Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Kilka Dni Później

Czułem się bardzo lekko. Leżałem na czymś bardzo miękkim. Bardzo przyjemne uczucie. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Do nozdrzy docierał jednak do mnie bardzo nieprzyjemny zapach. Nie wiem co to było. Powoli otworzyłem oczy. W pomieszczeniu było bardzo jasno. Mój wzrok potrzebował paru chwil by się przyzwyczaić. Wszystko było zamazane. Gdy już w miarę wszystko dobrze widziałem postanowiłem wstać. Poczułem ból w lewym barku przez co się skrzywiłem ale i tak udało mi się usiąść. Lekko zakręciło mi się w głowie ale nie specjalnie mnie to zdziwiło. Pokój w którym byłem był cały biały i wiele tu było dziwnych urządzeń należących pewnie do przybyszów. Chciałem wstać na równe nogi... kiedy w ostatniej chwili zorientowałem się że nie mam protezy!!! Zamiast tego miałem jakieś bandaże! Krzyknąłem przerażony i złapałem się za miejsce gdzie powinna być proteza. Natychmiast po tym do pomieszczenia wparowało dwóch ludzi w białych uniformach. Na ramieniach mieli dziwny czerwony symbol. To były te całe klony!

- Obudziłeś się! - Powiedział jeden z nich i podszedł do mnie 

- OBUDZIŁ SIĘ! - Krzykną gdzieś za drzwi drugi

Ten pierwszy zaczął oglądać moją nogę a drugi podbiegł do urządzenia obok i chyba coś sprawdzał.

- Jak się czujesz? - Spytał ten pierwszy - Jakieś nudności, bóle, jakieś dziwne odczucia? 

- Nie - Szybko zaprzeczyłem - Nawet czuję się świetnie - Odparłem zgodnie z prawdą. Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze. Jakby usunięto ode mnie coś co mnie zatruwało i nawet o tym nie wiedziałem. Gdybym jeszcze tylko miał nogę było by wręcz genialnie!

- Puls i wszystkie układy organizmu są w porządku - Odparł ten drugi - W pełni wraca do zdrowia - Powiedział uśmiechając się do mnie po czym wziął do ręki coś z igłą na końcu na co od razu pobladłem 

- Cococococ... CO TO!? - Spytałem spanikowany 

- Spokojnie nic nie poczujesz - Powiedział podchodząc do mnie i przystawił mi to coś do szyi. Chciałem go odepchnąć ale unieruchomił mnie ten pierwszy! Poczułem ukłucie przy szyi po czym czułem jak jakiś płyn wlewa mi się do organizmu. Po chwili zabrali ów przedmiot a ja spojrzałem na nich zdezorientowany. Od razu wiedzieli o co mi chodzi.

- Spokojnie - Powiedział pierwszy - To tylko przeciw ciała - Spojrzałem na niego lekko tępym wzrokiem

- Przeciwciała to naturalni ochroniarze naszych organizmów przed bakteriami które powodują przeróżne choroby - Sprecyzował drugi 

- Ale... skoro są naturalne to po co mi je wlaliście do organizmu? - Spytałem lekko skołowany

- Podczas leczenia trzeba było wybić wszystkie krwinki i przeciw ciała w twoim organizmie bo uniemożliwiały skuteczne leczenie - Wyjaśniał pierwszy - Krew która obecnie płynie w twoich żyłach w większości pochodzi od twojej blond towarzyszki a przeciwciała są częścią naszych zasobów leczniczych - Lekko byłem w szoku po tym co mówił - Powód tego był prosty, twój organizm jest na razie za słaby by wyprodukować odpowiednie ilości krwi i przeciwciał przez co potrzeba była transfuzja 

- Ale... przelać czyjąś krew? - Spytałem przerażony

- He, to samo mówiła twoja koleżanka - Odpowiedział drugi - Wiemy że to może wydawać się dla was... nieodpowiednie ale to sposób leczenia powszechny w Galaktyce 

Przełknąłem ślinę starając się ukryć podenerwowanie. Czyjaś krew w moich żyłach. I do tego Astrid! Jak ja jej w twarz spojrzę? To musiało być dla niej trudne. 

Do pomieszczenia wbiegła nagle wyżej wymieniona osoba. Gdy mnie zobaczyła od razu do mnie podbiegła i objęła! Cała się trzęsła.

- Ty żyjesz - Wyszeptała lekko łkając

- Astrid? - Niepewnie objąłem ją w pasie co ta zaakceptowała

- Głupek - Powiedziała - Skończony idiota - Na te słowa uśmiechnąłem się 

- Tak, tak, wiem - Poklepałem ją po plecach ale ta się ode mnie odkleiła i... strzeliła mi z liścia. Zasłużyłem, prawda ale i tak bolało

- Masz mi coś do powiedzenia? - Spytała retorycznie krzyżując ręce

- Um... eto... Przepraszam? - Spytałem lekko ogłupiały 

- Hyhym - Zachichotała pod nosem - Przeprosiny przyjęte - Powiedziała z szerokim uśmiechem na co w duchu odetchnąłem z ulgą gdy dobiegł do mnie dźwięk tłumionego chichotu. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem dwóch tamtych medyków całych czerwonych i lekko kulących się ze śmiechu z zakrytymi ustami a z oczu płynęły im łzy

- Z czego się śmiejecie? - Spytałem na co ci na chwilę się uspokoili popatrzyli po sobie i szybko wybiegli z pomieszczenia ku naszemu osłupieniu a w oddali było słychać ich śmiech

- Dziwni z nich ludzie - Stwierdziła Astrid

- Całkowicie się zgadzam - Odparłem 

Po chwili oboje wybuchliśmy szczerym śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro