ptak
W gnieździe uplecionym z ciała
żył ptak
bił skrzydłami o serce
nazywaliśmy go najczęściej: niepokój
a czasem: miłość
[Z.Herbert - Dojrzałość]
To co ich łączyło śmiało możnaby nazwać wielkim zbiorem sprzeczności i absurdów. Każdy gest, słowo okazywały się prowadzić do prostych paradoksów i tak tkwili w tym swoim błędnym kole wspólnie, ile już? Kilka lat by się zliczyło.
Tsukishima nie czując nic czuł za wiele. Milcząc krzyczał. Odwracając wzrok obserwował nawet uważniej, jakby jego kruche życie miało od tego właśnie zależeć. Plątał się w tym, co robi, a co pragnie zrobić i kiedy te dwie siły rozrywały go w dwóch odmiennych kierunkach, strzępiąc duszę, nie mógł przestać. Wszak, co największym przekleństwem, błogosławiło także mu obficie; w spokoju, w dobroci i cichym, lecz stabilnym poczuciu zadowolenia.
A Yamaguchi dziwnie go w tym stanie rozumiał. Zachowując dystans, zbliżał się jak mógł i tulił zaniepokojonego chłopca do swego ciepłego serca. Niezauważalnie, tak, by sam Kei nie miał o niczym pojęcia.
Nie rozmawiali dużo, a o rzeczach ważnych nie rozmawiali wcale. Nie o nich i tym, co ich łączyło, jakby obaj uznali zgodnie to za rzecz świętą, nietykalną, zbyt cudowną na wymówienie jej na głos. Być może mimo wszystko powinni o niej mówić, a wtedy ta drażniąca niepewność przeobraziłaby się w stałe uczucie sklejające ich porwane dusze w całość.
Niestety ten sam niepokój pozwalał im ledwo na te samotne, ciche gesty, słowa wyblakłe, bez znaczenia i błądzenie we własnej wyobraźni, myśląc, co by mogło się zdarzyć, gdyby tylko mieli w sobie więcej siły woli albo prostej zwyczajnej śmiałości.
W jakiś sposób jednak ostatecznie i tak byli razem, niepostrzeżenie coraz bardziej z sekundy na sekundę tonąc we wzajemnej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro