Dowiesz się w swoim czasie...
Dotarłam do szkoły. Kiedy tylko zmieniłam obuwie, na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. Nieprzyjemny był to sygnał dla uczniowskiego ucha, zwłaszcza, gdy ogłaszał rozpoczęcie lekcji. Kolejno, według listy w dzienniku ustawiliśmy się przed salą. Gwar panujący na korytarzu, nieoczekiwanie przerwał stukot damskich obcasów.
W mig podskoczyliśmy z wrażenia, po czym cicho weszliśmy do sali. Nikt nie śmiał wypowiedzieć ani słowa. Zajęliśmy miejsca przy poszczególnych ławkach. Pani Bartson, patrząc zza grubych szkiełek, wertowała po kolei kartki w dzienniku. Krótko podcięta grzywka luźno opadała jej na czoło. Mówiła coś niewyraźnie pod nosem, lecz było to ledwie słyszalne dla przeciętnej pary uszu. Po upływie kilku minut matematyczka dostojnie podniosła się z siedzenia i podeszła do tablicy. Wzięła kawałek kredy i z ogromną dokładnością ułożyła kilka słupków działań na liczbach wymiernych. Bacznie rozejrzała się po klasie. Stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Podeszła do mojej ławki. Cóż za ironia losu. Dokładnie tydzień temu, o tej samej porze stała w tym samym miejscu. Nagle jednym gestem ręki kazała, bym wyszła z sali. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim sądzić.
-Wiem, że działałaś z jej rozkazów-powiedziała, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.
-Pani profesor, ja...
-Nie tłumacz się. Ten mężczyzna, którego spotkałaś dziś "przypadkiem" to Jack H.
Uważaj na nich. Są wyjątkowo niebezpieczni. Obserwują twój każdy ruch. Miej oczy dookoła głowy i o nic nie pytaj. Wkrótce dowiesz się całej prawdy, a na razie wróć do sali.
**************************
Drodzy Czytelnicy,
Chcę Wam serdecznie podziękować za te 46 wyświetleń. Wiem,że dla niektórych ten wynik jest dosyć niewielki, ale dla mnie znaczy on wiele. Cieszę się, że ktoś tu przebywa, dzięki czemu mobilizuje mnie do dalszej pracy. W szczególności chcę podziękować moim przyjaciółkom, które od samego początku dodawały mi odwagi sił.
Zapraszam do śledzenia dalszych losów mojej bohaterki.😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro