kruchość lodu (fragment)
- Pięknie tu – odezwał się znajomy głos za plecami Tsukishimy. Wszyscy się już znali od paru miesięcy i był w stanie rozpoznać do kogo głos należy. Yamaguchi Tadashi, całkiem uprzejmy chłopak w jego wieku z kiepsko ułożonymi przydługawymi włosami i twarzą usianą piegami. Morzem piegów. Oceanem. Nie wiedział, czy jest to dla niego bardziej urocze, czy irytujące, lecz chyba nie powinno go to szczególnie przejmować. Płynęli pracować, a nie zawierać znajomości. Nasłuchał się już oczywiście na temat współpracy i wieloletnich przyjaźni, które ludzie zawierają na stacjach badawczych, ale on nie miał ochoty się w to bawić. Potrafił słuchać poleceń i dogadywać się z ludźmi na pewnym poziomie, to powinno wystarczyć.
- Nie wiem. – odparł chłodno, jak gdyby był kolejną falą rozbryzgującą się o burtę lub kolejnym podmuchem antarktycznego wiatru. – Nie jestem tu, by podziwiać widoki – stwierdził, zerkając z ukosa na niechcianego towarzysza, który oparł się właśnie zamyślony o barierkę.
- Można skorzystać – wzruszył ramionami, nie zwracając uwagi na niegrzeczny ton rozmówcy.
- Właściwie i tak zepsułeś jakiekolwiek piękno tego miejsca, wściubiając tu swój nos. – prychnął, obserwując uważnie jak policzki Yamaguchiego nabierają gniewnego odcienia czerwieni. Sam się przecież prosił. Mógł odejść, gdy zobaczył, że Tsukishima jest nie w humorze. On zawsze był przecież nie w humorze, więc, co lepsze, mógł w ogóle do niego nie podchodzić.
- Chciałem dotrzymać ci towarzystwa, bo najwyraźniej nikt inny cię szczególnie nie polubił – wycedził przez zęby szatyn, naciągając wściekle czapkę niżej na czoło. Rzucił Tsukishimie płonące spojrzenie, aż ciarki mu przeszły po plecach, a noga sama zrobiła krok w tył – I chyba nawet wiem dlaczego. – dokończył, odwrócił się stanowczo i odszedł z lekko uniesionymi ramionami.
Tsukishima najpierw patrzył się za nim bez zrozumienia, złożył następnie dłonie i potarł je o siebie, próbując przywrócić im krążenie. Zdumiał się na myśl, że Yamaguchi dobrowolnie chciał z nim przebywać, przecież jak już zdążyli obaj zauważyć – nikt Tsukishimy szczególnie tutaj nie lubił. Nie bez powodu zresztą. I wtedy zamiast gnębiącej pustki, wstąpiło w mężczyznę poczucie rozdrażnienia i żalu. Wcale nie chciał, żeby Yamaguchi się do niego zbliżał, ale też nie podobała mu się myśl o jego oddaleniu. A z dwojga złego, to chyba wolałby go mieć przy sobie. Jego niewyparzona gęba jednak miała swój pomysł na rozwinięcie ich relacji i albo musiał to naprawić, albo mógł milczeć już do końca, rzucając tylko chaotycznemu szatynowi zadumane spojrzenia.
///
Witajcie, przybysze z dalekich krain. Dziś mam zaszczyt przedstawić wam początkowy fragment dłuższego opowiadania, które zaczęłam niedawno pisać. Jest to zapowiedź; cała opowieść pojawi się jako osobny projekt, a tu zamieściłem tylko próbkę.
Będę informował, kiedy coś opublikuję, co nastąpi zapewne jeszcze przed majem.
Trzymajcie się.
Edytowane: opowiadanie już opublikowane. Ten sam tytuł, co rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro