dziecko księżyca
Moonchild, you shine. When moon rise, it's your time.
Świat otaczał go samotnością, szczególnie w dzień. Promyki słońca ukazywały wszystkie puste zakątki jego duszy, których nie potrafił wypełnić. Ukrywał je wszystkie, nawet przed sobą. Dni nie przynosiły mu niczego dobrego.
Lecz nocą nachodził go spokój. W słabym blasku księżyca czuł się bezpiecznie i miał wrażenie, że może pokazać mu trochę siebie - tego prawdziwego. Nocą oddychał z ulgą, opierał się przy parapecie i pozwalał sobie wierzyć, że kiedyś znajdzie swoje miejsce.
Tsukishima był dzieckiem księżyca. A Yamaguchi - jego gwiazdą.
To o nim tak rozmyślał późnymi wieczorami zachodząc w głowę, czy mogliby się dogadać. I choć wiedział, że chłopak rozumie go doskonale, to wciąż nie ujawnił mu swojej księżycowej strony. Zakochanej strony.
Być może on wiedział, ale co z tego? Obaj mogli sobie coś wiedzieć i nic więcej z tego nie wynikało. Póki spotykali się w blasku dnia pozostawali tylko kolegami. Mieli pojęcie o wszystkim innym, ale dniami nie mogli o tym mówić. Nie potrafili i koniec.
Dlatego cudem okazała się ta jedna noc, gdy Tadashi stojąc pod domem Tsukkiego napisał mu SMSa nie licząc nawet na to, że dostanie odpowiedź. Ale Tsukki nie spał, widział przyjaciela przez okno. Zamiast odpisywać od razu zszedł na dół i po cichu wpuścił go do środka.
Nie odezwał się ani słowem dopóki nie usiadł na łóżku Keia. I nawet wtedy wyszeptał tylko słabe "dzięki" i położył się na materacu zwijając się w kulkę.
Tsukishima nie wiedział, co zrobić. Wpatrywał się w niego z drugiego końca pokoju i myślał. Na pewno coś się stało, ale bał się zapytać.
- Zostajesz na noc? - spytał zamiast tego.
- Mogę?
Kiwnął głową i odwrócił się do biurka. Wcale jednak mu to nie pomogło, tylko wzmożyło świadomość obecności Tadashiego w jego pokoju.
Miał wrażenie, że zaraz powie coś głupiego i nieodwracalnego. Nigdy nie odczuwał potrzeby zapełniania ciszy, ale przecież była noc. A nocą nachodziły go wszelkiego typu myśli, których nie potrafił już ukrywać.
- Przyjdziesz tu?
Jednak pierwszy odezwał się Tadashi. Za to Kei nie mógł mu odmówić. Siadł obok, ale wciąż walczył sam ze sobą. Ta sytuacja była zbyt krucha. Jedno słowo i obaj rozpadną się na kawałki.
- Patrzyłeś na księżyc? - zapytał, a blondyn rzucił mu spanikowane spojrzenie. - Widziałem cię w oknie - wyjaśnił, chowając połowę twarzy w poduszce.
- Nie wiem - odparł mając świadomość, że w żadnym wypadku nie była to odpowiedź na pytanie.
- Ja też lubię księżyc... - Ledwo było widać jak się uśmiecha, ale najbardziej można to było poznać po oczach.
Księżyc... Tsukki. Tsukki... Księżyc.
- Jest noc - stwierdził Księżyc. - Chodźmy spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro