święta
Nadszedł całkiem ładny dzień tuż przed przerwą świąteczną. Tsukishima jak zwykle siedział cicho, a Yamaguchi jak zwykle gadał.
- ...no i tak to było z tą dziewczyną, ale to już mniejsza. Swoją drogą, Tsukki, jak spędzasz święta? - spytał pogodnie wyrywając przyjaciela z chwilowego zamyślenia. Blondyn na początku po prostu wsłuchiwał się w jego głos, potem ocknął się nieco na wzmiankę o jakiejś dziewczynie, tylko po to by musieć odpowiedzieć na niewiele go interesujące przyziemne pytanie.
- Nie spędzam.
- Jak to? - dopytał wyraźnie skonsternowany Tadashi.
- Tak to. Nie obchodzimy w domu świąt. Zresztą rodzice w tym roku wzięli dłuższy urlop i jadą za granicę. - wyjaśnił obojętnie.
- Tak nie może być! - oburzył się jego towarzysz. - nie możesz spędzać świąt samemu...
- Już mówiłem: nie spędzam ich wcale.
- W takim razie wpadnij do mnie! - zaproponował wesoło nie przejmując się ani trochę niechęcią Keia.
- Taa, dzięki, ale raczej nie.
Trzy dni później o godzinie siedemnastej dwadzieścia stał przed drzwiami żółtego domu wśród chłodu i wiatru, odziany w wyprasowaną ówcześnie elegancką koszulę, gładkie ciemne spodnie i za cienką kurtkę, dzierżąc w dłoniach mały pakunek. I jeśli miał być szczery to tliła się w nim jeszcze nadzieja, że w domu jednak nikogo nie ma, że nikt mu nie otworzy i będzie mógł wrócić do swojej bezpiecznej nory dwie ulice dalej.
Niestety już po chwili usłyszał za drzwiami jakieś podniesione głosy, potem zbliżające się kroki, a na koniec chrzęst zamka.
- Tsukki, tak się cieszę! - wykrzyknął uradowany Yamaguchi, rzucając się przybyszowi na szyję. Zanim jednak Tsukishima zdołał zareagować, został wciągnięty do środka, gdzie panował mały chaos, jednak przyjemny w swej naturze. Gdzieś z głębi mieszkania do jego nozdrzy dotarł zapach wigilijnego tortu i choć nie planował się tu obżerać to przyznać musiał, że zapach był nieziemski. Prawie cieszył się, że się zdecydował na przyjście.
- To dla ciebie - oznajmił nieco sztywno, gdy przypomniał sobie o przyniesionym prezencie. Z tego, co pamiętał istniała tradycja obdarowywania bliskich na święta, nawet jeśli sam nigdy niczego nie dostał. Wręczył zdumionemu szatynowi pudełko oklejone papierem, po czym zajął się ściąganiem butów. - Nie wiedziałem, co chcesz i miałem mało czasu, ale mam nadzieję, że jakoś to spożytkujesz - rzekł zakłopotany obserwując Tadashiego oglądającego świeżo rozpakowany sweter. Sweter jak sweter, mogłoby się zdawać typowo świąteczny prezent. Ten sweter jednak był wyjątkowy i Tadashi o tym wiedział. Tsukki posiadał niemal identyczny w domu. Były do pary.
Ten Keia miał wyszyty na tyle księżyc, Tadashiego z kolei usiany został gwiazdami. Oba w odcieniach szarości.
- Nie musisz go nosić - dodał jeszcze, bo nie potrafił znieść ciszy.
- Jest cudoooowny - westchnął nareszcie wzruszony Yamaguchi. Ponownie przytulił przyjaciela, a następnie zaprowadził go do salonu, gdzie czekała na niego rodzina gospodarza.
Ten wieczór nie był taki zły jak Tsukishima się obawiał. Ludzie nie wypytywali go za dużo, jedzenie smakowalo całkiem sensownie. Nawet tortu skubnął i musiał przyznać, że był on dziełem kulinarnym. Trochę nużyła go na koniec rozmowa dorosłych o ich czasach dzieciństwa, ale akurat wtedy Yamaguchi szturchnął go pod stołem i razem zwiali do jego pokoju.
- Bardzo się nudziłeś? - spytał zakłopotany szatyn po zamknięciu drzwi swojej sypialni. Była ona urządzona naprawdę uroczo: pastelowe kolory, jasne drewniane meble i delikatne kwieciste firanki przesłaniające rośliny doniczkowe zdobiące parapet. W pokoju panował półmrok oświetlany jedynie choinkowymi lampkami przytwierdzonymi do karnisza. Tak nastrojowo, że aż bolało.
- Nie aż tak. Było okej - odparł chłopak wymijająco, szukając drogi ucieczki z tego chwytającego za serce miejsca. To nie tak, że źle mu było tu z Yamaguchim sam na sam, ale bał się, że lada moment zrobi coś nieodpowiedniego przez tą głupią (bardzo bardzo głupią) wszechobecną romantyczną atmosferę.
- Mhm, to dobrze. - kiwnął głową, otwierając którąś z szuflad komody - wiesz, ja też coś dla ciebie mam. Wybacz, to nie do końca prezent, potem na pewno coś ci kupię, ale chciałem ci to nareszcie zwrócić, bo aż mi głupio - po chwili szukania wyciągnął dużą czarną bluzę z kapturem. Kei wpatrywał się w nia chwilę i w końcu odezwał się półgłosem.
- Chyba pół roku temu ją od mnie pożyczyłeś.
- Tak, wiem. Przepraszam, że tak długo. - odpowiedział od razu zafrasowany - jakoś tak wyszło, naprawdę przepraszam, Tsukki - odrobinę zawstydzony wcisnął materiał blondynowi do rąk i z opuszczoną głową odsunął się na pewną odległość.
- Och, nie. Nie zrozum mnie źle. Nie jestem zły. Trochę... się zdziwiłem i już. - wyprowadził go z błędu i siląc się na luźne ruchy poklepał Tadashiego po ramieniu. - nosiłeś ją? - spytał, kiedy wyczuł na niej wyraźny zapach przyjaciela.
- Troszkę. - przyznał niechętnie. Wtedy Tsukki się roześmiał - no co?
- Nosiłeś ją codziennie po szkole, przyznaj się. - wymierzyl w niego palcem oskarżycielsko, zachowując jednak rozbawiony ton.
- No dobra. Nosiłem. I co z tego. Po prostu ją lubię. Dlatego, że lubię ciebie.
Kei zamilkł. Żarty z bluzy to jedno, ale wyznanie? Nawet tak proste, może mające nieść inny przekaz niż myślał... Nie miał pojęcia co na to odpowiedzieć. Bał się.
- To źle? - odezwał się Yamaguchi ponownie z czerwieniejącymi stopniowo policzkami. I jak na złość wbił wzrok prosto w oczy Tsukishimy tak, że wyższy nie miał jak uciec.
- Nie sądzę? Uh, Yamaguchi, możesz nie wiercić we mnie dziury wzrokiem? To mnie stresuje - odrzekł drżącym głosem.
- Przepraszam - spuścił wzrok zawstydzony.
- Ale nie przepraszaj. - Kei zrobił krok do przodu. Następnie ostrożnie ujął twarz Tadashiego w dłonie i kiedy ich mętne spojrzenia się spotkały, złożył delikatny pocałunek na jego czole. Nic więcej nie potrafił powiedzieć, po prostu wziął przyjaciela w swoje objęcia i utulił go do siebie czule jak nigdy przedtem.
Zdało mu się wtedy, że coś nim zawładnęło, że nie był w pełni zmysłów, nawet nieraz po tym było mu głupio, ale nigdy tego nie żałował. Bo potem Tadashi już nie patrzył na niego tak samo. Zniknął ślepy podziw i szacunek. Pojawiło się za to więcej zrozumienia oraz coś ciepłego, co ciężko jest opisać słowami. I dopiero wtedy dał się temu ciepłu pochłonąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro