziewczyna zeskoczyła. Błyskawicznie odwrócił ciało, by nie pozostawać do niej tyłem. Dalej nie ufał jej do końca i wolał być nadmiernie ostrożny. W rękach trzymała wypłowiały, stary plecak i stała lekko przykulona, stale gotowa od ucieczki, kilka kroków od nich.

– Odsuń się od niego – zażądała.

Rafael wbrew sobie wstał i odciągnął ręce Toby'ego od swojej nogi. Widział, że ponownie zaczął trząść się ze strachu, jednak posłusznie wykonał dwa kroki w tył.

– Jeszcze. – Śledziła go twardym spojrzeniem, dopóki nie odsunął się pod drzewo.

Spiął mięśnie, gotowy do szybkiego skoku i obrony brata, jeśli zajdzie taka konieczność. Niebieska zwinnymi ruchami podeszła do dziecka i chwyciła chorą nogę. Toby kwiknął zarówno z przerażenia, jak i zapewne bólu. Wtedy Niebieska zrobiła coś niespodziewanego – delikatnie pogłaskała go po głowie, przegarniając jasne włosy. Takim samym gestem, jaki tysiące razy wykonywała przed Dziwą ich matka.

– Spokojnie, nie skrzywdzę cię.

– Boli mnie noga – oznajmił płaczliwie Toby. Opiekuńczy ton dziewczyny wyzwolił w nim chęć poskarżenia się, co Rafael doskonale rozumiał.

– Wiem.

Otworzyła plecak i wyjęła z niego kilka buteleczek i prawdziwe, białe opatrunki. Malec patrzył z podziwem na jasną biel bandaży, podczas gdy Niebieska oglądała nogę. Skupienie widoczne na jej twarzy nie wróżyło nic dobrego, ale tego Rafael się spodziewał. Sytuacja nie była dobra. Pochwycił spojrzenie dziewczyny.

– Zostaw swoją broń pod drzewem i podejdź.

Bez słowa spełnił jej prośbę, prawie całkowicie, zostawiając przy sobie tylko jeden, niewielki nożyk. Przyglądał się, jak jej palce gonią po zaognionych brzegach rany, w której na pewno zgromadziła się ropa. Granatowe oczy utkwiły w jego twarzy.

– Trzeba oczyścić ranę, sama nie dam rady go utrzymać.

– To konieczne? – Skrzywił się kiedy pokiwała głową. – Wobec tego lepiej się schowajmy. Ja i Toby jesteśmy mało widoczni, ale twoja skóra...

Niebieska, jakby z zaskoczeniem, spojrzała na swoje ręce.

– Racja – wyszeptała i dodała głośniej. – Weź go na ręce i idź za mną.

– Co z bronią? – Wolał nie tracić ponad połowy swojego uzbrojenia z oczu. Zdobycie niestępionego ostrza powoli stawało się coraz trudniejsze.

Ciało dziewczyny zesztywniało, jednak musiała go rozumieć, bo nieznaczenie pokiwała głową.

– Weź dziecko, a ja wezmę broń. Nie masz nic do zaryzykowania – dodała widząc jego niepewność. – Jeśli wam nie pomogę, z małym szybko będzie dużo gorzej. Nie masz wyboru.

Jakby tego nie wiedział. Z rezygnacją ostrożnie wziął Toby'ego na ręce i obserwował jak ona zbiera jego broń, stając tym samym na mocniejszej pozycji. W przeciwieństwie do brata, który wydawał się już spokojniejszy, on ciągle pozostawał spięty. Fakt, że Niebieska rozmawiała z nim i wykazywała chęć pomocy nie oznaczał, że nagle nie zmieni zdania. Niebieskie palce zwinnie zebrały bandaże i butelki z powrotem do jednej z wielkich przegródek torby.

Zaprowadziła ich do wnętrza budynku i kazała usadzić dziecko na zimnych płytkach łazienki. Sprawnie zwinęła dywanik i odstawiła go w kąt. Z plecaka wyjęła niewielki nożyk, po czym obmyła go płynem z jednej ze szklanych butelek. Część płynu wylała na kawałek waty, którym przetarła nogę w miejscu zranienia.

– To może boleć – powiedziała cicho.

Rafael bez słowa objął mocno Toby'ego, krępując jego ruchy. Nóż wyglądał na nieużywany i niestępiony, jednak to nie zmieni faktu, że nacięcie będzie bolesne. Na widok zbliżającego się do nogi ostrza dzieciak na chwilę zamarł, po czym wierzgnął się mocno, dopiero rozumiejąc, co go czeka. Mężczyzna odruchowo zatkał mu usta, aby wrzask nie zwabił innych istot.

– Spokojnie, młody, tak trzeba – wyszeptał wprost do jego ucha. – Bądź dzielny.

Ostrze powoli zbliżyło się do rany, po czym płynnym, zdecydowanym ruchem zagłębiło się z czerwoną, rozpaloną skórę. Pomieszczenie przeszył stłumiony wrzask.


A więc nie, nie odwieszam. Ten skromny fragment zawdzięczacie głównie komentarzom @IsabellDoll i @_Elipsa_ , które dosłownie obrosły mnie w piórka w ciągu jednego popołudnia :D 

Opublikowałabym to już o 23:06 w piątek, jednakoż Deszcz migdali się ze szwagrem, a ja mam niższy niż on priorytet ;)


Zadziwiona Pojawieniem Się Tutaj,

Blanccca


P.S. Deszcz po połowie mnie olał. Starałam się to sprawdzić, jednak mogłam przeoczyć jakieś błędy, a i aprzecinkoza daje o sobie znać. Staram się z tym walczyć, ale łatwe to nie jest.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro