Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Był początek dnia. Słońce dopiero co zaczęło się wyłaniać z za horyzontu. Wioska zaczynała się budzić do życia. W tym i ja. Niechętnie dźwignąłem się ze swojego łóżka i leniwie się rozciągnąłem. Nazywam się Czkawka. Tak wiem głupie imię ale pretensję do moich rodziców. Wracając, jestem wikingiem, choć jak na wikinga nie jestem silny. To znaczy, jestem raczej słaby fizycznie. Takie chuchrełko, ale nadrabiam inteligencją. Wstałem z łóżka i założyłem na siebie swoje ubranie po czym zszedłem na dół gdzie czekał już mój ojciec.

- Cześć - Powiedziałem ziewając jednocześnie

- Czkawka, tym razem nie zapomnij o śniadaniu - Przypomniał mi ojciec

Fakt, czasem całkiem zapominam o jedzeniu. Parę razy zdarzało mi się zemdleć lub zasłabnąć choć nie wiedziałem czemu. Dopiero zawsze po fakcie odkrywałem że jestem głodny. 

- Jasne jasne - Wziąłem sobie chleb który posmarowałem masłem a na niego położyłem kawałeczek szynki i nalałem sobie koziego mleka - Co dziś będziesz robił? - Spytałem z ciekawości

- Nic ciekawego, trzeba dopilnować by łodzie były sprawne, trzeba naprawić dach w zbrojowni i takie tam. A ty? - Spytał mnie

- Rutyna, też nic ciekawego - Przyznałem 

- Tylko mi się nie za daleko zapuszczajcie - Przestrzegł mnie ojciec

- Jasne jasne wodzu - Tak, mój ojciec jest wodzem naszego plemienia co czyni mnie następcą. Nie jestem tym szczerze zachwycony ale w tej kwestii nie mam z byt wiele do powiedzenia. Skończyłem śniadanie i ruszyłem ku wyjściu - To będę się zbierał - Pożegnałem się i wyszedłem 

Gdy wyszedłem od razu uderzyło mnie rześkie świeże morskie powietrze. Rozejrzałem się wokół. Po wiosce chodziło już spora ilość ludzi każdy zajęty swoimi sprawami. Ale nie tylko. Z dachu mojego domu zeskoczyła czarna postać, coś jakby przerośnięta jaszczurka tyle że ze skrzydłami. 

- Szczerbatek! - Podrapałem pyszczek mojego smoka. Tak smoka. W naszej wiosce teraz wszyscy mają smoki. Kiedyś z nimi walczyliśmy ale to już przeszłość. Teraz jesteśmy przyjaciółmi - Chodźmy, pewnie już na nas czekają - Mordka, tak czasem nazywam Szczerbatka, zgodził się i poszedł za mną

Szliśmy do Akademii Smoków, kiedyś areny w której uczyliśmy się jak z nimi walczyć lecz teraz uczymy się, a raczej ja uczę, jak na nich latać. Zaskakujące, ledwo pół roku temu byłem uważany za sierotę i łamagę a teraz wszyscy kiwają mi z uznaniem i szacunkiem. Czemu? Bo to ja i Mordka doprowadziliśmy do pokoju między naszym plemieniem a smokami. Co prawda przypłaciłem to utratą lewej nogi ale to jak dla mnie była niewielka cena.

W końcu doszliśmy do Akademii. Tak jak myślałem czekali już wszyscy. Astrid, Sączysmark, Śledzik, Szpadka i Mieczyk. Uwierzylibyście że kiedyś się z nimi mało dogadywałem. Normalnie byłem przez nich ignorowany lub ośmieszany jednak wszystko zmieniło się wraz z wytresowaniem Szczerbatka. Ale czy mogę ich nazwać przyjaciółmi? Nie jestem jeszcze tego pewien.

- Część wszystkim - Przywitałem się z nimi dając znać o swojej obecności 

- Czkawka - Od razu podbiegła do mnie Astrid a za nią jej smok, Wichura 

- Siemano - Przywitał się Mieczyk 

- To co tym razem przerabiamy? - Spytał podekscytowany Śledzik

- Dziś będzie praktyka - Oznajmiłem z uśmiechem po czym podszedłem do skrzyni która leżała po środku areny po czym wyjąłem mapę i rozłożyłem ją na owej skrzyni - Lecimy na południe od naszej wyspy, na Archipelag Tysiąca Małych Wysp - Oznajmiłem po czym zwinąłem mapę - Są tam ciekawe skały gdzie będziecie mogli w spokoju potrenować podstawy manewrowania w trudnych warunkach - Wyjaśniłem ku podekscytowaniu innych

- Jesteś pewien Czkawka? - Spytała sceptycznie Astrid

- Ale co masz na myśli? - Spytałem nie bardzo ją rozumiejąc

- No to że od dopiero niedawna latamy na smokach - Wyjaśniła - Niektórzy mają nawet problemy z utrzymaniu się w siodle - Spojrzała niby ukradkiem na Sączysmarka

- Ej! Nie moja wina tylko jego! - Jak zawsze obwiniał swojego smoka

- Będzie dobrze Astrid - Uspokoiłem ją - Jestem pewny że dacie sobie rade - Po czym dodałem - Ja musiałem sam się uczyć a zajęło mi to dość niewiele czasu

- Ale akurat ty to masz we krwi - Zauważył Śledzik

- Dobra to umówmy się, jak dziś choć minimalnie nie zdołam was niczego nauczyć, to wybierzecie mi kare, dowolną - Na to się ucieszyli - Ale musi być uzgodniona przez was wspólnie - Podkreśliłem 

- To na co czekamy? Lecimy! - Krzykną podekscytowany Sączysmark

- Ta! - Krzyknęli bliźniacy

- Eh, to się wrąbałem - Przetarłem swoją twarz załamany


Tymczasem W Całkiem Innym Miejscu W Nie Tak Odległym Systemie Gwiezdnym 


- Uważaj! Z prawej! - Krzyczy jeden z pilotów

- Nie widzę go! - Krzyczy kolejny próbujący uciec przed wrogim myśliwcem

- Za dużo ich tu jest! - Krzyczy jeszcze kolejny i ledwo w porę odskakuje myśliwcem w bok 

- Trafili mi przetworniki! - Krzykną jeden z nich - Zaraz...AAAAAAAAA! - Nie dokończył gdyż jego myśliwiec uległ zniszczeniu

Statki Republiki i Speparatystów ścierały się w kolejnym śmiertelnym starciu. Kolejnym w przeciągu tych prawie dwóch lat. Separatyści dalej utrzymywali względną przewagę nad Republiką dzięki przewadze liczebnej. Obecna bitwa toczyła się w pobliży starej umierającej gwiazdy Atu. Było to w zasadzie przypadkowe starcie. Obie floty przybyły tu by odpocząć bo uznały że druga strona nie zaryzykuje zbliżenia się do niestabilnej gwiazdy.

Siły Republiki były jednak znacznie mniejsze. Zaledwie trzy Niszczyciele typu Venator, dwa Krążowniki typu Arquitens i cztery Eskortowce. W sumie dziewięć statków podczas gdy Konfederaci mieli ich z piętnaście. A mianowicie jeden Krążownik typu Providence, dwa Lekkie niszczyciele typu Recusant, trzy Krążowniki typu Lucrehulk i dziewięć Fregat typu Munificent. 

Obecnie flota Republiki była na granicy katastrofy. Bitwa trwała już od kilku godzin. Nieustraszony płoną a Nieugiętemu zaczynało brakować paliwa. Oba Lekkie Krążowniki zostały zniszczone a z Eskortowców ostał się tylko jeden. Zaczynało brakować myśliwców a wróg stracił tylko cztery Fregaty Munificent i jednego Recusanta. Obecnie rozpoczynali okrążać resztki sił Republiki. 

- Pani generał! - Krzykną jeden z operatorów na mostku - Statek dowodzenia wroga nas namierzył! - Zameldował

- Cała moc na osłony! - Rozkazała a po chwili mona już było poczuć wstrząsy na statku wywołane ostrzałem wroga

Generał Unabo była mistrzynią Jedi z rasy Mikkianka. Rasa ta charakteryzowała się czymś co wyglądało jak macki wyrastające z głowy i które nieustannie falowały. Prawdopodobnie były odpowiedzialne za zmysł słuchu. Generał miała fioletowy odcień skóry i nosiła typowy jasny uniform Jedi. Jej miecz był koloru niebieskiego. Była z reguły osobą opanowaną choć w chwili takiej jak ta nawet dla niej zachowanie spokoju graniczyło z cudem.

- Generale, nie mamy żadnych szans - Stwierdził Admirał z rasy Mirialanka którzy z wyglądu przypominali ludzi lecz odróżniała ich zielona barwa skóry i charakterystyczne czarne tatuaże na twarzy. Admirał miał je na brodzie i kilka na czole  - Musimy się jakoś z tond wyrwać - Zaproponował 

- Niech mi pan jeszcze tylko powie jak? - Spytala generał nieco zgryźliwie po czym podeszła do komunikatora który znajdował się przy iluminatorze mostka - Ima! Ima, jaka sytuacja?! - Wywoływała go

Ima jest jej padawanem zaledwie od roku. Ma 16 lat i jest z rasy Pantora którzy wyglądem również przypominali ludzi ale ci akurat mieli niebieską skórę i co niektórzy malowali sobie na twarzy żółte tatuaże. Ima miał je na policzkach. Były to dwa kółka pod oczami a pod nimi długi odwrócone do góry nogami trójkąty sięgające do połowy policzków. 

- Nie jest dobrze mistrzyni - Powiadomił ją - Obecnie... CHOLERA! ... Zaraz nas tu rozgromią! - Zameldował 

- Wracajcie na krążownik, JUŻ! - Rozkazała

- Tak mistrzyni! 

- Pani generał? - Spytał się Admirał Veers

- To będzie szalona ale nie mamy wyboru - Napięcie odwróciła się do Admirała - Wykonamy natychmiastowy skok! - Zdecydowała ku przerażeniu Admirała 

- Skok! Tak na ślepo!? W środku bitwy!? Pani Generał, toż to samobójstwo! - Protestował Admirał 

- To niech mi pan poda inne wyjście z tej sytuacji - Admirał milczał więc Generał kontynuowała - Niech Nieugięty i Nieustraszony ewakułują tu swoje załogi... - Nie zdołała dokończyć

- PANI GENERAL! Nieustraszony zniszczony! - Zameldował podoficer a na tą wiadomość Generał zacisnęła pięści i wyjrzała przez iluminator

Nieustraszony dosłownie pękał od środka w wyniku licznych wybuchów. Nagle nastąpiła ogromna eksplozja która dosłownie rozerwała kadłub statku w drobny mak. 

- A Nieugięty? - Spytała przez zaciśnięte zęby ciągle patrząc na rozpadający się okręt

- Jest już stracony - Powiadomił ze smutkiem a Generał walnęła wściekła pięścią w Iluminator

- Jak tylko wrócą nasze myśliwce wykonać skok! - Rozkazała


 Archipelag Tysiąca Małych Wysp

Ten teren idealnie nadawał się do treningów nowych jeźdźców smoków. W jednej części Archipelagu znajdowały się wysokie skały gdzie można było ćwiczyć manewrowanie, w innej były liczne gejzery gdzie można było ćwiczyć refleks a w jeszcze innej było miejsce gdzie przeważnie cały czas utrzymywała się mgła więc można było sobie wykształcić dobry instynkt. 

Szkolenie nie szło tak źle jak przewidywałem. Było o wiele gorzej. Tylko Astrid jako tako sobie radziła choć radził bym jej więcej ćwiczyć. Resztka to kompletna porażka. Sączysmark cały czas wpadał w skały. Śledzik nie potrafił ominąć żadnych gejzerów a bliźniaki nie potrafiły wydostać się z mgły. Nie wiem czy robią to specjalnie czy nie ale ja załamuję ręce. Od dwóch godzin tłumacze im jak co robić wykazując się wręcz anielską cierpliwością która jednak też ma swoje granice! Złapałem się załamany za głowę co zauważyła Mordka siedząca koło mnie i przysunęła do mnie pyszczek by sprawdzić co się dzieje.

- Hm? - Spojrzałem na niego - Nic się nie stało Szczerbek, tylko oni mnie załamują - Wskazałem na ćwiczących - Szkolenie innych jest jednak trudniejsze niż myślałem - Stwierdziłem - Muszę obmyślić później nową taktykę szkolenia - Dodałem

Moją uwagę znowu przykuła Astrid. Właśnie z bardzo dużą prędkością próbowała przelecieć przez skały. Chciałem krzyknąć by tego nie robiła ale było za późno. To co później się działo o mało nie doprowadziło mnie do zawału. Astrid o mały włos nie uderzała w skały omijając je w ostatniej chwili! Trwało to z minutę ale w końcu wyleciała ze skał i zaczęła wykrzykiwać swoją radość a ja o mało nie upadłem na ziemię. I tym razem nie było to spowodowane niedożywieniem. 

- Ta kobieta mnie wykończy -  Zdołałem wymówić i akurat Astrid wylądowała koło mnie 

- Widziałeś to Czkawka!? - Mówiła podekscytowana - Jak według ciebie wypadłam? 

- Astrid... - Zacząłem - Powiem tak, lot świetny, wyczucie świetne, ale błagam cię następnym razem leć trochę wolniej - Wyjaśniłem jej 

- Dlaczego wolniej? - Spytała z lekkim wyrzutem 

- Nie wiem, choć nie wiem, jak to wyglądało z twojej perspektywy, ale w każdym razie, ja tu zawału o mało nie dostałem! - Nagły ból w okolicach nogi przez co jestem zmuszony oprzeć się o Mordke

- Wszystko w porządku? - Spytała zaniepokojona i zeskoczyła ze smoka

- To nic - Zapewniłem ją

Bóle te mam od czasu utracenia nogi. Nie wiem czemu, przecież już dawno rana się zagoiła. Pewnie jakieś powikłania. Jestem pewny że to minie. Powoli się podniosłem.

- Na pewno? - Spytała z niepokojem - Może powinniśmy sobie na dzisiaj darować?

- Nie trzeba, naprawdę - Zapewniłem ją - Wracaj do ćwiczeń, chwile odpocznę i wyjaśnię wam wszystko jeszcze raz - Oznajmiłem je

- No.. no dobrze - Zgodziła się niechętnie i ponownie wsiadła na smoka po czym odleciała

W tym momencie pozwoliłem sobie na grymas i niewielki jęk bólu.

- Co się dzieje? - Spytałem cicho sam siebie 


Bitwa W Pobliży Gwiazdy Atu


- Czy jesteśmy gotowi? - Spytała się Generał

- Ostatni statek wylądował już w hangarze - Zameldował oficer pokładowy 

- Generale, Nieugięty trafiony! - Zameldował jeden z operatorów

Nieugięty spadał w dół a stopniowo coraz więcej kawałków odrywało się od niego i pojawiało się coraz więcej wybuchów.

- Wykonać skok - Odwróciła się do wszystkich - Już! - Krzyknęła

- Inicjuje wejście w hiper przestrzeń! - Zakomunikował jeden z żołnierzy 

- Melduje że jesteśmy gotowi! - Krzyczy kolejny

- Skok za: 10...9...8...7...6...5...- I nagle krzyk

- Ser! Eskortowiec trafiony! Leci prosto na nas! - Gdy skończył mówić cały statek się zatrząsnął 

- Komputer nawigacyjny uszkodzony! - Zameldował oficer - Nie wiem gdzie w ogóle lecimy!

Nikt już nic nie zdołał zrobić bo okręt skoczył w nadprzestrzeń lecąc ku nieznanemu.


Archipelag Tysiąca Małych Wysp - Wczesny Wieczór 


Słońce zaczynało schylać się ku zachodowi. Trzeba było się już zbierać. Ostatecznie nie było totalnej katastrofy. Przynajmniej nie spadają ze smoków. Eh, niw ukrywam liczyłem na trochę więcej. Chyba mam o nich zbyt duże mniemanie. 

- Czkawka? - Podeszła do mnie Szpadka - Coś taki zamyślony?

- Star, nie myśl tyle bo ci mózg wykipi - Powiedział jej brat

- Mieczyk, jak mózg może wykipieć? - I tym samym rozpoczęli kolejną bezsensowną kłótnie której wolałem się nie przysłuchiwać

Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem na tą osobę i była to Astrid.

- Wszystko dobrze? - Spytała z troską na twarzy 

- Tak, jasne - Powiedziałem - Musicie tylko więcej ćwiczyć i za jakiś czas... - Nie dała mi dokończyć

- Wiesz dobrze że nie o tym mówię - Spojrzałem na nią zaskoczony lecz po chwili musiałem przyznać jej racje

- To nic, naprawdę - Uspokoiłem ją - A teraz wracajmy - Już miałem wsiadać na Szczerbatka kiedy poczuliśmy wszyscy coś dziwnego

Zwierzęta na wyspie na której akurat przebywaliśmy zrobiły się jakoś dziennie niespokojne. Smoki się zjeżyły i warczały w różne strony czymś wyraźnie zaniepokojone. Nagle zawiał solny wiatr a wraz z nim ogromny grzmot. Miałem wrażenie że to po prostu idzie spora burza. Jednak na niebie prawie nie było żadnych chmur.

- Co to było? - Spytał piskliwym głosem Sączysmark

Grzmot powrócił tylko że o wiele głośniejszy. Jednak po chwili doszło do niego jakby wycie i czymś co przypominało grzmoty pioruna. Było to przerażające. Smoki zaczynały wariować i z trudem je utrzymywaliśmy w miejscu. Postanowiłem to sprawdzić!

- Lecimy Mordka! - Wskoczyłem na mojego smoka i poderwaliśmy się w górę 

- Czkawka!? - Usłyszałem krzyk zdziwionej Astrid

Nie polecieliśmy zbyt daleko. Wylądowaliśmy na stosunkowo najwyższej sale w okolicy. Szybko wyjąłem moją małą lornetkę i zacząłem szukać źródła tego dźwięku który stawał się coraz bardziej głośny. Może to jaki smok czy coś w tym stylu. Nic jednak nie wypatrzyłem. Usłyszałem jednak charakterystyczny dźwięk. Metal. A konkretnie dźwięk rozrywanego metalu. I ten zapach w powietrzu. Dzięki pracy u Pyskacza jestem nieco na takie rzeczy wyczulony. Nagle huk. Z przerażeniem stwierdziłem że miał miejsce gdzieś nade mną. Spojrzałem w górę i... nie mogłem uwierzyć co widzę. Wysoko na niebie spadało coś metalowego i to o trójkątnym kształcie. Miejscami płonęło a po drodze części tego czegoś wpadały do morza. Ogromny obiekt leciał wprost na południową część archipelagu. W miejsce gdzie jest dosyć płytko i nie ma takich wzniesień jak tu. Spojrzałem lornetką na ten obiekt. To nie mogło być coś naturalnego. W zachwycie stwierdziłem że to dzieło ludzkich rąk. Duża część obiektu była pomalowana na czerwono i w niektórych miejscach widać było również żółte oznakowania. Nie oglądając się już na otoczenie podziwiałem ogromny obiekt który spadał z nieba. Nawet nie zauważyłem jak inni do mnie dołączyli ale chyba nie zauważyli jeszcze obiektu. Dopiero po chwili, jak nie mogli mnie ocucić z zadumy, spojrzeli się w miejsce w które patrzyłem. Ich miny musiały być bezcenne. Obiekt dość szybko pokonał dużą odległość i z ogromną siłą walną o powierzchnię Archipelagu tworząc miejscami ogromne wstrząsy i co za tym idzie ogromne fale które do nas dotarły już w mniejszej skali.

Natychmiast po tym wsiadłem na Szczerbatka, który też wydawał się być w szoku, i oznajmiłem wszystkim.

- Sprawdźmy to - Nie wiedziałem jeszcze że to początek jednej z najdziwniejszych i jednocześnie naj bardziej niebezpiecznych przygód jakie w życiu odbędę a która zmieni wszystko

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro