Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

jak kochać

Ja też cię bardzo kocham, tylko trochę autystycznie!

Miłość to słowo mocne, lecz owiane delikatną mgiełką ostrożności. Definiować można ją na wiele sposobów i w gruncie rzeczy każda osoba ma swój na tą rzecz pogląd. Tak samo jedni potrafią kochać zwyczajnie, dobrze, poprawnie, a inni się gubią. Labirynt ten zdaje im się zbyt zawiły i długi tak, że ostatecznie nie rozumieją już nic i zapadają się w sobie, zostawiając za sobą tylko niewygodne milczenie. I nie ma nic w tym złego, bo ludzie są przecież ludźmi, a ta część istot żywych ma zwykle ogromną tendencję do zbaczania ze ścieżek i pakowania się w kłopoty, których nie ma. W takim jednak wypadku należy pokochać odpowiednią osobę. A cóż to znaczy odpowiednią?

W takich momentach znowu w akcję wkracza niepotrzebna definicja, która brzmi zbyt ozięble jak na temat o którym mowa. Bo jak się kogoś kocha to nie myśli się o formułkach ze starych książek, czy tłumaczeniach babci w dzieciństwie. Myśli się wtedy o drugiej osobie i w tym rzecz. Dlatego Kei spytany o to, czym jest miłość, bez wahania odpowiedziałby Tadashi, oczywiście w wypadku, gdyby był naprawdę chętny do rozmowy.

A z reguły nie był, co właśnie było swego rodzaju przekleństwem.

- Kei, mów do mnie – błagał wręcz Tadashi – nie wiem, o czym myślisz. Przepraszam, że wyszedłem wczoraj z domu, ale myślałem, że to z tobą w porządku. Nie jestem w stanie czytać twoich myśli! – wykrzyknął ostatnie słowa i zaniósł się szlochem, bo cały stres poprzednich dni, ba, tygodni, pęknął jak mydlana bańka.

Tsukishima chciał coś powiedzieć. Cokolwiek. Zamiast tego jednak wypełnił przestrzeń ciszą ze zniesmaczoną miną i zaciśniętymi szczękami, wpatrując się z uporem w ścianę.

- Kei – usłyszał swoje imię, lecz nawet nie drgnął. Nadal pogrążony był w mdłym transie. – Ja tak nie mogę – westchnął szatyn, podniósł się i opuścił pomieszczenie, ocierając po drodze łzy, kapiące mimo wszystko na podłogę.

Tsukishima nawet nie potrafił się złościć. Ani na siebie, ani broń Boże Tadashiego, zresztą o co. Sytuacja także bardzo go nie wzburzyła, jedynie może wyprowadziła z równowagi i sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze. Nie miał na to siły. Jak okazać troskę osobie, którą kochasz, kiedy nie potrafisz? Tak zwyczajnie, najzwyczajniej jak można, nie wiesz jak? To za wiele dla niego było, żeby zdobywać się na pewne gesty czy słowa. Ponad jego siły. I kiedy we wnętrzu aż kipiało mu od emocji, na zewnątrz robił się tylko bardziej opryskliwy. Nie mógł przestać, z dnia na dzień coraz bardziej się w tym zatracał.

Tadashi zaś - jego miłość - dalej był przy nim. Miał pełne prawo odejść już niezliczoną ilość razy, mógł to porzucić, bo nie da się samemu stworzyć związku, prawda? Lecz on nadal próbował z niezwykłym uporem, jakby nic innego w życiu się nie liczyło.

- Zrobić ci kawy? – zapytał Yamaguchi, wróciwszy właśnie z łazienki, choć oczy nadal miał napuchnięte i czerwone. Rąbkiem koszuli wycierał mokry ślad wody z policzka.

Tsukishima kiwnął głową, rozluźniając mimowolnie ramiona, nie mając przy tym pojęcia, że w ogóle je spinał.

Tak. Tadashi mógł odejść w każdej chwili.

Ale kochał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro