Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Minęło kilka tygodni, a Sona prędko wracała do zdrowia nie tylko dzięki pomocy droidów, ale i Anakina. Ten, choć miał sporo swoich obowiązków, oferował jej wszelaką opiekę, od podania jedzenia do czesania włosów. Kiedy więc poprosiła go o pomoc z wejściem na dach, by mogła spojrzeć na gwiazdy, nie wahał się ani chwili.

- Z ciekawości... Czemu tak bardzo lubisz patrzeć w gwiazdy? - zapytał Anakin po kilku minutach, które spędzili w przyjemnej ciszy.

- Gwiazdy mnie uspokajają. Zawsze tak miałam - odparła Sona z małym uśmiechem, nie odrywając jednak wzroku od nieba.

Anakin stał tuż obok niej, zachowując minimalny dystans. Pokiwał głową ze zrozumieniem, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- A mnie uspokajasz ty - stwierdził po dłuższej chwili, na co Sona gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę. - Czyli... Jesteś chyba moją gwiazdą.

Po tych słowach serce dziewczyny zabiło tak głośno, że aż zadudniło jej w uszach. Żadna sensowna myśl nie zdążyła nawet dotrzeć do głowy Sony, zanim z absolutnego szoku wyrwał ją inny głos.

- Tutaj jesteście.

Oboje natychmiast się otrząsnęli i spojrzeli za siebie - Obi-Wan zbliżał się do nich z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Och. - Sona wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. - Dobry wieczór, Mistrzu Kenobi.

- Miło widzieć waszą dwójkę w dobrym humorze - odparł, mówiąc zapewne o szerokim uśmiechu, który nie schodził Anakinowi z twarzy.

- Ciebie też miło widzieć, Mistrzu - odpowiedział z przesadną radością.

- Mam wiadomość. Anakinie, wkrótce udamy się odbić kanclerza.

- Ja też? - zapytała Sona, na co Obi-Wan zmarszczył brwi.

- Nie, Sono. Tylko ja i Anakin.

- Och, oczywiście. - Roześmiała się, po czym poklepała Anakina po ramieniu. - Najlepszy pilot galaktyki, wybraniec i takie tam...

- Przynajmniej teraz to przyznajesz - powiedział z dumą, na co Sona pokręciła głową.

- Oj, cicho siedź, albo cię uciszę Mocą.

- Oboje jesteście jeszcze dzieciakami, co? - Obi-Wan również pokręcił głową. - Chcę was zostawić samych, ale kto wie? Może wysadzicie tę świątynię, jak tylko sobie pójdę?

- Och, mistrzu Kenobi. Wiesz, że ja jestem odpowiedzialna - powiedziała Sona, z trudem powstrzymując śmiech.

- Ale czy jesteś na tyle odpowiedzialna, żeby sobie z nim poradzić? - Wskazał na Anakina.

- Czy wy oboje jesteście przeciwko mnie? - zapytał Skywalker z udawanym oburzeniem. To właśnie wtedy Sona wykorzystała okazję i przeszła kawałek, aby stanąć obok Obi-Wana.

- Co powiesz, Mistrzu Kenobi?

- No nie wierzę. 

Anakin popatrzył na nich, po czym posłał Sonie spojrzenie, które sprawiło, że miała ochotę nakrzyczeć na niego za to, że zrobił to w obecności Kenobiego. Bez względu na jego intencje, jego wzrok było tak sugestywny, że zrobiło jej się gorąco. 

Jednak Obi-Wan zdawał się to przeoczyć.

⭐️

Sona obudziła się następnego dnia już o świcie. Mistrz Yoda zawsze gorąco zalecał medytację, zwłaszcza po doświadczeniu silnych emocji, a jej zdecydowanie trudno było zapomnieć, co poprzedniego dnia wywołał w niej Anakin. Z jednej strony dokuczali sobie jak zawsze, ale z drugiej czuła, że chodzi o coś innego, coś, co nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy.

Pokój do medytacji był o tej porze pusty, co pozwalało jej kąpać się w świetle poranka. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami przed dużym oknem, pozwalając promieniom otulać jej ciało przyjemnym ciepłem. Nie miała na sobie swojej zwykłej szaty Jedi, tylko białą, obcisłą tunikę, która pozwalała jej na swobodne ruchy.

Cisza w pustym pokoju naprawdę pomogła jej skupić się na oddechu i komunikacji z Mocą. Z zamkniętymi oczami pozwoliła sobie całkowicie oddać się medytacji, biorąc powolne, głębokie wdechy. Spokój ogarnął ją całkowicie na jakiś czas, aż...

Moc powiedziała jej, że ktoś tam jest, w pomieszczeniu, gdzieś za nią. Bardzo znajoma obecność, którą znała tak dobrze, że nie miała problemu z wyczuciem, kto to był.

Uśmiechnęła się do siebie, nie otwierając oczu.

- Hmm... Wyczuwam idiotę.

Znajomy chichot rozniósł się echem po przestronnym pomieszczeniu. Anakin nie mógł się powstrzymać; również wyczuł jej obecność, gdy przechodził obok i nie miał zamiaru tracić okazji, żeby się z nią podroczyć. Ku jego uciesze, ona sama zaczęła, a to chyba lubił w niej najbardziej.

- Czyżby? - odpowiedział niewinnie, powoli podchodząc do niej od tyłu. - A gdzie on jest?

Uśmiechnęła się ironicznie, gdy dźwięk jego głosu potwierdził to, co Moc już jej powiedziała.

- Właśnie tutaj.

- A, czyli jestem idiotą? - zażartował, stając tuż za nią, wystarczająco blisko, by jego szaty ocierały się o jej plecy i warkocz. Wywołało to w niej jakieś przyjemne uczucie, którego można było pragnąć.

- Tak, ale w pewnym sensie mi się to podoba - przyznała, zanim w ogóle zdała sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć.

- Mam szczęście. Czyli lubisz idiotów?

Jego pytanie wywołało zastrzyk adrenaliny, który sprawił, że lekko zadrżała. To był czysty flirt, nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Była to również ostatnia rzecz, którą Sona powinna robić, a przed którą starała się chronić poprzez medytację. A jednak stał tam i się uśmiechał, Anakin Skywalker w krasie, zagrożenie, którego nie potrafiła odrzucić.

- A co, chcesz mi się podobać? Aplikujesz na to stanowisko? - odgryzła się żartobliwym tonem, lecz gdzieś z tyłu głowy czuła pewne zdenerwowanie, nawet jeśli podejrzewała, że potraktuje to jako żart.

Jej oczy wciąż były zamknięte, ale czuła, że Anakin podchodzi i staje przed nią, a część jego ciała blokowała światło.

- Czy w ogóle muszę aplikować? Powiedziałbym, że wygrywam rekrutację bez niczego.

- Słucham?

- Powiedz mi, że się mylę. - Uśmiechnął się. - Mam wielu wielbicieli, ale...

- Wielu wielbicieli? - Zachichotała, nie otwierając oczu, co znacznie ułatwiało bronienie się przed czarem jego uśmiechu. - Czy mówimy o tych ośmiolatkach?

- Och, po prostu przyznaj, że jesteś zazdrosna, Sona.

Zajęło jej chwilę, zanim odpowiedziała. Może była. Może tylko odrobinę. Wiedziała, że Anakin ma wielbicieli, a jednocześnie nie mogła ich winić, bo bardzo łatwo było się nim zauroczyć - jednak zdecydowanie nie było to coś, do czego zamierzała się przyznać.

Prychnęła.

- Chciałbyś. Jestem nieporuszona.

- Mhm...

Wiedziała, że tego nie kupił, ale to wszystko było częścią ich małej gry, którą oboje uwielbiali.

- Naprawdę chcesz, żebym się tutaj nie skupiła. A myślałam, że dzisiaj będzie mi dane pomedytować. - Pokręciła głową, wciąż trzymając oczy zamknięte.

- Czyżbym cię rozpraszał?

To było niedopowiedzenie.

Stanął bezpośrednio przed nią, po czym przykucnął, by ich twarze znalazły się na tym samym poziomie.

- Nie otworzyłabyś dla mnie oczu? - zapytał, uśmiechając się szelmowsko, jakby wiedział, że ona widzi jego twarz dzięki Mocy.

- Nie, ponieważ nie chcę sobie przerywać medytacji.

- A, czyli gdybyś mnie zobaczyła, nie byłbyś w stanie się skoncentrować? Nie mogę cię winić, jestem całkiem czarujący...

Westchnęła, czując, jak wręcz promieniuje od niego duma.

- Czy twoje ego nadal mieści się w tej świątyni, czy powinniśmy mu zbudować dodatkowy pokój?

Zachichotał.

- Powiedziałabym, że jest duże, ale nie bez powodu. W końcu jestem niesamowity.

- A co jeszcze masz takiego dużego, Skywalker?

Ryzykowne. To pytanie było ryzykowne, ale nie mogła się powstrzymać. Chęć flirtowania z nim była silna, a fakt, że miała wciąż zamknięte oczy, dodał jej odwagi. Nawet jeśli dobrze wiedziała, że nie powinna tego robić.

Anakin rzeczywiście poczuł, że atmosfera w pomieszczeniu nieco się zmieniła, kiedy to powiedziała, ale nie zrobił nic, aby rozładować stale rosnące między nimi napięcie - wręcz przeciwnie, podobało mu się, więc zamierzał je podtrzymywać.

Sona go nie widziała, ale czuła, że w tym momencie na jego twarzy zagościł zadowolony uśmiech.

- Mój miecz świetlny jest dość duży.

Sona odchrząknęła, starając się nie doszukiwać głębszego znaczenia.

- Czyżby?

- Jak długo zamierzasz tu siedzieć i udawać, że nie chcesz mnie widzieć?

Westchnęła ponownie, nie chcąc otwierać oczu.

- Obi-Wan musi być święty, skoro z tobą wytrzymuje.

- Daj spokój. - Anakin przewrócił oczami. - Obi-Wan to ostatnia osoba, którą nazwałbym świętą. Jest bardzo cierpliwy, ale to wszystko...

- Fakt, jeśli ma ciebie za swojego Padawana, to musi odrabiać jakąś pokutę.

Dzięki Mocy Sona zobaczyła, jak Anakina jeszcze raz przewrócił oczami, na co zachichotała. Nie odpowiedział, poświęcając chwilę na przyjrzenie się jej ciału, ciesząc się tym, jak tunika otula jej kształty; nieczęsto widywał ją bez szaty, która sporo zakrywała.

- Czy twoje milczenie oznacza, że wygrałam? - zażartowała po chwili. - Czy mogę w spokoju kontynuować medytację?

Westchnął, co jej się nie spodobało.

- Naprawdę chcesz, żebym zniknął, co?

Oczywiście tak nie było, nawet jeśli jej medytacja została przerwana.

- Możesz do mnie dołączyć - powiedziała szybko, na co uniósł brwi.

- Wiesz, że nie jestem najlepszy w milczeniu - odparł w końcu, śmiejąc się nerwowo. - Ale jeśli mogę to robić z tobą, chętnie spróbuję. Nauczysz mnie?

Wreszcie Sona otworzyła oczy. Stał tam, jak zawsze atrakcyjny i obdarzył ją uśmiechem, który topił serca.

- Oto są. Te twoje piękne oczy. - Rozpromienił się, a ona szybko przełknęła ślinę, żeby nie zauważył, jak wielkie wrażenie wywarły na niej te słowa.

- Myślę, że przydałaby ci się medytacja. - Zachichotała. - Usiądź przede mną.

Usłuchał z chęcią i usadowił się na podłodze tuż przed nią ze skrzyżowanymi nogami. Nawet nie pomyślała, żeby powiedzieć mu, że powinien zachować pewien dystans; usiadł tak blisko niej, jak tylko mógł, stykając się z nią kolanami. Nie skomentowała tego, lecz jej ciało zareagowało, prowokując falę ciepła, podczas gdy Moc wirująca w tej małej przestrzeni między nimi zdawała się niemal wibrować.

Zdecydowanie nie były to dobre warunki do medytacji.

W zamyśleniu położyła mu ręce na ramionach.

- Siedź prosto. Rozluźnij trochę ramiona.

Posłuchał. W tamtym momencie Sonie trudno było powstrzymać się przed ponownym dotknięciem go. Choć było to niepotrzebne, chwyciła go delikatnie za nadgarstki i poprowadziła jego dłonie na kolana.

- Trzymaj ręce tutaj - powiedziała cicho, zerkając na jego twarz i szukając jakiejkolwiek oznaki świadczącej o tym, że dotyk mógł mu się nie spodobać. - I zamknij oczy. - Uniosła dłonie do jego twarzy, jakby chciała to zademonstrować.

Był to dość intymny dotyk, co Anakin też musiał zauważyć.

- Jesteś pewna, że musisz to robić? Wiesz, że mogę je zamknąć sam?

Na jej policzki wkradł się rumieniec. Zapędziła się na chwilę, lecz jak mogłaby nie?

- Oj, przepraszam, że próbowałam ci pomóc, Skywalker - odparła, żeby się jakoś uratować.

Anakin się uśmiechnął, a to była ostatnia rzecz, jaką zobaczyła, zanim ponownie zamknęła oczy, ale ten widok pozostał wyryty w jej pamięci.

- Dobra... I co teraz?

- Oddychasz. Sięgasz. Nie istnieje nic poza tobą i Mocą. Nie ma tutaj mnie, nie ma tego pokoju, nie ma świątyni... Tylko głębokie, przyjemne wdechy.

- W porządku - odpowiedział Anakin, naprawdę zamierzając wysłuchać jej rad. Zwykle był zbyt lekkomyślny, zbyt porywczy, by zająć się czymś w rodzaju medytacji, jednakże był chętny do nauki - zwłaszcza jeśli oznaczało to spędzenie z nią trochę czasu sam na sam.

- Czy jest coś jeszcze, co powinienem zrobić?

- Żadnego gadania. - Zaśmiała się. - Po prostu skup się na oddechu.

I tak też zrobił, naprawdę ciesząc się tamtą chwilą. Trudno było jednak czuć się całkowicie spokojnym, kiedy była tak blisko, kiedy ich kolana wciąż się stykały. Jej obecność była jednocześnie kojąca i ekscytująca, wywołująca w nim uczucia, których, Rada Jedi by nie pochwaliła. Na szczęście w tym pomieszczeniu nie było ani Rady, ani nikogo, kto mógłby ocenić jego uczucia...

O ile Sona ich nie wyczuła.

To było w jakiś sposób intymne. Siedzieli tam w całkowitym spokoju i ciszy, oddychali, Moc wirowała wokół nich, promienie ogrzewały ich ciała... Żadne słowa nie zostały wypowiedziane, lecz zdawało się, że tworzy się między nimi niewidzialna więź.

Anakin nie mógł nic na to poradzić. Skupienie nigdy nie było jego mocną stroną, szczególnie w jej obecności, więc otworzył oczy, żeby na nią spojrzeć, ciesząc się jej twarzą z bliska. Wyglądało na to, że tego nie wyczuwała i dalej siedziała tam w pełnym spokoju.

Naprawdę wyglądała pięknie. Jej twarz była całkowicie zrelaksowana, a on mógł przyjrzeć się każdemu jej szczegółowi jak jeszcze nigdy wcześniej. Naprawdę tęsknił za jej oczami - były o wiele ładniejsze, gdy były otwarte - jednak istniało coś jeszcze, na czym mógł się skupić, a były to jej usta. Różowe, niewinne i wręcz proszące się, żeby je poczuć, chociaż Anakin nie powinien nawet o tym myśleć.

A jednak to zrobił.

- Jesteś piękna, Sona - powiedział cicho, a jego ton był ciepły, pozbawiony jakiegokolwiek rozbawienia. Mówił szczerze, co do tego nie było wątpliwości.

Sona była tak zaskoczona, że natychmiast otworzyła oczy. Głos Anakina był cichy, ale w tym ogromnym, pustym pokoju słychać było nawet najmniejszy szept. Serce zaczęło bić szybciej w jej piersi, gdy jego twarz znalazła się znacznie bliżej niż wcześniej.

- O... - Tylko tyle była w stanie z siebie wydusić, kiedy na nią patrzył z uśmiechem tańczącym w kącikach jego ust.

- Naprawdę tak myślisz? - zapytała, bo musiała się upewnić.

- Zawsze tak myślałem - przyznał głośno i wyraźnie.

Głos Anakina odbił się echem od ścian. Kiedy zniknęło, w pokoju zapadła niebezpieczna cisza; jedynym dźwiękiem, jaki słyszeli, był ciężki oddech Sony. Co miała wtedy zrobić, kiedy wpatrywał się w jej usta, dając jej jasne wyobrażenie o tym, czego chciał? Moc ciągnęła ją ku niemu, a nie w drugą stronę.

Anakin nie mógł się powstrzymać. Nigdy nie był z nią tak blisko i, jakby tego było mało, bez nikogo innego wokoło. Jej usta były nie do odrzucenia, tak samo jak Moc przyciągały go do siebie. Poczuł suchość w gardle, której nie spodziewał się poczuć w tym momencie. Wydawało się, że minęły wieki, zanim w ogóle się poruszył, ale kiedy to zrobił, wszystko wydarzyło się szybko. Pochylił się jeszcze bliżej, zaledwie cal od jej ust, a jej serce zaczęło przyspieszać; to była ostatnia rzecz, jakiej się po nim spodziewała. Słyszała to walenie i trochę się przestraszyła tego, jak blisko się znaleźli, ale nie zrobiła nic, by się odsunąć. To była decyzja, którą podjął w ułamek sekundy - zanim zdążył zmienić zdanie, zanim stracił odwagę i zanim usłyszał swoje sumienie rycerza Jedi - pocałował ją.

To był krótki pocałunek, ale pełen tak wielu emocji, które oboje tłumili w sobie przez długi czas, emocji, które w końcu osiągnęły swój cel. Przez chwilę oboje byli ogarnięci szczęściem, aż dotarło do nich poczucie i niechętnie odsunęli się od siebie, jakby ktoś próbował rozłączyć dwa magnesy, ciągle szukające siebie nawzajem.

Przez chwilę oboje po prostu się w siebie wpatrywali. Policzki Sony były zarumienione; zastanawiała się, czy to zauważył, ale czy to tym powinna się najbardziej martwić? Łamali zasady Jedi, których oboje przysięgali przestrzegać, a ten pocałunek utwierdził ich w przekonaniu, że i tak byli już do siebie przywiązani.

Cisza wydawała się nie mieć końca, zanim Sona wreszcie odchrząknęła i w końcu przemówiła, próbując w stanie kompletnego szoku wyartykułować jakikolwiek sensowny dźwięk.

- Anakin... Ja...

- Wiem. Nie powinniśmy. - Jej głos zdawał się go wybudzić, a on sam westchnął z rozczarowaniem. - Ale nie mogę nic poradzić na to, co czuję. Posłuchałem Mocy.

Sona przełknęła ślinę i spojrzała w dół.

- Ja też.

Potem pochłonęła ich cisza. Targał nimi konflikt; oboje czuli się winni i jednocześnie tak bardzo szczęśliwi. Jak mieli zignorować bicie własnych serc, jedyne, co w tamtej chwili słyszeli?

- Musimy o tym zapomnieć - powiedziała w końcu, wiedząc, że to jedyna rozsądna opcja. Ale czy w tej sytuacji w ogóle istniało coś rozsądnego...?

- Wiem. - Kiwnął głową. - Ale... nie sądzę, żeby to było możliwe.

Ich oczy ponownie się spotkały, a Sona nie potrafiła myśleć o niczym innym poza tym, jak bardzo chciała go pocałować po raz kolejny, tym razem z większą pewnością, aby pozwolić sobie dostrzec szczegóły, na które pierwszy pocałunek był zbyt szokujący, by pozwolić jej zarejestrować. Jednak nie mogła, zresztą tak jak on.

- Wyczuwam Obi-Wana. - Anakin westchnął. - On jest gdzieś w pobliżu. Lepiej... lepiej już pójdę.

- Tak...

Żadne z nich nie chciało się rozstawać, ale wiedzieli, że fizyczna separacja mogła być jedynym rozwiązaniem na ich pragnienia w tamten chwili. Musieli przestać, zanim zrobią coś, czego będą żałować.

Problem w tym, że nie żałowali tego pocałunku.

⭐️

Żadna medytacja nie była w stanie wymazać emocji, które targały Soną po tamtym wydarzeniu. Z jednej strony czuła, że zrobiła źle, naginając kodeks bardziej niż kiedykolwiek, z drugiej uważała, że nie mogła się za nic winić. Wiedziała, że Moc też chciała tego zbliżenia, bez względu na to, co uważała Rada. Narastający w niej konflikt sprawiał, że nieświadomie unikała Anakina, obawiając się konfrontacji z własnymi uczuciami.

W noc poprzedzającą wyjazd Anakina sytuacja się pogorszyła.  Strach wypełnił jej serce, a najstraszniejsze wizje - głównie te przedstawiające jego śmierć - zaczęły ją prześladować. To wtedy zaczęła się zastanawiać... Jeśli miałaby go już nigdy więcej nie zobaczyć, może powinna mu się przyznać do tego, co czuła?


Czy jeśli tego nie zrobi, będzie ją to prześladować już zawsze?

Uczucia, które zaprowadziły ją tamtej nocy do jego sypialni, były niewytłumaczalne. Jednak w chwili, gdy zobaczyła jego drzwi, ogarnęła ją rzeczywistość.  To było żałosne.

Nie miała pojęcia, że ​​Anakin też nie spał. Wpatrywał się w sufit nad swoim łóżkiem, myśląc o nadchodzącej misji, gdy nagle coś zakłóciło jego myśli.

Znajomy głos rozbrzmiewający echem w jego głowie... Nie zajęło mu wiele czasu, zanim zdał sobie sprawę, że to głos Sony.

Jej myśli były tak pełne strachu i tak głośne, że mógł je usłyszeć poprzez Moc, nawet nieświadomie. Była blisko, a on naprawdę chciał wiedzieć dlaczego, zwłaszcza że w ostatnich dniach nie mógł o niej zapomnieć nawet na chwilę.

- Nie, nie mogę do niego iść, to takie głupie... Po co w ogóle tu przyszłam? Po co w ogóle miałabym mu o tym powiedzieć? Nie mogę mu powiedzieć prawdy...

Te słowa jeszcze bardziej rozbudziły jego ciekawość.  Szybko wstał z łóżka, po czym jeszcze szybciej podszedł do drzwi, czując, że zaczęła odchodzić.

- Sona - powiedział, sprawiając, że zatrzymała się w miejscu.

- Anakin? - Przełknęła ślinę, odwracając się, żeby go zobaczyć, a potem natychmiast zrobiła to ponownie, gdy zdała sobie, że stał przed nią bez koszulki. - O... Co tu robisz? - zapytała, jakby w ogóle się nie spodziewała, że go tam zastanie.

- Wyczułem cię. I wiem, że przyszłaś do mnie.

Ścisnęło ją w sercu. Nie mógł jej słyszeć, prawda?

- Przepraszam, nie chciałam cię budzić. Jutro masz misję, więc po prostu wrócę już do łóżka, dobranoc.

Anakin nie miał zamiaru odpuścić i użył Mocy, aby przyciągnąć ją do siebie, powodując, że westchnęła z szoku.

- Sona, powiedz mi, dlaczego przyszłaś. - Położył ręce na jej ramionach, podczas gdy ona próbowała nie patrzeć na jego nagi tors. - Wiesz, że nigdy... Nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Dlaczego się boisz?

Nie miała na to żadnej odpowiedzi. Patrząc w dół, miała tylko nadzieję, że to wszystko jakoś minie...

- Wejdź do środka, porozmawiamy. - Wskazał na swój pokój, po czym wpuścił ją i zamknął drzwi.

Ogarnęła ich kolejna cisza, której Anakin nie miał zamiaru znosić.

- Czy chodzi o...

- Cholera, po prostu się o ciebie boję, dobra? - powiedziała w końcu, przerywając mu, zanim wspomniał o pocałunku. - Jestem zdruzgotana samą myślą, że możesz zginąć podczas tej misji. To wszystko.

To oczywiście nie było wszystko, a tylko część prawdy, lecz i tak więcej, niż w ogóle zamierzała mu powiedzieć.

Anakina natychmiast złagodniał.  Serce zabiło mu szybciej, a on pomyślał, że już najwyższy czas, żeby przestał okłamywać samego siebie.

- Och, Sona... - Przysunął się do niej bliżej.

- Wiem, że jako Jedi powinnam być do tego przyzwyczajona, ale...

- Cii - szepnął i nagle ujął jej twarz w swoje dłonie, żeby na niego spojrzała. Wypełniło ją ciepło; nie spodziewała się tego.

- Rozumiem. Ja też będę się o ciebie martwił - przyznał. - Ale wrócę cały. I z kanclerzem. Zapewniam cię.

- Obiecasz mi? - zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać, a on skinął głową, uśmiechając się delikatnie.

- Mogę ci obiecać to i znacznie więcej.

Wszystko stawało się coraz cieplejsze - jej ciało, atmosfera, powietrze w malejącej przestrzeni między nimi, dłonie, które wciąż trzymały jej twarz.  Oboje patrzyli sobie w oczy z walącym sercem, a Moc wirowała wokoło, jakby próbowała zapowiedzieć, że coś się wkrótce wydarzy.

- Ufam ci, Skywalker.

- A ja bardzo się cieszę, że to słyszę. - Wzrok Anakina nagle powędrował na jej usta... I przypomniało mu się, jakie były cudowne.

- Sona, może zanim wyjadę... - zaczął cicho. - Może powinienem znowu zrobić coś, czego wcale nie żałuję.

Jego wzrok ponownie skierował się na jej usta, a wtedy wszystko stało się tak nagle, że nie zdążyła go powstrzymać: pocałował ją, mocno w usta, przyciągając ją jak najbliżej siebie.

I w tym momencie nic innego się nie liczyło. Odwzajemniła pocałunek, pogłębiając go natychmiast i kładąc ręce na jego nagiej klatce piersiowej dla podparcia. Jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek, mimo że umysł jeszcze nie zarejestrował tego, co się działo. Jej ciało zdawało się działać samo, wiedząc, że jedyne, czego pragnie, to on.

Jednak kiedy jej plecy uderzyły o drzwi pod naciskiem jego pocałunku, obudziła się.

- Anakin, nie możemy - prawie krzyknęła, odpychając go od siebie z największą siłą, jak tylko mogła.

- Nie chciałaś tego? - zapytał z niedowierzaniem, a jego serce prawie przełamało się na pół, gdy zobaczył jej minę.

, Nie chodzi o to, czego chcę, tylko... Nie możemy. Znowu się zapomnieliśmy. - Mówiła to wszystko z węzłem w gardle, wiedząc doskonale, jak bardzo chciała zostać z nim tu i teraz i oddać się nocy. - Przepraszam, ja... Życzę ci bezpiecznej misji - dodała i zanim mógł ją powstrzymać, jak najszybciej opuściła pokój.

Anakin stał przez chwilę w tym samym miejscu, jakby przyklejony do ziemi, po czym opadł na łóżko z nisko opuszczoną głową.

Wiedział, że nie powinni tego robić. Zatem dlaczego czuł się tak dobrze, gdy ich usta się spotykały?

Teraz wiedział, że niebezpieczna misja była jego najmniejszym zmartwieniem.

Sona szła z powrotem do swojej sypialni szybko, prawie biegnąc, powstrzymując łzy frustracji. Ten pocałunek, te kilka sekund były najszczęśliwszymi sekundami w jej całym życiu... A jednak nie powinna tego poczuć nigdy więcej.

Może Jedi nie byli tak doskonali, jak ich postrzegała... Jeśli nawet nie pozwalali na szczęście.

W końcu nie mogła już tego powstrzymać - zatrzymała się w jednym z korytarzy i pozwoliła łzom popłynąć, a jej szloch odbił się echem o ściany.  Z zakrytą twarzą nawet nie zauważyła, że ​​miała towarzystwo.

- Powodu do płaczu nie ma.

Sona prawie podskoczyła, gdy usłyszała głos Yody. Uniosła wzrok i natychmiast otarła łzy, uspokajając się.

- Och, Mistrz Yoda. - Ukłoniła się lekko.

Yoda przyglądał się jej badawczo.

- Konflikt w tobie wyczuwam.

Wiedziała, że ​​nie było sensu kłamać.

- Tak. Duży - szepnęła, nie patrząc na niego, a on na chwilę zamilkł.

- Zrobić sobie przerwę powinnaś - powiedział w końcu. - Tak wiele złych emocji do ciemnej strony prowadzi.

Skinęła głową, kłaniając się ponownie i myśląc, że przerwa naprawdę może jej pomóc.

- Tak zrobię, Mistrzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro