skomplikowany człowiek
Tsukishima nie cierpiał walentynek.
I czekoladek.
I słodkich kartek z serduszkami.
I tandetno-romantycznych scen w filmach.
I ludzi całujących się publicznie.
To wszystko było tak okrutnie obrzydliwe, że najchętniej zabrałby każdą z tych rzeczy do domu, tylko po to, by z impetem wyrzucić je przez okno z drugiego piętra.
Więc dlaczego Yamaguchi oczekiwał od niego, że pójdą razem na tę głupią, idiotyczną, dziecinną imprezę tematyczną, urządzaną przez jedną z dziewczyn w ich klasie? Yamaguchi musiał wiedzieć, że Tsukishima z całego serca tego nie cierpi, a mimo to patrzył na niego tymi swoimi proszącymi oczkami i trajkotał jak to bardzo chciałby mieć z kim tam iść. To mówiło samo przez się, a poza tym Tsukki za dobrze znał swojego przyjaciela, żeby nie wiedzieć.
Odmówi. Nic nie zaproponuje. Przemilczy sprawę w nadziei, że Tadashi sam się zamknie.
- To chcesz iść ze mną? – zapytał Tsukki.
- Tak, tak, tak! – rozradował się natychmiast i prawie przytulił kolegę, ale w porę wyhamował i objął tylko niezobowiązująco jego szyję. – Jesteś najlepszy.
Tsukishima westchnął tylko zrezygnowany. No jasne, że się zgodził.
Impreza nie była aż taka zła. Było co prawda ohydnie różowo i ohydnie tandetnie, ale znalazł ten pudding z truskawkami, który zawsze wyjadał u babci z lodówki. Było tu trochę ludzi, ale na szczęście nikt nie planował go zagadywać i muzyka też nie okazała się głośno-nieznośna, tylko jedynie męcząco-mętna. Po jakiejś godzinie tułania się po korytarzu i szukania sensownego napoju, zdał sobie sprawę, że zgubił Yamaguchiego. Chłopak na początku mówił coś o tym, że chciałby zatańczyć i Tsukki kiwnął mu głową, a potem szatyn rozpłynął się w powietrzu.
Zajrzał do salonu. Serduszka zwisające z sufitu, pary wolno kołyszące się na środku, śpiący delikwent na kanapie. Potem sprawdził kolejno kuchnię, łazienkę i nawet sypialnie, do których nie powinni rzekomo wchodzić.
I tam właśnie znalazł swoją zgubę. Tadashi leżał na łóżku organizatorki imprezy, zwinięty w kłębek i przykryty kocem. Światła były zgaszone, a zasłony zasunięte.
- Yamaguchi – podbiegł i ukląkł przy nim, odnajdując dłońmi jego twarz. – dobrze się czujesz?
Chłopak zamrugał powoli powiekami i uniósł lekko głowę.
- Głowa mnie rozbolała i Kanami pozwoliła mi tu odpocząć. Nie chciałem ci przeszkadzać. Z takim zapałem wziąłeś się za pudding – zaśmiał się cicho, ale szybko się skrzywił przez gwałtowny ruch i od nowa przeszywający jego głowę ból.
Tsukishimę ujęło pewne zażenowanie na wspomnienie jego zamiłowania do puddingu, ale nie odezwał się na ten temat.
- Chcesz wracać? – zaproponował.
- Nie mam ochoty się ruszać – jęknął - no i koc Kanami jest taki puszysty. Chcesz zobaczyć? – z tymi słowami zaatakował rogiem materiału jego twarz, żeby udowodnić swoje stwierdzenie. Blondyn zakaszlał, ale uśmiechnął się lekko.
- W takim razie zrób mi miejsce. Nie wracam do tych niezdrowo zakochanych ludzi. Patrzą na siebie jak narkomani – wzdrygnął się na te słowa, a potem Yamaguchi przemieścił się bliżej ściany, a on położył się obok niego i został mimowolnie otulony puszystym kocem.
Leżeli w cichej ciemności, zza drzwi grała niewyraźna muzyka, a na policzkach czuli swoje wilgotne oddechy. Kei zauważył w pewnym momencie, że dłoń Tadashiego odnalazła jego własną i zastanawiał się, czy był to przypadek, czy jego przyjaciel wiedział, co robi. Spojrzał na jego twarz i nawet w mroku dostrzegł trochę zmartwiony wyraz.
- Tsukki, powiedz... - odezwał się szeptem, unikając wzroku blondyna – naprawdę tak nie cierpisz zakochanych ludzi?
Tsukishima miał wrażenie, że jego serce pominęło jedno uderzenie. Jak miał odpowiedzieć? Był skomplikowanym człowiekiem ze skomplikowanymi uczuciami i wolał nie rozmawiać o tym z Yamaguchim. Zawsze byli jakimś szczególnym rodzajem przyjaciół i chyba obaj wiedzieli, że coś w istocie ich łączy, lecz Kei stanowczo odmawiał nazywania rzeczy po imieniu, Yamaguchi zaś zwyczajnie się bał zrobić jakikolwiek krok w trosce o komfort przyjaciela.
- Nie wiem – udało mu się odpowiedzieć.
- A gdyby ktoś się w tobie zakochał, to też byś go nienawidził? – głos miał drżący, pełen obawy. Tsukishima rozczulił się tą sceną i pogłaskał szatyna po usianym piegami policzku, który pod wpływem jego dotyku nabrał ciemniejszego koloru i począł emanować przyjemnym ciepłem.
- Nie, Yamaguchi... nie – rzekł spokojnym, czułym tonem.
Wtedy Tadashi odetchnął z ulgą i pozwolił sobie skrócić odstęp między ich ciałami.
- Wiesz... - podjął ponownie blondyn, nagle zbierając się na odwagę – może nawet mógłbym odwzajemnić uczucia tej osoby. Zależy o kogo by chodziło.
A Tadashi wiedział dokładnie, o kogo mogło chodzić i z tą świadomością, zarumieniony po uszy, wtulił się w Keia i wsłuchał w rytm serca tuż obok jego ucha.
Kiedy Kanami znalazła ich po imprezie, nie miała serca im przeszkadzać i postanowiła pozostawić ich sam na sam ze sobą i zakłopotaniem, które na pewno ogarnie ich rankiem, gdy przypomną sobie wszystkie rzeczy, które sobie powiedzieli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro