5. Przyłapani
Oczami Chrisa;
Przechodząc przez ten sam tunel co wcześniej, znów znaleźliśmy się w nowojorskiej bibliotece. Zamkneliśmy starannie przejście, rozglądając się, czy nikt nas nie widział. Zdziwiło mnie to, że w bibliotece panował półmrok, miałem wrażenie, że nie było nas kilkanaście godzin, kiedy my byliśmy tam zaledwie kilka godzin. Zrozumiałem wówczas, że panuje tam inna strefa czasowa mimo że jest to prawie za ścianą budynku.
- Czemu tu tak ciemno ? - szepnął Joe, próbujący się poruszać po omacku.
- Może dlatego, że zaszło słońce i jest już noc ? - zapytałem retorycznie i nieco ironicznie.
- No co Ty nie powiesz...prawdziwy geniusz z Ciebie - odpowiedział złośliwie.
- W Kroywen panuje inna strefa czasowa, tam czas płynie wolniej. - wytłumaczyłem, mrużąc oczy w ciemności.
- To Super, wiec która jest teraz godzina ? - szpnął do mnie.
Odsunąłem rękaw szarej bluzy patrząc na świecący w ciemności zegarek.
- 3:30 - powiedziałem, drapiąc się po głowie.
- No to utkneliśmy - Joe rozłożył bezradnie ręce.
- Masz kartkę i długopis ? - spytałem, domyślając się odpowiedzi.
- Na co Ci teraz kartka i długopis ?!
- Chciałbym przeliczyć nasze szanse na wydostanie się stąd. - chrząknąłem. Poczułem jak zdzielił mnie po głowie dłonią.
- Czenu musiałem akurat tu utknąć z Tobą ? - wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Chociaż myśle, jak możemy się stąd wydostać.
- Ty i te twoje pomysły, jak zwykle przydatne. Zejdziemy na parter i wyjdziemy przez okno - zaproponował Joe.
- A nie przyszło Ci może do głowy, że może tu być coś takiego jak alarm ? - prychnąłem, kręcąc głową i nagle w oczy zaczęło mi błyskać mocne, jasne światło.
- Dobrze, że w telefonach mamy chociaż coś takiego jak latarka - powiedział uradowany przyjaciel, nie przestając świecić mi nią w oczy.
- Mógłbyś nie świecić mi nią prosto w twarz ?! - szepnąłem, nieco głośnie. Joe zaczął świecić po wnętrzu sali w której się znajdowaliśmy.
- Wygląda na to, że będziemy musieli zaczekać tutaj do rana, a rano przemknąć się nie zauważalnie - powiedział, siadając na podłodze po turecku, opierając się o jeden z regałów.
- Ty i przemknąć ? Jakoś marnie to widze - powiedziałem ironicznie, siadając obok niego.
- Nie pomagasz tym swoim gadaniem - powiedział urażony.
***
Zasneliśmy niewiedząc nawet kiedy, obudziły nas promienie słońca, które wpadały przez wielkie okno do biblioteki. Potarłem oczy, po czym zabrałem z regału moje okulary, zakładając je na swoje miejsce. Delikatnie zacząłem trącać Joe'ego, który nadal spał sobie smacznie.
- Joe wstawaj, już rano - powiedziałem, szarpiąc przyjaciela za rękaw bluzy.
- Co ? Już ? - powiedział półprzytomny - Musimy się zwijać za nim ktoś nas przyłapie - dodał po chwili.
Zgramoliliśmy się oboje z podłogi, po czym ruszliśmy pewnym krokiem do wyjścia, kiedy stanęła przed nami młoda kobieta.
- Esmeralda, jak miło Cie widzieć. - powiedziałem z przygłupim uśmieszkiem, kompletnie nie wiedząc jak wybrnąć z całej sytuacji.
- Co wy dwaj tutaj robicie ? - zapytała podejrzliwie, mierząc nas spojrzeniem.
- Taaak my nadal szukamy tej książki - powiedział Joe ze sztucznym uśmiechem.
- Nie widziałam żebyście wchodzili do biblioteki ani jej wczoraj opuszczali. - uniosła jedną brew, spoglądając to na mnie, to na Joe'go. Wiedziałem, że ma nas w garści.
- Zrób coś za nim nas przymkną - szepnął do mnie bezradny kumpel.
- Masz tyle pracy, że nawet nie zauważyłaś. Powinnaś sobie wziąć wolne. - pokiwałem głową.
-No dokładnie, Esmeralda tak ? To miłego urlopu - powiedział w pośpiechu Joe, po czym wymineliśmy kobiete.
- Stać ! - powiedziała stanowczo za nami. Staneliśmy jak wryci, czekając na dalszy bieg wydarzeń.
- Brać ich. - Powiedziała pewnie kobieta, zadzierając głowe do góry.
Dwóch przypakowanych i wysokich kolesi podeszło do nas, biorąc nas za łachy i prowadząc na sam dół.
- Oj Esmeralda po co te całe wygłupy ? Przecież nic takiego nie zrobiliśmy - zaczął Joe podczas naszej wycieczki niewiadomo dokąd.
Kobieta nie odpowiadając na nasze pytania szła cały czas za dwójką mężczyzn. Nie rozumiałem co się dzieje, wczoraj była sympatyczną, miła osobą, a dzisiaj kimś zupełnieinnym. Coś w rodzaju rozdwojenia osobowości.
Dwóch mężczyzn zaprowadziło nas do pomieszczenia, przypominającego sale przesłuchań, dokładnie taką widywałem na filmach, gdzie przesłuchiwali zbrodniarzy. Teraz ja miałem być jednym z nich, kiedy nic takiego nie zrobiłem.
Ochroniarze, bodygardzi, jakkolwiek ich nazwać posadzili nas na dwóch krzesłach przy stoliku. Na przeciwko nas usiadła kobieta.
- Dobra, można wiedzieć o co tu chodzi ? Ktoś wreszcie powie o co wam do cholery chodzi ?! - Joe wstał unosząc głos, na co jeden z mężczyzn kładąc dłoń na jego ramieniu, usadził go z powrotem.
- Czy korzystanie z biblioteki stało się przestępstwem ? - zapytałem niepewnie, rozglądając sie po pomieszczeniu. Kobieta zaśmiała się, patrząc na nas.
- Zaczniesz w końcu blondi gadać ? - walnął dłonią w stół Joe.
- Nie tym tonem gówniarzu. - warknęła.
- To Ty jednak umiesz mówić, brawo - uniósł ręcę, przewracając oczami.
- Dlaczego szukacie przywódcy ? - zapytała, nachylając się w naszym kierunku.
- Nie rozumiem o czym mówisz - powiedziałem, opierając się wygodnie o oparcie krzesła.
- Nie udawaj Ty naukowa gnido... - powiedziała oschle, wstając od stołu.
- Możesz nie zwracać się tak do mojego kumpla ? Tylko ja moge go besztać - zaprotestował, kiedy próbował znów wstać bodygard znów go powstrzymał - Nie dotykaj mnie gorylu ! - warknął, szarpiąc się. Kilka minut później siedzieliśmy przywiązani do krzeseł.
- Dzięki Joe - szepnąłem do niego z ironią.
- Widziano was w Kroywen, pytaliście ludzi o przywódce strażników - powiedziała, stając przed nami.
- Skąd zwykła bibliotekarka, o tym wie ? - zapytał wyśmiewawczo Joe, wtem kobieta się zaśmiała. Nie wierzyłem własnym oczom, kobieta zamieniła się z blond kobiety w koku, w brunetke o pofalowanych, długich włosach, w czarnym skórzanym stroju oraz czarnych szpilkach.
- Jestem Elizabeth Taylor - powiedziała dumnie, zarzucając w tył włosy, a ja nadal nie mogłem otrzasnąć się ze zdumienia.
- Jestem SPMK - powiedziała powoli, akcentując każdą litere.
- A co to niby znaczy ? - zapytałem, poprawiając okulary na nosie.
- Strażniczka portalu miasta Kroywen. - wytłumaczyła, przechadzajac się.
- A czemu nas tu ściągnęłaś ? - zapytał Joe.
- Wkradliście się do naszego miasta, węsząc - powiedziała, opierając się o blat stołu.
- Nasza koleżanka Ave dostała amoku, powiedziała coś o strażnikach pokoju, a na ścianie rysowała znaki, taki jak ten twój - wskazałem na symbol na jej piersi.
Kobieta zaczęła zastanawiać się nad tym co jej powiedziałem, przyglądając się nam z uwagą.
- Musimy to sprawdzić - powiedziała wstając.
- Jorge, Fin zabrać ich do wozu, jedziemy. - powiedziała, kierując się do wyjścia.
- Ej, ale dokąd ? Halo ! - krzyknąłem, machając nogami w powietrzu, niesiony przez mięśniaka.
- Czas wreszcie poznać prawde - powiedziała, nieodwracając się, udaliśmy się na podziemny parking, wpakowani do wielkiego, czarnego auta.
Po której stronie stoi Elizabeth ?
Czy Ave wie więcej niż reszta jej przyjaciół ?
Czy odnajdą tajemniczego przywódce strażników ?
Czy wrócą jeszcze do Kroywen ?
Tego dowiecie się za tydzień ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro