
Kamień
Królik nieśmiało kicał po drewnianej podłodze, nie oddalając się jednak na więcej niż trzy skoki od niewielkiej kupki trawy. Sierra obserwowała go ukradkiem, jednocześnie oskubując z piór zdobytego ptaka. Nie był zbyt duży, jednak jeśli się ograniczy, zostanie jej jeszcze trochę na kolację. Tylko czy da radę opanować głód na tyle, by wydzielić dwie racje?
Nie chciała zabijać nowego towarzysza, jakim był puszysty zwierzak. W każdym razie nie teraz, gdy jest tak wytrącona z równowagi i potrzebuje jakiejkolwiek żywej istoty, do której może się odezwać, nawet jeśli nie może liczyć na odpowiedź. Spokojnie obserwowała Puszka, który w końcu ośmielił się dokicać do kąta, w którym trzymała swoje stare prace - wspomnienie dawnych lat.
-Ej - szepnęła, wstając. - Tam nie wolno, mój puszysty przyjacielu.
Podeszła do niego prawie bezgłośnie i złapała za futerko, podnosząc do góry. Był najdorodniejszym ze wszystkich złapanych w tym roku okazów, co spowodowało zaciekawienie Sierry, gdyż zwierzęta podczas suszy, jaka panowała od trzech tygodni były na ogół chudsze. Uważając na ostre zęby, zza których wydobywały się przerażone piski, chwyciła go pewnie w dwie dłonie. Dopiero teraz zwróciła uwagę na powiększony brzuch, w którym niewątpliwie coś się rozwijało. Do głowy przyszła jej myśl, która niejednokrotnie wracała niczym bumerang - gdyby miała hodowlę, nie musiałaby więcej polować. Delikatnie odstawiła zwierzę i przełożyła rulony papieru na zdezelowaną komodę.
Do tej pory nigdy nie udało jej się złapać samicy i samca jednocześnie. Z resztą, na ogół głód był zbyt silny, by chciała zostawić zwierzę i oczekiwać młodych. Teraz wystarczy dać króliczce najwyżej parę dni. Będzie miała kilka młodych, które z czasem dorosną i również się rozmnożą. Za jakiś czas zapomni, co to pusty żołądek i stres, by z łowcy nie stać się ofiarą.
Zadrżała przypominając sobie o ponownie zastawionych wnykach. Była tam dosyć długo, a co za tym idzie pozostawiła swój zapach. Jeśli złodziej posiadał wrażliwy węch, zostawiła mu wyraźny ślad prosto do swojej kryjówki.
- Puszku... Nikt nas nie będzie szukał?
Zwierzę obojętnie poruszyło nosem, a Sierra kucnęła, obejmując kolana rękami. Tak prosty błąd... Powinna była kluczyć, jednak pozwoliła, by poniosły ją nerwy. Pozostało jej czekać. Jeśli nikt się nie pojawi w ciągu paru kolejnych dni, uzna że jest bezpieczna. Tymczasem będzie polować bliżej domu, poza tym w ogrodzie wciąż jest trochę warzyw i chociaż planowała odłożyć je na zimę, nie ma wyboru. Dopiero gdy dożyje śniegów, będzie się zastanawiała jak je przetrwać.
Zmusiła się do ugryzienia surowego mięsa. Gdyby czuła się nieco pewniej, rozpaliłaby niewielkie ognisko i włożyła ptaka w żar, by pozbyć się okropnego smaku krwi, ale nie miała tego luksusu. Gumowate, lekko gorzkie jedzenie powoli ginęło w jej ustach, dopóki nie pozostały same kości i odpadki, których nie była w stanie skonsumować. Część z nich, jak chociażby jelito, wykorzysta. Cięciwa jej łuku nie jest najnowsza, więc będzie musiała wykonać nową - podobnie jak wnyki.
Skrzywiła się na myśl o dodatkowej pracy. Nim wyplotła poprzednie klatki i stworzyła sprawny mechanizm zamykania minęło bardzo wiele czasu. W sumie nazwanie pokracznych, zdolnych do łapania zwierząt koszy wnykami powinno wywoływać śmiech, jednak dla Sierry liczyło się tylko to, że działały. Większym problemem od ich wyglądu był brak materiału do wykonania kolejnych. Giętkie tworzywo, które znalazła w garażu, wykorzystała w całości i nie mogła przypomnieć sobie choć jednej rzeczy, która mogłaby je zastąpić.
Opadła na materac, zdecydowana na krótką drzemkę. Upał powoli przekształcał się w duchotę, która była mocno odczuwalna, ze względu na brak dobrej izolacji dachu. Blacha nagrzewała się bardzo szybko, czyniąc temperaturę w środku nieznośnie wysoką.
Sierra otarła z czoła stróżkę potu i przekręciła się na bok. Jak przyjemnie byłoby teraz siedzieć w ogrodzie i pić chłodną wodę ze studni. Leniwie oblizała językiem usta. Były równie suche, co otaczająca wszystko wokół trawa, co uświadomiło jej, że musi opanować strach i zaspokoić pragnienie.
Biła się z myślami, jednak nabyta w ciągu ostatnich lat racjonalność w końcu wygrała. Na poddaszu temperatura była tak wysoka, że może nawet nie zauważy kiedy się odwodni. Odwodnienie zaliczała do tej samej kategorii, co oparzenia słoneczne - stanowczo wolała ich unikać.
Wyślizgnęła się oknem i opadła na suchą trawę, jak zwykle na chwilę zamierając w bezruchu. W otaczającej ją duchocie coś się zmieniało, jakby zapach był inny. Wciągnęła powietrze głębiej i uśmiechnęła się szeroko. Nadchodził deszcz i najpóźniej wieczorem rozpęta się burza. Nawet najlepszy tropiciel nie da rady jej odnaleźć, gdy woda zmyje wszystkie ślady, zapewniając jej tym samym spokój. Skoro do tej pory nikt się nie pojawił, osoba, która wykorzystała jej wnyki prawdopodobnie natknęła się na nie przypadkiem i nie jest zainteresowana nią.
Pewniejszym krokiem podeszła do studni i zaczerpnęła z niej wody. Zimny płyn szybko zgasił pragnienie, a wylany na skórę spowodował przyjemny chłód. Królikowi też musi być gorąco. Myśl pojawiła się niczym błyskawica, pozostawiając po sobie nieprzyjemne uczucie. Jeśli chce jeść królicze mięso, nie może dopuścić, by zwierzę padło. Nie miała przecież pojęcia, kiedy Puszek wpadł w pułapkę, a odkąd wróciła nie pomyślała o napojeniu go. Jej. Tak w zasadzie, to króliczka. Będę musiała wymyślić nowe imię.
Skierowała się do starej kuchni, położonej na parterze domu. Była olbrzymia, ale jej rodzina też nie należała do małych, dopóki nie nadeszła Dziwa. Wyjęła z ledwo domykającej się szafki niewielką miseczkę - miała ich cały zapas. Odkąd przeniosła się na poddasze prawie nie korzystała z reszty domu, ani pozostawionych w nim rzeczy. Z resztą dlaczego miałaby to robić?
Woda, która kiedyś płynęła w rurach została odcięta, butla z gazem do kuchenki opróżniła się dawno temu. W gniazdkach nie płynął prąd. Po cóż miałaby używać pięciu garnków, skoro do sporadycznego gotowania nad ogniem wystarczył jej jeden? Ostre zęby sprawiały, że nie potrzebowała noża, a jej dłonie odzwyczaiły się od łyżki i widelca. Poza tym... lubiła, gdy wszystko wyglądało na prawie nienaruszone. Zupełnie jakby nic się nie stało.
W zamyśleniu wróciła pod studnię i położyła na ziemi miseczkę. Jak dostanie się z powrotem na górę nie rozlewając zawartości? Klnąc na swoją głupotę zawróciła do kuchni po szklany słoik, a następnie, napełniła go aż po wieczko i zakręciła. Następnie wróciła na poddasze po plecak i włożyła do niego obie rzeczy, dzięki czemu mogła wszystko bez problemu przetransportować na górę.
Wybiła się ku górze i po raz trzeci tego dnia wciągnęła ciało do środka. Tym razem pozostawiła otwarte okno i od razu po wystawieniu wody zaraz obok narwanej trawy, wróciła do ogrodu, by przykryć studnię pokrywą. Z radością podziwiała niewielkie chmury, które dopiero pojawiały się na horyzoncie, dopóki do jej uszu nie dobiegł trzask. Po chwili tuż obok niej na ziemię opadł kamień.
Przyskoczyła do ściany, z niedowierzaniem patrząc na topornie wyryty na nim znak zapytania.
Hormon stresu mi skoczył. Może nie z powodu jakiś spadających kamieni, jednak czekam na wyniki bardzo ważnego dla mnie kolokwium, przez co nie mogę się skupić na nauce. Oto efekty.
Wybaczcie braki przecinków i jakiekolwiek błędy... Staram się je eliminować, a nawet pomaga mi w tym siostra, ale nie zawsze wyłapiemy wszystko.
Cya
Blanccca
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro