Gwiazda z mojego dzieciństwa
-Satsuki! Pośpiesz się! Nie chce tego przegapić!- krzyknął mały Daiki, nie spuszczając oczu z rozgwieżdżonego nieba.
Gdy pół godziny wcześniej burzowe chmury rozeszły się po niebie, odsłaniając mieniący się tysiącem gwiazd nieboskłon, Daiki bez zastanowienia założył na stopy stare kalosze z motywem czerwonych samochodzik, na plecy zarzucił plecak i popędził w stronę domu Momoi, by wyciągnąć ją do niewielkiego parku, w którym mieli podziwiać spadające gwiazdy. Rodzice dziewczyny bez jakiegokolwiek problemu pozwolili wyjść córce z domu mimo nocnej pory. Aomine wielokrotnie im udowodnił, że nawet w wieku dziecięcym jest dość odpowiedzialny, by zająć się o kilka dni starszą przyjaciółką.
Jednak gdy tylko zobaczył niewielki pagórek, na którym wcześniej jego dziadek ułożył dla nich koc, teraz pewnie przemoknięty, wyprzedził dziewczynkę i wbijając czubki butów w podmokłą ziemię, wszedł na szczyt.
Od dawna czekał na tą noc, podczas której mógł podziwiać piękno nieba. Mogła to być tylko dziecięca fantazja ale uwielbiał patrzeć w nie godzinami, w dzień czy w nocy, i wyobrażać sobie niespodziewane historie, które mogły się tam dziać. Kiedy opowiedział Momoi o jednym takim wyobrażeniu, dziewczynka uderzyła go w głowę książką z obrazkami i chodziła obrażona na niego przez kilka godzin.
-Dai-chan, masz całą noc. Przecież gwiazdy ci nie uciekną!- krzyknęła na całe gardło, zatrzymując się w miejscu.
Pluszowy miś, którego trzymała w dłoniach, wypadł na mokrą trawę. Natychmiast schyliła się by go podnieść i otrzepać z brudu.
-Może i tak, ale im szybciej tu byśmy doszli, tym dłużej tu będziemy!- krzyknął podekscytowany.
-Nie mogłeś oglądać nieba zza okna? Jest zimno i mokro, a w dodatku ciemno i strasznie.
-Jak chcesz to wracaj do domu, cykorze.- Daiki pochylił się do przodu i pokazał język.
-Nie jestem cykorem
-Boidudek
-Przestań!- Momoi tupnęła nogą i nadęła policzki.
-Trzęsidupa!- zaśmiał się chłopiec, kręcąc tyłkiem, by jeszcze bardziej ją rozzłościć.
-Powiem cioci, że tak nieładnie mówisz
-Panikara i skarżypyta!
-Dobrze, zostanę. Ale teraz przeproś!
-Przepraszam.- w głosie Aomine nie było słychać ani odrobiny skruchy, co bardzo zirytowało Momoi, lecz nie odezwała się więcej, dołączając do Daiki'ego na szczycie pagórka.
Chłopak zdjął mały, szkolny plecak z ramion i położył go na mokrej ziemi. Zaraz po tym usiadł na przemoczonym kocu. Satsuki z lekkim zawahaniem usiadła obok niego, kładąc pluszaka na kolanach.
-Kiedy wrócimy do domu?
-Gdy mi się znudzi.- podrapał się po policzku, w okolicach plastra, który miał po bójce z Haizakim na boisku do koszykówki, a potem otworzył plecak.- Spójrz, mam słoik, będę łapać żaby.
Momoi jęknęła żałośnie. Bała się żab od kiedy Aomine rzucił jej jedną we włosy i nie wiedziała czy nie powtórzy tego wyczynu. Mama Daiki'ego zawsze powtarzała, Spodziewaj się wiele po dorosłych. Po dzieciach jeszcze więcej. Zwłaszcza po Daiki'm. On chyba zawsze będzie dzieckiem.
Przez chwilę trwali w milczeniu, co było dla nich czasem niezwykle ciężkie, a ciszę przerywały tylko pojedyncze samochody i odgłos żab z pobliskiego stawu. Dopiero gdy przez połowę nieba przeszła wąska linia światła, Aomine ożywił się i uśmiechnął. Zgiął kolana i z rozdziawioną buzią wpatrywał się w każdy błysk.
Po kilku minutach niebo rozświetliło się od większej ilości nagle pojawiających się i znikających błysków. Spadające gwiazdy odbijały swój blask od ciemnych oczu Aomine, które same w sobie zaczęły przypominać nocny firmament.
Po raz kolejny otworzył plecak i wyciągnął z niego ukradzioną ojcu lornetkę. On i tak z niej nie korzystał, a Daiki próbował każdego sposobu, by jak najbardziej zbliżyć się do gwiazd. Kiedy był młodszy chciał doskoczyć do nich z trampoliny, lecz gdy spadł z niej i wleciał w krzaki, zrezygnował z tego pomysłu.
-Myślisz, że coś przez nią zobaczysz?
-Nie wiem, się okaże.
Jednak po kilku sekundach odłożył przyrząd prychając głośno. Momoi tylko zaśmiała się i objęła misia, ponieważ zaczęło jej się robić zimno w ramiona.
Z każdą minutą gwiazd na niebie było coraz więcej, lecz nie siedzieli długo na szczycie pagórka, gdy burzowe chmury po raz kolejny zaczęły zakrywać niebo. Aomine krzyknął głośno w przypływie złości, czując pierwszą krople deszczu na skórze.
Podniósł się z koca i zawiedziony założył plecak na ramiona. Momoi przyglądała się jeszcze chwilę temu rozradowanej twarzy przyjaciela, a potem odwróciła wzrok z poszukiwaniu czegoś, co mogło by poprawiać mu humor.
-Dai-chan, spójrz- powiedziała w końcu, gdy chłopak już odchodził, wskazując palcem na małe światełko, jakże jasne i miłe dla oka, poruszające się nad ziemią, u brzegu stawu.
Latało we wszystkie strony, w dół i w górę, zawracało i robiło kółka. Światełko zostawiało za sobą nikły ogon, który rozmywał się lub zanikał całkowicie.
-Świetliki!- krzyknął Daiki z charakterystyczną dziecięcą radością i chwycił słoik przeznaczony na żaby.
Zrzucił plecak, a potem zbiegł z pagórka i zaczaił się w wysokiej, i mokrej, trawie, by nie spłoszyć owada. Zrobił krok do przodu, następnie kolejny i kolejny, a gdy znalazł się wystarczająco blisko świetlika, zamachnął się rękami i zamknął go w słoiku.
Owad spłoszył się i zaczął latać tak szybko, że naczynie mogłoby zostać pomylone ze szklanym lampionem. Jednak światełko było zbyt duże i jasne jak na świetlika, więc Aomine spojrzał w niebo i uśmiechnął się szeroko.
-Satsuki, spójrz! Złapałem gwiazdkę!- krzyknął szczęśliwy, podkładając słoik pod twarz dziewczyny. Wydawało mu się, że światełko nastroszyło się niczym kot, więc odsunął je od dziewczyny.
-Głupi Dai-chan, nie da się złapać gwiazdki.
-Ach, tak? To co to właśnie jest? Na pewno nie świetlik.
Momoi zignorowała chłopaka i zawróciła do domu, by uniknąć ulewnej pogody. Chmury już całkowicie zasłoniły niebo i gdyby nie latarnie stojące na skraju drogi, musieli by włączyć latarkę. Najpierw poszli do domu dziewczyny, a potem Daiki sam wrócił do swojego domu, w progu krzycząc o swojej obecności. W ten sposób obudził swojego ojca, ale nie przejmował się tym, tylko pobiegł do pokoju.
Aomine położył słoik na szafce obok łóżka i przystawił do niego twarz. Światełko gwałtownie zareagowało, zaczynając latać po całym naczyniu, raz na jakiś czas nie wyrabiając i uderzając w szklaną ściankę. Chłopiec trochę posmutniał, że ten dziwny świetlik zdziczał również na jego widok.
-Hej, hej, spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy, światełko.
Złapał za dekielek i odkręcił słoik, a ten duży świetlik wyleciał na zewnątrz. Tuż przy wylocie Daiki ułożył swoją dłoń, gdyby światełko chciało na niej się ułożyć, jednak ono zignorowało dobre chęci chłopca i przeleciało obok. Położyło się na środku jego łóżka i przestało ruszać.
Aomine liczył przez chwilę, że blask zgaśnie, by mógł zobaczyć czym tak na prawdę był ten świetlik, jednak ono ciągle lśniło, z sekundy na sekundę nawet coraz bardziej.
W końcu zrezygnował z obserwacji i z powrotem włożyć światełko do słoika, samemu kładąc się na łóżku i zasypiając.
Ten nocy nie śnił o niczym konkretnym. W śnie mignęło mu kilka kolorowych plam oraz wizja krótkiego meczu koszykówki z Akashi'm Seijūrō, którego poznał kilka tygodni temu podczas spaceru po mieście.
Rankiem Aomine wstał w gwałtowny sposób. Lubił długie sny ale lubił też ciszę, więc gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, gwałtownie podniósł się z łóżka. Drzwi były zamknięte, okno było całe, lecz na szafce i podłodze leżały kawałki potłuczonego słoika.
-Ała.
Odwrócił wzrok od słoika. Na podłodze leżał chłopiec, wydawało się, że w jego wieku, a fragmenty szkła raniły mu skórę na nogach. Blada skóra zakryta była czymś na wzór jedwabnej szaty, a przydługie blond włosy związane były w niewielką kitkę.
-Kim ty jes...
-Mógłbym się spytać o to samo! Co to za pomysł żeby łapać gwiazdę do słoika?! Mogę cię za to bardzo ukarać, wiesz?
-Gwiazdę? To światełko to byłeś ty?
Aomine podniósł się z łóżka i uważając na szkło podszedł do nieznajomego.
-Nie żadne zwykłe światełko tylko gwiazda.
-Ale gwiazdy są ogromne i bardzo gorące! Nie jesteś gwiazdą!
Blondwłosy chłopak słysząc te słowa prychnął i odwrócił głowę. Burknął pod nosem ciche "ignorant", a potem, by uratować swoją dumę, podniósł się i zbliżył się do łóżka, a następnie na nim usiadł.
-Znaczy jeszcze nią nie jestem, ale w przyszłości, gdy dorosnę, będę! Będę lśnił najjaśniej na świecie!
-Eh... Skoro jesteś gwiazdą to co robiłeś tak blisko ziemi? Gwiazdy powinny być na górze.- wskazał palcem na sufit.
-Ja się...- ledwo zaczął zdanie, a w jego oczach pojawiły się łzy. Spłynęły po jego policzkach i zniknęły w pościeli, zostawiając za sobą ciemny ślad.- Ja się zgubiłem.- przetarł oczy dłonią i pociągnął nosem.- Podczas podróży zgubiłem mamę i tatę.
-Po prostu pójdziemy z powrotem na górkę i poczekamy na nich. Może twoi rodzice będą cię szukać?
-Nie będą.- znowu pociągnął nosem i dopiero teraz Aomine zdał sobie sprawę, że jego łzy miał kolor złota i lśniły podobnie jak światełko, które złapał w nocy.
-Ale jak to? Rodzice powinni szukać dzieci, gdy je zgubią!- krzyknął oburzony i usiadł obok nieznajomego.
-Gwiazdy nie mogą schodzić na ziemię. Sam muszę wrócić na niebo ale nie wiem jak.
Płacz chłopaka znów rozniósł się po pokoju. Aomine wytarł jego łzy i uśmiechnął się szeroko.
-Pomogę ci- powiedział bez zastanowienia i ścisnął jego dłoń by dodać mu otuchy.
-Jak niby chcesz to zrobić?
-Jeszcze nie wiem ale coś wymyślę. A tak poza tym, to jak masz na imię?
-Kise Ryōta.
-Ja jestem Aomine Daiki.
***
Aomine nigdy nie miał jakichś większych problemów z nawiązywaniem przyjaźni. Ludzi przeważnie samych do niego ciągnęło ze względu na jego charakter czy osobowość, a może po prostu dlatego, że był w najlepszej drużynie koszykarskiej w Japonii.
Gra szła mu bez problemu, z nauką jakoś ciągnął, życie towarzyskie miał bogate. Największy problem w jego życiu stanowił Kise Ryōta, którego nagle zaczął interesować Kuroko. Znał go od sześciu lat, a jeszcze nigdy nie widział, by tak dziczał na czyjś widok. Nie licząc Momoi, ale przy niej to było ze strachu, choć starał się to ukryć i rozmawiać z dziewczyną normalnie.
Po tych sześciu latach nie potrafił sobie przypomnieć jak powiedział mamie o Kise, ani tego jak zareagowała. Ona sama unikała tematu jak ognia, a Ryōte unikała tymbardziej. Pamiętał tylko tyle, że napewno nie skłamał, w końcu jako dziecko był bardzo prawdomówny i tylko dziadek uwierzył mu od razu.
To była jedna z najcięższych rozmów w życiu jego rodziny. Pamiętał też, że zabronili mu o tym komukolwiek mówić i nawet Momoi wmówiono, że Kise był jego dalekim kuzynem od strony ciotki siostry ciotecznej ojca brata jego mamy. Czy jakoś tak.
Chłopak dołączył do niego w szkole, a następnie w drużynie koszykarskiej, w której obaj zabłysnęli. Nikt nie zdawał się znać albo chociaż podejrzewać prawdy. Po zakończeniu gimnazjum poszli do tego samego liceum, chociaż Kise wściekał się na Aomine za każdą olaną ofertę, to w końcu i tak stał przy jego boku. A Akademia Tōō zyskała dwóch członków legendarnej drużyny.
Z biegiem czasu on i jego niedoszła gwiazda stali się sobie coraz bliżsi, a obietnica o powrocie na niebo została zapomniana. Przykrył ją kurz mile spędzonych lat, śmiechów i wspólnych chwil pełnych smutków i złości. I tylko to, że Daiki raz na jakiś czas nazwał drugiego chłopaka "gwiazdką" nie pozwalało im zapomnieć kim tak naprawdę był i skąd pochodził.
Jednak ostatnimi czasy Aomine coraz częściej o tym myślał. Przesiadywał samotnie w pokoju, podczas gdy Ryōta bawił się w fotomodelkę, i zastanawiał się nad wszystkim co czuł. Uczucia, zwłaszcza te, które kierowało się do drugiej osoby, nie były mocną stroną Aomine. Wolał przeglądać magazyny z Mai-chan, które chował przez rodzicami po kątach, ale wystawiał na wierzch przy Kise, bo bawiła go jego reakcja.
Ale to właśnie w dzień urodzin Kise, w kolejną rocznicę złapania go w słoik, postanowił powiedzieć mu co czuje. Był pewien, że wypali z jakimś durnym tekstem o jego płci, albo o kobiecej urodzie, ale znali się dużo czasu, chłopak powinien się spodzie...
-Aomine-kun, możesz nie stać na środku korytarza? Przeszkadzasz reszcie. Murasakibara-kun i Midorima-kun niosą tort, otwórz im drzwi.
Kuroko przeszedł obok, taszcząc pudło z girlandami, które w ciągu następnych kilku minut miały wylądować na ścianach. Usiadł obok Kagamiego, podał mu początek sznura i zaczęli zawieszać ozdobę.
Murasakibara i Midorima w między czasie wnieśli tort, a wtedy Akashi stanął przy stole, by nikt nie próbował podebrać jedzenia zanim nie przyjdzie jubilat. Na początku jego planem było znokautować Kagamiego wzrokiem za wpadnięcie na pomysł, by bronił stołu, lecz dał się przekonać, gdy usłyszał, że nawet Atsushi będzie bał się cokolwiek zjeść.
Przyjęcie miało się rozpocząć zaraz po przyjściu Kise z sesji zdjęciowej, a cały salon był jeszcze w rozsypce, więc Aomine zabrał się za sprzątanie niepotrzebnych śmieci.
Gdy wszystko było już ukończone, a Murasakibara ukradł tylko jedną czekoladkę, zasili światła. Na jubilata nie musieli długo czekać, gdyż kto jak kto ale on punktualność miał w małym palcu. Drzwi do mieszkania się otworzyły, a gdy wszedł do środka, światło znów objęło salon.
-Wszystkiego najlepszego, Kise!
Chłopak stanął w miejscu, gdy z sufitu poleciał konfetti. Każdy z Pokolenia Cudów oraz pozostali goście ubrani byli głównie w kolor żółty lub złoty, jedynie Aomine nie dał się namówić. Rodzina Daiki'ego wolała ten dzień spędzić z daleka od domu.
-Zrobiliście to dla mnie?
-Nie, dla Świętego Mikołaja- odparł Daiki, ale gdy dostał łokciem w żebra od Kuroko, dodał:- Jasne, że dla ciebie. Masz dzisiaj urodziny.
-Dziękuję wam!- krzyknął i rzucił się na gości z wyciągniętymi ramionami.
Oczywiście na pierwszy, i ostatni nawiasem mówiąc, ogień poszedł Kuroko. Tym razem chłopak nie próbował go od siebie odsunąć, co spowodowało, że jubilat krzyknął szczęśliwy.
Aomine zamknął oczy i głęboko westchnął. Chciał by Kise również przy nim tak reagował, by był szczęśliwy z powodu każdej chwili z nim, bez smutku i żalu.
Przyjęcie trwało w najlepsze. Wszyscy uzgodnili, że prezenty będą podarowane anonimowo, przez co Kise mógł wybrać najlepszy prezent, nie sugerując się osobą, która go kupiła. I w ten sposób wygrał Murasakibara.
Około północy, gdy wszyscy goście raczyli odejść, Kise wyszedł na taras by zaczerpnąć świeżego powietrza. To była idealna chwila dla Aomine. Byli sami, wśród ciszy, bez zbędnego tłumu. A co najważniejsze, Ryōta był w dobrym nastroju. Wyszedł za nim i stanął obok niego, opierając się łokciem o barierkę.
-Kise, muszę ci coś powiedzieć- zaczął i zwrócił się twarzą do blondyna.
-Ja też chciałem ci coś ważnego powiedzieć, Aominecchi.
W złotych oczach Kise lśniły płomyki, których nie widział od dawna. Był szczęśliwy, ale jednak Daiki widział, że coś sprawia mu wielki smutek. Chciał podejść, przytulić, pocałować i pocieszyć. Lecz bez jego zgody bał się wykonać najmniejszy ruch.
-To może powiedz pierwszy.
-Ale ty zacząłeś pier...
-Po prostu mów- powiedział zimnym tonem, na co chłopak się wzdrygnął.
-Och, no dobrze. No więc... znalazłem sposób na powrót do domu!- krzyknął szczęśliwy, uśmiechając się szeroko i podskakując w miejscu.
Aomine poczuł jak gardło mu zasycha, a serce staje w miejscu. Przez chwile nie docierały do niego żadne dźwięki. Dopiero po kilku sekundach wybudziło go huczenie sowy.
-To... och, Kise, to wspaniałe. Wreszcie wrócisz do rodziców!- w tej chwili Aomine sam siebie zaskoczył tą cudowną grą aktorską.
Załapał jego rękę i ścisnął ją mocno, dodając mu otuchy. Chciał w ten sposób pokazać mu, że całym sercem jest przy nim i że w niego wierzy. Ale on po prostu chciał, by chłopak został przy nim.
-Wiem. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie zobaczę mamę i tatę. Gdy wrócę, stanę się prawdziwą gwiazdą. Możliwe, że nawet tą od spełniania życzeń.
Aomine puścił dłoń Kise. Porzucił jedno swoje marzenie, dla życzenia nieznanego człowieka. Puścił go wolno.
Tej nocy Daiki nie potrafił zasnąć. Ciągle w głowie mąciła mu myśl o tym, że Kise go zostawia. Że zostanie sam. Że jego już nie będzie. Że ten chłopak, który od sześciu lat chodził za nim prawie krok w krok, wreszcie pójdzie własną drogą. Drogą, na którą on nie miał wstępu.
Zasnął dopiero nad ranem, gdy słońce zaczęło wschodzić. Właśnie wtedy Kise wszedł do jego sypialni i całując go delikatnie w czoło, rzekł:
-Będę tęsknić, Daikicchi.
Wraz z początkiem dnia śpiący chłopak został sam, po środku chmury złotego pyłu.
***
Aomine czuł wewnętrzny niesmak, kiedy codziennie przechodził przez puste korytarze swojej willi albo gdy każdego ranka witał go widok innej kobiety, zajmującej miejsce po drugiej stronie łóżka. Gdy stał się sławnym koszykarzem, o którego walczyły zespoły z całego świata, a liczby na jego koncie bankowym wzrastały wielokrotnie, nie mógł opędzić się od uroczych panien, które były w jego guście za czasów gimnazjum i liceum. Później jego gust co do partnerek się zmieniły, lecz one nadal gościły w jego życiu.
Po ukończeniu liceum i zostaniu zwerbowanym do Japońskiej reprezentacji, poznał Watanabe Fuyuko. Kobieta była zbyt podobna do Kise, by nie zawiesić na niej oka. Uwielbiała koszykówkę i od długiego czasu była jego fanką. Czego chcieć więcej? Po kilku randkach zaczęli się ze sobą spotykać jako para.
Lecz kobieta była z nim tylko dla pieniędzy i sławy, o czym przekonał się w brutalny sposób, gdy przyłapał ją na całowaniu się z innym mężczyzną. Od tamtej pory przestał próbować jakichkolwiek rzeczy mających na celu wejście w nowy związek.
Po każdym meczu i imprezie z powodu wygranej, wracał do domu i upijał się w trupa, nie mając z kim świętować. Czasem zapraszał do mieszkania jakąś tancerkę albo dziewczynę spotkaną w klubie.
Jednak wszystko kończyło się po jednej wspólnie spędzonej nocy. Aomine czuł się całkowicie wypompowany z emocji. Gdy miał chwilę dla siebie, myślał tylko o Kise i o jego dłoni, którą puścił właśnie wtedy, gdy miał trzymać ją już na zawsze. Nie chciał go jednak zatrzymywać i unieszczęśliwiać.
Aomine wyszedł na balkon i spojrzał w niebo. Ostatni raz to robił dzień po zniknięciu Kise. Później nie czuł już potrzeby, by patrzeć gdzieś, gdzie nie ma jego gwiazdy. Ryōta był wyjątkowy ale nawet kogoś takiego nie dało się zauważyć wśród tysiąca gwiazd. W jednym Kise skłamał, nie lśnił najjaśniej na niebie.
Tego dnia też spadały gwiazdy. Cały rój gwiazdy przemykał przez niebo, ale nawet gdyby Aomine zobaczył jedną zagubioną na zewnątrz, nie poszedł by po nią. Jego gwiazda spełniła życzenie kogoś innego i musiał to uszanować. Jednak chciał wypowiedzieć swoje.
-Chce, by chociaż raz ktoś mnie pokochał. Byś to był ty, Kise- powiedział i wrócił do środka.
Pierwszy raz od kilku lat po wygranym meczu nie poszedł do baru się upić, lecz wrócił do domu i na trzeźwo poszedł spać.
Urodziny Kise obchodził w swój własny sposób, więc tego dnia nie było nowy o alkoholu. A tym bardziej o tancerkach, które myślały, że w łatwy sposób dostaną dostęp do jego nazwiska i, co za tym idzie, konta bankowego oraz sławy.
Położył się na łóżku i przykrył kołdrą, a potem odwrócił się twarzą do poduszki, by jak najmniej czuć wszechogarniającą pustkę, latającą po pokoju i śmiejącą się z jego samotności.
Bo zakochał się w kimś, kogo miał tylko z przypadku.
Gdzieś w środku nocy obudził go chłód. Niechętnie otworzył zaspane oczy, czując, że kołdra zsuneła się z jego ramion i szyi. Spał, a jakże by inaczej, w poprzeg łóżka, więc kołdra czasami mu się osuwała, spadając na podłogę. Tym co zwróciło jego uwagę były powiewające zasłony i otwarte na oścież drzwi balkonowe.
Podniósł się gwałtownie z łóżka ale stanął w miejscu, gdy złoty blask dotarł do jego oczu. Na środku pokoju stał niemal nagi mężczyzna, którego jedyną odzieżą była ukradziona sprzed chwili pościel, owinięta wokół piersi. We włosach błyszczał złoty pył, który zlatywał, zdobiąc też ramiona. Kilka pasemek włosów były splecione w małe warkoczyki.
-Kise? To ty?
-Oczywiście, że ja, Aominecchi. A któż by inny?- spytał, śmiejąc się z jego rozdziawionej buzi.
-Myślałem, że gwiazdy nie mogą schodzić na ziemię.
-Gwiazdy są po to by spełniać życzenia, prawda?
Daiki przez chwilę wpatrywał się w jego sylwetkę jak w zaczarowany obraz. Kise spełnił jego życzenie. Nie przypadkowego człowieka, ale kogoś kogo znał. Ryōta podszedł do niego i kładąc mu ręke na ramieniu, złożył pocałunek na jego ustach. Nie był to długi i namiętny pocałunek, ale taki właśnie nie miał być.
-Tęskniłem za tobą- powiedział Aomine i przytulił się do Kise, obejmując go jak bezcenną, porcelanową figurkę.
Dłonie blondyna delikatnie musnęły jego policzki, a potem skronie i włosy, w które się zatopiły. Ryōta wtulił się w mężczyznę i zapłakał cicho, a złote łzy szybko zostały otarte przez Daiki'ego.
Na okazywaniu czułości minęła jedna noc. Aomine obiecał, że będzie dla niego najlepszy tak długo jak tylko Kise z nim będzie. Każde wypowiedziane słowo stawało się nową obietnicą, która nie wytrzymała wschodu słońca. A gdy Daiki zamknął oczy, Kise zniknął, z ziemi i z nieba.
Wtedy Aomine zrozumiał, że gwiazdy nie mogą schodzić na ziemie, bo ludzka próżność i żądza spełniania życzeń niszczy ich blask. Że nie schodzą, bo to je zabija. Daiki czuł wewnętrzną pustkę, gdy każdego dnia budził się w towarzystwie zdobiącego łóżko złotego pyłu, który uświadamiał mu, że na własne życzenie został pokochany tylko jeden raz.
-Moja gwiazdeczka musiała być bardzo zazdrosna- powiedział pewnego ranka, gdy strzepywał pył na podłogę.
~$$$~
Dość mało aokise w tym aokiseowym shocie ale co poradzę.
Na pomysł shota wpadłam przez deszcz meteorytów i po prostu musiałam to napisać. A sad end jest z powodu tego, że mi się przypomniał inny shot o podobnej tematyce
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro