Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Kroywen


  Oczami Chrisa:

- Witaj przygodo ! - krzyknąłem donośnie, kiedy przeciskaliśmy się przez tłumy przechodniów na jednej z nowojorskich ulic. Przyjaciele spojrzeli na mnie karcącym wzrokiem, a ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się przepraszająco. Jako naukowiec i człowiek badający świat potraktowałem całą sprawę jako wyzwanie. Może zostałbym pierwszym naukowcem na świecie, który, odkrył zjawiska paranormalne?. Mógłbym napisać o tym książkę, a za parę lat otrzymać pierwszą w życiu upragnioną nagrodę naukową. W pewnym momencie poczułem ból z tyłu głowy i jak się okazało zostałem zdzielony przez Joego, który od dłuższego czasu mi się przyglądał (czego nie zauważyłem pogrążając się w marzeniach)
- Stary, odbiło Ci? - zapytałem lekko rozgniewany, poprawiając okulary, które zjechały mi na czubek nosa przez wstrząs głową po uderzeniu.
- Mógłbyś się chociaż raz skupić i zejść na ziemie? - usłyszałem rozgniewany ton przyjaciela. Nie odpowiadając nic, spojrzałem na niego pytająco.
- Musisz nam powiedzieć, gdzie dokładnie jest ta biblioteka, którą namalowała Ave. - oboje wlepili we mnie wzrok, czekając na jakiekolwiek wskazówki.
- Prawdę mówiąc, gdybyście zaczęli interesować się literaturą i nauką jak ja... - przerwali mi, krzycząc w tym samym czasie:
- Chris!
- Dobra już dobra. To jedna z trzech głównych bibliotek Nowego Jorku. Na Broday Cast powstała pierwsza biblioteka, jest najstarsza z tych trzech. Broday Cast jest na rogu ulicy przy skrzyżowaniu. To nie daleko stąd. - wyjaśniłem Joemu i Dage.
- Świetnie, pospieszmy się, nie ma czasu. - pogonił nas Joe.
- Witaj przygodo! - ponowiłem swój wesoły apel, czekając, że tym razem i moi przyjaciele go podchwycą, lecz oni spojrzeli na mnie tylko spod ukosa dając mi do zrozumienia, że mam się przymknąć.

***

Nie raz bywałem w tej bibliotece, była ogromna i zachwycała każdego, kto tylko tam wszedł. Pod kopuła gigantycznych rozmiarów mieścił się olbrzymi hol. Będąc tu za pierwszym razem, miałem spore problemy, żeby odnaleźć się w tym miejscu. Na samym parterze, na którym znajdowaliśmy się w tej chwili, mieściła się recepcja, była tak wielka, że chcąc, nie chcąc nie dało jej się przegapić. Sądzę, że nawet ślepy by zauważył (z naukowego punktu widzenia oczywiście jest to niemożliwe), zwłaszcza złoty napis „Punkt Informacyjny" wiszący nad długą jak wąż ladą. Żeby się do niej dostać, trzeba było przemierzyć cały hol. Po oby stronach znajdowały się różne drzwi które, prowadziły w konkretne miejsca. Po prawej stronie parę metrów przed informacją znajdowały się kręte wysokie schody. Biblioteka mieściła pięć sporych pięter, każde posiadało trzy sale które, zostały podzielone na konkretne kategorie, tak by czytelnik z łatwością mógł znaleźć to, czego szuka (tak naprawdę nie było to żadnym ułatwieniem. Kiedyś książkę o płazach szukałem trzy godziny, więc sami przyznacie, że mimo wszystko to wcale nie jest takie proste). Podeszliśmy do punktu informacyjnego, gdzie miła, młoda Pani uraczyła nas swoim uśmiechem, gotowa odpowiedzieć na każde nasze pytanie, a przynajmniej te związane z biblioteką.
Joe jak to Joe i jego niewątpliwy urok osobisty „zajęli" miejsce na przodzie przy ladzie starając się jak najlepiej zauroczyć młodą kobietę, dowiadując się jak najwięcej.
- Szukamy...szukamy książek z symbolami, wie Pani..historia i te sprawy. - powiedział Joe mało przekonywająco. Wyraz twarzy kobiety zdradził, że nie wiele zrozumiała ze słów mojego mało dyplomatycznego przyjaciela. Postanowiłem ruszyć z odsieczą. Przesunąłem delikatnie Joego w bok zajmując teraz jego miejsce. Chrząkając dość głośno — czego wcale nie zamierzałem, ruszyłem do boju.
- Droga Pani, czy byłaby Pani na tyle uprzejma, by wyjawić nam, gdzie moglibyśmy znaleźć dzieła z zakresu historii Egiptu? - spojrzałem na nią starając się rzucić jej czarujące spojrzenie.
W tym momencie miałem wrażenie, że moje zachowanie ją rozbawiło. Zdradził to jej uśmiech, który starała się zakryć dłonią.
- Piętro drugie, pierwsze drzwi po prawej - powiedziała, próbując się nie roześmiać.
- Esmeralda tak? - przeczytałem z identyfikatora przypiętego do jej białej, zwiewnej koszuli.
Masz bardzo piękny uśmiech, ale chyba widzę Cię tu po raz pierwszy — Zagadałem, kiedy udało mi się odpędzić zawstydzenie. Niestety nie było mi dane usłyszeć odpowiedzi tej uroczej istoty, gdyż mój przyjaciel pociągnął mnie za ramię w stronę krętych schodów.
- Dzięki — rzucił obojętnie w stronę recepcjonistki.
- Wiesz co, wszystko potrafisz zepsuć. - powiedziałem z grymasem na twarzy.
- Spoko i tak by nic z tego nie wyszło. - odpowiedział złośliwie Joe.
- Że co proszę? Ja przynajmniej potrafiłem elokwentnie się wysławić, a nie jąkałem się jak Ty, nie mając kompletnie pojęcia czego szukam - odgryzłem się, unosząc nieco ton. Joe zatrzymał się, stając przede mną.
- Ave świruje, rysuje jakieś przeklęte symbole, śnią się nam jakieś posrane rzeczy, a Ty urządzasz sobie pogawędki z bibliotekarką?! Rozumiem, że w tej sytuacji twoja przyjaciółka nie ma dla Ciebie ani trochę znaczenia. Skoro tak to wracaj sobie do swojej Esmeraldy i zarywaj dalej ! - Powiedział podniesionym tonem, po czym odwrócił się kierując do sali, do której mieliśmy się udać.
- Ej chłopaki! Nie kłócicie się! Chyba mamy coś do zrobienia tak ? Musimy działać razem. - Wtrąciła Dage patrząc na mnie, po czym pobiegła za Joe. Nabierając powietrza w płuca, podążyłem za nimi. Byłem pewny, że Joe wkurzył się, że to ja lepiej poradziłem sobie przy recepcji. Zawsze to on musiał być tym najlepszym, a tym razem role się zmieniły, dlatego to tak go uraziło. Nie zrobiłem przecież tego specjalnie. Po prostu w sprawach naukowy radze sobie lepiej to chyba nic złego.

W sali z zakresu historii znajdowało się wiele regałów ustawionych alfabetycznie.
- Czego tak właściwie szukamy? - zapytała Dage przechodząc między regałami.
- Jakichś symboli. - rzucił z oddali Joe.
- Tak właściwie książki z Egipskimi symbolami - poprawiłem kumpla, czekając na ciętą ripostę, lecz takowej nie otrzymałem, wówczas zrozumiałem, że nastąpiły ciche dni między mną, a Joe.
- Rozumiem, że od dziś nie gadamy — wtrąciłem krótko otrzymując znów głuchą ciszę.
- No tak, teraz rzuć Focha i tupnij z melodyjką najlepiej. - powiedziałem lekko kąśliwie.
- Ktoś tak wykształcony, z tak wysokim poziomem inteligencji powinien chyba wiedzieć, że w bibliotece się nie gada - powiedział ironicznie, mijając mnie.
„Kurcze" - pomyślałem, „Tę rundę wygrał" - dodałem w myślach.
- Możecie w końcu przestać?! Zaczyna to być irytujące i ani trochę zabawne. - krzyknęła Dage patrząc na nas jak na dzieciaki, które właśnie coś przeskrobały.
- Ciiiii....- powiedzieliśmy jednocześnie, przykładając palec do ust, po czym przybiliśmy sobie piątkę na znak zgrania się w czasie.
- Dzieciaki... - pokręciła głową, wzdychając ciężko.
Joe i ja byliśmy super kumplami, traktowaliśmy się jak bracia. Można powiedzieć, że byliśmy jak bliźniaki, oczywiście dwujajowe, ale zawsze to bliźniaki. Lubiliśmy się czasem przepychać, dokuczać sobie, rzadko się kłóciliśmy, aczkolwiek to nam się zdarzało. Mimo wszystko byliśmy zgranym duetem.
W pewnym momencie zauważyłem, że Joe wbił wzrok w jeden z elementów znajdujących się na regale, na samym końcu przy ścianie.
Obserwowałem go, jak powoli zbliża się do punktu swoich obserwacji. Równie wolnym krokiem, jak on szliśmy centralnie za nim, czekając na jego kolejny ruch.
- Strażnicy pokoju — wyszeptał z kamiennym wyrazem twarzy.
- Joe? Wszystko okej? - zapytała niepewnie Dage wpatrując się w skamieniałego Joego.
- Strażnicy pokoju. To te słowa powiedziała do mnie wtedy Ave. - powiedział powoli, zapewne analizując wszystko po kolei.
- Wtedy, kiedy nic nie usłyszeliśmy? - zapytałemby się upewnić. Joe jako jedyny coś usłyszał. Chciałem mu wierzyć, chociaż trudno jest wierzyć w coś, czego tak naprawdę się nawet nie usłyszało.
Joe delikatnie pociągnął książkę z rzekomym napisem. Ku naszemu zdziwieniu książka nie chciała wysunąć się dalej. Gdy znalazła się w połowie, wystając z szeregu wielu książek, wtem regał obok przesunął się, tworząc tajemnicze przejście. Cała nasza trójka stała wryta w podłogę, próbując zrozumieć co właśnie się wydarzyło.
- Pójdę przodem - powiedział Joe, chcąc ruszać, lecz zatrzymałem go, łapiąc za nadgarstek.
- Nie sądzisz, że powinniśmy powiadomić kogoś z biblioteki o tym? - zapytałem, wpatrując się w przyjaciela.
- Zwariowałeś? To może być dla nas jakaś szansa. Nie zamierzam stać z boku i patrzeć jak wszystko się pieprzy.
Nie odpowiadając już nic, ruszyłem za Joe, który po tych słowach wszedł do tajemniczego tunelu za regałem. Korytarz był wąski i ciemny. W tle słychać było tylko szuranie naszych nóg po kamiennym podłożu. Zastanawiałem się długo, dokąd poprowadzi nas dziwny korytarz ukryty w ścianie starej, słynnej biblioteki.

***

Po jakiś 30 minutach wędrówki, gdzie zaczynałem mieć już wątpliwości, czy kiedykolwiek wyjdziemy na powierzchnie lub dojdziemy do jakiegoś konkretnego miejsca, dotarliśmy do budki telefonicznej. Ściślej mówiąc, w trojkę znaleźliśmy się w tej oto budce.
Po chwili udało nam się z niej wykaraskać. Wszyscy byliśmy zmieszani. Staliśmy teraz na środku miasta, które nieco przypominało Nowy Jork, ale wszystko było takie inne.
Można określić, jakby wszystko było do góry nogami. Auta jeździły tyłem albo może tak po prostu były zaprojektowane. Nazwy sklepów były pisane od tyłu, ludzie mieli na sobie ubrania na lewą stronę. Rozglądałem się po mieście, które wydawało mi się, że znam. Czułem, że już tu byłem albo po prostu to kolejny dziwaczny sen.
- Co jest do cholery? To jakiś dowcip? - wycedził przez zęby zdenerwowany Joe.
Staliśmy pośrodku miasta, które teoretycznie było nasze (przynajmniej próbowaliśmy w to wierzyć), a praktycznie to była jakaś dziwna rzeczywistość. Nie było nas chwile na zewnątrz by, aż tak przez ten czas się pozmieniało? Wystarczyła chwila, żeby całe miasto stanęło do góry nogami? Jedno było pewne. Musieliśmy poznać prawdę.

Przychodzę do was z 3 rozdziałem mojej powieści ;)
Mam nadzieję, że wam się podoba :) Jeśli tak to zostawcie coś po sobie ! ;)  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro