Rozdział 2 - Pozostali Ocalali
"Ci-ciała... oni.. oni nie.." Wyjąkałam. Nie mogłam nic innego powiedzieć.
Moje gardło zaczęło się ściskać, a w oczach zaczęły napływać łzy. Ventia podeszła do mnie, sama też zadrżała gdy zobaczyła widok z bliska. Wszędzie krew, ciała i gruzy. Plecaki i worki z rzeczami porozrzucane i porozrywane. Gdy obchodziłyśmy wokół gruzy w poszukiwaniu jakiś pozostałych ludzi to natknęłyśmy się na ciała.. naszych.. przyjaciół.. Marek i Konrad byli przykryci płytami i kawałkami ścian. Blondyni byli cali poharatani.
"NIE!" Krzyknęłam i upadłam na kolana. "TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!"
"Fi, słuchaj-"
"TO MUSI BYĆ JAKIŚ KOSZMAR! TO NIE MOŻE SIE DZIAĆ!!"
"FI! POSŁUCHAJ MNIE!"
"NIE!! NIE CHCĘ!! JA JUŻ NIE CHCĘ BY TO DZIAŁO SIĘ DALEJ!! NIE CHCĘ BY TO W OGÓLE SIĘ ZDARZYŁO! Dlaczego?! Dlaczego...." Głos mi już nie chciał wyjść z gardła.
"Fi, wysłuchaj mnie teraz. Ja wiem co czujesz, też nie mogę w to uwierzyć... ale, ale to już się zdarzyło i musisz to przyjąć do wiadomości. Przepraszam, ale.." Ventia chciała coś jeszcze powiedzieć ale widocznie też zaczęło jej się na mocne płakanie.
Wstałam i przytuliłam ją, obydwu nam leciały łzy z oczu. Kiedy po chwili wypłakiwania się wzajemnie w ramiona to przestałyśmy się przytulać i wytarłyśmy sobie oczy. Odwróciłam się z powrotem do stosu i usiadłam krzyżując nogi.
"Co ty robisz?" Ven spytała.
"Muszę z nimi porozmawiać.. chcesz się też osobiście pożegnać, czy mam mówić za ciebie?" Spytałam ją zamykając oczy i kładąc ręce na kolana.
"Zrób to za mnie." Odpowiedziała.
"Dobra." Powiedziałam. Słyszałam tylko jak odchodzi.
Wzięłam głęboki wdech i.. Fiolet.. jasna, fioletowa przestrzeń powstała wokół mnie. Zaczęłam lecieć przed siebie. Chwilę później przystanęłam przed wielką ilością duchów. Białe postacie skierowały na mnie swój pusty, smutny wzrok. Zrobiło mi się mega smutno i nie wiedziałam co powiedzieć. W pewnym momencie podleciał do mnie jeden. Miał bardzo charakterystyczną fryzurę i figurę, którą rozpoznam wszędzie. To był Konrad.
"Co ty tu robisz? Też umarłaś?" Konrad zapytał smutnym głosem.
"Nie.. jestem tutaj by was pożegnać, w moim i innych imieniu. Mam nadzieje, że wasze nowe życie będzie lepsze niż te, które mieliście na Ziemi. Nikt nie chciał by wasze życie zakończyło się tak wcześnie... Ale ja nie jestem sędzią. Zostaniecie wysłani teraz na Sąd Ostateczny, Oni zadecydują gdzie wylądujecie. Więc, żegnamy się z wami ostatni raz... trzymajcie się." Powiedziałam i rozpaliłam w rękach biały ogień.
Skierowałam ręce na nich i wypaliłam. Jeden duch po jednym zaczął znikać. Widziałam też kilka osób ze swojej klasy i nawet moich ulubionych nauczycieli. Łzy znowu napłynęły mi do oczu, ale nie przestawałam bo wiedziałam, że nie mogę. Musiałam zrobić co trzeba. Gdy prawie wszystkie zniknęły, powiedziałam swoje ostatnie 'Do widzenia za jakiś czas' i przestałam.
Obudziłam się jak z transu. Gdy wstałam i otrzepałam się odwróciłam się w stronę Ventii, ale jej nie było. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam jak wyjmuje kogoś spod kamieni. Był to jakiś uczeń. Podbiegłam do niej i pomogłam jej go stamtąd wydostać. Później zaczęłyśmy słyszeć ciche głosy wokół nas. Były to jeszcze żywe osoby. Po kolei zaczęłyśmy wyciągać ich i przenosić do "rodziców" by ich opatrzyli. Ja głównie wykopywałam, Ven zanosiła. Gdy wszystkich już wydostaliśmy to wróciłyśmy do pozostałych. Było ich tam około 500. Później wszystkich opatrzyliśmy do końca i wysłaliśmy do Królestwa Kalii, gdzie będą bezpieczni.
Po tym jak uporaliśmy się z ocalałymi, ja i Ven poszłyśmy na zwiady. Obchodziłyśmy miasto w poszukiwaniu innych ludzi, jak jakiś znalazłyśmy, to od razu wysyłałyśmy do "rodziców". Jednakże, w pewnym momencie, natrafiłyśmy na kolejny portal. Zbliżyłyśmy się do niego. Spojrzałyśmy na siebie z Ventią.
"Myślisz, że to dobry pomysł?" Spytała.
"Słuchaj," Wzdychnęłam. "musimy dowiedzieć się co tam jest, może to nam pomoże."
"A co jeśli nie?" Zapytała Ven.
"Jedyne wyjście by się przekonać, to spróbować." Powiedziałam i podeszłam bliżej.
"No dobra." Postanowiła Ventia. "Jak chcesz."
"Na 3" Powiedziałam.
"1"
"2"
"3!" Krzyknęłyśmy razem i wskoczyłyśmy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro