Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

marzenia

A prawda w samotności jeszcze ciszej będzie milczeć...

Znał prawdę bardzo dobrze, dogłębnie. Wszak patrzył na nią codziennie i codziennie od nowa uświadamiał sobie jak wyglądała. Codziennie z taką samą udręką.

Udawał jednak, że wcale jej nie widzi i nie ma jej podstawionej pod sam nos. Odwracał wzrok jak najdalej z kamienną twarzą rozpoczynając swoją kolejną grę, która miała prowadzić go jedynie do autodestrukcji.

Lecz grał.

Grał całym sobą, wczuwając się, niby prawdziwy aktor na scenie. Wiedział co ma robić i to robił. Znał się na tym jak nikt inny, przecież od dziecka już zakładał maskę, wychodził do świata i przedstawiał fałszywe wygodne oblicze.

Zagubiony w emocjach chłopak nie wiedział, do czego go to może zaprowadzić, a tym bardziej nie wiedział, czy właśnie tak chce żyć. Każdy z łatwością mógłby stwierdzić, że nie, nikt nie chce tak żyć, ale nie on. On był całkiem oddany swojej roli, która raniła go od środka i zamieniała umysł w morze łez niemożliwe do wypłakania, a tamte uwięzione w myślach huczały coraz większymi potokami, uderzały w ścianki czaszki, zostawiając po sobie jedynie pustkę i nieznośny szum.
Nie wiedział już co się z nim dzieje i dlaczego.

Bolało go, a jakże. Przyzwyczaił się jednak do owego bólu, a ten stał się jego najbliższym przyjacielem, z którym spędzał wszystkie swoje chwile i te samotne i... Samotne. Po prostu samotne.

Nie miał na to siły i marzył.
Nawet w tym stłamszonym, umordowanym chłopaku pojawiło się pewne pragnienie, zarazem niewielkie jak i ogromne. Nie podżegał go nigdy, ale i nie próbował zagasił płomyka, który na stałe już rozgorzał wewnątrz jego trzewi.
Chciał zniknąć.

Pamiętał jak na lekcji literatury rozmawiali o dramatopisarzach. Jeden z nich podobno tak oddany swojej miłości jaką była sztuka umarł na scenie, spełniając marzenie niejednego fanatyka teatru. Tak i rycerze dawno, dawno temu w imię ojczyzny i honoru umierali z pełną godnością na polach walki, pokazując swoje niesamowite poświęcenie i miłość do tego, co robią.

On był inny.

Właściwie nazwałby się przeciwieństwem absolutnym. Honoru, czy godności nie miał za grosz, emanując jedynie podrobioną tanią dumą nijak mającą się do jego prawdziwego zdania o sobie. Lecz coś w tych historiach faktycznie go urzekło, coś natchnęło do poszukiwań.

Jakim pięknym musiało być wydanie ostatniego tchnienia, będąc otoczonym swoją miłością, swoim domem i tym co najbliższe, najdroższe.

Chciał zniknąć - to jedno. Ale chciał też kochać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro